Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński26
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Karol Samsel
Źródło: www.forma.eu
17
6,8/10
(ur. w 1986 r.) – poeta, krytyk literacki, filozof, doktor nauk humanistycznych. Adiunkt w Zakładzie Literatury Romantyzmu Wydziału Polonistyki UW, doktorant w Instytucie Filozofii i Socjologii UW oraz członek Polskiego Towarzystwa Conradowskiego. Laureat nagrody imienia Władysława Broniewskiego (2010) i zdobywca statuetki imienia Wandy Karczewskiej (2011). Redaktor działu esejów i szkiców w kwartalniku literacko-kulturalnym „eleWator”. Mieszka w Ostrołęce. Na podstawie materiału korespondencyjnego Seweryna Pollaka z Muzeum Literatury imienia Adama Mickiewicza opracował edycję Listów do Seweryna Wandy Karczewskiej. Wydał m.in. tomy wierszy: Dormitoria (2011),AltissimumAbiectum (2012),Dusze jednodniowe (2013),Więdnice (FORMA 2014),Prawdziwie noc (FORMA 2015),Jonestown (FORMA 2016),Z domami ludzi (2017),Autodafe (FORMA 2018),monografię: Norwid – Conrad. Epika w perspektywie modernizmu (2015) oraz zbiór tekstów: Inwalida intencji. Studia o Norwidzie (2017).http://karol-samsel.blogspot.com/
6,8/10średnia ocena książek autora
40 przeczytało książki autora
22 chce przeczytać książki autora
5fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Przydroża Ostrołęcki Rocznik Literacki
Wiktor Teofil Gomulicki, Karol Samsel
9,0 z 1 ocen
2 czytelników 0 opinii
2019
Najnowsze opinie o książkach autora
Prawdziwie noc Karol Samsel
6,8
Patrząc na dotychczasową twórczość Karola Samsela możemy dojść do wniosku, że naznaczona jest tryptykami lub triadami: wzajemnie się uzupełniają i współistnieją, a ich tonacje i odwołania są umieszczone jakby na różnych poziomach. Inną cechą tomów tego poety jest ciągłe krążenie rozważań wokół śmierci, przemijalności, wpływu kultury i języka na nas, naszego ciągłego przemijania, obumierania, by zrobić miejsce siebie nowemu. Zmiana rodzi wiele pytań i one mniej lub bardziej pobrzmiewają w każdym utworze. Do tego tworzone przez niego metafory stawiają czytelnikowi bardzo wysoko poprzeczkę. To, czy je dostrzeże, zrozumie, poczuje zależy od erudycji odbiorcy.
„Prawdziwie noc” to druga część tryptyku „trzy pogrzeby”. W pierwszej, „Więdnice” Karol Samsel sięga do różnych form wyrazu człowieka i jego osobowości, życia społecznego i religijnego. Utwory przesycone są przemijaniem, rozkładem, więdnięciem. Śmierć otacza nas ze wszystkich stron. Nawet jak ulegamy chwilom radości przepełnionych śmiechem. Poeta znajduje się w pustce przemijania, która kończy się dla człowieka razem z rozniesieniem gnoju po rajskim ogrodzie. Mniej i bardziej subtelne nawiązania do dorobku kulturowego ludzi zmuszają czytelnika do wyszukiwania powiązań z tym, co powstało w przeszłości. Nie zabraknie odwołań do Biblii, zwrotów do Boga, zadumy nad rozkładem co może przywoływać na myśl sztukę epok skierowanych ku kontemplacji naszej małości (od średniowiecza przez barok i modernizm po wojenne wizje).
Trzecia nosząca znamienny tytuł „Jonestown”, przez co już sam tytuł zabiera nas w świat wykreowanych duchowych przeżyć. Idylliczne miasto stworzone przez Jima Jonesa jednoczyło ludzi bez względu na wiek, kolor, wykształcenie. Członkowie Świątyni Ludu Kościoła Pełnej Ewangelii zamieszkali w Jonestown, niedostępnej dla świata osadzie. Apokaliptyczna sekta Świątynie Ludu żyła w odcięciu od świata i przekonaniu, że znajdują się w jedynym spokojnym miejscu na świecie. Ta bańka złudzeń jednak szybko pęka, a członkowie sekty postanawiają popełnić zbiorowe samobójstwo. To zmusiło wielu do ucieczki. Jednak pozbawiona złudzeń oraz wiary większość wolała umrzeć w imię wyznawanych wartości. Zbiorowe samobójstwo sprawiło, że przeszli do historii, jako zjawisko niezwykłe. Wielu humanistycznych myślicieli zastanawiało się z jakich powodów człowiek jest w stanie zdecydować się na tak drastyczny krok. Nieidealny projekt Jima Jonesa upada w ciągu jednej nocy. Pozostało jednak piętno, jakie całe wydarzenie wniosło.
