(Nie)znane światy George’a R.R. Martina

Marcin Waincetel Marcin Waincetel
17.08.2019

Mówisz George Martin, myślisz „Gra o tron”. Ale przecież to tylko część prawdy. Bestsellerowy twórca, który wciąż komponuje „Pieśń lodu i ognia”, już przed wielu, wielu laty dał się poznać jako specjalista od fantastyki naukowej oraz horroru – wszak jest to autor potrafiący wytworzyć szczególny nastrój grozy i niesamowitości również w kosmosie. Do życia powoływał zarówno wampiry, międzygwiezdnych podróżników, jak i superherosów. Jakie jeszcze perełki można znaleźć w literackim skarbcu amerykańskiego klasyka?

(Nie)znane światy George’a R.R. Martina

Fantasta z umysłem szachisty

Martin powiedział kiedyś, że w fantastyce istotna jest wiarygodność. Czytelnicy powinni uwierzyć, że cuda mogą wydarzyć się naprawdę albo że przynajmniej mogą być prawdopodobne. Autentycznym fenomenem jest już jednak sam autor, jeśli uświadomimy sobie, że powieści z cyklu „Pieśni lodu i ognia” sprzedały się w łącznym nakładzie przekraczającym 80 milionów egzemplarzy, a przełożono je na blisko 50 różnych języków. Magia liczb potrafi działać na wyobraźnię. A przecież wszystko zaczęło się niepozornie…

…bo George Martin, urodzony w Bayonne, portowym mieście w stanie New Jersey, swoje pierwsze dziełka – urocze, zapewne naiwne opowiadania o monstrach – jeszcze jako dzieciak odsprzedawał raptem za kilka pensów. Czytelnikami Martina na początku byli przede wszystkim jego rówieśnicy, którzy – podobnie, jak i on – chociaż na jakiś czas chcieli przenieść się z przemysłowych dzielnic do zdecydowanie bardziej egzotycznych krain. Kosmiczna odyseja na dobre miała rozpocząć się już za kilka lat. Nasz bohater stosunkowo szybko zrozumiał bowiem, że to pióro uczyni swoim głównym narzędziem do teleportacji. Najpierw jednak był czas nauki, szukania własnego stylu i ćwiczenie głosu, którym porywa miliony fanów.

Wykształcenie dziennikarskie zdobyte na uniwersytecie w Illinois pozwoliło Martinowi usprawnić warsztat potrzebny do tego, żeby samemu udzielać rad i wskazówek, gdy prowadził kursy kreatywnego pisania dla studentów. Co ciekawe, rzeczony dorabiał sobie również jako uczestnik turniejów szachowych, wykazując się sprytem, inteligencją i przenikliwością potrzebną do odniesienia sukcesu w królewskiej rozrywce. Autor „Gry o tron” lubił swoją pracę, cenił zdrową rutynę, jednak nagła śmierć Toma Reamy’ego – bliskiego przyjaciela, również pisarza – skłoniła go do przewartościowania życiowych ideałów. I podjęcia ryzyka w świecie literatury.

Zmutowani herosi – alternatywna historia świata

„Kto wie, czy to właśnie Stan Lee nie ukształtował mnie w największym stopniu, jeśli chodzi o literaturę. Być może nawet bardziej niż Tolkien czy Szekspir…”. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, czy jest to prawda, skoro nad zagadnieniem zastanawia się sam autor, jednak miłość do komiksowych serii tworzonych przez legendę Marvela wyrażał już w czasie swojego artystycznego dojrzewania. Pełnym owocem tej młodzieńczej fascynacji okazały się niesamowite – w formie i treści – „Dzikie karty”. Można powiedzieć, że to swoisty list miłosny skierowany do komiksowych superbogów i ich twórców.

George R.R. Martin wielokrotnie podkreślał przywiązanie do literackiego cyklu zainicjowanego w 1987 roku. Nie wszyscy wiedzą, że inspiracja pod budowę tego uniwersum łączy się z systemem RPG osadzonym w świecie „Superworld”. Popularny autor był bowiem architektem spotkań ze znajomymi po piórze, gdy w czasie sesji wcielał się w mistrza gry. To właśnie on – z wyobraźnią fantasty i przenikliwością szachisty planującego każdy kolejny ruch – rozstawiał pionki na planszy. Określał dramaturgię, budował nastrój. To on też zainicjował niezwykły projekt literacki, którego początkiem był właśnie „Superworld”, a który rozrasta się do dzisiaj.

