Redaktor wydawnictwa zgłosił zastrzeżenia co do pewnej scenki, przeniesionej przeze mnie wprost z życia. Staremu murarzowi Maladze przynoszą...
Najnowsze artykuły
- Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
- ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
- ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
- ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jacek Trznadel
Źródło: zdjęcie autorskie
15
6,4/10
Urodzony: 10.06.1930
Pisarz, poeta, tłumacz, krytyk literacki i publicysta.
6,4/10średnia ocena książek autora
166 przeczytało książki autora
253 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Kolaboranci: Tadeusz Boy-Żeleński i grupa komunistycznych pisarzy we Lwowie 1939-1941
Jacek Trznadel
4,9 z 7 ocen
22 czytelników 3 opinie
1998
Powrót rozstrzelanej armii (Katyń - fakty, rewizje, poglądy)
Jacek Trznadel
7,0 z 1 ocen
6 czytelników 1 opinia
1994
Płomień obdarzony rozumem : poezja w poezji i poza poezją : eseje
Jacek Trznadel
6,0 z 2 ocen
3 czytelników 0 opinii
1978
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
(...) to hańba dla intelektualisty ugiąć się przed rzeczywistością kłamliwą i despotyczną, tylko dlatego, że jest, że zewsząd otacza.
(...) to hańba dla intelektualisty ugiąć się przed rzeczywistością kłamliwą i despotyczną, tylko dlatego, że jest, że zewsząd otacza.
3 osoby to lubią(...) to hańba dla intelektualisty ugiąć się przed rzeczywistością kłamliwą i despotyczną tylko dlatego,że jest, że zewsząd otacza.
(...) to hańba dla intelektualisty ugiąć się przed rzeczywistością kłamliwą i despotyczną tylko dlatego,że jest, że zewsząd otacza.
3 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Powrót rozstrzelanej armii (Katyń - fakty, rewizje, poglądy) Jacek Trznadel
7,0
Lektura trudna i wymagająca, no i co tu dużo mówić niestety niszowa, dla czytelnika o więcej niż podstawowej znajomości tematu, szczególnie trudny początek z rozdziałem „Katyń – ostatnia droga”. Całościowo bardzo złożona, porusza tematy o których już pisano, ale nie tylko, dotyka także tematów albo raczej wątków, którymi do tej pory się nikt nie zajmował lub najzwyczajniej nikt o nich nie pomyślał. Można oczywiście powiedzieć, że jest to książka, wydana dawno temu, a zatem zdezaktualizowana, można powiedzieć, że wiele się zmieniło, a zatem stan badań, dostęp do źródeł itp., itd. … ale tak nie jest zaryzykuję tezę, że pod tym względem jest nawet gorzej niż było z górą 20 lat temu. Rosja spadkobierca i kontynuator sowieckiej polityki, w żaden sposób nie jest zainteresowana pomocą w wyjaśnieniu zbrodni, ujawnieniu akt itp., ba powiedziałbym, że stanowisko jej w tej kwestii jest stanowiskiem bardziej nieprzejednanym niż dwadzieścia lat temu i po prostu sowieckim, RP nie jest w stanie uzyskać zwrotu archiwów, które normalnie Rosja oddaje innym krajom, a Polsce nie, a co dopiero mówić o dokumentacji zbrodni…. Odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że dobra wola i faktyczne ujawnienie archiwów pomogłoby może nie w szybki, ale konkretny sposób wyjaśnić wiele zagadek i odpowiedzieć na wiele pytań stawianych w książce, chociażby jak wyglądał faktyczny przebieg zbrodni. Nie powtórzę dokładnie słów, ale pięknie powiedział to rotmistrz Czapski, że w ówczesnej Rosji władza wiedziała dosłownie wszystko na temat szczegółów życia każdego obywatela, że niespodzianki były możliwe, kiedy przebywał w Rosji w 1919r, a za czasów Stalina można uzyskać tylko to na co zgodził się sam Stalin. Myślę zatem, że dalej ukryta jest bardzo dokładna wiedza na temat śmierci i jej przebiegu tak dużej grupy jaką byli polscy oficerowie, być może istnieją dokumenty dotyczące nie tylko tej zbrodni.
Co konkretnie zwróciło moją uwagę?
