Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Gdyby Brandon jednak zdecydował się na wersję "Pamiętasz... co mówiłeś o smutnych historiach?", dałbym 9/10, bo brakuje mi w jego twórczości takich zakończeń, brakuje w nich mroku i porażki. Szczęśliwe zakończenia tracą na wartości, jeśli każda jego książka je dostaje. Niemniej nadal uważam, że to jedna z lepszych jego książek i zawiera najlepiej przedstawioną relację romantyczną ze wszystkich jego dzieł, które dotąd poznałem.
Kompozycja ląduje w zaszczytnym gronie ulubionych bohaterów. Wobec tego musi być jej więcej w nadchodzącym Stormlight 5, albo się obrażę ;)

Gdyby Brandon jednak zdecydował się na wersję "Pamiętasz... co mówiłeś o smutnych historiach?", dałbym 9/10, bo brakuje mi w jego twórczości takich zakończeń, brakuje w nich mroku i porażki. Szczęśliwe zakończenia tracą na wartości, jeśli każda jego książka je dostaje. Niemniej nadal uważam, że to jedna z lepszych jego książek i zawiera najlepiej przedstawioną relację...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Sanderson coraz hojniej dzieli się sekretami Cosmere w kolejnych książkach i tak jest i tym razem. Boskie ingerencje trafiają się częściej, crossovery międzyświatowe na porządku dziennym.

Poznajemy z bliższa kilkoro członków Duchokrwistych, z nieco innej strony niż mieliśmy szansę poznać na Rosharze. Dla tych, którzy "przechodzą Sandersona na 100%" polecam zaznajomić się w szczególności z historiami dziejącymi się na planecie Sel. Oczywiście, jak zwykle w takich przypadkach, nie jest to konieczne do czerpania satysfakcji z czytania. Z drugiej strony jeśli ktoś dotrwał do 7 części dziejącej się na Scadrialu, to pewnie jest co najmniej otwarty na pozostałe dzieła autora w tym uniwersum.

Nawałnica wątków kosmicznych trochę przyćmiewa samą historię 2 Ery Mistborn. Niektóre wątki nie zostały w mojej ocenie należycie domknięte. Może to celowy zabieg, ale skoro następny raz widzimy się na Scadrialu już w innej epoce, pozostaje lekki niedosyt.

Natomiast historie Waxa, Wayna, Marasi i Steris zostały należycie zwieńczone. Pewnych rozwiązań się spodziewałem, może po przeczytaniu kilkunastu książek tego autora jest nieuniknionym, że coraz trudniej mu mnie zaskoczyć. Cieszę się jednak ze sposobu w jaki rozwinięto tychże głównych bohaterów.

Tym razem we znaki dał mi się odczuć niedobór postaci "szarych" w stronę moralnego zepsucia. O ile dużo jest jednostek heroicznych, którym kibicujemy, albo złych, czy może antagonistów z wizją "po trupach do celu", tak brakuje mi takich zwykłych zepsutych, a zarazem skomplikowanych ludzi, którzy trochę ubarwiliby książki Sandersona. Nawet główni bohaterowie nie muszą kończyć jako "święci", czasem odwrócenie sytuacji lub wprowadzenie większej niejednoznaczności wyszłoby mu na dobre. Ale wspomniałem, że obecne rozwiązanie mnie satysfakcjonuje, więc to bardziej taka uwaga na przyszłość - autorowi przydałoby się trochę nuty GRR Martina, choć sam wspominał, że to nie jego domena. Powinien jednak zacząć myśleć o rozwiązaniach fabularnych, które zaskoczą czytelnika. Tradycyjne Sanderlanche na koniec, w którym postacie, wrzucone w wir zawrotnej akcji, dokonują bohaterskich czynów, żeby przezwyciężyć zło, własne psychiczne słabości i wzruszyć czytelnika - z książki na książkę wywiera coraz mniejszy efekt. Tak, poczujesz się po tym lepiej, poczujesz się podniesiony na duchu. Czy jednak doświadczysz nowego doznania obcowania z literaturą, intelektualnego zaintrygowania wywołanego zwrotem akcji? Raczej nie.

Z lokalnych smaczków, to autorowi wyszło, pewnie niezamierzenie, nawiązanie do "Seksmisji", a po trochu (pewnie już zamierzone) do "Człowieka z Wysokiego Zamku". Recenzja bez spoilerów, pozostawiam wyłapanie tych wątków czytelnikom.