„Dzikie karty” to alternatywna historia świata, w której część przedstawicieli homo sapiens została skażona przez kosmiczny wirus. Dla niektórych choroba okazała się przekleństwem, potworną deformacją, lecz dla innych błogosławieństwem, szczególnym darem od losu, dzięki któremu zyskali moc telepatii, władania żywiołami czy niewidzialności. Tym samym w XX wieku na Ziemi pojawili się herosi obdarzeni nadludzkimi mocami, a także mutanci, odszczepieńcy od cywilizacji. Każdy z nich musiał walczyć nie tylko z własnymi demonami, społecznym niezrozumieniem, ale również z zagrożeniem ze strony istot nie z tego świata.

Martin określił kontury niezwykłego uniwersum, do którego współtworzenia zaprosił innych artystów, choćby Rogera Zelaznego, Waltera Jona Williamsa czy Chrisa Claremonta, żeby przywołać kilku cenionych mistrzów słowa. Na blisko trzydzieści tomów cyklu składają się setki opowiadań ujętych w różnych konwencjach gatunkowych – znajdziemy w nich zatem szpiegowskie thrillery i historie wojenne, płomienne romanse i paranormalne kryminały, przerażające horrory i wzruszające dramaty obyczajowe. Istne bogactwo różnorodności, z której każdy może wybrać coś dla siebie. Bo „Dzikie karty” to fantastyczna kronika rzeczywistości dalekiej i bliskiej nam zarazem, która już wkrótce zostanie przeniesiona do formuły serialu telewizyjnego. Mitologia superbogów i ich potwornych, tragicznych braci wydaje się bardzo interesującym materiałem wyjściowym.

Gotycki horror w kosmosie – podróże w nieznane

Tajemnice, jakie zapisano we wszechświecie, budzą zrozumiałą fascynację, lecz naturalnej ciekawości często towarzyszy również lęk przed nieznanym. Z pewnością wiedzieli o tym członkowie załogi „Żeglarza nocy”, statku widma, od którego wziął się tytuł zbioru opowiadań George’a R.R. Martina. Amerykanin w bardzo umiejętny sposób wykorzystał w nim formułę inspirowaną gotyckimi powieściami grozy, stąd też w historii o tajemniczym statku motywem przewodnim jest choroba, śmierć, przeklęte uczucie oraz szaleństwo. Zasadniczej zmianie uległa jednak sceneria. Futurystyczna, dziwna, niepokojąca.

Akcję – emocjonalnie angażującą – rozpisano w klaustrofobicznych przestrzeniach statku, technologicznego cudu cywilizacji, dzięki któremu miało dojść do spotkania z potężną rasą obcych. Bardzo ciekawie, a przy tym subtelnie ukazano wpływ pozaziemskiej inteligencji na rozwój różnych światów. Jest zatem nieco filozoficznie i naukowo. Ale równocześnie dramatycznie. Bo źródło prawdziwego zagrożenia znajduje się w samym sercu „Żeglarza nocy”, którego władcą jest enigmatyczny, schorowany kapitan, za wszelką cenę pragnący utrzymać towarzystwo członków ekspedycji naukowej. Martin w umiejętny sposób naszkicował kosmiczną mitologię świata przedstawionego, oddając również nieprawdopodobne emocje w czasie podróży do najbardziej odległych zakątków galaktyki.

Horror zapisany w przyszłości ujęto też w jednym z najlepszych opowiadań, które wyszło spod pióra Martina, czyli w „Piasecznikach”. Ceniony literat wykorzystał w nim – nie po raz pierwszy ani ostatni – motyw zabawy w boga, w którego na swój sposób wcielił się znudzony życiem Simon Kress, biznesmen, kolekcjoner egzotycznych zwierząt. Jego najnowszym nabytkiem były zaś tytułowe piaseczniki, wyjątkowo inteligentne owady tworzące sojusze, budujące królestwa i czczące Pana, a więc Kressa. Konsekwencje przemocy, władanie życiem i śmiercią w mikroskali hipnotyzują, budzą nieoczywistą grozę. Perełka, za którą autor zdobył nagrody Hugo, Nebulę oraz Bram Stoker Award, jest dziś trudno dostępna, to swoisty biały kruk, dlatego warto niecierpliwie czekać na wznowienie.

