Wioletta Sawicka - „Wilcze dzieci”. Książka reportaż, do której impulsem stała się powieść

Remigiusz Koziński Remigiusz Koziński
18.10.2022

Autorka, w nietypowy sposób, bo reportażem, podsumowała swoją pięciotomową sagę „Wiek miłości, wiek nienawiści”. Temat sierot z tak zwanych Prus Wschodnich pojawił się już w powieści „Anna, gorzki smak miodu”, przedostatnim tomie historii rodziny Ostojańskich. Teraz czytelnicy mogą przeczytać relacje ich samych, wilczych dzieci, które przetrwały, mimo wszystko.

Wioletta Sawicka - „Wilcze dzieci”. Książka reportaż, do której impulsem stała się powieść Materiały wydawnictwa

[Opis wydawcy] Dziecko wobec wojny jest zawsze ofiarą, niezależnie po której stronie frontu się urodziło.

Historie i świadectwa "wilczych dzieci", czyli wojennych sierot z obecnych terenów Warmii i Mazur oraz Obwodu Kaliningradzkiego, które jeszcze długo po 1945 roku ukrywały się w lasach.
Upadek Trzeciej Rzeszy rozpoczął się z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej do Prus Wschodnich, pierwszego terytorium Rzeszy, do którego dotarli sowieccy żołnierze. Rosjanie wystawili Niemcom bardzo wysoki rachunek za zbrodnie popełnione przez nazistów na froncie wschodnim.

Bojowy szlak czerwonoarmistów znaczyły stosy bestialsko pomordowanych bezbronnych ludzi, masowe gwałty, grabieże, pożary i powszechna dewastacja mienia. Nikt nie był bezpieczny od żądnych zemsty sowieckich zdobywców. Śmiertelne żniwo wśród ludności cywilnej zbierał też przeraźliwy głód. Gdy umierały matki, dzieci, często kilkuletnie, zostawały same.

Według różnych źródeł w lasach i ruinach tych terenów ukrywało się około dziesięciu tysięcy sierot. Niektóre źródła podają, że nawet dwadzieścia tysięcy. By zdobyć cokolwiek do jedzenia, przemierzały pieszo wiele kilometrów. Przekradały się też na Litwę, gdzie żebrząc o żywność, miesiącami, czasem latami, tułały się od wioski do wioski. Kilka dekad później nazwano je wilczymi dziećmi.

Remigiusz Koziński: Jest pani dziennikarką. W jaki sposób praca w tym zawodzie wpływa na to, co pani pisze w powieściach?

Wioletta Sawicka: Kiedyś mój były szef w radiu powiedział, że dziennikarstwo jest sztuką skrótu. Bardzo wzięłam to sobie do serca. Potrafię oddzielić informacje istotne od mniej ważnych, co bardzo się przydaje w konstrukcji scen. Dzięki temu opisy są krótsze. Przydatna jest także umiejętność zdobywania informacji. Przed pisaniem książki przeprowadzam gruntowny research. Akcja każdej powieści rozgrywa się na jakimś tle. Chcę jak najwięcej dowiedzieć się o realiach panujących w czasach, w których zamierzam ją umieścić.

W przypadku sagi „Wiek miłości, wiek nienawiści”, która zaczyna się przed pierwszą wojną światową, musiałam jak najwięcej nauczyć się o tej epoce. Bohaterów żyjących w panujących wówczas realiach prowadziłam później przez drugą wojnę światową i czasy zimnej wojny aż do przełomu lat dziewięćdziesiątych. W tej części mojej pisarskiej pracy doświadczenie dziennikarskie jest przydatne. Wiem, jak i gdzie szukać interesujących mnie informacji.

Czy pisanie powieści może być odskocznią od pracy dziennikarskiej? Pytam, ponieważ znam bardzo wielu dziennikarzy, którzy w taki właśnie sposób to traktują.

W moim przypadku jest odwrotnie. Zrezygnowałam w pewnym momencie z aktywnego dziennikarstwa na rzecz pisania książek. Odskocznią od pisania powieści była praca nad „Wilczymi dziećmi”, które mają formę reportażu. Znów poczułam się reporterką i było to bardzo inspirujące.

A czy nie korci panią czasem, by wykorzystać treść powieści do przekazania czytelnikom informacji, co do których nie ma stuprocentowej pewności?

Byłam dziennikarką przez 20 lat. Mam zakodowane, że nie wolno podawać do publicznej wiadomości niesprawdzonych informacji, choćby były wielkiej wagi. Nie ma dowodu, nie ma newsa. Tylko raz zdarzyło mi się przemycić w jednej z pierwszych książek sprawę, która w moim mieście była tajemnicą poliszynela, ale zrobiłam to w zawoalowany sposób.

Dlaczego zdecydowała się pani w przypadku „Wilczych dzieci” na swego rodzaju odwrócenie? Oprócz (bo nie zamiast) powieści publikuje pani klasyczny w zasadzie reportaż historyczny.

