-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2016-09-12
2017-03-20
2010-09
Książka-legenda. Książka-sakrament, która odciska niezacieralne piętno na duszy. Gdy ją przeczytałem po raz pierwszy, wywarła na mnie niesamowite wrażenie i właściwie nie przestała po dziś dzień. Chciałem być wolny i szalony jak Sal Paradise, Dean Moriarty, czy Carlo Marx. Życie zweryfikowało te marzenia, ale do "W drodze" nadal z przyjemnością powracam.
Książka-legenda. Książka-sakrament, która odciska niezacieralne piętno na duszy. Gdy ją przeczytałem po raz pierwszy, wywarła na mnie niesamowite wrażenie i właściwie nie przestała po dziś dzień. Chciałem być wolny i szalony jak Sal Paradise, Dean Moriarty, czy Carlo Marx. Życie zweryfikowało te marzenia, ale do "W drodze" nadal z przyjemnością powracam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-09
Choć Charles Bukowski już od ponad 22 lat leży sobie w Los Angeles, przykryty płytą z napisem „Don’t try”, to jego książki nadal się ukazują. Tym razem kolejnej pozycji nie zaproponował czytelnikom sztandarowy wydawca dzieł Bukowskiego w Polsce – wydawnictwo Noir sur Blanc, lecz nieznane mi dotąd gdańskie Wydawnictwo w Podwórku. „Śmieję się z bogami” jest zapisem dwóch rozmów, jakie w latach osiemdziesiątych odbyła z Bukowskim Fernanda Pivano (1917-2009) – znana włoska pisarka, krytyczka literatury, znawczyni literatury amerykańskiej. Całość składa się w interesujący wywiad-rzekę, rozmowę o wszystkim, w tym oczywiście o tematach najściślej związanych z postacią Bukowskiego.
Bukowski w rozmowie z Pivano jawi się jako outsider, człowiek dobrowolnie wyłączony z życia społecznego i politycznego, skoncentrowany jedynie na sobie, utożsamiający się z teorią literatury, stawiającej „ja” w centrum wszystkiego. Do bólu szczery w swoim pisarstwie, na co dzień pozuje na chamidło i kabotyna (ale, de facto pilnie strzeże wiedzy o tym, jaki jest naprawdę). Sportretowany przez Pivano już jako ustatkowany, sześćdziesięcioletni mężczyzna, wydaje się już nawet nie próbować mierzyć z legendą Henry’ego Chinaskiego. Bukowski, mówiąc delikatnie, nie przepadał za udzielaniem wywiadów, na większość pytań miał już przygotowane odpowiedzi, poruszające się bezpiecznymi, utartymi szlakami, jednak w „Śmieję się z bogami” powiedział kilka rzeczy, których nie dowiemy się nigdzie indziej – między innymi - jaki artefakt otrzymał od swojego wydawcy z okazji porzucenia pracy na poczcie, jak we Francji odróżnić dobrą pisarkę od złej oraz jaki jest wpływ posiadania przydomowego basenu na kryzys twórczy u pisarza.
W dalszej części Pivano podejmuje zaskakująco trafną charakterystykę twórczości Bukowskiego, samą zaś rozmowę poprzedzając wstępem, nakreślającym jej tło. „Śmieję się z bogami” to jednak książka, sprawiająca wrażenie przeznaczonej raczej dla odbiorcy włoskiego z lat osiemdziesiątych (pierwszy przekład Bukowskiego na włoski, to „Historie o zwykłym szaleństwie” z 1975 roku). Dziś, w epoce Wikipedii, książka nie dostarcza raczej wielu nowych informacji, a jej wartość to wyłącznie wartość dokumentu, utrwalającego spotkanie z jednym z najpopularniejszych pisarzy amerykańskich XX wieku.
Na koniec chciałbym wyrazić się w superlatywach o Wydawnictwie w Podwórku, które niniejszym dołącza do grona wydawców Bukowskiego. „Śmieję się z bogami” zostało przygotowane z niezwykłą starannością, estetyka wydania może budzić uznanie. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że to nie ostatnia publikacja tego gdańskiego wydawnictwa z Charlesem Bukowskim w roli głównej.
