rozwiń zwiń
Erador

Profil użytkownika: Erador

Piaseczno Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 19 tygodni temu
321
Przeczytanych
książek
501
Książek
w biblioteczce
15
Opinii
46
Polubień
opinii
Piaseczno Mężczyzna
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , ,

Zagraniczna fantastyka, nie napisana oryginalnie w języku angielskim, to w naszym kraju wciąż rzecz niemal egzotyczna. Prócz dość popularnej Włoszki – Licii Troisi – niewielu pisarzy spoza państw anglojęzycznych zdobyło u nas rozgłos. Są jednak wyjątki i do takich należy Liliana Bodoc. Pochodząca z Argentyny autorka stworzyła "Sagę o Rubieżach" - ponoć najlepszą fantasy napisaną po hiszpańsku.

"Sagę o Rubieżach" tworzą trzy części, z czego pierwsze dwie ("Dni Jelenia" oraz "Dni Pomroki") zostały wydane w jednym tomie. Nie bez powodu, bowiem obie powieści bardzo się od siebie różnią. "Dni Jelenia" to właściwie wprowadzenie do fabuły, przedstawienie świata (stylizowanego na realia amerykańskich Indian) oraz stworzenie klimatu dla czytelnika, by ten mógł poczuć magię kontynentu Żyznych Ziem. Mnóstwo tam rozległych akapitów oraz niewiele wnoszących opisów, trudno za to znaleźć coś, co przykułoby uwagę. O wiele lepiej prezentuje się część druga; jest bardziej dynamiczna, lecz wciąż utrzymująca zapoczątkowany wcześniej specyficzny nastrój.

Fabuła "Sagi" jest prosta i nie bez powodu przynosi skojarzenia z historią podbojów Ameryki Południowej przez hiszpańskich konkwistadorów. Pozostawione przez Boreaszy dawne proroctwo ma się właśnie spełnić, lecz można je interpretować na dwa sposoby: przepowiednia głosi, że Żyzne Ziemie zostaną skąpane w szczęściu lub we krwi. Nietrudno domyślić się dalszego rozwoju wydarzeń i takie uczucie będzie towarzyszyć przez większą część lektury, nudnawej i przewidywalnej. Dopiero w "Dniach Pomroki" wprowadzonych zostało kilka interesujących motywów, a akcja nabrała tempa. Najlepiej wypadły tu wątki poboczne, szczególnie pomysł na dziewczynkę rozmawiającą ze śmiercią. To właśnie one bronią powieści i utrzymują przy niej odbiorcę.

Podobnie ma się sytuacja z bohaterami. Brak tu wyraźnie zarysowanych postaci, z którymi można się utożsamiać lub chociaż kibicować im w ich poczynaniach. Już po pierwszym kontakcie łatwo przychodzi rozpoznanie białych i czarnych charakterów, rzadko kiedy ulegających choć niewielkim przemianom. Na ich tle wybija się kreacja Pomroki, matki Nienawiści, będąca jedną z najciekawszych przedstawień postaci śmierci. Można pokusić się o stwierdzenie, że ratuje ona resztę "Sagi", lecz niestety pojawia się dopiero w drugiej jej części.

Obie powieści różnią się także pod względem jakości pióra - ponownie przy porównaniu lepiej wypadają "Dni Pomroki". Narracja przypomina nieco wieczorną opowieść przy płonącym ognisku i choć wprowadza do lektury przyjemny klimat, nie zawsze się sprawdza. Gawędziarski styl utrzymywany przez ponad siedemset stron potrafi w końcu znużyć, nie oddaje także pełni dynamizmu niektórych sytuacji. Lecz już w drugiej części rozwlekłe opisy stają się o wiele zwięźlejsze i plastyczne, poprawia się także sam język autorki, dzięki czemu czytelnik otrzymuje ostatecznie całkiem dobrze napisaną historię.
Jak na razie "Saga o Rubieżach" nie wybija się ponad inne pozycje fantasy. Jest prostą, sprawnie poprowadzoną opowieścią, której smaku dodają urokliwe motywy oraz oryginalna postać Śmierci. Jednak biorąc pod uwagę pisarskie postępy Liliany Bodoc uczynione między pierwszą a drugą częścią, po zwieńczeniu trylogii można spodziewać się naprawdę dobrej lektury na przyzwoitym poziomie. Szczególnie, że zawiązanie najciekawszych wątków autorka zostawiła na sam koniec.