Z tego, co wiem, na polskim rynku wydawniczym ukazały się dwie książki traktujące o temacie wilczych dzieci. Obie są powieściami. Pierwsza to „Wilcze dziecko”, opowiadająca historię życia dziewczynki z Welawy autorstwa niemieckiej dziennikarki (Ingeborg Jacobs – przyp. R.K.), a druga – „Mam na imię, Maryte” litewskiego autora (Alvydas Šlepikas – przyp. R.K.). Moja „Anna. Gorzki smak miodu” była trzecią. Anna to postać fikcyjna, ale realia, w których żyły wilcze dzieci, starałam się oddać w powieści jak najwierniej. Przyznam, że nie słyszałam o nich wcześniej, choć lubię historię. Trafiłam na informacje na ten temat podczas researchu do „Anny…”. Nie było to łatwe, gdyż w Polsce informacje na ten temat są szczątkowe. Losy sierot wschodniopruskich, czyli wilczych dzieci, to bardzo mało znany bądź w ogóle zapomniany wątek z końca drugiej wojny światowej w naszej części Europy. Przez to mniej wyeksploatowany.

Chciałam go przypomnieć, przybliżyć. Wcześniej napisałam dla gazety, z którą współpracowałam, sporo reportaży o czasach, gdy Prusy Wschodnie zdobywała Armia Czerwona. Pomyślałam, że nie opowiem o wilczych dzieciach w lepszy sposób, jak właśnie w formie reportażu.

Jak pani wspomina docieranie do – już przecież bardzo wiekowych – świadków tego, co działo się na Warmii w latach czterdziestych dwudziestego wieku? Co sprawiło najwięcej kłopotu?

Uwielbiam wyzwania. Im trudniej, tym większa później wewnętrzna satysfakcja. Wystarczy mi rzucić hasło, jak było w przypadku wilczych dzieci. Pomysł napisania książki wyszedł ze strony mojego wydawnictwa, a ja niczym pies tropiący poszłam dalej za śladem. Bardzo trudno było dotrzeć do bohaterów. W większości mieszkają na Litwie albo w Niemczech, gdyż wilczęta ukrywały się przede wszystkim na północnych obszarach byłych Prus Wschodnich, a więc na terenach obecnego obwodu kaliningradzkiego. Uruchomiłam wszelkie możliwe kontakty, żeby do nich dotrzeć. Wystąpiłam nawet z prośbą o pomoc na zjeździe mniejszości niemieckiej, jaki się odbywał na Warmii i Mazurach. I tak po nitce do kłębka, dzięki zaangażowaniu wielu życzliwych osób, udało mi się dotrzeć do kilku bohaterów. Jednego, a raczej jedną z nich udało mi się odnaleźć na Litwie. Pojechałam do niej. Z wieloma wilczętami nie udało mi się spotkać. To starsi, często schorowani ludzie, rozrzuceni po litewskich wioskach. Dlatego część relacji, które zawarłam w książce, przedstawiłam w sposób pośredni, korzystając z litewskich publikacji.

Czy świadkowie tych czasów chcieli o nich opowiadać? Jakimi metodami, jeśli to nie tajemnica, udawało się pani skłaniać ich do otwarcia się?

Jako reporterka nauczyłam się słuchać. Nie ponaglać bohatera, dać mu czas potrzebny na zebranie myśli. Czasem cisza między słowami jest wymowniejsza od słów. Zwykle zaczynam rozmowę od spraw codziennych, nim przejdę do sedna. To pomaga w budowaniu zaufania, jakim mnie obdarza rozmówca, który powoli się otwiera. Poza tym lubię ludzi i nie mam problemu z nawiązywaniem kontaktów. Stawiam na bezpośredniość, nie narzucam dystansu, a to sprzyja poruszaniu bolesnych zwierzeń. I naprawdę przeżywam to, o czym słucham. Mój rozmówca to widzi i w ten sposób powstaje między nami szczególna więź.

W jaki sposób pisanie non fiction o konsekwencjach wojny wpływa na pani czytelników? Czy ma pani jakiś odzew? Ktoś coś pisze? Może pojawiają się nowe fakty?

Książka „Wilcze dzieci” dopiero się ukazała, więc za dużo tych odzewów jeszcze nie ma. Te, które pojawiały się po wydaniu „Anny. Gorzkiego smaku miodu”, gdzie – jak wspomniałam – przedstawiłam realia, w jakich żyły wilczęta, poruszyły bardzo wielu moich czytelników. Większość, podobnie jak ja, w ogóle nie znała wcześniej tego zagadnienia i po raz pierwszy spotkała się z określeniem „wilcze dzieci”. Dominowało współczucie dla ich losów. Czy tak też będzie w przypadku najnowszej książki, nie wiem. Zanim jeszcze ukazała się na rynku, pojawiały się w internecie komentarze o „małych mordercach
 z Hitlerjugend”. Odpowiem na nie pytaniem: czy skoro hitlerowcy mordowali dzieci polskie, rosyjskie, żydowskie, należało w odwecie mordować też dzieci niemieckie?
Taka właśnie była ideologia radziecka. Dla mnie dziecko zawsze jest ofiarą wojny, niezależnie od tego, po której stronie frontu się urodziło. Dzieci nie wywołują wojen i nie odpowiadają za zbrodnie swoich rodziców. Za bestialstwo nazistów i wojnę rozpętaną przez Hitlera zapłaciły też dzieci z Prus Wschodnich – i o tym jest ta książka.