Choć Charles Bukowski już od ponad 22 lat leży sobie w Los Angeles, przykryty płytą z napisem „Don’t try”, to jego książki nadal się ukazują. Tym razem kolejnej pozycji nie zaproponował czytelnikom sztandarowy wydawca dzieł Bukowskiego w Polsce – wydawnictwo Noir sur Blanc, lecz nieznane mi dotąd gdańskie Wydawnictwo w Podwórku. „Śmieję się z bogami” jest zapisem dwóch...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-07
"O pisaniu" to zbiór listów Charlesa Bukowskiego z lat 1945-1993, których motywem przewodnim, mniej lub bardziej zauważalnym, jest literacka twórczość, pisanie. Wyłania się z nich obraz Bukowskiego, jako człowieka nieco różniącego się od Henry'ego Chinaskiego, bohatera jego prozy, którego przyjęło się uważać za literackie porte-parole autora. Bukowski w swoich listach jawi się jako osoba o nieprzeciętnej wrażliwości, czasem wręcz zagubiona w meandrach otaczającego go świata, odczuwająca świat boleśnie każdym porem skóry. Wbrew swojej literackiej legendzie, nie jest nawet aż tak często pijany (choć, za każdym razem, gdy pije przy pisaniu listu, nie omieszkuje tego zaznaczyć), nie "zalicza" nawet aż tak wielu kobiet, jak jego bohater. Jest wyrzutkiem, samotnikiem, przeżartym cynizmem aż do szpiku kości (to akurat podobnie do Chinaskiego), dla którego jedynymi istotnymi rzeczami nie są sława, wieczory poetyckie, czy wykłady creative writing, a to żeby mieć się czego napić, móc słuchać muzyki klasycznej w radiu, a przede wszystkim stale słyszeć dźwięk stukotu maszyny do pisania pod swoimi palcami. Dla Bukowskiego literatura, to nic innego, jak... następne zdanie prozy, wiersza, listu... To "następne zdanie" wydaje się być sensem jego życia, określać go. Oczywiście, jak każdy autor, musi też zabiegać o to, by jego twórczość była publikowana, rozsyłając rozmaite fragmenty swoich dzieł do różnych magazynów literackich, często spotykając się z nieprzychylnymi opiniami i nawet nie otrzymując zwrotu rękopisów. Naturalnie wszyscy, jako tako obeznani z twórczością Bukowskiego, obok refleksji ściśle związanych z pisaniem i wydawaniem, liczą na jego, jedyne w swoim rodzaju dygresje, dla uproszczenia nazwijmy je "obyczajowymi". I czytelnik nie odchodzi bynajmniej z pustymi rękami, zastając w "O pisaniu" Bukowskiego w wysokiej pod tym względem formie.
"O pisaniu" to rzeczywiście publikacja dla najbardziej zagorzałych wielbicieli Charlesa Bukowskiego, osobom chcącym rozpocząć przygodę z twórczością Amerykanina polecałbym raczej inne jego utwory, jak "Faktotum", czy "Kłopoty to męska specjalność". Sam jednak jestem wielbicielem Hanka i najnowszą książkę wydawnictwa "Noir sur Blanc" przeczytałem z przyjemnością. Doszedłem nawet do wniosku, że od pewnego momentu jest mi najzwyczajniej obojętne, o czym Hank mówi - bylebym mógł go czytać. Jest bowiem w jego prozie coś takiego, co sprawia, że mu się ufa - mało tego, chciałoby się rzucić wszystko w cholerę i zostać kimś jego pokroju. Jak dla mnie Charles Bukowski, gdyby żył, mógłby nawet czytać w telewizji prognozę pogody - co pewnie byłoby możliwe, gdyby za plecami miał odpowiednio zaopatrzoną lodówkę, jak podczas swoich sławetnych wieczorów autorskich. Pewnie nawet wtedy, wciśniętego w takie ramy, słuchałoby się go z przyjemnością i pewnie nawet wtedy nie omieszkałby nadmienić, że trzyma się z daleka od tej zgrai poetów, za najlepszych pisarzy uważa L.F. Céline'a i J.Fante, a najbardziej sobą był wtedy, gdy mieszkał w ciasnych klitkach, zarabiał grosze, lub gdy trafił na oddział dobroczynny szpitala w L.A, gdy po tygodniowym chlaniu dostał krwotoku z tyłka. Bukowski, stary sk...synu, nie sposób Cię nie lubić!
"O pisaniu" to zbiór listów Charlesa Bukowskiego z lat 1945-1993, których motywem przewodnim, mniej lub bardziej zauważalnym, jest literacka twórczość, pisanie. Wyłania się z nich obraz Bukowskiego, jako człowieka nieco różniącego się od Henry'ego Chinaskiego, bohatera jego prozy, którego przyjęło się uważać za literackie porte-parole autora. Bukowski w swoich listach jawi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-10
2011
2010-09
2010-07
2009-06
2009-04
2015-11
2016-05
2013
"Maggie Cassidy" to taki, chciałoby się rzec, "portret beatników w wieku młodzieńczym". Dla zadeklarowanych zwolenników Kerouaca i Beat Generation (do których należę) pozycja obowiązkowa, dla pozostałych raczej tylko w roli ciekawostki - raczej nie jest najlepszą pozycją do rozpoczęcia przygody z prozą Ti Jeana. Natomiast z całą pewnością jest książka o wiele lepsza, niż sugeruje to okładka wydania W.A.B z 2012 roku.