Jest to godne, lecz moim zdaniem niedoskonałe zwieńczenie drugiej serii Mistborn. Dostajemy przedsmak tego, co może dziać się w trzeciej. Widzimy, że historia Cosmere przechodzi w kolejny etap i możemy się spodziewać coraz większego odziaływania jednych światów na inne. Teraz pozostaje uzbroić się w cierpliwość i życzyć autorowi mocnego domknięcia 1 cyklu "Archiwum Burzowego Światła".

Sanderson coraz hojniej dzieli się sekretami Cosmere w kolejnych książkach i tak jest i tym razem. Boskie ingerencje trafiają się częściej, crossovery międzyświatowe na porządku dziennym.

Poznajemy z bliższa kilkoro członków Duchokrwistych, z nieco innej strony niż mieliśmy szansę poznać na Rosharze. Dla tych, którzy "przechodzą Sandersona na 100%" polecam zaznajomić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pozycja obowiązkowa dla zaawansowanych fanów Sandersona, chcących zgłębiać wiedzę o Cosmere. Poza nimi można spokojnie ominąć i przejść do Rytmu Wojny. Chociaż jeśli ktoś dotrwał do czwartego tomu, to zapewne chętnie przyswoi także tę krótką powieść poboczną. Można się spodziewać, że wydarzenia w niej zawarte będą mieć znaczenie w przyszłości.

Duży minus dla wydawnictwa za brak korekty i sprawdzenia tekstu przed wypuszczeniem do druku, przez co pojawiają się żenujące błędy pokroju pomylenia imion postaci lub dwukrotnie zostawionego imienia oryginalnego "Cord" zamiast przetłumaczonego "Sznur".

Pozycja obowiązkowa dla zaawansowanych fanów Sandersona, chcących zgłębiać wiedzę o Cosmere. Poza nimi można spokojnie ominąć i przejść do Rytmu Wojny. Chociaż jeśli ktoś dotrwał do czwartego tomu, to zapewne chętnie przyswoi także tę krótką powieść poboczną. Można się spodziewać, że wydarzenia w niej zawarte będą mieć znaczenie w przyszłości.

Duży minus dla wydawnictwa za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Antynaukowy, arcygłupi, skrajnie naiwny stek bzdur odurzonego szarlatana, którego myśl przewodnią można sprowadzić do "pozytywne myślenie wydłuża przyrodzenie i leczy raka". To właśnie ta książka stała się inspiracją dla fanpejdża "zdelegalizować coaching i rozwój osobisty" na fb. Kompromituje każdą księgarnię, w której pojawi się na półkach, jak również podważa racjonalność każdego, kto ją kupi, przeczyta i uzna za mądrą. Nie przeczytałem całej, bo wystarczy kilkadziesiąt stron, żeby natrafić na tak dużą liczbę idiotyzmów, że nie ważne co byłoby dalej, książka jest już spalona (a dalej nie robi się lepiej, z tego co się dowiedziałem).

Tutaj można znaleźć kilka zarzutów wobec treści:
/watch?v=WJxHRir2AGs

Antynaukowy, arcygłupi, skrajnie naiwny stek bzdur odurzonego szarlatana, którego myśl przewodnią można sprowadzić do "pozytywne myślenie wydłuża przyrodzenie i leczy raka". To właśnie ta książka stała się inspiracją dla fanpejdża "zdelegalizować coaching i rozwój osobisty" na fb. Kompromituje każdą księgarnię, w której pojawi się na półkach, jak również podważa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na półce przeceniona -50% z 35zł, pomyślałem, że tyle ostatnio wydałem na kebaba, czego więc by nie zakupić książki? Szybki rzut okiem na lubimyczytać, ocena 7/10, biorę. Z tyłu i na wewnętrznej stronie składanej okładki pochlebne opinie innych polskich autorów. Nie zabrakło i porównania do wiedźmina. Zobaczmy...

W głównym bohaterze i jego sytuacji można bez trudu doszukać się pewnych cech Geralta. Reakcje ludzi na widok kocich oczu te same - odmieniec, groźny typ, przydatny do pewnych zadań, ale lepiej unikać. Podmienić słabość do kobiecych wdzięków na słabość do pewnej używki, odjąć trochę przywar i dodać rycerskości. Momentami schematycznie nudne. Wyłaniające się jedna za drugą damy w opałach i pokiereszowany rycerz, który pomocy nie odmawia, bo ma dobre serduszko, mimo pozorów, które raczej nikogo nie zmylą (z czytelników znaczy). Reszta postaci słabo nakreślona, pojawiają się i znikają, kolejne imiona, które niewiele nie znaczą. W pewnym momencie zapomniałem już kim są niektóre charaktery, gdzieś wcześniej wystąpiły, ale są bez znaczenia. Stanowią raczej tło dla wydarzeń wokół Brune'a. Doszukać się postaci, która nie jest jednowymiarowa dość trudno. Interakcje między bohaterami nie wzbudzają zainteresowania; dość powiedzieć, że najbardziej emocjonujące dotyczyły osób, które spotykały się po raz pierwszy.

