Wszyscy kłamią. Big data, nowe dane i wszystko, co Internet może nam powiedzieć o tym, kim naprawdę jesteśmy Seth Stephens-Davidowitz 6,6
ocenił(a) na 539 tyg. temu Książka jest niby ciekawa ale tak naprawdę nie jest.
Niech spróbuję dojść do ładu z własną oceną.
Autor naświetla fascynujący mimo wszystko temat wykorzystania danych z sieci na wielką skalę do badań naukowych, co sprawia, że socjologia jako nauka zyskuje zupełnie nowy wymiar (zdecydowanie bardziej ścisły niż drzewiej bywało). Koniec z anonimowymi ankietami w których można kłamać, koniec z atrakcyjnymi ankieterami i ankieterkami na których chce się zrobić wrażenie (i kłamać, żeby osiągnąć ów mało naukowy cel),koniec z liczebnością próby n = 16. Jeśli gdzieś ludzie mówią prawdę (choć nie wprost) to jest to okienko wyszukiwarki internetowej, dane są BIG, a wnioski z analizy tychże mogą oczywiście być przełomowe i mocno zaskakiwać.
Faktyczna treść tej książki to właściwie zbiór gazetowych ciekawostek, takiej malutkiej szpalty "Czy wiecie, że...?", i niestety każdy z podejmowanych tematów dałoby się zamknąć w jednym-dwóch zdaniach czy góra jednym akapicie, ale autor postanowił wyjaśnić każdą poruszaną kwestię (a jest ich multum) o wiele bardziej szczegółowo, nawet zbyt szczegółowo.
Zakres tematyczny od Sasa do Lasa: wybory (autor mieszka w USA i rzadko kiedy włącza jakiś inny kraj do swoich rozważań),sport (amerykański futbol, wyścigi konne i kto wie co jeszcze),telemedycyna, demografia, przestępczość, rasizm, seks w różnych wydaniach itede, itede. Jest faktem, że nowe możliwości technologiczne udowadniają wcześniej nieudowadnialne (na przykład że rzekome istnienie tzw. pomyłek freudowskich to bzdura i wiele innych),ale wnioski autora jak na naukowca wydają mi się zbyt często jakieś takie zbyt naciągane. Na przykład: autor obserwuje, że w mediach społecznościowych ludzie chcą się pokazać w dużo lepszym świetle niż smutna prawda. No fakt, niewątpliwie. Z drugiej strony: tenże sam autor obserwuje, że ludzie znacznie częściej polecają swoim znajomym artykuły z pozytywnymi wiadomościami, i na tej podstawie wyciąga wniosek, że dobre wieści cieszą się większym zainteresowaniem niż niedobre - jakby zupełnie nie brał pod uwagę zmieniającego naprawdę wiele czynnika interakcji z drugą osobą i chęci pokazania się w odpowiednim świetle, mimo że w kwestii natury social mediów nie miał z tym problemu. Albo: autor obserwuje, że wiele osób wyszukuje filmy porno z performerami o nietypowych cechach wyglądu (fat women, ugly men) i na tej podstawie wnioskuje optymistycznie: nie przejmuj się, jeśli nie spełniasz standardów piękna, wiele osób chciałoby poznać właśnie kogoś takiego jak ty. Oczywiście znowu jest prawdą że nie ładne, co ładne, ale co się komu podoba, a nie wszystkim podoba się to samo, obserwacja jako taka nie jest więc nieprawdziwa. Tylko że uzasadnienie tego wniosku jest IMO zupełnie nieuprawnione: jestem przekonana, że fakt, że ktoś lubi oglądać porno z tym a nie z innym, wcale nie musi oznaczać, że wyszukiwacz dokładnie takie wrażenia chciałby przeżywać na co dzień. Sporo kobiet (20% podobno) jest zainteresowanych pornografią pełną przemocy. Przez analogię z poprzednią konkluzją autora fakt ten powinien prowadzić do prostego wniosku, że co piąta kobieta chciałaby być pobita i zgwałcona, albo chciałaby być świadkiem pobicia i gwałtu na kimś innym. No sorry, ale nie, po prostu nie, to tak nie działa.
A poza tym mimo różnorodności tematycznej i wielu zaskakujących faktów książka zdołała mnie dość mocno znudzić i musiałam się naprawdę postarać żeby zmęczyć ją do końca. Nie wiem, jak autor to zrobił, przecież to taki koszyk życiowych różności. Co poszło nie tak? W posłowiu autor twierdzi, że ma obsesję na punkcie dopracowania tekstu i że każdy rozdział z książki miał nawet kilkadziesiąt wstępnych szkiców. Efekt jednak chyba nie był wart tego poświęcenia i czasu. Prywatne rozważania autora na temat własnej babci, obiadów rodzinnych i poszukiwaniach kandydatki na żonę też nie pomogły. Niektórzy widać są dobrymi gawędziarzami i nawet najnudniejszą treść są w stanie podać w sposób atrakcyjny, a inni z atrakcyjnej treści są w stanie zrobić coś nudnawego. Niestety nie wróżę autorowi kariery wielkiego popularyzatora nauki, ale może się mylę.
Podobno jest drugi tom, ale już raczej odpuszczam.