Lubię komiksy z Jonah Hexem. Pulpowe historie z okaleczonym, wyglądającym upiornie rewolwerowcem, który jest niezniszczalnym bohaterem w starym stylu, rodem właśnie z jakiś czasów groszowych magazynów i opowiadań, których chodziło o czystą akcję, niesamowitość, odrobinę grozy. W większości tytułów w serii o konfederackim herosie przemierzającym Dziki Zachód w latach po wojnie secesyjnej, dostajemy krótsze historyjki, z szybko zawiązywaną akcją i puentą w okrutnym, zdecydowanym stylu z grzmotem rewolwerów i dawką przemocy. A tym razem autorzy wpadli na pomysł długiej fabuły i to się nie sprawdza. Bo to zlepek przewidywalnych, schematycznych i całkowicie niedziałających wątków, klisz które zamiast dawać frajdę nużą i zniechęcają.
Rysunki nie wychodzą poza zwyczajową konwencję w tej serii, nie wyróżniają się, ale rysownik słabiej radzi sobie w twarzach.
Podsumowując chyba najsłabszy tytuł w serii.
Z jednej strony kolejny tom o przygodach Catwoman to kolejny bardzo dobry komiks ze scenariuszem Eda Brubakera, a z drugiej to album pełen dziur fabularnych. Czytając ten komiks odnosiłem wrażenie, że zabrakło tutaj kilku zeszytówek, które by dopinały fabułę. I niby komiks się kończy, nie ma zapowiedzi kolejnego albumu zbiorczego...ale Egmont zostawił czytelników bez zakończenia. Słabe to straszne i normalnie powiedziałbym, że "Catwoman: Pod presją" zasługuje na ocenę 7/10, ale z uwagi na brak zakończenia daję 5/10 i ostrzegam - TEN KOMIKS NIE MA ZAKOŃCZENIA.