Świat w mroku. Pamiętnik ojca dziewczynki w zielonym sweterku Ignacy Chiger 7,5
ocenił(a) na 811 lata temu Obejrzałam jakiś czas temu film "W ciemności", nominowany do Oscara, stworzony przez wspaniałą reżyserkę Agnieszkę Holland, która wcześniej reżyserowała między innymi "Tajemniczy ogród", uwielbiany przeze mnie. Pod wpływem "W ciemności" zapragnęłam poznać książkę napisaną przez małą dziewczynkę, która wraz ze swoimi rodzicami i młodszym bratem, jak również z innymi Żydami ukrywała się w kanałach przez czternaście miesięcy. Było to dla mnie niebywałe, wzruszające, przejmujące...
Uratowane dziecko to Krystyna Chiger, a tytuł książki to "Dziewczynka w zielonym sweterku". Przy okazji dowiedziałam się o powstaniu powieści z tego samego okresu, czasu niewoli widzianej oczami jej ojca, którą właśnie tutaj chciałabym zaprezentować.
Dzisiejszy dzień w większości spędziłam wśród jedenastu żydowskich uciekinierów z lwowskiego getta, byłam tam tylko przez jedną niedzielę i było mi ciężko, bardzo trudno to znieść, więc nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak oni byli w stanie wytrzymać tam ponad rok? Dla mnie każda z tych osób to bohater, nie tylko ci, którzy pomagali im tam przetrwać, lecz także ONI, ci, którzy mieszkali w tych trudnych, nieludzkich warunkach, za przyjaciela mając szczury. Większość tej historii przepłakałam, obgryzłam też wszystkie paznokcie, świat obok mnie przestał istnieć, były tylko te wojenne lata i kanały...
Ignacy Chiger, jak inni Żydzi był człowiekiem zamożnym, wykształconym, szczęśliwym, do czasu. Miał żonę i dwójkę malutkich dzieci, córeczkę Krystynę, którą zwał Krzysią i synka Pawełka. Urodził się jednak w "złym" momencie, nie w tym czasie, co trzeba. Musiał zamienić dostatnie życie na warunki niegodne człowieka, getto, a po nim ciemność, strach, ból, wycieńczenie, smród, głód, niepewność o przyszłość swoją i swoich najbliższych. Cudem ocaleli, dzięki pracownikom kanałów, którzy pomagali im przetrwać w tych nieludzkich warunkach, którzy przynosili im jedzenie, narażając życie swoje i swoich rodzin. Jednym z nich był przestępca i złodziej, Polak Poldzio Socha, który zlitował się nad "kanią z pisklętami", jak mawiał o żonie Ignacego i ich dzieciach, stał się ich Aniołem Stróżem.
Książka jest naprawdę niezwykła, pozostanie w moim sercu i myślach, cieszę się, że i takie historie się zdarzały, wiem, były wyjątkami, ale jednak były. Czy my potrafilibyśmy z narażeniem własnego życia chronić życie innych, obcych nam zupełnie ludzi? Czy w naszych czasach kogokolwiek stać na ludzkie odruchy, czy panuje powszechna znieczulica i przestępcy chodzą wolni i beztroscy ulicami miast?
Na koniec cytat:
"Gdy wracałem z pracy, żona i dzieci cieszyły się, że mnie widzą żyjącego - ja zaś cieszyłem się, że zastałem przy życiu rodzinę. Tak mijał dzień po dniu w lęku o siebie nawzajem."
To naprawdę piękna opowieść, w dodatku oparta na historii prawdziwej, smutnej, ale kończącej się szczęśliwie. Polecam ją całym sercem, napisało ją samo życie.