Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg Anna Marchewka 5,7
ocenił(a) na 59 lata temu Nie przesadzę, jeśli napiszę, że na książkach Ewy Szelburg-Zarembiny uczyłam się czytać. Do dzisiaj pamiętam, że jej imię i dwa nazwiska zajmowały dużo miejsca w jednej linijce zeszytu, a nietypowa pisownia „Zarembiny” bez „ę” za każdym razem budziła moje wątpliwości. Lektury pozostawiły po sobie pozytywne wrażenie, choć nazwisko autorki od tamtej pory kojarzyło mi się już raczej smutnawo. Po przeczytaniu książki Anny Marchewki to wrażenie dodatkowo się utrwali, nie ma innej możliwości.
Życie pisarki usłane było raczej kolcami niż różami: niebogaty dom rodzinny, dwie wojny, dwa małżeństwa, w tym jeden rozwód, niedonoszona ciąża, choroba nerwowa i stopniowa utrata wzroku. Trudne doświadczenia niejednokrotnie znajdywały odzwierciedlenie w tekstach Szelburg przeznaczonych dla dorosłych, co widać w przytoczonych obszernych fragmentach prozy. Daje się w nich także zauważyć wyczulenie na niesprawiedliwość i krzywdę oraz zaangażowanie w bieżące problemy społeczne. Zagadnienia te pojawiały się w zawoalowanej formie również w utworach dziecięcych, niestety o nich dowiemy się z książki Marchewki niewiele, ponieważ i twórczość, i życiorys swojej bohaterki potraktowała bardzo wybiórczo.
Na okładce „Śladów nieobecności” słusznie napisano, że jest to osobliwy esej. Z niezrozumiałych dla mnie powodów autorka absorbuje uwagę czytelnika własną osobą, wypełniając tekst szczegółami bez znaczenia, na dodatek w irytującym stylu. Zamiast czytać, że Marchewka podróżowała autobusem, przeglądała się w sklepowych witrynach, a sandały grzęzły jej w rozgrzanym upałem piasku, wolałabym na przykład dowiedzieć się, kiedy Szelburg przestała pisać, pod czyją opieką pozostawała w ostatnich latach życia oraz kiedy i gdzie zmarła. Nic z tego. Opowieść kończy się raptownie na roku 1958, kiedy Zarembowie wracają do Polski z placówki dyplomatycznej w Rzymie, tymczasem pisarka żyła jeszcze 28 lat, a więc niemal trzy dekady.
Zagadką pozostaje dla mnie, jaki cel przyświecał autorce tego szkicu i czego chciała dowieść. Bo w opinię, jakoby Szelburg wymazywała własną przeszłość, trudno mi uwierzyć. I choć „Śladom nieobecności” nie można odmówić wartości poznawczej, książka pozostawia ogromny niedosyt, którego nie zaspokoją odważne tezy Marchewki. Oby był to jedynie wstęp do poważniejszej pracy.
http://czytankianki.blogspot.com/2015/01/slady-nieobecnosci.html