Teraz trochę o świecie przedstawionym. System magii, co obecnie już raczej nieuniknione, czerpie inspiracje z wielu innych. Mamy tu równowagę 2 sił niczym z taoizmu (lub gwiezdnych wojen), dobro i zło, tylko kolor biały podmieniono na srebrny. Mamy lakoniczny zarys historii o bogach, którzy odeszli wieki temu. Mamy pentagramy, golemy, grymuary, demony, homunkulusy, odmieńców, alchemików, duchy, czary ogniste, ifryty, klątwy, amulety i inne pierdoły. Biorąc je w całość, nie jest źle, choć trochę zabrakło mi w tym głębi, innowacyjności. Jedynie "Zmrocza" i jej zachwiania wzbudziły moje żywsze zainteresowanie. Podobnie jak w grze Wiedźmin, bohater nie pamięta swojego życia, a to daje pole do popisu, żebyśmy jego oczyma poznali ten świat, co moim zdaniem nie zostało odpowiednio wykorzystane. Otrzymujemy stopniowo podstawowe informacje o tym jak wszystko funkcjonuje, co jednak ma tę zaletę, że nie ma się wrażenia przytłoczenia. Akcja rozgrywa się właściwie w jednym mieście, nie mamy wielu informacji co się dzieje na świecie poza nim. Poznajemy je głównie od strony rozwiniętych i wielopoziomowych podziemi, w których żyją odmieńcy (zazwyczaj ludzie wyglądający jak krzyżówki ze zwierzętami, mamy tu m.in. Hermionę po zażyciu eliksiru wielosokowego), żebracy, złomiarze, zbieracze, szeroko pojęty margines społeczny. Na niższych poziomach jest niebezpiecznie, bo grasują homunkulusy i snują się duchy umarłych. Akurat sposób przedstawienia funkcjonowania życia podziemnego przypadł mi do gustu. Ponure, wilgotne korytarze, brudne legowiska i ubogie mieszkania, speluny, chorzy ludzie, typy spod ciemnej gwiazdy, tanie dziwki, oprychy, przeklęci magowie. Z kolei niewiele wiemy co się dzieje na powierzchni, poza targiem i szpitalem. Należy jednak wziąć poprawkę, że książka jest krótka, stąd ograniczone możliwości zaprezentowania wszystkiego.
Co do fabuły, akcja skupia się wokół bohatera, który odkrywa na nowo swoje magiczne moce i oprócz wcześniej wymienionych questów ratowania i pomagania ludziom, wykonywania płatnych zleceń, wplątuje się w walkę potężniejszych sił, o których niewiele wiadomo, a nawet gdyby było wiadomo więcej, to byłyby to za duże spoilery, żeby je tu umieszczać. Kolejne wydarzenia mają na celu odkrywanie nowych umiejętności bohatera, dodanie jego życiu więcej cierpienia, no i przedstawienie pobudek ww. tajemniczych sił.
Na plus klimat zbudowany z goryczy, przemijalności kolejnych nieznaczących postaci, systemu podziemi i magii, samotności bohatera.

Zacytujmy tył okładki:
"powieść mroczna, intrygująca, pełna plastycznych szczegółów obyczajowych, z pełnokrwistymi postaciami tworzącymi żywą, przemawiającą do wyobraźni społeczność"
Mroczna - trochę, ale w żadnym stopniu nie była straszna, raczej ponura.
Intrygująca - niespecjalnie, poza kilkoma momentami, w których coś się dzieje.
Plastyczne szczegóły obyczajowe - przedstawiono życie marginesu i obyczaje niektórych istot.
Pełnokrwiste postacie - wręcz przeciwnie, brakuje takich. W całej książce nie było ani jednej postaci, którą można by uznać za ulubioną, interesującą, której pojawienia się czytelnik by oczekiwał. Brakuje im głębi, wieloznaczności i charakteru.

Prawdopodobnie nie sięgnę po kontynuację, chyba że w formie audio do słuchania w tle innych zajęć, za darmo lub znowu w cenie dużego kebaba. Nie dziwię się swoją drogą, że dali tak dużą zniżkę. Budzące moje podejrzenia pochlebne opinie innych twórców nie sprawdziły się. Do wiedźmina temu daleko, podobnie jak do "Pana Lodowego Ogrodu" jeśli chodzi o polską fantasy. Być moja ocena jest poniekąd wynikiem tego, że ostatnie książki jakie czytałem z kategorii high fantasy wyszły spod pióra Sandersona, którego uważam za aktualnie najlepszego w tym gatunku - komuś takiemu trudno dorównać.

