Żeby cię lepiej zjeść Eduardo Gudiño Kieffer 7,5
ocenił(a) na 816 tyg. temu Gdybym był mieszkańcem Buenos Aires i przeczytał tę książkę w oryginale hiszpańskim w momencie jej wydania w 1968 roku, byłbym pewnie zachwycony zamieszczonym w niej literackim portretem tego kosmopolitycznego i zachłannego miasta oraz bogactwem wątków i nawiązań. Zresztą o wartości tej pozycji dla literatury argentyńskiej niech świadczy fakt, że w niecałe dwa lata od pierwszej publikacji nastąpiło pięć kolejnych wznowień. Widać zatem, że Eduardo Gudino Kieffer znalazł drogę do literackich gustów swoich rodaków. A pół wieku później? Cóż, mogę stwierdzić, że dla czytelnika polskiego jest to nadal bardzo przyjemna i wielowątkowa lektura, w której można poczuć atmosferę i problematykę dawno minionych czasów.
Książka posiada dość nietypową konstrukcję, gdyż mamy tutaj do czynienia z radosną zabawą literacką formą. Otóż autor zrezygnował z ciągłości narracji i stworzył coś, co nazwałbym narracją skaczącą. Cały zamysł polega na tym, że opowieść składa się z luźno powiązanych rozdziałów, w których naprzemiennie poznajemy losy i przemyślenia różnych bohaterów. W zasadzie jest tutaj pewna ciągłość chronologiczna, ale nie odgrywa ona większego znaczenia. Także bohaterowie, których poznajemy, są jedynie pretekstem do ciągnięcia opowieści o... no właśnie, o czym? Wydaje się, że słusznym jest teza z posłowia do polskiego wydania, w którym za pierwszoplanowego „bohatera” utworu uznano miasto Buenos Aires i jego mieszkańców. Wszystkie postacie, które przewijają się przez karty powieści, są niejako tylko narzędziem do oddania obrazu tego miasta u schyłku lat 60. XX wieku.
Warto zwrócić uwagę na datę wydania powieści, gdyż rok 1968 był dość istotny dla historii XX wieku. To rok wielkiego przewartościowania - rodzi się kultura hipisów, narasta bunt wobec wojny w Wietnamie, a świat pogrążony jest w szczytowym okresie Zimnej Wojny (kryzys kubański był ledwie kilka lat wcześniej). Echa tych wszystkich wydarzeń docierają oczywiście do stolicy Argentyny, a w szczególności do młodych, dopiero rozpoczynających swoje samodzielne życie ludzi. Jeśli zatem zastanowić się, dlaczego powieść ta w swoim czasie osiągnęła w Argentynie aż tak dużą popularność, koniecznie trzeba uwzględnić tzw. ducha czasów. W powieści Kieffera znajdziemy bowiem właściwie wszystkie problemy, jakie trapiły powojenne pokolenie w wolnym świecie Zachodu i jego peryferii. Stąd też dzieło argentyńskiego pisarza musiało bez problemu trafiać właśnie do tego nowego pokolenia, które odrzucało tradycyjne wartości takie jak rodzina, praca, hierarchia itp.
Taką właśnie postacią jest Sebastian, najszczegółowiej oddany przez pisarza i będący najprawdopodobniej jakąś formą alter ego Kieffera. Ten młody człowiek zmaga się z ciągłą presją społeczeństwa, rodziny i przyjaciół. To lekkoduch, który nie chce dać się usidlić codzienności w jej skostniałej formie. Na tym właśnie polega konflikt bohatera z matką, która za wszelką cenę pragnie uporządkować jego życie według własnego pomysłu (kariera, żona). Taki sam plan ma też Anna, dziewczyna zakochana po uszy w Sebastianie. Ten jednak ciągle rejteruje zarówno przed jedną, jak i drugą kobietą w swój własny świat. Cały problem tej postaci polega jednak na tym, że Sebastian nie potrafi jasno zdeklarować celu własnej egzystencji, a kolejne jej etapy i ucieczki od rzeczywistości coraz bardziej go męczą. Jego postawa życiowa jest zatem w jakimś stopniu postawą pokolenia roku 1968, dla którego świat dorosłych był rzeczą do obalenia, ale zamiast którego nie potrafili zaproponować daleko idącej alternatywy. Pacyfizm, wolna miłość, używki były oczywiście sztandarowymi hasłami pokolenia kontestującego tzw. establishment, ale koniec końców każdy z nich musiał dorosnąć i albo powrócić do świata, którego podstawy chciał zburzyć, albo postąpić jak Sebastian.