Niezwykła odyseja kosmiczna, a co za nią idzie – eksploracja zagadkowych rubieży galaktyki, stanowi jeden z tematów przewodnich zbioru opowiadań „Tuf Wędrowiec”, którego bohaterem jest Haviland Tuf. Ten początkowo ubogi, drobny kupiec, dzięki niecodziennemu splotowi wydarzeń, staje się posiadaczem potężnego statku. Właściwości maszyny – technologicznie zaawansowane – sprawiają, że z handlowca z czasem przemieni się on w inżyniera zdolnego do modyfikacji warunków naturalnych dowolnej planety. Podobnie jak i w „Żeglarzu nocy”, tak i w tym zbiorze ukazano przemożny wpływ maszyn na egzystencję istot żywych. Martin, literacki filozof, stworzył postać z krwi i kości, obdarzoną wyjątkową inteligencją, poznawczą ciekawością, której najpotężniejszą bronią jest umysł. Nadzwyczaj intrygujący jest obraz fantastyki naukowej, gdy człowiek zaczyna przypominać boga. Absolutna władza może być niebezpieczeństwem, ale również darem, o czym zdaje się przekonywać amerykański pisarz. „Tuf Wędrowiec” to inteligentna rozrywka z akcentami filozoficznymi, mówiąca o miłości i przyjaźni, pojmowaniu religii i sile przeznaczenia, a także… kotach, być może najwierniejszych towarzyszach w kosmosie.

Wampiryzm, dziecięca magia i wojna uczuć

Bestie w ludzkiej skórze. Dzieci nocy. Nieszczęśliwi kochankowie. Arystokratyczne monstra, które pragną zaspokoić trudny do powstrzymania zwierzęcy głód… Cóż, wampirzą naturę próbowano opisywać w przeróżny sposób. Eksperymentu z krwiopijcami podjął się również Martin, na co dowód znajdziemy w „Ostatnim rejsie «Fevre Dream»”. Tym razem nastrojowość grozy została dookreślona przez wykorzystanie formatu powieści historycznej, bo zasadnicza fabuła rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku, w dorzeczu Missisipi, gdzie szczególny rodzaj podróży do mrocznych zakamarków duszy odbywa Abner Lash, stary kapitan parowców, i pod wieloma względami ekscentryczny Joshua York. Wampiryzm jako przejaw indywidualnego zniewolenia i społecznego niewolnictwa? Krwawa zbrodnia i piękna melancholia? A dodatkowo próba znalezienia recepty na przeklętą nieśmiertelność. Diabelski, wciągający tytuł, na łamach którego figura krwiopijcy zyskała dodatkowe znaczenie.

Martin jest twórcą bezkompromisowym. Nie waha się przed tym, żeby opisać sceny okraszone erotyką, naznaczone śmiercią, a jednak mimo tego – a może dzięki temu, bo dla kontrastu i odpoczynku? – zdobył się również na publikację książki wzruszającej, mądrej, ale niepozbawionej scen nieco strasznych, delikatnie mrożących krew. Taki jest właśnie „Lodowy Smok”, a więc pierwsza w dorobku pisarza historia dla dzieci, w której poznajemy losy Adary, dziewczynki urodzonej w czasie potężnej zimy, i tytułowej bestii. To dowód na to, jak ważna jest przyjaźń i wiara w to, że niemożliwe nie istnieje, a kształtowanie charakteru dokonuje się w obliczu ekstremalnych wydarzeń. Opowieść o tym, że nadchodząca zima potrafi wywoływać niemałe emocje.

Twórca wykorzystujący różne konwencje potrafi nadać swoim historiom głębię uniwersalności. Martin w przemyślany sposób łączy ze sobą na przykład opowieść miłosną i kosmiczną odyseję, co udowodnił w „Pieśni dla Lyanny”, w której bohaterami jest właśnie Lyanna i Rob. Imiona znajome dla wszystkich fanów „Gry o tron” nie są jednak powiązane z linią Starków. Romantyczna relacja w galaktyce sprawia wrażenie niezwykle poetyckiej, dzięki której dowiadujemy się czegoś nowego o naturze człowieka, gdy jest on zmuszony do konfrontacji z inną religią i kulturą. „Pieśń dla Lyanny” rozgrywa się w tym samym uniwersum, co „Światło się mroczy” – opowieść wzniosła, miejscami nieco melancholijna i filozoficzna, która opowiada o końcu pewnej cywilizacji i początku innej, jak i walce pomiędzy tradycją a nowoczesnością. Przewodnikiem w podróży będzie dla nas Dirk t’Larien, który decyduje się wyruszyć na planetę Worlon, gdzie czeka na niego dawna miłość. Nietypowa relacja jest jednak wystawiona na próbę, bo ukochana Gwen Delvano żyje teraz w specyficznym, trudnym do pojęcia związku z dwójką Kavalarów, potomków wojowniczej rasy, którzy wierzą w krwawy kodeks honorowy. Martin, spisując „Światło się mroczy”, wcielił się w przenikliwego socjologa portretującego społeczne zmiany w rzeczywistości zniszczonej wojną, gdzie kultura, sposób życia według określonych wartości, wpływa na serca i umysły. Opowieść szczególna w dorobku mistrza.