„Prawdziwie noc” (jako składnik tryptyku) musi znajdować się pośrodku i zawierać główny obraz tego, co twórca chciał nam przekazać. Bez bocznych skrzydeł-tomów może istnieć, ale jednak lepiej spojrzeć na niego pamiętając o ich istnieniu i poruszonych w nich tematach. Po raz kolejny w czasie czytania odkrywamy jak niesamowicie ważna jest znajomość tradycji. Bez rozeznania w lekko rzucanych nawiązaniach nie możliwe jest zrozumienie metafor. Karol Samsel pokazuje nam jak wcześniejsze teksty kultury prowadzą do konfliktów, narażają twórcę uważającego polemikę z nimi za konstruktywną na niebezpieczeństwa. Ważniejsze jest bycie wiernym sobie, manifestowanie wewnętrznego rozdarcia tylko wtedy, kiedy jest to konieczne do całkowitej ekspresji, a to pozwala na dopuszczanie aby wulgarność sąsiadowała z sacrum. „Prawdziwie noc” to zapis olśnieni poety. Są to olśnienia dotyczące języka, tego, w jaki sposób on funkcjonuje, jak powstają skojarzenia, stereotypy, w jaki sposób wyłania się sens znaków. Karol Samsel unaocznia nam jak język wpływa na wiarę, obcowanie z szeroko pojętą kulturą. Tom ten jest niczym dziennik widzeń, co podkreśla wprowadzające do niego nawiązanie do dzienników Teresy od Jezusa. Składający się z pięciu części zbiór wprowadza nas w konteksty religijne i popularne w naszej kulturze motywy. We wszystkich wybija motyw „Pana” jako czegoś nadrzędnego nad światem, pretekstu do demistyfikacji popularnych tropów. Dekonstrukcyjne podejście do wszystkich „izmów” dominujących w literaturze XX wieku towarzyszy nam od pierwszych stron. Zadaniem podmiotów lirycznych jest wątpienie i uzewnętrznianie go, aby pozwolić na oczyszczenie umysłu i doprowadzić do stanu ataraksji i nirwany. W poezji Karola Samsela mamy ciągłe trwanie, zmienianie się, rozpadanie, zacieranie, zapominanie, wchodzenie w relację małego trybiku z wielką machiną wszechświata, w której kosmos to chaos istniejących znaków, ale ciągle porządkujący się i zniewalający nas, prowadzący do naszego umierania i próby chwytania oraz wyrażania tego, co się dzieje: „poezją nie wyrazisz/ zataczającej koła / kibitki pełnej kurew”. Poezja w tym zbiorze jest „voodoo ludzkich znaczeń”, czyli pewnego rodzaju uzewnętrznieniem osobistych kulturowych skojarzeń. Karol Samsel w swojej poezji sprzeciwia się narosłym przez lata uproszczeniom odwodzącym nas od prawdziwego zrozumienia sensu tekstów.
Bardzo ważne w zbiorze poetyckim „Prawdziwie noc” ciągłe nawiązywanie do przestrzeni sakralnej i sprowadzanie jej do profanum, osobisty dżihad, czyli walka z własnymi słabościami, błądzeniem wynikającym z istniejących skrótów językowych (w siksy – Maryję z dzieciątkiem, w wierze -dualizm i rozerwanie, zagubienie, w pieśniach religijnych piosenki na zimowe dni, w adoracji garbaty pacierz). Gotowe szablony językowe przykłada do szablonów religijnych, przez co zmusza nas do innego spojrzenie na swoje uprzedzenia, język jakim się posługujemy w kontekście innych i obnażenie ich w kontekście sacrum.
Karol Samsel w swoich utworach sięga do rdzenia znaczeń, obraca je, przygląda się im, uwypukla niektóre konteksty. Tan zabieg najbardziej widoczny jest w wierszu „Siksa”:
„Oręduj za nami do Pana, sikso z liściem na piersi.