"Maggie Cassidy" to taki, chciałoby się rzec, "portret beatników w wieku młodzieńczym". Dla zadeklarowanych zwolenników Kerouaca i Beat Generation (do których należę) pozycja obowiązkowa, dla pozostałych raczej tylko w roli ciekawostki - raczej nie jest najlepszą pozycją do rozpoczęcia przygody z prozą Ti Jeana. Natomiast z całą pewnością jest książka o wiele lepsza, niż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-07
Po sukcesie "W drodze", Jack Kerouac napisał jeszcze kilka książek o podobnej tematyce, książek o drodze, wolności i szaleństwie. O ile na kartach powieści "W drodze" dało się odczuć euforię jak w stanie upojenia dobrą whiskey (amerykańską), o tyle "Big Sur" sprawia wrażenie zapisu nieuniknionej konsekwencji tamtej wcześniejszej podróży - potężnego kaca, z nieodłącznym delirium tremens, kiedy wczorajszy koncert jazzowy zmienia się w upiorne bicie dzwonów o poranku, a ekstatyczne rozmowy o literaturze, seksie i muzyce - w deliryczny szept morza ("Morze. Odgłosy Pacyfiku w Big Sur"). Sal Paradise przepoczwarza się tu w Jacka Duluoza, swoją żałosną parodię, przypominającego samego Kerouaca, gdy w bodajże w 1959 roku, kompletnie pijany, udzielał wywiadu Fernandzie Pivano w Rai Uno. Jednak jest w nim coś takiego, może to cień dawnej świetności, co sprawia, że chce się go słuchać, mimo że już trochę bełkocze i czuć od niego wódą.
Po sukcesie "W drodze", Jack Kerouac napisał jeszcze kilka książek o podobnej tematyce, książek o drodze, wolności i szaleństwie. O ile na kartach powieści "W drodze" dało się odczuć euforię jak w stanie upojenia dobrą whiskey (amerykańską), o tyle "Big Sur" sprawia wrażenie zapisu nieuniknionej konsekwencji tamtej wcześniejszej podróży - potężnego kaca, z nieodłącznym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
William S. Burroughs - ikona Beat Generation, pisarz, narkoman, wariat. W latach pięćdziesiątych, bawiąc się w Wilhelma Tella, zastrzelił swoją żonę, a czterdzieści lat później - portret swojego imiennika, niejakiego Szekspira. Przez całe życie przez jego żyły przetoczyło się tyle narkotyków, że wystarczyłoby to "żeby wykończyć pluton wojska".
To moje pierwsze udane spotkanie z prozą Burroughsa - po nieudanej próbie przeczytania "Zachodniej krainy" i "Nagiego lunchu" (zakończonej odruchami wymiotnymi), postanowiłem dać mu szansę jeszcze raz i zacząć od, jak głosi opinia, jego pierwszej powieści, najbardziej autobiograficznej i najmniej eksperymentalnej. Jak u narkomana wracającego do nałogu, pierwszy po przerwie dożylny strzał literatury Burroughsa miał być w założeniu małą dawką.
Powieść, jak powieść - nie wzbudziła u mnie żadnych wyrazistszych odczuć. Prosta historia o uzależnieniu od narkotyków, liniowa i powtarzalna aż do bólu. Pozbawiona polifoniczności, pozbawiona jakichkolwiek opisów narkotycznego haju. Gdyby Burroughs niczego już w swoim życiu później nie napisał, z pewnością za sprawą "Ćpuna" nie przeszedłby do historii.
Muszę również wyrazić rozgoryczenie z powodu poziomu, jaki prezentuje wydanie "Ćpuna" przez wydawnictwo vis à vis/etiuda. Trochę ponad 200 stron książki aż roi się od różnego rodzaju błędów, opuszczeń, literówek i przeinaczeń. Wydanie sprawia wrażenie nietkniętego przez korektora i redaktora. A są osoby na takie rzeczy wyczulone, których to razi.
William S. Burroughs - ikona Beat Generation, pisarz, narkoman, wariat. W latach pięćdziesiątych, bawiąc się w Wilhelma Tella, zastrzelił swoją żonę, a czterdzieści lat później - portret swojego imiennika, niejakiego Szekspira. Przez całe życie przez jego żyły przetoczyło się tyle narkotyków, że wystarczyłoby to "żeby wykończyć pluton wojska".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTo moje pierwsze udane...