---
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka (www.proszynski.pl) oraz Portalowi Bestiariusz (bestiariusz.pl).
http://literatura.bestiariusz.pl/ksiazki/recenzje/1973/gaweda-przy-ognisku

Zagraniczna fantastyka, nie napisana oryginalnie w języku angielskim, to w naszym kraju wciąż rzecz niemal egzotyczna. Prócz dość popularnej Włoszki – Licii Troisi – niewielu pisarzy spoza państw anglojęzycznych zdobyło u nas rozgłos. Są jednak wyjątki i do takich należy Liliana Bodoc. Pochodząca z Argentyny autorka stworzyła "Sagę o Rubieżach" - ponoć najlepszą fantasy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Polska fantastyka w ciągu ostatnich lat została opanowana przez kilka nazwisk. Piekara, Pilipiuk, Kossakowska – to jedni z niewielu pisarzy, których książki zdominowały księgarniane półki. Trudno jest więc młodemu debiutantowi wybić się i zdobyć popularność. Jego dzieło musi wyróżniać się już od samego początku – powinno przykuwać uwagę tytułem, okładką czy też zachętą ze strony wydawcy. Rzeczywista wartość tekstu niestety schodzi na dalszy plan.

Książka Dominika Sokołowskiego nie została dobrze wypromowana. Jego debiutancka powieść „Kwiat paproci” nie wybija się ponad dziesiątki innych pozycji. Świadczy o tym już sam opis na okładce, zapowiadający fabułę, którą każdy z nas dobrze zna. Oto młody Isaakios, prawowity władca cesarstwa, pragnie odzyskać panowanie nad swym krajem. Pomaga mu w tym Łamignat, jego wierny sługa. Drugi wątek toczy się wokół pracującej na rzecz inkwizycji Michelle, która otrzymuje polecenie, by zbadać tajemniczą sektę działającą w stolicy. Na koniec żądny zemsty Ilias tropi barbarzyńców, którzy są odpowiedzialni za śmierć jego żony i nienarodzonego dziedzica. Trzy różne historie, nie dość że w żaden sposób nie są ze sobą powiązane, to jeszcze wprowadzają do powieści ogrom zamieszania.

Obawy, które powstają po zapoznaniu się z opisem przygotowanym przez wydawnictwo, nie są błędne – fabuła „Kwiatu paproci” jest prosta i do bólu przewidywalna. Podczas lektury można poczuć się jak wolny słuchacz w trakcie sesji RPG. Ma to sens, gdyż autor sam przyznaje, iż w przeszłości był fanem role-playingu. Stworzył nawet własny system, którego uniwersum zostało wykorzystane w powieści. Jego postacie prowadzone są jak po sznurku, od miejsca do miejsca, od zadania do zadania. Paradoksalnie, nie zmniejsza to w żaden sposób dezorientacji czytelnika – gdy akcja toczy się czterotorowo w różnych miejscach (można również odnieść wrażenie, że w innym czasie), ciągłe przeskakiwanie między wątkami sprawia nie lada trudności. Nie pomaga również fakt, że główny bohater miota się po świecie bez wyraźnego celu. Wydawać by się mogło, iż fabuła została podzielona na epizody, brak jednak między nimi wyraźnego związku.

Pozostałe elementy książki prezentują się równie nieciekawie. Postacie są doskonałym przykładem na wykorzystanie gotowych wzorców, bez jakiejkolwiek próby dodania czegoś nowego. Młody dziedzic tronu, jego mentor, piękna agentka, mściwy rycerz – fantasy w każdej formie pełne jest już tych szablonów. Można odnieść wrażenie, że autor za punkt honoru postawił sobie pozbawienie swego dzieła wszelkich interesujących kreacji – gdy na horyzoncie zamajaczy nietuzinkowy charakter, znika już po kilku krótkich rozdziałach. A jeśli dodamy do tego absurdalne, niekiedy wręcz idiotyczne zachowania bohaterów, to otrzymamy obraz pozbawiony wszelkiego wyrazu i smaku. I, niestety, tak właśnie się dzieje.

