-
ArtykułyHeather Morris pozdrawia polskich czytelnikówLubimyCzytać3
-
ArtykułyTajemnice Wenecji. Wokół „Kochanka bez stałego adresu” Carla Fruttera i Franca LucentiniegoLubimyCzytać2
-
ArtykułyA.J. Finn po 6 latach powraca z nową książką – rozmowa z autorem o „Końcu opowieści”Anna Sierant1
-
ArtykułyZawsze interesuje mnie najgorszy scenariusz: Steve Cavanagh opowiada o „Adwokacie diabła”Ewa Cieślik1
Biblioteczka
2023-08-01
2023-07-12
2019-09-30
2023-06-08
2019-03-18
2019-02-15
Niewiarygodne: jeszcze troszkę i powieści tej stuknie całe 200 lat, a wciąż budzi silne emocje i nie sposób czytać ją bez mieszaniny wzruszenia, gniewu i przerażenia w obliczu takiego braku serca i niewdzięczności. Zasługa w tym zarówno samego Balzaca, wyśmienitego portrecisty i arcymistrza w ukazywaniu człowieka z całym jego brakiem człowieczeństwa, całym zepsuciem i utratą moralnego kośćca, jak też tematyki utworu, ponadczasowej i uniwersalnej. Bo zawsze, w każdej epoce byli, są i będą tacy nieszczęśni ojcowie Goriot, nie znający granic w swej ojcowskiej miłości i gotowi do ostatecznych poświęceń, budzący tyle samo współczucia, co irytacji przez swą naiwność, uległość i pokorę, i zawsze będą takie Naście i Fifinki, gotowe sprzedać swego ojca, byle starczyło na suknie, diamenty, karoce i kochanków. I jedni, i drugie, dodajmy, obojga zresztą płci.
Balzac nie stosuje żadnej ulgi, opisuje ojca i córki, ale i resztę obojętnego i egoistycznego społeczeństwa, z całą dosłownością, nie pozostawiając czytelnikowi nadziei ni złudzeń. Czymże zresztą się łudzić? Postawą Rastignaca, jedynego, który tak żywo przejął się losem sąsiada? A cóż tak naprawdę zapowiada jego ostatnie w powieści zdanie? Jakąś zemstę na strojnych, niewdzięcznych atrapach? Cokolwiek pocznie ten - ciągle jeszcze czysty i zaopatrzony w czujące serce - młody człowiek, będzie to głos i gesty jednostkowe na puszczy świata oślepionego blichtrem bogactwa i zahipnotyzowanego brzękiem talarów.
Money makes the world go around
...the world go around
...the world go around...
Niewiarygodne: jeszcze troszkę i powieści tej stuknie całe 200 lat, a wciąż budzi silne emocje i nie sposób czytać ją bez mieszaniny wzruszenia, gniewu i przerażenia w obliczu takiego braku serca i niewdzięczności. Zasługa w tym zarówno samego Balzaca, wyśmienitego portrecisty i arcymistrza w ukazywaniu człowieka z całym jego brakiem człowieczeństwa, całym zepsuciem i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-28
Ktokolwiek pijesz z źródła romantycznych wierszy,
Rychło z wieloma spytasz: kto z wieszczów najpierwszy?
Ja się tutaj o swoją opinię pokuszę.
Juliusz wielkim poetą, lecz Adam - geniuszem.
Ktokolwiek pijesz z źródła romantycznych wierszy,
Rychło z wieloma spytasz: kto z wieszczów najpierwszy?
Ja się tutaj o swoją opinię pokuszę.
Juliusz wielkim poetą, lecz Adam - geniuszem.