I przebacz to nazwanie. Do mięsa zaraził mnie
język, którego do dziś nikt nie odparł. Policzyć
mogę wszystkie moje kości, dręczony kurestwem
jak grubą, barwną szatą w słoneczne południe.
+
Widzę w niej Maryję w widzeniu ułamkowym
dźwigającą Dzieciątko po niewymiennej ziemi”.
Nawiązanie do słowa „siksa” mającego żydowskie korzenie w słowie „szyksa” (od hebr. szigsa; jid. szikse),czyli gojka lub kobieta nieprzestrzegająca przepisów rytualnych, a z drugiej strony zderzenie z funkcjonującym w języku pogardliwym określeniem młodej kobiety dekonstruuje spojrzenie na Marię, jako na matronę, którą przecież nie była. Samsel zderza utrwalony w kulturze wzorzec, według którego Maryja jest źródłem doskonałości z rzeczywistością i spojrzeniem na nią przez jej współczesnych, a to sprawia, że uwidacznia nam się gaśnięcie perfekcji, jaka utrwaliła się w naszym spojrzeniu.
Do zbioru wprowadzają nas słowa Teresy od Jezusa. Nawiązanie znamienne, bo Samsel przywołuje fragment tekstu dzienników XVI-wiecznej karmelitki, który otwiera dzienniki i mówi o pisaniu w imię posłuszeństwa tym, którzy kazali jej spisać widzenia, objawienia. Jej pisanie nie jest wypowiadaniem się wolnym, bo zależy od innych. Twórczość Karola Samsela jest też pewnego rodzaju objawieniem: olśnieniami poety, który czuje przymus pisania, ale o ile słowa świętej powstają pod dyktando to jego twórczość jest próbą wyzwalania się, dążeniem do mówienia swoim językiem, a ten łamie konwenanse, przekracza umowne granice. Pierwszym sygnałem tego jest otwierający pięcioczęściowy zbiór utwór zatytułowany „Do śpiewania w zimie” nawiązujący swoją formą do litanii, aby odzyskać formę dla tekstów świeckich, unicestwić jej związanie z sacrum, bo ono ma dla niego głębsze znaczenie, a nie tylko jako pewnego rodzaju otoczka kulturowa. W tekstach przebija obdzieranie religii ze sztuczności, stereotypów. Wiara jest tu podróżą wewnętrzną, zmaganiem się z sobą, oczyszczaniem z naleciałości tekstów: „Proszę zdejmij ze mnie / ten tępy tekst-otylec / – dżihad”.
Język w ujęciu Karola Samsela jest niebezpieczny, bo sprawia, że nie możemy pójść dalej, zmusza do ciągłego kręcenia się w kółko, narażania się na cierpienie: „Panie, podniosłem z ziemi wiersz, który / odgryzł mi rękę. Przebacz mi głupotę”. W takim kreowaniu świata widzimy ożywianie nieożywionego, a to, co żywe, ludzkie zostaje uśmiercone, odczłowieczone. W jego poezji przeszłość spotyka się z teraźniejszością, dlatego wchodzimy w świat internowania, bitew, podbojów, zamykania granic, braku kartek na żywność, psucia kraju przez systemy, zbrojenia. Sprawy polityczne, społeczne spotykają się z językiem, umiejętnością wydobywania sensu ukrywającego się pod słowami. Porusza kwestię możliwości wydobycia znaczenia słów, które wypowiadamy, za którymi stoimy.
W czasie lektury wierszy Karola Samsela w moim umyśle powstało skojarzenie z Ewangelią Jana: „Na początku było Słowo”. Z podobnym spojrzeniem mamy do czynienia w zbiorze „Prawdziwie noc. Słowo/ język jednak nie odnosi się do bytu wyższego, ale do słów jako znaków, które zawsze są przed człowiekiem i to od człowieka zależy, w jaki sposób je wykorzysta: czy jak jednostka wolna czy jak niewolnik. Jakąkolwiek postawę wybierze nie wyzwoli się od języka. W jego ramach może kształtować znaczenia, style.
