Na końcu będzie słowo Andrzej Zimniak 6,6
ocenił(a) na 847 tyg. temu Jest to jedna z najbardziej nieprawdopodobnych książek, którą ciężko nawet opisać w krótkiej recenzji. Tematyka, humor, zagadnienia, metafory, światy, technologia - wszystko w tym zbiorze opowiadań jest ciężkie, specyficzne i jak wspominałem ciężkie do opisania. U Andrzeja Zimniaka jeśli coś dzieje się w przyszłości to mamy uczucie jakby autor przeniósł nas mocno do przodu i każdy jeden szczegół uległ transformacji. Od zachowań międzyludzkich, przez język a kończąc na technologii. Jeśli autor opisuje nasz znany świat, ale w innej rzeczywistości to ma się od razu tego świadomość, bo wszystko jest znane, ale inne. I tak cały czas. Nie ma delikatnego nakrapiania "przyszłością", tylko jest pełne zanurzenie. Jest przyszłość? To idź się utop człowieku w zwykłych dialogach, które są tak zaawansowanie technicznie, że ledwo zrozumiałe. Dużo osób się odbije od tego, ale jak już się człowiek przyzwyczai, to ma to swój urok.
Większość opowiadań jest mocnym sci-fi, część zahacza o fantasy. Wszystkie jednak traktują o przemianie, czy to ludności całych planet, głównego bohatera, czy nawet fizyczno-duchowo-astranej. No i właśnie o czym są te opowiadania? Jest tego taki rozstrzał, że każdy znajdzie coś dla siebie. Mnie spodobały się najbardziej historie:
"Rozpakuj ten świat" - Co by było, gdyby ktoś w prawdziwym świecie używał WinRara i co wtedy stałoby się z jego światem? Krótka historia pięknej miłości z refleksyjnym oraz niespodziewanym finałem.
"Przynieś mi serce matki Teresy" - Kolejna bardzo technokratyczna, skomplikowana opowieść o nurku, który potrafi zanurzać się w przestrzeni, przenikać ją i podróżować w kosmosie/między wymiarami. Pewnego dnia dostaje ofertę z rozkazem zabicia pewnej istoty, która mieszka w słońcu i która porywa oraz dziesiątkuje kosmiczne plemię wyspiarzy.
"Na końcu będzie słowo" - Bez wątpienia najlepsze opowiadanie zbioru i jedno z lepszych jakie czytałem kiedykolwiek. Historia korespondencji, która dosłownie przeszła do historii. Świetna, ciepła i jak to w wykonaniu Zimniaka, w specyficznej formie opowieść o transcendencyjnym doświadczeniu. To opowiadanie powinno znaleźć się w zbiorach arcydzieł sci-fi, nie tylko polskich.
"Śmierć ma zapach szkarłatu" - Zdrajca dostaje wybór. Albo kara śmierci, albo praca dla rządu jako szpieg w celu rozwiązania szajki, próbującej wysadzić tamę. W tym celu jego świadomość została skopiowana do ciała zmodyfikowanej ważki. Absurd, symulacje rzeczywistości i kryminalna zagadka z mocnym humorem w tle.
"Kontrakt pięciominutowy" - O sprzedaniu swojej duszy, a właściwie o wynajmie duszy, przez pewną nadludzką istotę. Wynajęta dusza miała za zadanie walczyć z maszynami zwanymi berserkerami. Pojawia się pytanie "kim tak naprawdę był nasz pracodawca, z kim tak naprawdę walczyliśmy i czy staliśmy po dobrej stronie w tym konflikcie".
"Marsjańskie smoki" - Satyra postaci Elona Muska i całego spektaklu zasiedlenia Marsa. Tajemnica, różne wymiary patrzenia i obca cywilizacja, która chce zaszczepić swoją filozofię Ziemi.
Do tego co napisałem wyżej, dodam jeszcze, że książka jest bardzo trudna w odbiorze a język specjalnie jest sfuturyzowany. Zwykłe rzeczy określane są na zasadzie, cytuję: "przebywamy w polu rażenia odwracalnego gradientu entropii i labilnej probabilistyki" - jednak to wszystko jest zabiegiem celowym, bo zdania takie zwykle wypowiadają byty o wiele bardziej zaawansowane od ludzi (lub ludzie z wiedzą znacznie wykraczającą ponad dzisiejszą znaną nam naukę). W książce jest dużo satyry i totalnego absurdu. Właściwie to wszystkie opowiadania łączy narracja z dużą dawką ironii czy bohater wywodzący się z loży szyderców.
Jeśli miałbym ją polecać to raczej dla weteranów science-fiction, którzy szukają odskoczni od banałów i historii, które nie są wyłożone na talerzu. Czytelnik w znacznym stopniu sam musi sobie dopowiedzieć o czym tak naprawdę jest rozmowa dwóch postaci, którzy używają techno-bełkotliwego języka. Wymagający odbiorca powinien jednak docenić kunszt Andrzeja Zimniaka.
Sięgnąłem po audiobook i w takiej formie moim zdaniem najlepiej zapoznawać się z tym zbiorem. Wydaje mi się, że skomplikowany, przyszłościowy język, lepiej brzmi w ustach lektora, niż brzmiałby w naszych głowach z tekstu. Dlatego trzeba pochwalić genialnego Grzegorza Felusia, którego naprawdę świetnie się słuchało.