Argentyński pisarz w swojej powieści rozlicza się również z postępującym konsumpcjonizmem, który szturmuje Amerykę Łacińską (zresztą tak samo, jak resztę świata). Pojawiają się pierwsze wielkie marki, jak Coca-cola, woda „Ice Blue” czy brylantyna „Glostora”, które zaczynają atakować z wszechobecnych w wielki mieście migających szyldów reklamowych oraz coraz powszechniejszej telewizji. Warto jednak pamiętać, że gdzieś obok tego świata średniej i wyższej warstwy miasta Buenos Aires toczy się nadal walka o wartości i idee. W Argentynie nadal popularny jest peronizm, gdzieś pośród boliwijskich gór ginie Che Guevara, a lewicujące partyzantki nadal są silne, napawając lękiem amerykańskich „burżujów”. Tutaj też leży kolejny dylemat głównego bohatera, który przynależy do kosmopolitycznej warstwy społecznej Buenos Aires (jego matka podróżuje do Włoch i w rozmowę często wplata makaronizmy),ale jednocześnie odczuwa potrzebę identyfikacji z tymi, którzy są klasę niżej. Stąd właśnie epizod z ukryciem rówieśnika-kryminalisty czy nakarmienie młodocianego włóczęgi. Oba te wydarzenia ukazują Sebastiana właśnie w jego rozdarciu między warstwą, do której należy, a jego wrażliwością wobec innych. Słabość polega tutaj na tym, że chłopak nie jest w stanie jednoznacznie i definitywnie określić własnego światopoglądu. Nadal pozostając na utrzymaniu matki, czuje, że jego zaangażowanie w pomoc miejskiemu proletariatowi nie jest niczym innym, jak zwykłym oszustem i chwilową próba podreperowania własnego ego. Kieffer na tym przykładzie pokazał moralny dylemat wszelkich lewicujących chłopców i dziewcząt z tzw. dobrych domów, których postawa podobna jest do dylematu Sebastiana - chcą zmienić świat, ale jednocześnie nie chcą rezygnować z jego smakowania, z tego, co on oferuje.
Idźmy dalej, kolejnym tematem, którego chyba nie mogło zabraknąć w literaturze tego okresu, był konserwatyzm społeczny i zaściankowość, który w zasadzie możemy znaleźć w każdym społeczeństwie. W powieści wszelkie wady tego sposoby myślenia pisarz upchnął pod postacią dony Amparito, od której Sebastian wynajmuje mieszkanie. Ta niezbyt sympatyczna persona jest namiętną czytelniczką „Reader Diggest”, pisma będącego jej jedynym źródłem wiedzy o świecie, a do tego antysemitką, która panicznie boi się komunistów. Jeśli uwzględnimy do tego niezbyt pociągająca aparycję, delikatnie rzecz ujmując, mamy w rezultacie w tej postaci mocno karykaturalny obraz typowej dla Ameryki Łacińskiej konserwatywnej warstwy społecznej, której krytykę znajdziemy w twórczości wielu iberoamerykańskich pisarzy (np. u Llosy).
W takim duchu należy zatem odczytywać tytuł powieści - „Żeby cię lepiej zjeść”. Argentyński pisarz ukazuje w niej wszelkie zakusy świata dorosłych w stosunku do dorastającej młodzieży. Normy, obyczaje, konwenanse, pułapki ograniczonego czyhają właśnie po to, aby pożreć młode umysły, strawić je i urobić na własne podobieństwo. Dlatego też utwór Kieffera można zaliczyć do nurtu literatury buntu. Już jej forma odrzuca bowiem klasyczną konstrukcję powieści, o czym już wspominałem na początku. Autor mówi, że wszystko zostało już napisane, zatem jego powieść jest próba stworzenia czegoś nowego. Służy temu również język, który nie do końca da się przełożyć w procesie translacji, gdyż argentyński pisarz czerpie słownictwo ze slangu świata przestępczego oraz żargonu portowego miasta Buenos Aires, co będzie zabiegiem zrozumiałym wyłącznie dla Argentyńczyków. Ale również styl narracji nie należy do klasycznego, gdyż pełen jest słownych gierek, zaskakujących zmian formy i tempa opowieści, a także nastrojów balansujących od ostrej ironii, przez depresyjną refleksyjność, po wzruszające i chwytające momenty, jak pogrzeb ptaszka należącego do Kwiatu Irupe.
Zatem po ukończonej lekturze tajemnica sukcesu na rynku argentyńskim tej książki w swoim czasie jest dla mnie całkowicie jasna. Zapewne większością jej odbiorców były osoby młode, dla których przesłanie zawarte w „Żeby cię lepiej zjeść” było doskonale zrozumiałe. Przełom lat 60. i 70. był czasem fermentu intelektualnego, a literatura była wtedy jednym z jego głównych nośników. Klimat tych czasów można odkryć w książce Kieffera, która okazał się być ciekawą podróżą w przeszłość i jednocześnie całkiem interesującą pod względem formy lekturą.