Autodafe Karol Samsel
6,8
Autodafe – słowo w języku polskim mało znane, coraz mniej popularne. Powiedziałabym, że wręcz zanikające, a mi przywodzące na myśl filmy Pedra Almodóvara, chociaż u samego reżysera odwołań do Inkwizycji mamy niewiele i są bardzo subtelne. Auto-da-fé – to historyczne poświadczenie posiadania wiary, przyjęcia lub odrzucenia religii katolickiej była ważnym elementem w procesie inkwizycyjnym, z którego mało kto wychodził żywy. Samo wszczęcie takiego postępowania to było jak skazanie na śmierć. I taki terror trwał od XV do XIX wieku w Hiszpanii i od XVI-XIX wieku w Portugalii oraz koloniach tych krajów. Oficjalnym celem procesów inkwizycyjnych było oczyszczanie społeczeństwa z innowierców. Tego samego społeczeństwa, który otwierał się na podróże po świecie, zdobywanie nowych ziem, w którym wielowiekowa (bo trwająca od VII wieku) różnorodność była elementem codzienność. Któż jak nie Portugalczycy i Hiszpanie powinien być bardziej tolerancyjni? Zwłaszcza, że tolerancja dawała bogactwa, pozwalała na rozkwitanie handlu, rozwój nauki. Wiara jednak nigdy nie idzie w parze z nauką podważającą to, co od wieków głosili Ojcowie Kościoła. Poczucie zagrożenia religii, zbyt swobodne zmienianie wyznań przez mieszańców Półwyspu Iberyjskiego stało się przyczyną nieprzyjaznego spojrzenia na takie praktyki i szerzenia przekonania, że tylko jedna religia może przyczynić się do zbawienia. Inne są przyczyną zła. I co z tego, że w czasie budowy kościołów korzystano z dorobku arabskich architektów i geometrów? Procesy inkwizycyjne były też pretekstem do przejęcia niezwykłych bogactw muzułmanów i żydów, którzy z wielką wprawą pomnażali swoje majątki. Bogactwo zawsze rodzi zazdrość. Zwłaszcza, kiedy kontrastuje z surowością i ubóstwem, ale to temat na dłuższą opowieść o zmianach, jakie zachodziły w społeczeństwie hiszpańskim i portugalskim. Podczas auto-da-fé czytano wyroki skazańcom, bez przeprowadzania egzekucji, którą odkładano na później.
Cała „uroczystość” nosiła nazwę „auto general da fé” (główne poświadczenie wiary) i była końcowym etapem w procesie inkwizycyjnym, w którym brały udział ciekawskie i rządne sensacji tłumy. Zbierano wówczas większą ilość oskarżonych (w pierwszych latach było ich naprawdę bardzo wiele) różnych typów i włączano ich do procesji. Skazańcy maszerowali w żółtych i czerwonych szatach z wymalowanymi płomieniami sanbenitos (płomienie skierowane ku górze, co oznaczało karę śmierci) i samarias (płomienie skierowane ku dołowi oznaczające darowanie życia). Wszyscy uczestnicy procesji nieśli świece. Rosnące napięcie, przerażenie z powodu przekonania, że poniosą śmierć. Na szatach znajdowały się podobizny skazańców w otoczeniu diabłów oraz z listą przewin. Po takiej procesji szaty skazańców z ich portretami odsyłano do rodzinnych miast i wywieszano w głównych kościołach. Przyznanie się do winy i skrucha nie mogły uratować skazańca, ale mogły złagodzić karę w postaci szybszej egzekucji, zabicie przed spaleniem. Wykonanie wyroku było celebrowanym wydarzeniem: strojono miasto, tłumy zbierały się na wydarzeniu, aby zobaczyć ostatnie chwile skazańców. Nie była to jedynie iberyjska tradycja. Rozciągała się ona na cały chrześcijański świat.
