Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Rzecz nieźle się czyta i na pewno można z niej sporo wynieśc, aczkolwiek... Wiadomo,że w wypadku takich pozycji zawsze znajdą się czytelnicy, którzy uznają, że jakiś zespól został niesłusznie pominięty, a inny znów dostał za dużo miejsca. Są to rzeczy mocno subiektywne, niemniej nie da się nie odnotować, że w tej książce dysproporcja na linii Napalm Death-reszta świata jest mocno zauważalna. Ciekawa jest idea pokazania losów death metalu jako towaru w przemyśle muzycznym, acz tu znów niproporcjonalny nacisk położony jest na perypetie Earache.. no ale niech będzie, że pionierom się należy. :)

Rzecz nieźle się czyta i na pewno można z niej sporo wynieśc, aczkolwiek... Wiadomo,że w wypadku takich pozycji zawsze znajdą się czytelnicy, którzy uznają, że jakiś zespól został niesłusznie pominięty, a inny znów dostał za dużo miejsca. Są to rzeczy mocno subiektywne, niemniej nie da się nie odnotować, że w tej książce dysproporcja na linii Napalm Death-reszta świata jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Władcy chaosu - krwawe powstanie satanistycznego metalowego podziemia Michael Moynihan, Didrik Søderlind
Ocena 7,3
Władcy chaosu ... Michael Moynihan, D...

Na półkach: ,

W sumie wartościowa pozycja, przed przystąpieniem do lektury warto mieć jednak świadomość jednej kwestii: otóż muzyka black metalowa w zasadzie autorów nie interesuje. Całość jest socjologiczno-antropologiczną, miejscami nieco (nomen omen) chaotyczną, miejscami przetykaną zbędnymi dygresjami analizą fenomenu kulturowego. Nie jest to rzecz jasna analiza naukowa, raczej dość swobodne dywagacje, których wartość znacząco podnoszą wprowadzone w tekst liczne wywiady z osobami o solidniej ugruntowanym spojrzeniu na temat. Swoją drogą - zabawne, że indagowany chrześcijański publicysta wydaje się lepiej rozumieć black metal, niż głowa Kościoła Szatana. :)

Aha, tłumaczenie Kagry tradycyjnie kuleje, niemniej spokojnie da się czytać, o ile ktoś nie jest neurotycznym purystą gramatycznym.

W sumie wartościowa pozycja, przed przystąpieniem do lektury warto mieć jednak świadomość jednej kwestii: otóż muzyka black metalowa w zasadzie autorów nie interesuje. Całość jest socjologiczno-antropologiczną, miejscami nieco (nomen omen) chaotyczną, miejscami przetykaną zbędnymi dygresjami analizą fenomenu kulturowego. Nie jest to rzecz jasna analiza naukowa, raczej dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ja rozumiem, że to jest przygodowy romans w egzotycznej scenerii, ale pewne rzeczy w ujęciu tematyki historycznej jednak rażą. Sokole Oko notorycznie nazywa swoich wrogów Huronów Irokezami bądź Mingami, przy czym o ile to drugie ma jeszcze jakiś sens, bo Mingowie byli faktycznie zbieraniną składającą się z plemion nie chcących podporządkować się Lidze Irokezów i w ich skład wchodzili w istocie Huroni, o tyle z samymi Irokezami Huroni mieli pokrewny jedynie język i byli ich zdeklarowanymi wrogami. Książka w wielu momentach trąci europocentryzmem i wręcz rasizmem - Sokole Oko przy różnych okazjach jakieś 50 razy deklaruje się jako "biały czystej krwi" i choć niby mówi się sporo o szlachetności Indian i krzywdach, jakich doznali od białych, to w istocie przekaz jest jasny - "dobrzy Indianie" to ci, którzy popierają "dobrych białych" tj. Anglików, "źli" to ci, którzy z nimi walczą bądź popierają "złych" białych, tj. Francuzów. Swoista ironia, bochyba każda osoba jako tako zorientowana w temacie wie, że akurat Francuzi ze wszystkich nacji europejskich traktowali Indian najbardziej po ludzku, podczas gdy Anglicy najbardziej nimi pogardzali. Końcówka w książki, w której odbywa się UWAGA SPOJLER.................................................................. usprawiedliwione jakoby zniszczenie wioski Huronów i wybicie ich wojowników jest w tym kontekście szczególnie obrzydliwa, bo wbrew tytułowi książki to nie Mohikanie a właśnie Huroni w tamtym czasie zaznali największych cierpień, bez litości eksterminowani przez Irokezów, sojuszników Anglii. O tym, że autor najwyraźniej pomylił Mohikanów z Moheganami nawet nie warto chyba wspominać.

Wartości literackie, momentami wręcz komicznie grafomański język i dęty patos też nie ratują tegoż poronionego i chaotycznego dziełka. Rozumiem sentymenty, jednak patrząc nieco obiektywniej - kaszanka.

Ja rozumiem, że to jest przygodowy romans w egzotycznej scenerii, ale pewne rzeczy w ujęciu tematyki historycznej jednak rażą. Sokole Oko notorycznie nazywa swoich wrogów Huronów Irokezami bądź Mingami, przy czym o ile to drugie ma jeszcze jakiś sens, bo Mingowie byli faktycznie zbieraniną składającą się z plemion nie chcących podporządkować się Lidze Irokezów i w ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Grafomańskie postękiwania Barbary Rosiek są dla mnie doskonałym dowodem na prawdziwość tezy, że trudne przeżycia same w sobie nie upoważniają do pisania. Przepaść między ćpającymi pisarzami, jak Burroughs, a piszącymi ćpunami z wybujałym ego, jak Rosiek, jest jednak nie do przeskoczenia.

Grafomańskie postękiwania Barbary Rosiek są dla mnie doskonałym dowodem na prawdziwość tezy, że trudne przeżycia same w sobie nie upoważniają do pisania. Przepaść między ćpającymi pisarzami, jak Burroughs, a piszącymi ćpunami z wybujałym ego, jak Rosiek, jest jednak nie do przeskoczenia.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka z gatunku miejskiej fantasy. Kompletnie odklejona od rzeczywistości, napisana maksymalnie drętwym językiem, którego kuriozalność osiąga apogeum w prowadzonych "młodzieżowym językiem" dialogach. Wspaniała lektura dla osób nie mających i nie chcących mieć pojęcia o narkotykach - po przeczytaniu tej żenującej kompilacji mitów na pewno żadnego pojęcia nie nabędą.

Książka z gatunku miejskiej fantasy. Kompletnie odklejona od rzeczywistości, napisana maksymalnie drętwym językiem, którego kuriozalność osiąga apogeum w prowadzonych "młodzieżowym językiem" dialogach. Wspaniała lektura dla osób nie mających i nie chcących mieć pojęcia o narkotykach - po przeczytaniu tej żenującej kompilacji mitów na pewno żadnego pojęcia nie nabędą.

Pokaż mimo to