Saint-Elme. Tom 2 Frederik Peeters 7,9
ocenił(a) na 75 tyg. temu Jak nieraz mieliśmy już okazję się przekonać, małe miasteczka mają to do siebie, że często dzieją się w nich rzeczy, których po takich społecznościach byśmy się nie spodziewali. Gdzieś na uboczu, w cichych, spokojnych, nieraz zapomnianych miejscach również czai się zło. W tym roku doświadczyliśmy tego na przykładzie komiksu Saint-Elme. Dziś wracam do tej historii w jego drugim tomie.
Na początek małe przypomnienie. Detektyw i narzucona mu asystentka przybywają do miasta zbadać sprawę zaginięcia. Saint-Elme rządzi bogata rodzina z powiązaniami w przestępczym światku. Odbywa się tam przemyt narkotyków. Wszystko zaczyna się jednak od tajemniczej dziewczynki, namalowanego krwią znaku oraz drobnego przestępcy, który wpada w morderczy szał.
W drugim tomie Saint-Elme odkrywamy kolejne mroczne sekrety tego „urokliwego” miejsca. Zaczynamy od wątku, na którym zakończyła się poprzednia część. Zdawało się, że jest już po jednym z głównych bohaterów, co było wielką niespodzianką. Pewności jednak nie mieliśmy pomimo kałuży krwi, w której leżał gdy ostatnio go widzieliśmy. Ktoś musi ten bałagan posprzątać i jest to główny motyw fabuły.
Wraz z następnymi częściami tej historii coraz lepiej poznajemy jej nieraz naprawdę dziwnych bohaterów. Tym razem autorzy bardziej skupiają się na tych złych. W szczególności dotyczy to największego dziwaka, jakby żywcem wyjętego z filmu Davida Lyncha, Derwisza. Dziwnie gada, dziwne się zachowuje, jakby cały czas był mocno naćpany. Jednocześnie, wykazuje sporą trzeźwość umysłu, potrafi się nieźle bić i zdecydowanie ma zadatki na psychopatę. Najbardziej zapada w pamięć po lekturze tego tomu.
Rozbrajające jest poczucie humoru Serge’a Lehmana. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy wspomniani wcześniej złoczyńcy w trakcie rozkminiania co zrobić z nieprzytomnym detektywem i kilkoma trupami zaczęli kłócić się o nieużywanie słowa „czarnuch”. Takich absurdalnych rozmów jest tutaj więcej i idealnie pasują one do unikalnego klimatu miasta i całej historii opisanej w Saint-Elme.
Genialny jest sposób w jaki Frederik Peeters buduje klimat komiksu za pomocą kolorów. Nie ma tu żadnych szarości, a barwy nie jeden raz podkreślają atmosferę danej sceny i tworzą odpowiednie napięcie. Ma się wrażenie, że Saint-Elme to takie miejsce oderwane od rzeczywistości, jakby z innego świata. Oglądając kolejne plansze od razu czuć specyficzną atmosferę.
Trzeba podkreślić, że drugi tom komiksu to wciąż budowanie tego świata i odkrywanie jego sekretów. Nie wiemy jeszcze do końca o co tutaj tak naprawdę chodzi. Czy w grę wchodzą jakieś nadprzyrodzone moce? Czy to tylko kolejne miejsce, w którym rządzą uciekający się do wielu nielegalnych ruchów bogacze, czy może jednak coś więcej? Obserwowanie jak kolejne elementy tej układanki wpadają na właściwe miejsce sprawia mi ogromną przyjemność i wierzę, że z wami będzie podobnie.