Fakt nadania takiego tytułu poematowi przez Karola Samsela jest sam w sobie intrygujący i wywołuje wiele pytań, na które znajdziemy odpowiedź w czasie lektury. Poeta, badacz i filozof, czerpie z bogatego dorobku ludzkości, sięga po mity, przywołuje historie oraz minionych i obecnych bohaterów (od literackich po prawdziwych) ubierając to wszystko w stylistykę z jednej strony znaną nam z tekstów religijnych, a z drugiej z utworów będących strumieniem jaźni. To doskonale wpisuje się w sposób pokazywania świata znany z „Jonestown”, w którym tematy boskości ocierały się o fizjologię, a wszystko w kontekście bogactwa kulturowego. W „Autodafe” po raz kolejny Karol Samsel od swoich czytelników wymaga rozległej wiedzy, dużego obycia kulturowego, zainteresowania współczesnością, przeszłością, religiami sektami, literaturą idylliczną, tworzeniem idealnych systemów społecznych, dziełami przekonującymi nas do idealnych systemów społecznych, znajomością postaci, umiejętnością łączenia faktów, nadążania za skojarzeniami, co nie jest łatwe, ponieważ Samsel jest jak rozpędzony pociąg: mknie przez swoje myśli, łapie wspólne nici, splata je i wyplata wzory. Już sam tytuł zabiera nas w świat wyznania. Jest to wyznanie własnego miejsca, przekonań, doświadczeń, dążeń, poszukiwania dojścia do miejsca, w którym mógłby stać się czystą poezją.
„Autodafe” Karola Samsela wprowadza czytelników w metafizyczne doznania zmieszane z irracjonalnością kontaktu z rzeczywistością. Książka jest jednym wielkim strumieniem myśli, poetyckim obnażaniem siebie, swojej siły i słabości, wyznanie, że duchowość łączy się w nim z cielesnością, wzniosłe dążenia ze zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych, jasna i piękna strona z ciemną naturą. Do swojego niezwykłego świata wprowadza nas wyznaniem: „Zdaję sobie sprawę z wieloznaczności siebie” (s. 6),a dalej: „Gram na świat i gram na siebie” (s. 6). Wielość przyjmowanych ról, wielość doświadczeń, napływającej wiedzy przeplatanej poetyckimi utrwaleniami rzeczywistości to kultura wpływająca na to kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Determinacja jednostki jest wszechstronna. I gdzieś pośrodku tych doznań jest podmiot liryczny skazany na śmierć, która nikogo nie ominie. Skazany jest też na swoje otoczenie, bo nie da się żyć w próżni i na apokaliptyczność przemian własnej osobowości:
„Jeszcze jedno. Byłbym błaznem niewartym najmniej-
szej uwagi z Waszej strony, gdybym utrzymywał, że
muszę wypracować ostateczne pożegnanie z czytelni-
kiem. Wiem. Zaczęła się wojna. Poeci piękni jak anio-
łowie gniotą Wasze bujne, stalowe ogony. Śmiem jednak
twierdzić, że nie chcą Was całych, tym samym chcą
Was niecałych: chcą Waszych serc i umysłów, kło-
potliwą resztę zostawiając lekarzom lub partnerom,
trenerom albo rehabilitantom. Pod względem troski
7
o to, co nie podlega rozwojowi, poeta jest wprost nie-
możliwy. Istne dziecko, to podglądające Was ustawi-
cznie w lusterku samochodowym swojej wyobraźni.
Literackiej tupaninie nie ma końca” (s. 7-8).
Każda strofa obfituje w wielość obrazów. Oszczędność słów i duża erudycja poety wymaga od czytelnika sporego wysiłku, zrzucania kolejnych warstw znaczeń, umiejętności odszukiwania nakładających się sensów składających się na Ja podmiotu lirycznego rozdartego między doświadczeniami. Świat idylliczny, pełen radości, zderza się z turpistycznymi i katastrofalnymi wizjami wynikającymi z doświadczania cielesności. Nakładające się obrazy dają odczucie życia szybko upływającego, czasu skazującego ludzi na przemijanie. Ten pęd sprawia, że zawarte w poemacie „Autodafe” są trudne w odbiorze i tylko erudyci będą w stanie przebrnąć przez tekst, wyciągnąć z niego formę jaźni poety świadomego swojej twórczej zależności od poznanych i przerobionych kontekstów kultury. „Autodafe” Karola Samsela to opowieść o determinizmie kulturowym twórcy poszukującego natchnienia i próbującego umiejscowić siebie gdzieś pośród świata, w którym przyszło mu żyć. Każdy tekst kultury, z którym ma do czynienia kształtuje jego Ja, pozwala określić siebie w kontakcie z Innym, przy czym ten Inny to każdy kogo napotyka nawet po tysiącach lat od jego śmierci.