Poza całym szeregiem spraw większych i mniejszych interesująco brzmi pytanie jak polski wywiad czy też kontrwywiad przed wybuchem wojny szkolił lub informował dowódców na temat postępowania Sowietów, co o tym w ogóle wiedziano i jaki był stan wiedzy kadry oficerskiej w tej kwestii, wszak wiedziano o wielkiej czystce w sowieckiej armii? Jak to możliwe, że polski wywiad dwa lata po wybuchu wojny nie wiedział, czy też nie chciał wiedzieć na temat zbrodni pomimo docierających z wielu źródeł sygnałów i o zbrodni i o urwaniu się korespondencji od oficerów? Dlaczego informacja niemiecka o zbrodni była taką niespodzianką i sensacją? Jaki był dalszy los Edwarda Koźlińskiego, który najprawdopodobniej widział pomordowanych w 1940r?
Nigdy szczerze mówiąc nawet nie zastanowiłem się nad tym, że w stosunkowo, krótkim czasie Niemcy ujawnili informację o odkryciu grobów katyńskich, Sowieci zerwali stosunki z rządem londyńskim, aresztowano szefa AK Stefana Grota – Roweckiego i zginął w Gibraltarze gen. Sikorski. Śmierć Sikorskiego i aresztowanie Grota dzieli raptem kilka dni, nie zwróciłem na to nigdy uwagi. O uległości Sikorskiego względem „sojuszników” można oczywiście wiele mówić, ale całościowo uważam, że za „katastrofę” odpowiadają „sojusznicy”, albo co jest bardziej prawdopodobne „sojusznicy sojuszników”, z doskonale działającym wywiadem na terenie całej Europy i USA. W tej kwestii prawdy nie poznamy nigdy. Natomiast czytając kiedyś o zdrajcach, którzy wydali Grota-Roweckiego uderzyło mnie, że w PRL-u właściwie ponieśli nikłe kary jak na to co zrobili, a jak się okazuje z czasem pozostawali na żołdzie UB.
Jeszcze inna sprawa, która zwraca uwagę to okoliczności zbrodni w samym ZSRS, a zatem funkcjonowanie samej machiny zbrodni, w która wpadli Polacy i mowa tu nie tylko o oficerach, ale także cywilach z obwodów „polskich” przed II wojną światową (że wymienię, choćby Płoskirów czy Żytomierz). Ta machina śmierci, składa się z wielu elementów i trybików, kierowców, maszynistek, katów, operatorów koparek, itd. profesor Trznadel, porównuje to do niemieckiej machiny śmierci tam zbrodnia na dużej grupie osób jednorazowo i powtarzalnie np. w obozach śmierci w komorach gazowych, tu zbrodnia masowa, ale egzekucje przeważnie pojedynczo na równie dużych grupach osób, świetnie przygotowane logistycznie z troską o najdrobniejsze detale, zbrodnia b. starannie przemyślana i precyzyjnie wykonana przykład: inne narzędzie zbrodni w lesie, gdzie nie trzeba aż tak dbać o ciszę bo las tłumi hałas (pistolet większego kalibru Walter),a inne narzędzie przy egzekucji na terenach NKWD w Winnicy centrum miasta (pistolet małego kalibru 5,6 mm),do ofiar trzeba było strzelać czasem dwa czasem trzy, a nawet cztery razy. Żadnej improwizacji i typowego sowieckiego bałaganu. Oczywiście przy temacie Katynia standardowo trzeba trochę przejść na temat Józefa Mackiewicza, a zatem okazyjna lektura nie mniej drastycznego „Parku kultury i wypoczynku” i … dalej nie można pisać bo poszerzenie tematu byłoby zbyt wielkie i odległe.
Jeszcze inna rzecz poruszana w książce to mentalność zwykłych ludzi, o zbrodni tak czy inaczej musieli wiedzieć, w wielu miejscach mordowano od lat były to czynności powtarzalne, zbrodnie masowe w sowieckiej Rosji nie wzbudzały sensacji wręcz przeciwnie stanowiły publiczną tajemnicę, ludzie z czasem stawali się wobec nich całkowicie obojętni.
Przy okazji książka porusza tak ważną sprawę jak kwestia przeprosin strony obecnie rosyjskiej za zbrodnię, kwestia ta co jakiś czas „rozpala” szczególnie internet i o dziwo pomimo wydania w 1994 roku książka jest całkowicie aktualna w tej kwestii, a dlaczego… pozostawiam to jedynie ciekawym.
