Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jeden z najlepszych tomów poetyckich ostatnich lat. Doskonała robota.

Jeden z najlepszych tomów poetyckich ostatnich lat. Doskonała robota.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Chrząszcze przechodzą przeobrażenie zupełne. Podobnie jak podmiotka wierszy składających się na najnowszą książkę Anny Musiał. „Coleoptera” to niezwykle spójny - stylowo i tematycznie - tom, przy czym spójność ta jest osiągana rozmaitymi środkami: okładka idealnie komponuje się z wierszami, wiersze roją się od biologicznych metafor korelujących z tytułem tomu, powtarzają się motywy. Jakie motywy? Gdybym miał powiedzieć, co najbardziej mnie uderzyło podczas lektury, byłoby to ogromne zmęczenie, graniczące z wyczerpaniem, i smutek. Nawet najcieplejsze sceny tchną tym smutkiem, jest w wierszach Musiał tęsknota za czymś, co przeminęło i nigdy nie wróci. Brzmi może trywialnie, ale sposób, w jaki wyraziła te emocje Autorka, jest naprawdę godny podziwu. Styl łagodny, śpiewny, bez zgrzytów i niepotrzebnych zrywów, przez całą drogę od poczęcia do „neutralizacji” utrzymujący odpowiedni nastrój. Poezja Musiał jest na wskroś kobieca, i to w sposób zgoła odmienny od popularnego, wojującego feminizmu. Jest to kobiecość cicha, intymna, stąpająca jak kot, choć nie ulega wątpliwości, że posiada ona pazury. W każdym wydaniu pozostaje jednak wewnętrznie spójna.
Chciałbym o tym tomie napisać więcej, ale boję się, że skończy się to odkrywaniem tropów, które wolę pozostawić Wam, żebyście też mieli przyjemność z odsłaniania tajemnic, jakich w rzeczonej książce znajdziecie sporo.
Tak czy inaczej – „Coleoptera” Anny Musiał to jeden z lepszych tomów, jakie miałem przyjemność czytać. Na pewno wrócę.

Chrząszcze przechodzą przeobrażenie zupełne. Podobnie jak podmiotka wierszy składających się na najnowszą książkę Anny Musiał. „Coleoptera” to niezwykle spójny - stylowo i tematycznie - tom, przy czym spójność ta jest osiągana rozmaitymi środkami: okładka idealnie komponuje się z wierszami, wiersze roją się od biologicznych metafor korelujących z tytułem tomu, powtarzają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po długim milczeniu głos wybrzmiewa pięknie i czysto. Tak też wybrzmiewa nowy, drugi tom Martyny Buliżańskiej, której debiutancki zbiór „moja jest ta ziemia” z 2013 roku (to aż 4 lata ciszy!) doczekał się słusznego uznania w postaci Nagrody Poetyckiej „Silesius”.
Chciałbym, aby moja recenzja była podobna wierszom, których dotyczy: zwięzła, a zarazem pulsująca treścią. Martyna Buliżańska wyraźnie nie lubi przegadania i pustosłowia. Jej poezja jest tym, czym poezja powinna być: głębią zamkniętą w dłoni. Ta dłoń bywa kobieco delikatna; innym razem, gdy trzeba, twarda, szorstka, ironiczna. Wachlarz uczuć, myśli jest tutaj naprawdę imponujący. Od utworów, które pozwalają nam niemal bezpośrednio obcować z osobowością autorki, towarzyszyć jej emocjom, refleksjom i błyskotliwym spostrzeżeniom – a tej bezpośredniości jest więcej, niż w poprzednim tomie: w „wizyjnej” znajdziemy utwory niezwykle osobiste, m.in. poświęcone dziadkowi, ojcu, najbliższym przyjaciółkom; garstka wersów z pasją rzucona na płótno sprawia, że te osoby stają się bliskie i nam – po teksty zwracające naszą uwagę na zewnątrz, na to, co się dzieje dookoła, teksty świadome roli poety jako kreatora społecznej wrażliwości.
Ze strof to sączy się szept, to dudni klubowy hałas; atakują nas iluminacje barw, po których nagle kurtyną zapada mrok. Zdecydowanie nie jest to tom jednolity w takim stopniu, jak „moja jest ta ziemia”. I może właśnie w tej niejednolitości tkwi jego siła. Z nowych wierszy Martyny Buliżańskiej przebija większa otwartość – bez szkody dla sztuki, która pozostała na najwyższym poziomie. Ale mniej tutaj unarracyjnienia, częściej pojawia się pierwszoosobowy podmiot, a świat „wizyjnej” bliższy jest naszej rzeczywistości, niż „ziemia”. I przez to – bliższy czytelnikowi. Można pokusić się o sąd, że niegdyś skryta w swojej onirycznej krainie dziewczyna teraz, jako dojrzała już kobieta, wyszła nam naprzeciw.
Owo „wyjście naprzeciw” nie oznacza bynajmniej pisania pod gusta czytelników. Co to, to nie. Wręcz przeciwnie. Przypuszczam, że nowy tom Martyny Buliżańskiej nie przekona wielu, przyzwyczajonych do innego typu poezji. Czy typu gorszego, czy lepszego – nieważne, bo każdy i tak ma swoje zdanie: po prostu innego. Bo „wizyjna”, nie mniej niż tom poprzedni, wyłamuje się ze schematów współczesnej twórczości poetyckiej. I to nie tylko pod względem formy – która, nawiasem mówiąc, po większości różni się od tej z „ziemi”, na dodatek zaskakując różnorodnością w obrębie całego zbioru.
Gorąco polecam ten tom każdej odpowiednio wrażliwej osobie, poszukującej w poezji nie krzyku dla krzyku, ale bodźców do refleksji oraz wiercących na wskroś, estetyczno-lirycznych doznań.