„Autodafe” jest swoistym ukłonem poety-badacza w stronę wielowiekowej kultury, w której historia przeplata się z teraźniejszością, znaczenia słów określają granice poznania i odczuwania, pozwalają umieścić siebie na bogatej mapie twórczości. Utwór Karola Samsela jest czymś w rodzaju esencji eseju, jest osobistym opowiadaniem o czytelniczych doświadczeniach i poszukiwaniach młodego badacza pragnącego współodczuwania i połączenia oraz ciągłego poszukiwania naukowego natchnienia, szukania nowych dróg, a przez to sprawiające wrażenie opowiedzenia o nich jakby jednym tchem. Nawet przechodzenie z wersu do wersu, strofy do strofy to przeskoki słów i myśli, łapanie swojego strumienia doświadczeń i poszerzanej wiedzy. „Autodafe” to monolog badacza i twórcy. Jest to naukowiec ciekawy świata, z jednej strony wpisujący się w hermeneutyczne patrzenie na dorobek innych, a z drugiej strony dekonstruujący do własnym doświadczeniem, nadający nowych znaczeń przez zabawę słowami i przypisywaniem sobie ról, a przez to czyniących z utworu autobiograficzną opowieść o relacji z literaturą, historię o przemianie ucznia w badacza i twórcę. Jest to wyznanie, w którym człowiek poza kulturą nie istnieje, a jego miejsce w niej zależy od tego, jakimi ścieżkami powędrował, jakie pytania zadał sobie na scenie życia.
Człowiek zmienia się każdego dnia. Kolejne doświadczenia, przemyślenia sprawiają, że wczorajsze Ja częściowo dezaktualizuje się. Bez wcześniejszych doświadczeń nie byłoby nas teraźniejszych, ale też nas teraźniejszych nie byłoby bez osadzenia nas w najnowszych przeżyciach. Mam wrażenie, że takie spojrzenie przyświecało pisaniu Korolowi Samselowi kolejnych odsłon „Autodafe”. W każdy z tomów to niczym poetycka opowieść na wzór powieści z nurtu strumienia świadomości: pozwalają przemieszczać się od obrazu do obrazu, pokazywać to, co wpłynęło na ukształtowanie osobowości podmiotu lirycznego. Zamiast rzeczy i zjawisk wspomnienia wywołują twórcy i ich dzieła. W takim ujęciu człowiek cały jest zlepkiem kulturowych doświadczeń. Czasami są to przeżycia kontrastujące. Tak zwana kultura wysoka sąsiaduje z tą niską, bo nic poza kulturą nie istnieje. I nie ważne, że każdego dnia ona się zmienia, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo już nowe wody w niej płyną, bo napływają nowe utwory będące uzupełnieniem starych, przeróbkami, wcześniejszych, nawiązaniami do tych, które jeszcze chwilę wcześniej cieszyły tłumy, a później ich odbiorcami stali się tylko specjaliści.
„Do Matki Szwedki: może myś-
lisz, że je jeden nie wychowałem się na wierszach
Herberta i filmach Pixara naraz? Cóż, pobożne ży-
czenia. Oglądałem Toy story, recytując półgłosem
20
Domysły na temat Barabasza” (s. 12).
„Autodafe 2” jest tu kolejnym wyznaniem, nakreślaniem doświadczeń kulturowych, które ukształtowały twórczy podmiot liryczny będący alter ego autora. Po raz kolejny intryguje mnie nadanie poetyckiemu strumieniowi świadomości tytułu słowa kojarzącego się z religijnym śledztwem, egzekucją, określeniem swojego miejsca w społeczeństwie (bo czymże innym było wyznanie wiary w procesie inkwizycyjnym?). Auto da fe – wyznanie skazańca. A jakim skazańcem jest autor? Człowiekiem winnym istnienia w otaczającej go kulturze, winnym ciekawości oraz twórczego nastawienia do czytanych tekstów, emocjonalnego zaangażowania we wchodzenie w kulturowe labirynty?
„To, co starałem się robić, robiłem całym sercem” (s. 12).
Czy jednak samo poświęcenie, dużo uwagi, zaangażowanie wystarczą? Może trzeba czegoś więcej, aby być tą wyjątkową jednostką?
„Myślałem, że jestem Kartezjuszem świata poezji. Nic z
tego. Ale jestem kromaniończykiem pośród wielu wąs-
konosych małp – a oznacza to więcej niż kartezjanizm” (s. 9).