Lektura trudna, ale bardzo ciekawa, oczywiście zainteresowanego czytelnika „wpędzi” w dalsze poszerzanie tematu, kulturalne polemiki, wiele pytań, ciekawie postawione tezy, najważniejsze w tym wg mnie to, że całość tworzy wartość dodaną i dąży do dalszego wyjaśnienia tematu.
Kolaboranci: Tadeusz Boy-Żeleński i grupa komunistycznych pisarzy we Lwowie 1939-1941 Jacek Trznadel
4,9
Z książek profesora Jacka Trznadla (nie licząc „Hańby domowej”),ta napisana jest zdecydowanie najbardziej przystępnie.
Autor nie byłby sobą gdyby nie poddawał swoich poglądów pod osąd, nie rozważał wszelkich za i przeciw, innymi słowy nie poszedł na skróty prostą marksistowsko-leninowską drogą stawiając jasny wniosek i obciążając nim jak leci rozmaitych literatów kolaborujących z okupantem sowieckim. W każdej z książek odnosi się z szacunkiem zarówno do swoich „bohaterów” jak i adwersarzy. Przedstawiona jest teza, materiały potwierdzające poglądy autora oraz nierzadko głosy osób przeciwnych. Ta książka nie jest pod tym względem wyjątkiem.
W pewnym uproszczeniu, autor od lat prezentuje pogląd, że komunizm, system zbrodniczy i do cna psujący ludzi miał „miękkie lądowanie” w porównaniu z innym zbrodniczym systemem jakim był nazizm. Teza ta jest szeroko omówiona w „Sporze o całość”, która to pozycja wg mnie jest „dużo ciężej” napisana niż „Kolaboranci”.
W „Kolaborantach” autor stawia tezę, że współpraca na poziomie literackim z Sowietami (w tym przypadku w okupowanym Lwowie) stanowiła kolaborację z okupantem. Współpraca ta może być różna, od czynnego udziału w wychwalaniu najeźdźcy i potępianiu swojej podzielonej przez okupantów ojczyzny po „legitymowanie” swoim nazwiskiem nowych „porządków” i nowej władzy, a na czynnym donosicielstwie i nadgorliwości kończąc.
Całość obejmuje okres od zajęcia Lwowa przez Sowietów w 1939 roku do wybuchu wojny między dotychczasowymi sojusznikami 22 czerwca 1941, zatem okres ścisłego sojuszu III Rzeszy i Rosji Sowieckiej, współpracy wojskowej, a przede wszystkim gospodarczej. W tym okresie nikt tak nie „kibicował” Hitlerowi jak właśnie Stalin, nikt też tak czynnie go nie wspierał materialnie i propagandowo.
Tylko moment zajęło mi analizowanie dlaczego w tytule znalazł się Tadeusz Boy - Żeleński, wynika to z prostego faktu, spośród wszystkich pisarzy popierających sowieckiego okupanta stanowił on jednak ekstraklasę i żaden z pozostałych literatów nie był w stanie się z nim równać. Zastanawiało mnie co skłoniło Boya do takiej, a nie innej postawy, chęć przeżycia, zwykły strach, nie bardzo chce mi się wierzyć, że nie dostrzegał tego, co wokół niego się dzieje, był na to zbyt inteligentny. Motywacja wg mnie, czy w przypadku samego Boya, czy nawet ewidentnych wazeliniarzy i donosicieli sowieckich jest jednak kwestią odrębną.
Inną kwestią jest nazwanie i ocena tego co robili, czy to była kolaboracja ?
Otóż tak, moim zdaniem była to kolaboracja, była to kolaboracja obrzydliwa, połączona z pluciem na swój okupowany kraj, z podlizywaniem się, z donosicielstwem, wybitnych dzieł „lwowskiej grupy” z tego okresu jakoś nie przypominam sobie. I co … i nic …
Tu pojawia się pytanie czy komunizm miał „miękkie lądowanie” w porównaniu z nazizmem? Otóż miał, wielu zbrodniarzom niemieckim się upiekło, ba piastowali urzędy, udzielali się politycznie, pracowali dla rządów demokratycznych (i tych autokratycznych też),ale jednak procesy norymberskie i procesy zbrodniarzy odbywały się także w krajach wyzwolonych spod okupacji. Literat Ezra Pound wylądował za sympatie profaszystowskie w klatce, bodajże za czytanie propagandy.