2019-01-09
2018-11-05
2018-10-08
2018-09-27
2017-12-29
2017-10-30
2017-09-17
Była dziwnie pusta wewnątrz i deprymująco mroczna. Pamiętam jak przez mgłę, że chyba też w dosyć zabałaganionym stanie – na ziemi leżały sterty czegoś, co w pierwszej chwili mam ochotę nazwać gratami i śmieciami, po namyśle jednak dopuszczam, że może akurat odbywał się tam jakiś remont i były to elementy oszalowania, worki z zaprawą czy co tam jeszcze. Po krętych, liczących wiele stopni schodach, pięliśmy się w górę: wujek Rafał, ciocia Małgosia, jej dwoje dzieci – Aka i Bisiek, moja koleżanka Edyta i ja. Aż wreszcie – tak to pamiętam – dotarliśmy do miejsca bardziej widnego, otwartego, skąd rozciągał się widok na chłostane gwałtownym wiatrem w ten chłodny, deszczowy letni dzień jezioro Gopło. Spoglądaliśmy na nie z Mysiej Wieży – z tego samego miejsca, z którego niegdyś spoglądał Popiel.
Te wspomnienia powracały do mnie stale podczas lektury "Starej baśni". Piękna to, choć pozostawiająca niedosyt książka. Jest rzeczywiście baśnią, bo jej główna fabuła to rozkwitła w barwną opowieść i wzbogacona pobocznymi wątkami legenda o Popielu, którego myszy zjadły. Jej wartość historyczna jest jednak niewielka, choć Kraszewski w bardzo ciekawy sposób i opierając się na dostępnej sobie wiedzy archeologicznej, etnograficznej przedstawił obyczaje i organizację społeczną plemion słowiańskich. To chyba, obok potoczystej fabuły i pięknego języka, uwiodło mnie najbardziej. Mój niedosyt bierze się z braku szerszego przedstawienia postaci z tej powieści. Chciałabym więcej i głębiej dowiedzieć się na przykład o sędziwym Miłoszu i jego rodzie, o rodach Myszków, o Wiszu. Może przeczytani niedawno "Krzyżacy" obudzili we mnie apetyt na coś bardziej epickiego, na mocniej, wyraziściej szkicowane portrety. Ale pomimo tej skromności "Stara baśń" bardzo przypadła mi do gustu i nawet poruszyła jakąś tęskną strunę, choć może to kwestia odświeżonych wspomnień z wycieczki w miejsce tak pobudzające dziecięcą wyobraźnię.
"– Nie – rzekł Piastun – miejsce to jest nieszczęśliwe i splugawione, nie chcę siedzieć tam, gdzie wspomnienia Chwostka i zgliszcza stałyby między mną a wami. (...) Niechaj tu stołb pusty na wieki zostanie świadcząc, jak niecnota ginie marnie. Niech chwastem zarasta plugawe śmietnisko!"
Sprawdziłam w internecie – na szczęście nie spełniła się klątwa, którą Kraszewski włożył w usta Piasta, wybranego przez liczne rody na nowego knezia i przywódcę. Wieża nad Gopłem, zwana Mysią Wieżą, choć pozostała bez nowego lokatora, nie zniszczała. Zadbana i odnowiona stanowi jedną z atrakcji turystycznych ziem, z których nasze państwo wywodzi swe korzenie. A ja pamiętam jeszcze, że w drodze powrotnej poczułam się źle, aż wujek musiał zatrzymać samochód, a ja chorowałam na poboczu. Zupełnie jakby po przeszło tysiącu latach jeszcze jakoś zadziałały trucicielskie praktyki nienawistnej Brunhildy. Ale i to baśń jedynie – zaszkodziły mi na wpół dojrzałe gruszki, które jedliśmy, spacerując po Kruszwicy. :)
Była dziwnie pusta wewnątrz i deprymująco mroczna. Pamiętam jak przez mgłę, że chyba też w dosyć zabałaganionym stanie – na ziemi leżały sterty czegoś, co w pierwszej chwili mam ochotę nazwać gratami i śmieciami, po namyśle jednak dopuszczam, że może akurat odbywał się tam jakiś remont i były to elementy oszalowania, worki z zaprawą czy co tam jeszcze. Po krętych, liczących...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-10
2017-03-27
2017-01-09
Hemingwayowski drobiazg. Ledwo 106 stroniczek kieszonkowego formatu. Fabuła też tak ściśnięta, że da się ją opowiedzieć w jednym zdaniu. Ale ileż w tym siły i wymowy!