Na półce przeceniona -50% z 35zł, pomyślałem, że tyle ostatnio wydałem na kebaba, czego więc by nie zakupić książki? Szybki rzut okiem na lubimyczytać, ocena 7/10, biorę. Z tyłu i na wewnętrznej stronie składanej okładki pochlebne opinie innych polskich autorów. Nie zabrakło i porównania do wiedźmina. Zobaczmy...

W głównym bohaterze i jego sytuacji można bez trudu doszukać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemna w odbiorze, lekka, ale trafiająca w sedno. Przedstawia psychopatię od drugiej strony, tej pozytywnej. Momentami wręcz autor wydaje się przejawiać apoteozę psychopatów oraz ich możliwości, niedostępnych "normalnym" ludziom. Sam zresztą wyznaje, że jego ojciec i bliski znajomy z dzieciństwa byli psychopatami, co mogło wpłynąć na taki sposób myślenia. Ale żeby nie było nieporozumień - negatywne konsekwencje psychopatii też zostały przedstawione, aczkolwiek nie poświęcano im za wiele uwagi.Według autora grunt to utrafić w odpowiedni poziom niektórych cech i znaleźć dla nich rozsądne, korzystne dla siebie i możliwie niekrzywdzące innych zastosowanie. W ten sposób przymioty takie jak nieustraszoność, brak empatii emocjonalnej i wysoka odporność na presję zamiast zrobić z człowieka uzależnionego od ryzyka sadystę, pozwolą mu na sukces w karierze np. polityka, biznesmena, chirurga, prawnika lub komandosa.

Autor odczarowuje postrzeganie psychopatii i wskazuje w jakich dziedzinach pewne cechy posiadane przez psychopatów mogłyby się nam przydać - jaką mądrość moglibyśmy od nich czerpać. W książce zabrakło mi wgłębienia się w istotę psychopatii. Trochę mniej anegdot z życia i przedstawiania kolejnych specjalistów od psychopatii oraz urywków rozmów z nimi, a więcej merytorycznej treści by się tej książce przysłużyło. Zacytowane rozmowy z psychopatami zaś wyglądały jak gdyby odpowiadała cały czas jedna i ta sama osoba w slangu. Może to problem tłumaczenia, które momentami zdaje się kuleć i czasem nie do końca wiadomo o co chodziło autorowi.

Jako lekkie wprowadzenie do tematu psychopatii można polecić. Jeśli ktoś już siedzi w temacie i oczekuje nowości, raczej się zawiedzie.
Ocena 6,7/10, zaokrąglam.

Przyjemna w odbiorze, lekka, ale trafiająca w sedno. Przedstawia psychopatię od drugiej strony, tej pozytywnej. Momentami wręcz autor wydaje się przejawiać apoteozę psychopatów oraz ich możliwości, niedostępnych "normalnym" ludziom. Sam zresztą wyznaje, że jego ojciec i bliski znajomy z dzieciństwa byli psychopatami, co mogło wpłynąć na taki sposób myślenia. Ale żeby nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdyby miesiąc temu ktoś powiedział mi, że pierwszą książką jaką przeczytam po angielsku będzie fanfik Harry'ego Pottera liczący sporo ponad 1000 stron, pewnie bym nie uwierzył. (Albo gdybym użył zmieniacza czasu, żeby kazać sobie z przeszłości to przeczytać).
Po przeczytaniu pewnie będę szukał więcej informacji o autorze, spodziewając się odkryć bratnią duszę. Tak bardzo trafiła do mnie ta alter-historia. Więc napiszę dla kogo jest to lektura obowiązkowa:
Jeśli lubisz HP, jeśli ta seria była istotnym elementem twojego dzieciństwa, jeśli pokazała ci, że sztuka czytania wśród dzieci nie zanikła... Jeśli cenisz racjonalność, rozum, logikę, umiejętność rozróżniania między prawdą a fałszem... Jeśli przyciąga cię idea transhumanizmu lub posiadasz zwykłą wiarę w naukę i lepszą przyszłość, do której nauka jest środkiem... Jeśli żywisz nadzieję, że kiedyś śmierć zostanie pokonana... Jeśli lubisz stymulację intelektualną...
Jeśli mimo sympatii do świata Pottera masz pewne zastrzeżenia co do rozwiązać faburalnych, ich prawdopodobieństwa i logiki, bądź nie przeszkadza ci, że bajka twojego dzieciństwa zostanie poddana sardonicznej krytyce...