W komunizmie nazwano okres stalinowskiego terroru po prostu jako okres „błędów i wypaczeń” i co... i nic …, a przepraszam rozstrzelano Berię, odbył się XX zjazd KPZR, potępiono i zamieciono pod dywan. W najgorszym wypadku rozdano posady „w terenie”, znikomą część ofiar „zrehabilitowano”.
W szeroko pojętej działalności artystycznej (literatura, teatr, film, dziennikarstwo) utrwaliło się, że kolaboracja to problem artystów współpracujących z okupantem niemieckim, pytanie też jak tą kolaborację rozumieć, czy publikowanie powieści obyczajowych, aby żyć to współpraca? Czy odczytywanie komunikatów to współpraca? Wszak powiedzenie, że „z czegoś trzeba żyć” dotyczy tak jednej jak i drugiej okupacji, pisanie peanów na rzecz Hitlera i/lub Niemiec byłoby nie do pomyślenia, a pisanie peanów na cześć Stalina i ojczyzny socjalizmu pod okupacją sowiecką to zdrada czy nie zdrada? Kiedy ojczyzna socjalizmu z całą siłą zwalcza wszystko co polskie, trwają aresztowania i wywózki, przepełnione są lwowskie więzienia, to czym jest to artystyczne poparcie?
No chyba nie jest to tylko brak „wyprostowanej postawy” jakby powiedział Pan Cogito. Jest to kolaboracja i zdrada.
Marginalizowanie roli literatów, którzy stanęli po stronie okupanta sowieckiego, trywializowanie ich czy też próba obrócenia ich udziału w sowietyzacji to taka zasłona dymna, która ma uwypuklić ich borykanie się z „trudnymi czasami”, owszem część akurat ta niekolaborująca dostała lekcję socjalizmu, którą zapamiętała na całe życie (m.in. Parnicki, Broniewski),ale pozostali mieli się świetnie, że pokuszę się cytatem z artykułu Krzysztofa Zwolińskiego „Okupant niemiecki utrzymywał teatry lżejszej muzy, dostarczające podludziom nieskomplikowanej rozrywki. Granie w takich teatrach było po wojnie karane w środowisku infamią i czasowym wykluczeniem z zawodu.
Udzielanie się na scenie pod okupacją sowiecką było jak najbardziej normalnym początkiem kariery reżyserskiej czy aktorskiej.”
Mało kto wie, że Alfred Szklarski otrzymał po wojnie wyrok za publikację powieści obyczajowych w prasie gadzinowej, że Andrzej Szalawski (filmowy Bucholtz z „Ziemi obiecanej” czy Jurand ze Spychowa) do końca swoich dni walczył o swoje dobre imię, że Józef Mackiewicz otrzymał wyrok śmierci za wyimaginowaną współpracę z Niemcami. A żaden z ww nie był kolaborantem.
Nie znam żadnego kolaboranta sowieckiego, który zostałby choć wytknięty palcem, w warunkach powojennych było to oczywiście nie do pomyślenia. Niemniej jednak nazewnictwo zastosowane w tytule jest adekwatne do tego, co czynili ludzie tam wymienieni.
Należy oczywiście wziąć pod uwagę, że postacie tego „spektaklu” to jedynie „figuranci” inżyniera ludzkich dusz, czyli towarzysza Stalina, Lwów stanowił dla niego swego rodzaju poligon doświadczalny i on był tam głównym i jedynym rozgrywającym.
Książka jest lekturą godną polecenia, próbuje przywrócić równowagę w ocenach postaw tam, gdzie już nigdy nie zdążymy jej przywrócić. Jest wiele powodów, głównie dlatego, że w znacznej części ten kolaborujący „panteon twórców” dzielił i rządził w literaturze i sztuce przez całą epokę, a po 1956r. jak trafnie to ujął „Szpot” pisał te swoje „odwilżowe książczyny”.
Niestety temat jest mało popularny nie ma lajków, nie da się na tym zarobić, a można nawet stracić, autor książki został wytknięty palcem przez pewnego znanego redaktora, który jak słusznie napisał jeden z internautów: „kreuje się na sędziego historii Polski, a sam nie jest w stanie skonfrontować się z własną przeszłością”.
Cóż można więcej powiedzieć, warto przeczytać, żeby wiedzieć, ta pozycja w jakimś stopniu odpowiada z dużej odległości na pytania, które powinniśmy sobie zadać wiele lat później już po wojnie.
Memento jest przygnębiające, książka została wydana w 1998r., a byłem pierwszą osobą w bibliotece która ją wypożyczyła. Lektura godna polecenia.