Intrygujące jest to odwołanie do powstałej w XV wieku tradycji, która rozeszła się po świecie chrześcijańskim z zadziwiającą szybkością i trzeba było kilku wieków, paru rewolucji, aby z niej zrezygnowano. Nawiązanie do tradycji, która wyłoniła się z różnorodności i stała się ortodoksyjną formą dążenia do jednolitości. Dążenie do tego, aby wszyscy byli tacy sami, tak samo myśleli stało u podstaw wyznań, określania jaźni. I właśnie owa jaźń u Karola Samsela ma duże znaczenie. Jest kształtowana przez całe życie. Na początku nieświadomie, jej rozwój jest formą uległości tego, co dają bliscy, podsuwa szkoła, na co można natknąć się na ulicy i w bibliotekach. Spontaniczne kontakty zmieniają się w świadome poszukiwania, a droga każdego jest inna, więc jednolitość jest niemożliwa. Pozostaje tylko chaos prowadzący od doświadczenia do doświadczenia.
„Autodafe 2” – podobnie jak „Autodafe” - Karola Samsela wprowadza czytelników w metafizyczne doznania zmieszane z irracjonalnością kontaktu z rzeczywistością. Książka jest jednym wielkim strumieniem myśli, poetyckim obnażaniem siebie, swojej siły i słabości, wyznanie, że duchowość łączy się w nim z cielesnością, wzniosłe dążenia ze zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych, jasna i piękna strona z ciemną naturą.
W trzecim tomie wydaje się skupiać na relacjach z ludźmi, potencjalności wydarzeń, stawianiu pytań o to, co czyni nas takimi, a nie innymi, przemijalność utrudniającą nawiązywanie relacji społecznych, przez co spowiadającemu się poecie-naukowcu pozostaje ograniczenie kontaktów do studentów. A i ich drogi okazują się zbyt szybko rozchodzić z jego drogą. Karol Samsel w „Autodafe 3” stawia siebie naprzeciw Innego, aby dostrzec jak bardzo się od każdego z nich różni. Między nim a studentami istnieje już przepaść. Studenckie zmartwienia, choroby duszy zastąpiły dolegliwości ciała, skupianie na sobie zamiast zabieganie o miłość i uznanie. Mamy tu podmiot liryczny świadomy konieczności samopoznania, wchodzenia w swoje myśli, nakreślania swojego miejsca w świecie, zapanowania nad własnymi odczuciami i fizycznością. Dostrzega, że jego jedyną winą jest jego przemijanie, zmiana priorytetów, zwracanie uwagi na inne rzeczy, patrzenie na wszystko to, co go otacza z dystansem, a jednocześnie świadomość, że są to niezbędne dla niego elementy życia, bo świadczą o tym, że jest tym, kim się przez lata stawał, staje i będzie stawał obcując z ludźmi i kulturą, bo nasze istnienie to ciągłe zmiany: „(…) całe życie jesteś-/my terroryzowani pochodami olśnieni” (s. 12).
Poszukując prawdy o sobie sięga po mniej lub bardziej udane doświadczenia z lektur, rozlicza się z przeszkodami, które uniemożliwiły mu prawidłowe odczytanie dzieł, poszukuje źródeł swojego nazwiska, osobistych przeżyć, potencjalnych przyszłości. Stawia też pytania etyczne zastanawiając się, dlaczego ludzie ulegają różnym impulsom, które nie wpisują się w normy ich działań. Pytanie o dobro rodzi też refleksje na temat szczęścia, przemijalności, osobistego odbioru literatury, tego jak określone wydarzenia nas kształtują i kim mógłby być (czyli nie być sobą),gdyby ciągi zdarzeń były inne, a przez to dokonał innych wyborów.
„I wszyscy, którzyście chcieli mną: manipulo- / wać, idźcie do domu, już jestem: zmanipulowany, martwy, zago- / towany i zaparzony aż do progu spieczenie w gęstym kiślu mani- / pulacji” (s 18).
„Autodafe 3” to liryczne dystansowanie się do świata, siebie, analiza tego, że ukształtowało podmiot liryczny, poszukiwanie nowych dróg, zastanawianie się, czy pytania graniczne mogą nas zmienić, czy my mamy wpływ na własne życie, czy może jesteśmy pchani przez ciągi zdarzeń, znaczeń i lektur oraz jakie znaczenie ma płynięcie pod prąd, poszukiwanie odpowiedzi na dręczące pytania, dostrzeganie tego, że nigdy nie żyjemy w próżni, bo kultura ciągle na nas wpływa. A całość wydaje się podsumowywać stwierdzenie: „Jakie to ma Znaczenie, wszyscy i tak zginiemy – nieważne, ile / bitew wygramy” (s. 20). Czy świadomość tego, że i tak przegramy zwalnia nas z wysiłku i zadawania sobie pytań? Patrząc na rozmyślania Karola Samsela możemy dojść do wniosku, że nigdy nie zaznamy spokoju, bo każda sekunda życia na jawie to duża aktywność, od której nie może uciec, bo ciągle jest bombardowany kolejnymi olśnieniami.