Po długim milczeniu głos wybrzmiewa pięknie i czysto. Tak też wybrzmiewa nowy, drugi tom Martyny Buliżańskiej, której debiutancki zbiór „moja jest ta ziemia” z 2013 roku (to aż 4 lata ciszy!) doczekał się słusznego uznania w postaci Nagrody Poetyckiej „Silesius”.
Chciałbym, aby moja recenzja była podobna wierszom, których dotyczy: zwięzła, a zarazem pulsująca treścią....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zasadniczą ideą tej książki jest: sprzedać się. Wyłącznie w tym celu powstała ta powieść, która wyraźnie pospiesznie wyszła spod palców pisarza w okresie bumu na kolejny dodatek do gry World of Warcraft. Płytcy bohaterowie, płytkie opisy, sztuczne walki żywcem wyjęte z mmorpg, fabuła oczywista. Co znamienne, po 150 stronie poddałem się i przeszedłem do ostatnich rozdziałów, z których poznałem całą dotychczasową historię. Tak że nie polecam tej pozycji, ocierającej się zresztą o grafomanię (jeśli nie jest nią w pełni). Może tylko przeczytajcie sobie początek i koniec, ot, dla rozrywki.

Zasadniczą ideą tej książki jest: sprzedać się. Wyłącznie w tym celu powstała ta powieść, która wyraźnie pospiesznie wyszła spod palców pisarza w okresie bumu na kolejny dodatek do gry World of Warcraft. Płytcy bohaterowie, płytkie opisy, sztuczne walki żywcem wyjęte z mmorpg, fabuła oczywista. Co znamienne, po 150 stronie poddałem się i przeszedłem do ostatnich rozdziałów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy aby zachwycać się światem, musimy znać mechanizmy jego kreacji? Oczywiście, że nie. Kiedy widzimy "wielkie neony: czerwone elektryczne tarcze i wiązkę światła cienką jak papier", nie zastanawiamy się nad uwarunkowaniami takiego widoku: chłonąc go po prostu, pozwalamy mu przeniknąć nas do szpiku. Takiego właśnie odbioru dopomina się poezja Martyny Buliżańskiej, laureatki Nagrody Poetyckiej „Silesius”.
"Moja jest ta ziemia" to tom urzekający i wyjątkowy. Z kilku powodów. Mistrzowski język poetycki, wolny od akademizmu, niezależny od wpływów innych współczesnych lub zamierzchłych autorów. Brudna, gorzka i smutna rzeczywistość, eufemizowana pięknym, melodyjnym wierszem, co przynosi niesamowity, oniryczny efekt. A także, co z pewnością frustruje niejednego czytelnika nastawionego na rozumowy odbiór, mnóstwo aluzji kulturowych w szerokim tego słowa znaczeniu oraz niejasność i płynność sensów wypowiedzi.
Jeśli wolisz wiersz „prosty jak podanie ręki”, wiersz z jasnym, łatwym przekazem, przypuszczalnie nie będziesz usatysfakcjonowany lekturą. Wiele utworów z "moja jest ta ziemia" zbliża się do impresji, domagając się raczej zachwytu nad obrazem i dźwiękiem oraz zanurzenia w nastroju, niż skrupulatnej interpretacji próbującej dodrapać się do ukrytego sensu.
I owszem, chwała temu, co odgadnie zamysły kryjące się za najbardziej hermetycznymi sformułowaniami Autorki, jednak warto się zastanowić, czy na tym ma polegać odbiór poezji. Czy czytamy poezję tylko po to, aby rozgryźć łamigłówkę skonstruowaną przez pisarza? Może niektórym sprawia to rozkosz; sam znacznie wyżej cenię przeżycia towarzyszące lekturze i zostające we mnie na długo po niej. A "moja jest ta ziemia" zapewnia mi takich przeżyć mnóstwo – ilekroć po nią sięgam.
I w tym tkwi też wspaniałość zbioru: wiersze Martyny Buliżańskiej można czytać kilka czy nawet kilkanaście razy bez ukłucia nudy czy zmęczenia. "Moja jest ta ziemia" to tom tak mieniący się barwami, obrazami i znaczeniami, że za każdym czytaniem obcujemy z czymś odmiennym. Odmiennym, a tak samo lub bardziej atrakcyjnym.
Od wydania tomu minęły trzy lata. Pozostaje mieć nadzieję, że nie jest to ostatni, ani przedostatni, tom zdolnej, słusznie nagradzanej Autorki.

Czy aby zachwycać się światem, musimy znać mechanizmy jego kreacji? Oczywiście, że nie. Kiedy widzimy "wielkie neony: czerwone elektryczne tarcze i wiązkę światła cienką jak papier", nie zastanawiamy się nad uwarunkowaniami takiego widoku: chłonąc go po prostu, pozwalamy mu przeniknąć nas do szpiku. Takiego właśnie odbioru dopomina się poezja Martyny Buliżańskiej, laureatki...

więcej Pokaż mimo to