Warto w tym miejscu wspomnieć o świecie wykreowanym na potrzeby autorskiego systemu RPG. Szybki rzut oka na mapę sporo wyjaśni – mamy tu do czynienia z kalką Europy oraz obszarów Północnej Afryki i Azji z naniesionymi nań niewielkimi zmianami. Odwzorowanie to jest widoczne niemal pod każdym względem – od nazewnictwa charakterystycznego dla danego regionu, aż po warunki klimatyczne. Można by uznać, iż Sokołowski chciał skoncentrować się na udoskonalaniu pozostałych elementów książki, zamiast tracić czas na tworzenie oryginalnego uniwersum. Efekt ten nie został jednak osiągnięty.

Chociaż pióro debiutanta jest co najwyżej przeciętne, zdecydowanie wyróżnia się na tle reszty dzieła. Co prawda, czytelnik nie dostrzeże tu plastycznego, opisowego języka, porywającego stylu czy zdolności budowania napięcia - jest poprawnie, ale nic poza tym. Ni to grzeje, ni ziębi, niczym monotonny potok słów. Drętwe dialogi oraz nuda wiejąca z niemal czterystu stron powieści skutecznie zniechęcają do dalszej lektury i nie zapisują się w czytelniczej pamięci na dłużej niż tydzień.

W pisarskim debiucie Dominika Sokołowskiego znajduje się niewiele pozytywnych akcentów. Brak głośnej promocji jest w tym przypadku zaletą – może dzięki skromnemu przyjęciu i nie najlepszym ocenom krytyków, Rebis zajmie się ciekawszymi pozycjami, których przecież mu nie brakuje. Mimo to Kroniki Arkadyjskie, które otwiera „Kwiat paproci”, mają jeszcze szansę podwyższyć swój poziom – do poprawienia jest dużo, jednak polscy autorzy nie raz udowodnili, że po upadku potrafią wzlecieć naprawdę wysoko.

---
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Rebis (rebis.com.pl) oraz Portalowi Bestiariusz (bestiariusz.pl).
http://literatura.bestiariusz.pl/ksiazki/recenzje/1921/rozczarowujacy-debiut

Polska fantastyka w ciągu ostatnich lat została opanowana przez kilka nazwisk. Piekara, Pilipiuk, Kossakowska – to jedni z niewielu pisarzy, których książki zdominowały księgarniane półki. Trudno jest więc młodemu debiutantowi wybić się i zdobyć popularność. Jego dzieło musi wyróżniać się już od samego początku – powinno przykuwać uwagę tytułem, okładką czy też zachętą ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy w lutym tego roku na księgarniane półki wkradł się „Złodziej”, Megan Whalen Turner zdobyła sympatię nawet najbardziej wymagających fanów fantastyki. Dzięki entuzjastycznemu przyjęciu, z jakim się spotkał, pozwolił wydawnictwu Ars Machina na spokojną pracę nad tłumaczeniem kontynuacji. Nie trzeba było na nią długo czekać – „Królowa Attolii” już w czerwcu zagościła na regałach czytelników, a wraz z nią wiele zmian względem części pierwszej.

Największą metamorfozę przeszła sama konstrukcja fabuły. Podczas gdy „Złodziej” był powieścią drogi o powolnym z początku tempie, druga odsłona cyklu już od pierwszych stron wciąga czytelnika w wir wydarzeń. Akcja rzadko kiedy zwalnia, na stałe przykuwając uwagę i utrudniając oderwanie się od lektury. Więcej w niej intryg, zawiłości oraz nieprzewidzianych zwrotów, lecz następuje to kosztem ograniczonego przedstawienia świata Eugenidesa. Po charakterystycznych dla pierwszego tomu mitach, poznawanych podczas podróży bohaterów, został jedynie niewielki ślad, jednak „Królowa Attolii” nadrabia to częstszymi wzmiankami na temat historii konfliktu skłóconych państw, wokół którego toczy się fabuła.

