Poeta, prozaik, tłumacz. Debiutował na łamach dwutygodnika „Kamena” w 1972. Po ukończeniu studiów (UMCS 1974) do czasu ogłoszenia stanu wojennego był pracownikiem naukowym Wyższej Szkoły Pedagogicznej (dziś Akademia im. Jana Długosza) w Częstochowie. Jest autorem kilku zeszytów poetyckich, tomików wierszy, zbioru opowiadań, tomu reportaży. Najważniejsze z nich to Dziesięć wierszy dla Grosza (Lublin 2005) - nagroda główna w konkursie Oddziału Lubelskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich na najlepszy tomik poetycki roku, Spacer po linie (Lwów 2008) - wspólnie z Anną Bagrianą, Ballada o żyletce (Warszawa 2009),Jak mało…Ks. Józef Gacki (1805–1876) zarys biografii (Radom 2012). Nominację do Nagrody im. J. Mackiewicza i Nagrodę Marszałka Województwa Mazowieckiego w 2010 przyniósł mu zbiór wstrząsających reportaży z Kresów Do zobaczenia w piekle (Warszawa 2009). Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Współpracuje z wrocławską „Odrą”, warszawską „Twórczością”, dwumiesięcznikiem „Lublin, kultura i społeczeństwo”, radomskim „Miesięcznikiem Prowincjonalnym”, częstochowską Galerią. Jest laureatem wielu nagród, w tym Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Hryhorija Skoworody (Ukraina, 2012),Międzynarodowej Nagrody Literackiej Mikołaja Gogola (Ukraina,2013),Ogólnopolskiej Literackiej Nagrody im. Bolesława Prusa za 2013 rok.
Przede wszystkim Kruszyński (choć to nie opowiadanie, ale fragment nowej powieści; to jednak jest świetny prozaik. A tytuł - "Piesza miłość" - majstersztyk!),potem Żmudzin i Równy; w tej kolejności. Bardzo dobrze czytało mi się Szczerka, ale z całą pewnością to, co napisał do zbioru "Powroty" nie jest opowiadaniem. Potem nic i Podsiadły-Natorska, a za nią Jeromin-Gałuszka (bezpretensjonalne, sympatyczne historyjki). Problem mam z Bartosem i Pestką. Formalnie, stylistycznie ich opowiadania są nieomal nienaganne, ale w warstwie fabularnej... Przez tekst Bartosa przebrnęłam z najwyższym trudem; kompletnie nie zainteresowała mnie opowiedziana przez niego historia. A fabuła u Pestki... Nie dość, że męczy Czerwiec '76, to jeszcze po linii najmniejszego oporu - schemat kat i ofiara. Kępa napisał nie opowiadanie, a jedną ze scen dramatu (znakomicie się czyta z podziałem na role),a Wlazło jedzie Chmielewską. Tekst Litwinek nie zasługuje nawet na wspomnienie. Powalił mnie szeregowy-poborowy, czyli 21-latek, który w 1932 roku mówi po rosyjsku. Sic! Bo jak - z rozbrajającą głupotą - twierdzi autorka, język zaborcy siedzi w ludziach. Z pewnością; zwłaszcza w tych, którzy w momencie, gdy zaborcy odeszli w siną dal, mieli 3 lata. "Molodiec" to dla niej "młodzieniec, chłopiec", chłop z podradomskiej wsi mówi raz małopolską gwarą, raz warszawską. Na "litewską" stylizację wypowiedzi Żwirki spuszczam zasłonę milczenia.
Jeśli to eksperyment to skrajnie nieudany.
Początkowo byłam nawet zaciekawiona tą konstrukcją wymyślającego dyrdymały ubeka, na początku myślałam też że to reportaż, napisany w sposób niecodzienny. Ale kiedy w końcu dotarło do mnie że ani formalnie, ani w treści nie jest to ciekawe, tylko napuszone i napompowane to z trudem szło mi czytanie tej książki. Szkoda, bo nie ma nic oprócz pozycji z zakresu historii o radomskim czerwcu.