Jest takie, banalne w zasadzie, powiedzenie: historia lubi się powtarzać. Pani książka, mam wrażenie, jest ostrzeżeniem. Czy książki (w moim pytaniu nie ma żadnej tezy ani powątpiewania) mogą skłaniać ludzi do zastanowienia?

Wojna w Ukrainie pokazała, że historia niestety się powtórzyła. Moje bohaterki mówią, że gdy oglądają w telewizji doniesienia z Ukrainy i słyszą, co Rosjanie robią tam z cywilami, wraca do nich rok 1945 i wszystkie koszmary, których doświadczyły od radzieckich żołnierzy, i że teraz widzą te same sowieckie metody. Przytoczę tu zdanie, jakie wypowiedział kilka lat temu włoski reporter i korespondent wojenny Paolo Rumiz. Powiedział, że pokój możemy docenić tylko wtedy, kiedy pamiętamy o wojnie, a ludzie w Europie dawno o niej zapomnieli.

Które książki lepiej „działają” – te, które zaliczamy do kategorii fiction czy raczej non fiction?

Dobrze, że powstają książki o tematyce wojennej, niezależnie od tego, czy zaliczymy je do fiction, czy do non fiction. Czytelniczki, które sięgnęły po moją obyczajową sagę historyczną „Wiek miłość, wiek nienawiści”, też piszą w opiniach, że to, co czytają w kolejnych tomach, dzieje się teraz w Ukrainie. Myślę, że wszelkie zmiany świata na lepsze należy zaczynać od siebie, aby mieć więcej empatii i życzliwości dla drugiego człowieka. To niby niewiele, lecz w gruncie rzeczy bardzo dużo.

Jakie plany na przyszłość? Zostaje pani przy reportażu historycznym czy też osadza pani w realiach historie osób stworzonych na potrzeby powieści?

Pracuję teraz nad nową sagą historyczną pt. „Opowieść warmińska”. Osadzam fikcyjnych bohaterów w realiach przed i po plebiscycie na Warmii, Mazurach i Powiślu. Ale następny reportaż historyczny? Nie mówię nie.

O autorce

Wioletta Sawicka urodziła się i mieszka na Warmii. Z wykształcenia pedagog, z zawodu dziennikarka radiowa, prasowa, a przez chwilę telewizyjna. Realizowała się w pisaniu reportaży i przeprowadzaniu wywiadów z ciekawymi ludźmi. O sobie wie jedno – że składa się z samych sprzeczności. Autorka dwunastu powieści. Najnowszy cykl to „Wiek miłości, wiek nienawiści”.

Przeczytaj fragment książki „Wilcze dzieci”:

Wilcze dzieci

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Wilcze dzieci” jest dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [6]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
czarna_maggie  - awatar
czarna_maggie 19.10.2022 12:33
Czytelniczka

Bardzo ciekawy temat, na pewno się zapoznam - dodałam do "chcę przeczytać". Dobrze, że mówi się o tych tematach, ale z niecierpliwością czekam na chwilę, kiedy ktoś na poważnie weźmie się za historię wypędzania Niemców z Polski po II WŚ i dyskryminację Ślązaków (np. polski obóz na Zgodzie).

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Koziński - awatar
Remigiusz Koziński 19.10.2022 23:10
Redaktor

Tutaj arcyciekawe jest to, że pani Wioletta Sawicka najpierw użyła wiedzy w powieści, a potem "pociągnęła" i pewnie pogłębiła temat w swoim reportażu historycznym. Pierwszy raz zdarzyło mi się zetknąć z taką sytuacją. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czarna_maggie  - awatar
czarna_maggie 20.10.2022 14:56
Czytelniczka

Ooo! Ja też się jeszcze z czymś podobnym nie spotkałam, ale to bardzo dobrze świadczy o Pani Sawickiej.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aguirre  - awatar
Aguirre 24.10.2022 20:10
Czytelnik

Temat wilczych dzieci był już jakiś czas temu  podjęty w bardzo dobrej litewskiej powieści  Mam na imię Marytė. Polecam, chociażby dla porównania. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Mam na imię Marytė
Remigiusz Koziński - awatar
Remigiusz Koziński 25.10.2022 23:22
Redaktor

Autorka wspomina...
 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Remigiusz Koziński - awatar
Remigiusz Koziński 18.10.2022 14:00
Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post