Podpis władcy

George R.R. Martin znany dziś przede wszystkim jako jedyny i prawdziwy władca Westeros, który rozsiadł się na żelaznym tronie współczesnej fantastyki, potrafi zaskakiwać pomysłami, formą, stylem. W spisywanych przez niego opowieściach utrwalono tematy istotne i aktualne niezależnie od czasu czy miejsca, w którym amerykański twórca osadza swoje historie. Szczególny urok mają opowieści kosmiczne – niezbadany wszechświat może być zamieszkiwany przez fantastyczne cywilizacje, o których śnił kiedyś chłopiec z portowego miasta na dalekiej planecie Ziemia.

Autor „Dzikich kart”, „Lodowego smoka” czy „Żeglarza nocy” jest też patronem dla innych twórców, bo przecież w swoim dorobku posiada również redagowane antologie, żeby przywołać w tym miejscu „Łotrzyków” czy „Niebezpieczne kobiety”. Wejście w (nie)znane światy George’a R.R. Martina to wyzwanie i przyjemność, bo niewielu jest dziś twórców tak świadomych wśród tworzących mądrą fantastykę rozrywkową, dlatego spróbujcie przeczytać choćby niewielką część historii, które działy się przed erą „Gry o tron”.


komentarze [10]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
04.10.2019 22:30
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Silvery 04.10.2019 14:21
Czytelniczka

Warto wspomnieć, że GRRM dołożył się również do świetnej książki, jaką jest Przystań Wiatrów (chociaż mam wrażenie, że większość roboty wykonała jednak Lisa Tuttle). Zwłaszcza na polskim rynku istnieje tylko nędzna garstka fantastyki poświęconej lataniu, a Przystań Wiatrów to nie tylko narracja cudownie opisująca ludzką tęsknotę za lataniem (i jej spełnienie), ale również...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
32Polak 24.08.2019 16:09
Czytelnik

A ja przyznam, że do dzisiaj, nawet po przeczytaniu tego artykułu, nie mam ochoty na przeczytanie innych książek Martina. Wolę tylko i wyłącznie „Pieśni Lodu i Ognia".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
jsx 20.08.2019 15:44
Czytelnik

Polecam opowiadanie "Obrót skórą" ("Skin trade").

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
asymon 19.08.2019 08:53
Bibliotekarz

Kurczę, może ktoś w końcu wznowi "Piaseczniki", bo jak przez mgłę pamiętam, że to najlepsze co Martin napisał. Jeszcze "Tuf" przede mną, czeka na czytniku.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Mariusz 17.08.2019 21:04
Czytelnik

Każdy kolejny news budzi przez ułamek sekundy nadzieję, że nastąpił przełom i Martin publikuje kolejną część PLiO. :(

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Nesihonsu 17.08.2019 19:43
Czytelniczka

Z horrorów Martina czytałam tylko Rockowy Armagedon, który był co najwyżej średni i Ostatni rejs Fevre Dream, niezły ale chyba nie aż tak rewelacyjny bo w sumie niewiele z niego zapamiętałam. Dzikie karty z kolei to absolutna pomyłka - całkowicie niemoja para kaloszy. Gdyby nie PLiO, a w nim przed wszystkim Tyrion i Targaryenowie, to byłby dla mnie jednym z wielu...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
cień_fprefecta 17.08.2019 12:33
Bibliotekarz

To ja lepiej znam te inne światy, bo Westeros tylko z pierwszego sezonu serialu. Piaseczniki to jest top, zaś Tuf wędrowiec podbił moje serce przejażdżką na t-reksie po statku kosmicznym (kurcze jak popapraną trzeba mieć wyobraźnię żeby coś takiego wymyślić). I chyba wolę tego Martina niż tego z Żelaznego tronu.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
TheBookking 17.08.2019 10:30
Czytelnik

Polecam zbiór opowiadań Martina i potwierdzam, że "Piaseczniki" to perełka, mistrzostwo absolutne. "Żeglarze nocy" może mniej porywające w treści, za to z niesamowicie zaskakującym zakończeniem, które zostaje na długo w pamięci. Dla fanów Martina obowiązkowo! Pozdrawiam.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Waincetel 08.08.2019 13:04
Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post