Rzeka szaleństwa Marek P. Wiśniewski 6,1
ocenił(a) na 612 lata temu Długo ślęczałam nad recenzją tej książki. Nawet miałam jej nie pisać, bo po co, jak nie ma nic do powiedzenia. Koniec końców, jak miliard ludzi mnie pytało o nią, coś tam powiedzieć musiałam i tak z tych wszystkich wypowiedzi coś udało mi się sklecić. Jak ktoś zaskoczy cię pytaniem, zazwyczaj odpowiadasz mechanicznie, całą prawdę, bo nie ma czasu na myślenie i upiększanie wypowiedzi.
Pierwsze sto stron przypomina współcześniejsza wersję "Jądra Ciemności". Narrator używa tego stwierdzenia dwukrotnie, przywołując ten klasyk chyba celowo. Chyba, bo w sumie po przywołaniu takiego wzoru, odechciewa się czytać jakiejś taniej próby odtworzenia tej ponadczasowej historii. Niestety nic lepszego do roboty w pracy nie miałam, innych książek sobie nie wzięłam, więc czytałam dalej. Bieg wydarzeń rozwijał się, z czasem już niczym nie przypominał podróży z książki Josepha Conrada. Główny bohater to Michał (czyżby autor się utożsamiał?). I co by o nim nie powiedzieć, desperacja przemawia się z niego od pierwszych stron, łapie się niebezpiecznej, podejrzanej roboty, zgadza się na rejs na jakimś wraku, a w dodatku w nieprzyjemnym towarzystwie, tylko dlatego, że właściwie nie ma innej opcji. Jego rówieśnicy dawno już pchają wózki z potomstwem, mają żony, pewne posady i wyśmienite życie bez wyskoków. A on? Nie dość, że wziął udział w wyprawie naszpikowanej dziwnymi historiami i wydarzeniami to jeszcze nie powrócił z niej - został w jeszcze dziwniejszym miejscu.
Debiut Pana Wiśniewskiego wyróżnia się doskonałymi opisami, które sprawiają, że obraz wyskakuje nam w głowie od razu oraz mistrzowskie prowadzenie akcji, ale... No tak zawsze jest jakieś ale... W życiu codziennym używamy wiele makaronizmów. Rozumiem, jeśli w książce w dialogach pojawiają się. Tylko na litość boską, dlaczego postać czuje się 'gut', a nie 'good'? Przez chwilę myślałam, że przewidziało mi się, ale przy drugim takim błędzie już nie mogłam tego tak łatwo przeoczyć. Opisy postaci niestety nie są tak dobre, jak opisy krajobrazu. Właściwie nie wiem, jak to jest być 'dalece podobnym do kogoś' - czyli no jest się podobnym, czy nie jest? Co właściwie ma się podobnego?
Książka ma coś w sobie, skoro ludzie pamiętali, że ją czytałam, pamiętali tytuł i pamiętali, by o nią zapytać. To albo aura rodzimego autora, albo okładka i tytuł. Jak opowiadałam (w sumie spoilowałam) fabułę ktoś doszukał się podobieństwo do Solarisu Lema. Możliwe, że autor się klasykami inspirował, nie jest to zabronione, wręcz czasem pożądane.
Po przeczytaniu książki wrażenia miałam ... no nie miałam. Książka, jak książka, ani uczucia grozy, ani strachu. Przez chwilę doszukiwałam się czegoś więcej w tej opisach, jakiejś analogii do PRL, komuny? Pasowało by w sumie polski autor. Na szukaniu się skończyło, migło mi tylko jakieś dziwne przeczucie czegoś więcej. Mam nadzieję natomiast, że ten debiut jest zapowiedzią nadejścia następnego dobrego polskiego pisarza. Początek niezły, a co może być dalej? Byle by się na debiucie nie skończyło!