Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński28
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Łukasz Moczydłowski
1
4,8/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Urodzony: 1975 (data przybliżona)
Adwokat, twórca dramatu "Nakręcana pomarańcza", publikował w "Arcanach", "Myśl.pl", "Obywatelu", "Templum Novum", współpracownik magazynu "44", Szef Zespołu Prawnego Marszu Niepodległości
4,8/10średnia ocena książek autora
6 przeczytało książki autora
8 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Zaraza Łukasz Moczydłowski
4,8
Na Zachód ciągnie nawałnica.
Ze Wschodu oczywiście.
Obydwie nazwy krojone wielkimi literami, bo to nie tylko kierunki świata. Coś więcej. Bardzo odmienne cywilizacje.
Zachód to wrzód ropiejący. A na pewno świat chylący się ku upadkowi. Autor nieustannie znajduje dla niego sformułowania związane ze stanem chorobowym. Cierpi na uwiąd woli, zdziwaczenie, gnicie prostych obyczajów. Traci własną, dotychczasową tożsamość, a nowej nie przybiera. Ta nowa jest bezkształtna, niekreślona i skazana na zagładę, bo nie umie z siebie nic zrodzić. Na pewno nie bohaterski zryw, nawet we własnej obronie. Musi upaść.
Wschód jest barbarzyński, zamieszkały przez liczne i dzikie ludy, nie posiadające utrwalonej struktury, podatne na wpływy tyranów, dążące do podboju i niszczenia, nie znające kultury pracy i budowania.
Widzimy powszechne objawy chylenia się ku upadkowi dotychczasowego świata. Atrofów i technokratów, wyrzekających się dotychczasowej tożsamości, zarażających swym oderwaniem od tradycji resztę swego świata. Tak oto upada Zachód.
Niestety, w tym przejmującym obrazie brak dialogów.
Ja rozumiem poplątanie wszelkich możliwych tradycji, którego to sposobu w swym tekście używa Autor. Przypuszczam, że rozpoznaje cel, dla jakiego rezygnuje z precyzyjnego opisania poszczególnych odprysków cywilizacyjnych, które złożyły się na opisywany przez niego Zachód. Jednakże sposób opowiadania o katastroficznych wydarzeniach, jaki przyjmuje, sprawia, że nie da się znaleźć odpowiedniego bohatera. A bohater jest potrzebny, bo opowiadanie ma zajmować się ludzkimi losami, ukazując je od dramatycznej strony, przybliżając je czytelnikowi.
Owszem, bywają eksperymenty, ale są trudne w odbiorze. Można je analizować, ale zachwycać trudno poza salami filologicznymi. Tu zatem nie wiadomo do kogo Autor kieruje swój przekaz, bo ten tradycyjny, dla niego raczej wybierany czytelnik, tej formy nie strawi. Poza tym jest ona wyraźnie nieciekawa.
Przydałoby się jakieś wyodrębnienie bohaterów. To, by oni ze sobą gadali. No i żeby, dalibóg, nie było tak, że od razu narzucone zostało odbiorcy określenie gdzie znalazło się dobro i zło. Niech ono będzie mniej oczywiste. A tak, niestety, wychodzi propagandowa agitka. Podana w bardzo poważnym tonie, bez uśmiechu, z nieustannym pomieszaniem wszystkiego ze wszystkim. Rozumiem, że tak Autor chciał, ale zamysł wydaje mi się chybiony.
I ta nieznośna alegoryczność utworu. No dobrze, może ktoś alegorie lubi, ale wtedy w takim wypadku też lepiej alegorie pokazywać za losami zwykłych ludzi. Kazać im przeżywać własne losy, by zestawić z tymi ogólnymi. Może w takim wypadku upadek cywilizacji, jaki prorokuje Autor (może słusznie),do kogoś by trafił i sprawił, że do tej cywilizacji by się zatęskniło i chciało jej bronić. Ale właśnie przez ukazanie jakichś ludzi i ich życia, a nie nurzanie się w przekazie upadku Zachodu. Zachód, jako całość, to nie duch, to pewna idea, słowa, które my ludzie ubieramy w materię. A tu właśnie tej materii, która jest niezbędna dla każdej opowieści boleśnie brakuje.
Nie wiem w jakim celu ten utwór sięga po obrazy fantastyczne. Nie są potrzebne. Tu publicystyka zrobiłaby większe wrażenie, bo jest jaśniejsza. Historia także. Możemy uronić łzę nad upadkiem Rzymu dającego Europie prawo, bo historia Rzymu jest konkretna i uporządkowana. „Zaraza” Moczydłowskiego z pewnością nie. A nie pisze tak pięknie jak Autor „Barbarzyńcy w ogrodzie”, by zachwycać się jego frazą.
Moim zdaniem ta książka to po prostu pomyłka, na dodatek bez adresata, formułująca mocne przesłanie, ale bez szansy, by trafiło do odbiorcy, bo zamiast namacalności, którą karmi się każda opowieść, mamy nierealistyczne obrazy. Trudno się w tym wszystkim połapać, bo poszczególne rozdziały są niezróżnicowane, natłok bohaterów nieprezentujących się od siebie i z bliska własnymi kwestiami, tylko podawany z opisu. Z założenia ciekawe wstawki o walce na szable i szturmie z użyciem czołgów, po pewnym czasie drażniące.
W sumie bardzo nieprzystępna pozycja. Tak myślę, że zaplanowaną ideę, Autor spokojnie zrealizowałby, ukazując konkretnego bohatera, a nie jakiś wytwór kulturowy. To nie działa.
Męczyłem się z tą książka bardzo, bo czyta się ją wyjątkowo nieprzyjemnie.
Gwiazdki:
trzy.