Dawid Szkoła pochodzi z miejscowości Zgłobień leżącej na Podkarpaciu. Absolwent Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zawsze chciałem wystąpić w książce! Zawsze. Nawet brałem udział w konkursach różnych, że autor nazwie jakąś poboczną postać wskazanym imieniem i nazwiskiem... Nie udało się. Moja radość czytając "Rubieże", że widzę swoje imię i moją opowiedzianą historię - NIESKOŃCZONA! Polecam tytuł osobom, które lubią odpłynąć literacko. Pogoń za fabułą się nie sprawdzi, bo nie ma fabuły. Wiem co mówię. Mój dziadek Jan Kamiński, urodzony Kamesznica 404 - Berkówki, co mi sprzedał te historie, beskidzki Góral, zapewne w Zaświatach, jak ja we Wro, wyklina na redaktora, co nie puścił muszek-meszek. W Kamesznicy są i będą. Jak opinie o książkach, które się czyta patrząc na pasące się krówki i owieczki. Polecam Beskidy, polecam "Rubieże", polecam Berkówki - ostatnio Legierscy z Pszczyny chcieli mnie wziąć do rodziny. Ja Sierżęga! Nieważne, jesteś nasz. Pozdrowienia dla wszystkich Legierskich, Kamińskich, Krężeloków, Raczkowskich, Szymańskich, Mazuraków, Zabawczuków - tylko od nas zależy, czy jesteśmy rodziną. Autor ksiązki "Rubieże" jest moją rodziną, czy chce czy nie chce. Życia nie oszukasz. Zawsze chciałem wystąpić w książce! Zawsze. Jestem
Jedna z bardziej irytujących i źle napisanych książek, jakie czytałam. Trudno powiedzieć, czym ten tomik jest. Ani to zbiór esejów, ani impresji z podróży na Wschód. Autor chyba sam nie miał pomysłu i liczył na to, że czytelnik zadecyduje za niego.
Fakty historyczne mieszają się z własnymi interpretacjami, opisy z przewodnika turystycznego z osobistymi doświadczeniami. Nie ma w tym głębi ani porządku i podejrzewam, że nawet porządna redakcja niewiele by zmieniła (choć też by się przydała).
Po każdym rozdziale Szkoła podaje tytuły książek, z których czerpał wiedzę, powiedziałabym nawet, że dość mocno się nimi inspirował. Widzę w tym "dziele" sporo z książki "Pogranicze" Anny Reid, ale to co brytyjskiej pisarce wychodziło bardzo sprawnie - czyli mieszanie własnych impresji z faktami, u Dawida Szkoły jest nieudolną próbą odtworzenia stylu.
Książka męczy, irytuje, nadmiarem faktów, przytaczanych chaotycznie i bez głębszego sensu. Informacje nie są pogłębione, a całość przypomina bezładną gadaninę po kilku piwach. Do tego mocno drażniąca jest maniera autora, który próbuje silić się na erudycję i oczarować czytelnika sprawnością językową. Tego też niestety nie potrafi.
Szokująca w tym kontekście jest nagroda "Warto" dla autora, być może jednak jurorzy przeczytali tylko pierwszy rozdział tej książki. Bo to jedynie warto zrobić, resztę zdecydowanie trzeba sobie podarować.
Jedyne, co można wyciągnąć z tej książki to właśnie tytuły książek, które autor plagiatuje. Jestem całkowicie przekonana, że po nie warto sięgnąć.
Zdecydowanie odradzam.