Z jednej strony człowiek - stary, już nie tak silny jak niegdyś. Bolą go plecy, a lewa ręka zdradza go w ważnych chwilach, gdy łapią ją kurcze, odbierające całkiem czucie i sprawność. Na domiar złego ma za mało wody i brakuje mu żywności. Ale nie poddaje się. Bo być człowiekiem, to znaczy walczyć.
Naprzeciw niego ryba. Ogromna, o dwie stopy dłuższa od jego łodzi. Dzielna, silna i waleczna. Blisko dwie doby walczy o życie, niestrudzenie ciągnąc przez ocean łódź człowieka.
Gdy Santiago wraca z łupem, wie, że popełnił błąd. Bo pokonał ból, pokonał pecha (84 dni bez połowu), pokonał marlina, ale wieloletnie doświadczenie napełnia go świadomością tego, co teraz musi nastąpić. Żałuje, że złowił tę rybę, bo szanuje ją za jej waleczność i kocha za ten trud, którego mu przysporzyła. Przegrywają obaj - ale tak przegrać to jak wygrać...
Nie jestem wyznawczynią poglądów Hemingwaya, dla którego prawdziwym mężczyzną był ten, co zastrzelił słonia. I dlatego bardziej żal mi marlina. Lepiej byłoby, gdyby na siebie nie trafili, stary człowiek i ryba. Ale podziwiam hart ducha, odwagę i nadzieję. Ten niezachwiany impuls do walki, już przecież skazanej na porażkę.
Patrzę na średnią ocenę tego opowiadania na LC i oczom nie wierzę. Czy pozostał nam tylko impuls do oglądania pseudointelektualnej papki w telewizji i generowania bezwartościowych wpisów na fb?
Hemingwayowski drobiazg. Ledwo 106 stroniczek kieszonkowego formatu. Fabuła też tak ściśnięta, że da się ją opowiedzieć w jednym zdaniu. Ale ileż w tym siły i wymowy!
Z jednej strony człowiek - stary, już nie tak silny jak niegdyś. Bolą go plecy, a lewa ręka zdradza go w ważnych chwilach, gdy łapią ją kurcze, odbierające całkiem czucie i sprawność. Na domiar złego ma za...
2016-10-09
Ze wstydem przyznaję, że gdy przed laty przyszło mi przedzierać się przez tę dosyć opasłą lekturę, bo omawialiśmy ją w szkole, poległam, nie doczytałam i bezkrytycznie przyłączyłam się do chóru gnuśnej młodzieży, narzekającej, że nudne, że za długie, że po co to...
Obecnie powróciłam do "Krzyżaków", by pomóc mojej córce w przeczytaniu i zrozumieniu tej książki. I z prawdziwą radością odkryłam, że jest to powieść piękna. Nie tak doskonała, jak ukochane przeze mnie "Quo vadis", ale też wspaniała.
Częściowo rozumiem nastolatków, że współcześnie mają trudność ze zrozumieniem języka tej powieści, dialogów i bogatych opisów, ale z drugiej strony to właśnie one zachwyciły mnie najbardziej. Dopiero teraz doceniłam piękno starannej stylizacji językowej oraz niezwykłą dokładność, z jaką Sienkiewicz oddawał choćby uzbrojenie zarówno rycerzy znamienitych i tych drobniejszych, jak i prostych wojów i ludu, którzy władali nie mieczami, ale kłonicami, kosami, cepami... Szczegółowe opisy strojów z tamtej epoki - ludzi ze wszelkich warstw społecznych. Szeroką znajomość obyczajów rycerskich i dworskich. Dziś to nie jest trudne, wszystko można znaleźć w internecie, ale Sienkiewicz musiał poświęcić mnóstwo czasu na poznanie dokumentacji, starych kronik, zapisów, by stworzyć wizerunek tamtych czasów i spraw tak prawdziwy i głęboki. Efekt - imponujący.
