Sawantka Sylvia Andrew 6,5
To perełka w morzu średnich romansów pseudohistorycznych pisanych na jedno kopyto.
Postacie stworzone przez Sylvię Andrew totalnie mnie kupiły, mimo że początkowo się opierałam przygotowana na standardowe szrotowe doświadczenie – tak, byłam uprzedzona 😉. Hester to naprawdę bystra baba, a co więcej nie rezygnuje ze swojego intelektu na rzecz uczuć do chłopa. Jest też przykładem jednej z niewielu dobrze napisanych bohaterek żyjących w regencyjnej Anglii i sprzeciwiających się ograniczeniom nałożonym na naszą płeć. Zazwyczaj tego typu kreacje kobiece mają najzwyczajniej w świecie XXI-wieczną mentalność i tylko udają panny wychowane w epoce (ekhm… Eloise z netflixowych „Bridgertonów” ekhm…) albo – to chyba nawet gorsze – porzucają poglądy, gdy tylko autorka stwierdzi, że teraz jej przeszkadzają. Hester do nich nie należy i już samo to sprawia, że w moich oczach ta powieść stoi wyżej niż inni przedstawiciele gatunku.
A Robert bywa czasem ograniczony, jak już sobie coś uroi na dany temat, ale po pierwsze: wady nadają postaciom głębi, a po drugie: jego postawa tajemniczego mruka najzwyczajniej działa. Też nie mogłabym mu zarzucić, że to typowy hulaka albo przemysłowiec, który zazwyczaj partneruje głównej heroinie. Nie, on jest naukowcem. Poza tym do plusów mogę zaliczyć też to, że nie zachowuje się toksycznie i na przykład nie zmusza nikogo przemocą do zmiany zdania. Bardzo fajnie, tak trzymać 👍.
Zawsze doceniam dobrze wykreowane postacie poboczne, ponieważ często ratują mnie one przed straszliwą śmiercią z nudy, dlatego i w tym miejscu chciałabym się na chwilę zatrzymać. Na pochwałę zasługuje fakt, że dosłownie każdy bohater, który się w tej książce odzywa, ma nadany indywidualny charakter.
Na pochwałę zasługują też relacje nieromantyczne, które zawierają w sobie dużo serducha.
Przejdźmy dalej w tym ciągu tęczowych wyrzygów, bo mam jeszcze coś do powiedzenia na temat fabuły. O dziwo wątek romantyczny nie wydawał mi się wcale głównym, poboczne często wychodzą na pierwszy plan i jest to świetny zabieg, dlatego że powieść nie męczy. Już sama intryga Euklides x Zenon moim zdaniem wspaniała 💙. Akcja do samego końca idzie równo, nie wychodząc z realiów początku XIX wieku i mimo że zdawałam sobie sprawę, jak to się skończy (bo jest oczywiście przewidywalna i raczej prosta),chwilami czekałam na rozwój wydarzeń w napięciu. Jedyne większe zastrzeżenia, jakie mam w tej kwestii dotyczą niechronologicznego przedstawienia wydarzeń w finale. Mnie to rozwiązanie nie przekonało.
Oczywistą oczywistością jest to, że to żadne arcydzieło, ale zważywszy na przyjemność, jaką czerpałam z czytania i porównując tę książkę do innych z jej kategorii, moim zdaniem zasługuje na wysoką ocenę.