Znamienne jest też to, że kolejny rok niesie kolejna odsłonę opowieści o sobie, swojej świadomości, sposobie, w jaki zostało zbudowane jego Ja. Rok 2018 to tom pierwszy, w 2019 roku ukazał się tom drugi, a w tym roku kolejny, bo Ja – dopóki istniejemy – nigdy nie jest skończone. Zawsze pozostanie miejsce na kolejne doświadczenia, kształtowanie osobowości, przywoływanie z pamięci tych, które wcześniej wydawały nam się mniej ważne, ale w obliczu doświadczeń odkrywamy jak wielkie mają one znaczenie. W obu tomach bardzo ważnym elementem świata jest chaos kulturowy – wszystko to, co napływa do nas przez istnienie mediów, przez nawarstwianie się utworów, codzienne doświadczanie cudzej – szeroko pojętej – twórczości, kontemplowanie jej oraz przekształcanie we własną.
„Cóż, w Autodafe nie wszystko jest na tacy” (Autodafe 2, s. 39).
I być nie powinno, bo dobra literatura to taka, która niesie przesłanie, zmusza do intelektualnego wysiłku, obeznania, umiejętności odszukania hermeneutycznych nawiązań oraz dekonstrukcyjnych przekształceń będących niczym ożywczy wiatr.
„Sztuka w tym, Panie, tkwi, aby tak podmajstrować,
by pokiełbasić cokolwiek, lecz nie skaszanić wszyst-
kiego”.
Książki Karola Samsela to swoista zabawa z czytelnikiem, badaniem granic jego znajomości świata, umiejętności odkrywania kontekstów oraz umiejętności poddania się porwaniu przez tekst naszpikowany bogactwem nawiązań tworzących misterną konstrukcję Ja – badacza-poety osadzonego w wielowiekowej kulturze i niemogącego poza nią wyjść, bo cokolwiek napisze, będzie to dowołaniem do wcześniejszych tekstów. Twórca jest tu istotą zniewoloną i zmuszoną do wybaczania, że przyszło mu żyć w tym nadmiarze doświadczeń sprawiającym, że tworzenie czegoś nowego staje się nierealne. Pozostaje tylko utrwalanie własnej ścieżki przez teksty kultury, doświadczenia naznaczone kulturowymi kamieniami.
Książki zatytułowane „Autodafe”, „Autodafe 2” i „Autodafe 3” Karola Samsela są czymś w rodzaju esencji eseju, są osobistym opowiadaniem o czytelniczych doświadczeniach i poszukiwaniach młodego badacza pragnącego współodczuwania i połączenia oraz ciągłego poszukiwania naukowego natchnienia, szukania nowych dróg, a przez to sprawiające wrażenie opowiedzenia o nich jakby jednym tchem. Nawet przechodzenie z wersu do wersu, strofy do strofy to przeskoki słów i myśli, łapanie swojego strumienia doświadczeń i poszerzanej wiedzy. Kolejne odsłony „Autodafe” to monolog badacza i twórcy. Jest to naukowiec ciekawy świata, z jednej strony wpisujący się w hermeneutyczne patrzenie na dorobek innych, a z drugiej strony dekonstruujący do własnym doświadczeniem, nadający nowych znaczeń przez zabawę słowami i przypisywaniem sobie ról, a przez to czyniących z utworu autobiograficzną opowieść o relacji z literaturą, historię o przemianie ucznia w badacza i twórcę. Jest to wyznanie, w którym człowiek poza kulturą nie istnieje, a jego miejsce w niej zależy od tego, jakimi ścieżkami powędrował, jakie pytania zadał sobie na scenie życia. A całości wydaje się przyświecać hasło:
„Naucz się wybaczać, naprawdę – tylko dla swojego dob-
ra” (Autodafe 2, s. 37).