Chuck Dixon - urodzony w 1954 roku, słynny scenarzysta komiksowy. W jego dorobku są obecne takie tytuły jak "The Punisher War Journal", "Catwoman", "Robin" i "Detective Comics". W tym ostatnim stworzył słynne historie "Knihgtfall" i "KnightsEnd", opowiadające o upadku Batmana za sprawą Bane'a.http://
Batman upadł. Został złamany. Jego miejsce zajął niejaki Jean-Paul Valley, który pogrąża się w szaleństwie, ale jednocześnie stara się być jak najlepszym następcą Gacka, łamiąc jednocześnie wszelkie zasady, jakie wyznawał poprzednik. Coraz więcej osób zaczyna zauważać, że Batmana już nie ma, a jego miejsce zajął uzurpator.
Z kolei Bruce Wayne próbuje podreperować swoje ciało, strzaskane po spotkaniu z Bane'm. Jedynym ratunkiem wydaje się być niejaka doktor Shondra Kinsolving, której zdolności mogą uzdrowić kręgosłup bohatera. Szkopuł w tym, że pewien jegomość porywa kobietę wraz z tatą młodego Robina i planuje wykorzystać umiejętności medyczki w sobie znanych celach. Wayne w towarzystwie wiernego Alfreda uda się na Karaiby, a potem do Wielkiej Brytanii.
Jednak nawet jeżeli cały zabieg się uda, to Bruce'a czeka rekonwalescencja w celu powrotu do formy, a okazja pojawia się na horyzoncie w postaci tajemniczej Shivy, która rzuca bohaterowi ofertę z tych nie do odrzucenia. Kwestią czasu jest też konfrontacja Batmana ze swoim nowym wychowankiem, który szkaluje nieco dobre imię swojego poprzednika.
Za jakość scenariusza odpowiada wiele zacnych nazwisk, takich jak Chuck Dixon, Doug Moench czy Alan Grant. Za rysunki odpowiadają zaś tacy artyści jak chociażby Graham Nolan, Jim Balent, Bret Blevins czy Mike Manley. Sprawia to, że po małym tąpnięciu w poprzednim tomie, tutaj całość wraca na odpowiednie tory i finalnie dostajemy naprawdę dobrą historię, o nieco odmiennym finale, który oferuje odkupienie nie tylko głównemu bohaterowi. Świetny zabieg.
Czwarty tom to zbiór przygód DC, który jest wart swojej ceny i stanowi pomost w pokazaniu pewnego fragmentu historii komiksu. Dla tych, który mieli przyjemność obcowania z serią Semic-TM to de facto wyprawa do czasów dzieciństwa i na pewno sentyment odegra dużą rolę. To przykład historii, która się co prawda zestarzała, ale nadal ma w sobie ukryte złoto. No i opasły tom ładnie prezentuje się na szafce. Aż mi nieco żal, że komiks wypożyczyłem, a nie kupiłem, ale w ramach oszczędzania trzeba było dokonać trudnych wyborów...
Wymęczył mnie mocno ten komiks. Sama koncepcja, że Joker jest śmiertelnie chory i planuje z przytupem opuścić ten padół łez brzmi obiecująco, ale w przypadku omawianej powieści graficznej wykonanie nie wyszło. Mamy tu przesyt postaci anonimowych nawet dla fanów uniwersum DC, za dużo mordobicia, za mało zaś śmiejącego się i przerażającego Jokera. Słowem - brakuje mi tu klimatu ponurego, mrocznego Gotham, okraszonego zabójczym śmiechem Księcia Zbrodni.
Czy coś zasługuje na pochwałę? Na pewno uwypuklenie nienawiści Barbary Gordon do Jokera, za sprawą której córka Jima Gordona ma wręcz obsesję na punkcie śledzenia poczynań klauna. W pewnym momencie Barbara jest gotowa na wszystko, by dopaść pana J.
Pewnym smaczkiem jest pojawianie się Azraela, a także odwołanie do postaci Nerona, który swego czasu polował na dusze zbirów i bohaterów ze świata DC (szczegóły w tomie "Rozpęta się piekło" kolekcji Hachette).
Na słowa uznania zasługuje też krótki esej umieszczony na końcu albumu, poświęcony zacnej twórczości Briana Bollanda, dzięki któremu możemy cieszyć oko kultowymi okładkami z Jokerem w roli głównej.
Reasumując, komiks ten niestety jawi się jako niewykorzystany potencjał. Nawet wiernym fanom Księcia Zbrodni lektura tej powieści graficznej może nie sprawić frajdy.