Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński28
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Daniel Ekeroth
1
7,9/10
Pisze książki: muzyka
Daniel Ekeroth jest nie tylko deathmetalowym muzykiem, ale i autorem książek o filmach: "Violent Italy" i "Swedish Exploitation Cinema”. Od roku 1999 gra na basie w Insision, a 2007 dołączył do Tyrant, dawniej zaś udzielał się m.in. w Dellamorte i Diskonto.
7,9/10średnia ocena książek autora
107 przeczytało książki autora
131 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Szwedzki death metal Daniel Ekeroth
7,9
Zawsze 'siedziałam' w black metalu, jednak uznając że czasy międzygatunkowej wojny mamy już za sobą postanowiłam poszerzyć nieco swoje horyzonty.
Najwyraźniej jednak trochę się myliłam...
Książka pisana lekkim, zinowym językiem z mnóstwem bezpośrednich wypowiedzi muzyków i setkami wspomnień. Niby fajnie się czyta jednak już po chwili zaczyna kłóć nas w oczy pewna tendencja. Coś jest death metalem więc musi być dobre, coś jest black metalem więc musi być złe. A co jeśli coś jest black metalem i jednak nawet autorowi nie przejdzie przez gardło że jest złe?
Wtedy staje się death metalem. Da-dam!
Bez sensu no ale cóż - takie właśnie kwiatki tam znajdujemy.
Dowiemy się że Bathory to prawie death, bo Quorthon tak na prawdę chciał grać DM tylko jeszcze o tym nie wiedział, a Dissection czy Necrophobić to czysty, rasowy death metal.
Razi, jeśli zna się dobrze te kapele...
Nie wiem jak wielkim ignorantem trzeba być żeby wypisywać takie rzeczy.
Sięgnęłam po ta książkę również z 2 powodu.
Jako że prawda leży zawsze po środku ciekawiło mnie jak deathowcy przedstawią konflikt z Black Circle.
Niestety nie dowiedziałam się zasadniczo niczego ponieważ jedyne co w tym temacie mówi książka to że BC była tylko grupą pozerów którzy przechwalali się rzeczami których w rzeczywistości nie robili.
Wychodzi na to że i płonące kościoły były dziełem Photoshopa...
Reasumując książka nie jest zła, lekka do czytania, wprowadza w klimat młodzieńczego zapału szwedzkich prekursorów deathu.
Brakuje w niej jednak obiektywizmu.
Jeśli jesteś fanem DM przeczytaj - spodoba Ci się.
Fan BMu? Nie radzę...tyko się zirytujesz.
Masz owy podział w głębokim poważaniu? Możesz po nią sięgnąć jednak osobiście radziłabym skorzystać z bardziej obiektywnej literatury.
Szwedzki death metal Daniel Ekeroth
7,9
Będąc na fali demówkowego szału (bardzo cyklicznego zresztą, bądź cyklicznej) postanowiłem skrobnąć słów kilka na temat istnej skarbnicy wiedzy i wspomnień, traktującej o mojej ukochanej scenie death metalowej. Dumnie brzmiący tytuł „Szwedzki Death Metal”, bo o tej pozycji tu mowa, autorstwa Daniela Ekerotha, pozwala się przenieść w czasy przełomu lat 80 i 90, kiedy to death metal zaczynał się tworzyć, by następnie niczym plugawa zaraza opanować cały świat. Po krótkim, acz dość treściwym, wstępie i wyjaśnieniu skąd ów trend się wywodzi, jak też z jakich gatunków się rozwinął (zależnie od kraju),Ekeroth przystępuje do opisu rodzimej sceny. Opowiada o niemrawych jej początkach, o garstce znajomych chodzących na koncerty, o małolatach trudniących się tape tradingiem czy redakcją zinów czy wreszcie próbujących (w garażach lub piwnicach) przy pomocy starych instrumentów stworzyć coś niesamowitego. Wspomina, jak ciężka praca, życiowa pasja, a także zabawy, które niekiedy nie miały granic, doprowadzają młodych, uzdolnionych chłopaków do osiągnięcia sukcesu. Prosty język nie przeszkadza w żadnym stopniu, zaś natłok informacji nie zakłóca odbioru całości – wręcz przeciwnie, sprawia on, że lekturę po prostu się pochłania. Ów natłok różnorakich informacji – począwszy od wspomnień pijackich eskapad młodych twórców jednej z najlepszych scen na całym świecie, poprzez zabawne anegdotki lub przykre wydarzenia związane z wydawaniem debiutanckich albumów (procesy sądowe, oszustwa wytwórni itp.) czy na różnorakich relacjach interpersonalnych skończywszy (z kolegami z kapeli, przedstawicielami innych subkultur etc.). Do tego wzmianki na temat rewelacyjnych śmiercionośnych załóg, którym – nie wiedząc czemu – się nie powiodło. Liczne relacje postaci bezpośrednio zamieszanych w tworzenie się owego ruchu w Szwecji jedynie podnosi atrakcyjność i wiarygodność wspomnień zawartych w „Szwedzkim Death Metalu”.
Książka zawiera mini encyklopedię ze zdecydowaną większością ówczesnych (jeśli nie wszystkich) i nowszych kapel (ale tylko powstałych bodajże do 2007 roku, a szkoda…). Każda kapela opatrzona jest krótkim komentarzem – bardzo subiektywnym, z którym nie zawsze się zgadzam. Dodatkowo owe notki uzupełnione są o składy i dyskografie – istna skarbnica wiedzy. Opisane są również szwedzkie ziny, dodane mnóstwo zdjęć kapel, plakatów czy okładek czasopism oraz albumów i dem. Na ostatnich kartach zawarto kilka słów na temat osobników, którzy dzielili się wspomnieniami. Do tego książkę zdobi klimatyczna grafika stworzona przez jedną z najaktywniejszych postaci tamtejszych wydarzeń.
Przyznam szczerze, że całość czyta się rewelacyjnie, zwłaszcza przy akompaniamencie ówczesnych demówek czy debiutanckich albumów, które w połączeniu z lekturą silnie przywołują swego rodzaju nostalgię do tamtych czasów – nieważne, że w latach, gdy ów ruch wykształtował się w pełni, dopiero przyszedłem na świat; nie ma to znaczenia. Niepowtarzalny klimat zawarty w tej muzyce uwalnia się za każdym razem odtwarzając magię tamtych wydarzeń. Tak wspaniałe chwile, jak rozrost sceny i rozprzestrzenianie się jej niczym zarazy na cały kraj, a potem kontynent i świat, to coś niesamowitego – aż chciałoby się być częścią tych wydarzeń.
Żałuję jedynie, że Ekeroth skupił się jedynie na początkach i pierwszych kilku latach rozwoju śmierć metalowej kultury w Szwecji. Szkoda, bo poprzez takie podejście, nie poświęcił należytej uwagi świetnym zespołom, które nieco później dostąpiły zaszczytu wydania pierwszego długogrającego albumu, którymi uraczyli fanów ekstremalnie ciężkich brzmień. Mam tu głównie na myśli genialny God Macabre i ich „The Winterlong”, a także „Into Eternity” od Desultory czy chociażby „The Ending Quest” stworzone przez Gorement. Ale cóż, wszystkiego mieć nie można. W każdym razie, legendarne brzmienie „Sunlight” wiecznie żywe.
I jedyne, co kłuje w oczy, to powtarzające się co rusz: „chłopacy”…