Główny tok fabuły, dzieje Maćka i Zbyszka z Bogdańca oraz smutna historia miłosna tego ostatniego, jest może stosunkowo prosty, ale daj Bóg każdemu pisarzowi, by umiał tak nieskomplikowaną opowieść uczynić podstawą dla tak pełnego rozmachu obrazu sytuacji politycznej i społecznej, z której wynikały tak istotne wydarzenia.
Zachwyciły mnie także portrety bohaterów, ich bardzo różne a bogate charaktery. A sama wielka bitwa... Młodzież nie uwierzy, ale to naprawdę robi ogromne wrażenie. Mam nadzieję, że kiedyś docenicie to tak, jak ja.
Ze wstydem przyznaję, że gdy przed laty przyszło mi przedzierać się przez tę dosyć opasłą lekturę, bo omawialiśmy ją w szkole, poległam, nie doczytałam i bezkrytycznie przyłączyłam się do chóru gnuśnej młodzieży, narzekającej, że nudne, że za długie, że po co to...
Obecnie powróciłam do "Krzyżaków", by pomóc mojej córce w przeczytaniu i zrozumieniu tej książki. I z...
2016-10-09
Nie umiem, nie umiem po prostu czytać Słowackiego bez ciągłego porównywania z Mickiewiczem. A porównanie wypada niezmiennie na korzyść autora "Pana Tadeusza". Nawet już machnę ręką na tę zupełnie nieodpowiadającą mi tematykę bliskowschodnią, wyraźnie tak drogą sercu Słowackiego, bo w końcu nie jego to wina. Ale przede wszystkim odstręcza mnie ponury nastrój strof Juliusza, ta niezmienna czarna melancholia i depresja połączona często z agresywną gwałtownością. Uczciwie przyznam, że namiętnym czytelnikiem poezji Słowackiego nie jestem, jednak to, co czytałam, sprawiło, że postrzegam go jako poetę piszącego z dna głębokiego dołu psychicznego. Wydaje mi się twórcą kompletnie pozbawionym dowcipu, wyczucia lekkości i finezji, tworzącym frazy ciężkie, chwilami wręcz kanciaste, przytłaczające, w dodatku skomponowane językiem znacznie bardziej archaicznym (w porównaniu - a jakże! - z Mickiewiczem). Nieopanowany nawał, rozlewność i metaforyczność jego opisów, w których grzęzła i zasypiała chwilami moja uwaga, a które zapewne dla wielu są właśnie dowodem artyzmu Słowackiego, wydawały mi się niekiedy nieznośnie manieryczne, emfatyczne i sztuczne - i niczym nadmiar złotogłowiu, aksamitów, brokatów i jedwabi tuszowały wątłość i rachityczność samej fabuły.
Dlatego nie podając, broń Boże, w wątpliwość pozycji Słowackiego w polskiej literaturze ani nie dyskutując z miłośnikami jego poezji, zdecydowanie identyfikuję się z tym uczniem z "Ferdydurke", który nie zgadzał się z odgórnie narzucana tezą, że "Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość". Nawet jeśli wielkim poetą był.
No był, był!, już dobrze.
Nie umiem, nie umiem po prostu czytać Słowackiego bez ciągłego porównywania z Mickiewiczem. A porównanie wypada niezmiennie na korzyść autora "Pana Tadeusza". Nawet już machnę ręką na tę zupełnie nieodpowiadającą mi tematykę bliskowschodnią, wyraźnie tak drogą sercu Słowackiego, bo w końcu nie jego to wina. Ale przede wszystkim odstręcza mnie ponury nastrój strof Juliusza,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to