Dużej poprawie uległy także kreacje postaci. Na pierwszym planie wciąż pozostaje Eugenides, acz nie jest już tym samym beztroskim chłopakiem znanym z poprzedniej części. Los nie obchodzi się z nim łagodnie, czyniąc z niego bardziej naturalnego, dojrzałego psychicznie bohatera. Choć niełatwo jest wejść w jego skórę, emocje, którymi się kieruje, są dla odbiorcy bliższe i lepiej zrozumiałe. Mimo zmienionego podejścia do życia Gen w dalszym ciągu jest wzbudzającym ogromną sympatię złodziejem potrafiącym wykraść wszystko – łącznie z sercem czytelnika.

Co ciekawe, tym razem na kartach powieści pojawiło się więcej niejednoznacznych bohaterów. Prym wiedzie tu tytułowa królowa Attolii, wywołująca wiele sprzecznych emocji. Jej intrygująca osobowość warta jest chwilowego odejścia od wątku Eugenidesa, a zachowanie nierzadko wprawia w zakłopotanie. Całe szczęście autorka nie pozostawiła znanych już postaci w cieniu, a kilku z nich podarowała nawet własne pięć minut. W rezultacie poszerzyło się grono interesujących kreacji, co pozostawia otwartą furtkę dla ich wykorzystania w kolejnych częściach.

Od początku rzuca się w oczy także zmiana metody narracji. Styl Megan Whalen Turner pozostaje ten sam – lekki, acz porywający – jednak historia opowiadana jest już z perspektywy trzeciej osoby. Zabieg ten miał zapewne ułatwić przedstawienie wydarzeń z punktu widzenia różnych postaci oraz przeskakiwanie między miejscami akcji. Autorka zgrabnie przeszła do odmiennej narracji, nie spłaszczając przy tym charakteru Gena; wręcz przeciwnie – dzięki temu pogłębiła osobowość tak jego, jak i pozostałych bohaterów. Czerpanie przyjemności z lektury utrudniają jednak dość liczne błędy, w szczególności interpunkcyjne, przed którymi nie ustrzegło się polskie wydanie.

„Królowa Attolii”, choć tak odmienna od „Złodzieja”, utrzymuje – a nawet przewyższa – jego poziom. Pełna intryg i politycznych machinacji, zręcznie wymieszanych z rwącą akcją oraz humorem, daje przykład tego, jak powinno się pisać kontynuacje. Jednocześnie zapewnia godziny wspaniałej rozrywki, zachęcającej do sięgnięcia po kolejny tom i poznania dalszych przygód Eugenidesa. Jednak ci, którzy z wypiekami na twarzy śledzą jego losy, muszą jeszcze zmierzyć się z długim okresem wyczekiwania.

---
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Ars Machina (arsmachina.pl) oraz Twierdzy Insimilion (crpg.insi.pl).
http://crpg.insi.pl/literatura/krolowa-attolii/2897a

Gdy w lutym tego roku na księgarniane półki wkradł się „Złodziej”, Megan Whalen Turner zdobyła sympatię nawet najbardziej wymagających fanów fantastyki. Dzięki entuzjastycznemu przyjęciu, z jakim się spotkał, pozwolił wydawnictwu Ars Machina na spokojną pracę nad tłumaczeniem kontynuacji. Nie trzeba było na nią długo czekać – „Królowa Attolii” już w czerwcu zagościła na...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Erador

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [1]

William Shakespeare
Ocena książek:
7,8 / 10
157 książek
9 cykli
1951 fanów

Ulubione

J.K. Rowling Harry Potter i Kamień Filozoficzny Zobacz więcej
J.R.R. Tolkien Hobbit, czyli tam i z powrotem Zobacz więcej
George Orwell Rok 1984 Zobacz więcej
August Strindberg Spowiedź szaleńca Zobacz więcej
August Strindberg Spowiedź szaleńca Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
321
książek
Średnio w roku
przeczytane
14
książek
Opinie były
pomocne
46
razy
W sumie
wystawione
306
ocen ze średnią 6,0

Spędzone
na czytaniu
1 691
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
12
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
8
książek [+ Dodaj]