Naprawdę powinieneś/powinnaś przeczytać HPMOR.

Zamysł początkowy daje autorowi szerokie pole do popisu. Harry z wrodzonym wyższym ilorazem inteligencji, wychowywany w dobrych warunkach przez profesora, dzięki czemu rozwija swój potencjał, stając się młodym geniuszem z szerokim wachlarzem zainteresowań i wiedzy. Nietrudno wyobrazić sobie kuriozalność zderzenia światopoglądu naukowego, który wymaga, by przekonania opierać na mocnych empirycznych dowodach, z światem magii, jaki przedstawiła J.K. Rowling. Jak pogodzić te dwie siły? Czy to w ogóle możliwe?
Jaką potęgę mógłby osiągnąć geniusz intelektualny, łaczący zdobycze "mugolskiej" nauki, niezwykłą kreatywność, dzieciącą i naukową ciekawość świata z wszystkimi możliwościami, jakie daje magia?

Przy okazji została oddana sprawiedliwość mugolom, którzy w kanonie zostali przedstawieni dość jednoznacznie, jeśli nie negatywnie (jak by powiedział Harry James Potter-Evans-Verres, błędem poznawczym byłoby brać anegdotyczny przykład Dursleyów jako reprezentatywny dla całej grupy), to przynajmniej protekcjonalnie, jako odmianę człowieka, która niewiele może w porównaniu z czarodziejami i niewiele rozumie. Tutaj zostaje to sprostowane. Mugolskie zdobycze nauki wyprzedzają czarodziejów. Bomba atomowa, lądowanie na księżycu, genetyka - wskazują, że czarodzieje stoją w miejscu i nawet nie wiedzą, do czego zdolni są mugole (gdyby wiedzieli, to by tak nie gardzili, albo by się obawiali).
Analogicznie wyjaśniona została perspektywa "tych złych" ze Slytherinu, dlaczego gardzą mugolakami, przez co postacie takie jako Malfoyowie nabierają psychologicznej głębi. Zło nie jest niezrozumiałą chaotyczną siłą, wszystko ma swoje wyjaśnienie, ale potrzeba do tego Rozumu, który jest reprezentowany przez młodego Harry'ego z jego zapleczem intelektualnym, pragnieniem zrozumienia problemu w celu jego rozwiązania.

Było trochę o głównym bohaterze, a teraz wyobraźmy sobie jak wyglądałyby jego interakcje z Hermioną. Ich rywalizacja o najlepsze wyniki w nauce to doprawdy uroczy wątek. W oryginale mieliśmy pilną uczennicę, dla której nie było konkurencji. Jak zachowałaby się, gdyby ktoś był od niej lepszy? O ile lepiej rozwinęłaby własny potencjał, mając za przyjaciela geniusza, zamiast dwóch przeciętnych intelektualnie dzieciaków? Wpływ Harry'ego będzie też można zobaczyć przy postaciach takich jak Draco (który też jest inteligentniejszy niż w oryginale - w końcu to prawdopodobne, że jego bogaty ojciec zadbałby o wychowanie, szkolenie i rozwój swojego jedynego potomka) i Neville. Oprócz tego mocno zaznaczone role McGonagall, Dumbledore'a i Profesora Quirrella, który nie jest jąkałą, a najlepszym nauczycielem Obrony, jakiego widzieliście.

Podobnie jak oryginał, HPMOR silnie promuje wartości przyjaźni, poświęcenia, odwagi, dodając do tego racjonalizm i naukę. Przedstawione tu dobro jest przekonujące, a zarazem przeciwwaga zła została wykreowana w sposób atrakcyjny, uzasadniony. Całość posiada dużą, że tak powiem, wartość edukacyjną, wzbudza refleksje. Oprócz tego że główny bohater jest intelektualistą, posiada też silny kręgosłup moralny i zdolność przeżywania silnych emocji, których nie brakuje z uwagi na wagę wydarzeń jakie się wokół niego dzieją, zwłaszcza w drugiej połowie książki. I czytelnik też odczuwa te emocje, co jest łatwiejsze biorąc pod uwagę dobrze wykreowane, interesujące i dające się lubić postacie z głębią psychologiczną. Pierwsza połowa jest zdecydowanie lżejsza, zawiera mnóstwo znakomitego humoru płynącego ze zderzenia świata mugoli ze światem czarodziejów, starcia oczekiwań co do jedenastoletniego chłopca z jego geniuszem umysłowym i podbudową naukową, której czarodzieje nie posiadają. Mnóstwo nawiązań nie tylko do popularnych badań naukowych, lecz także do popkultury, zwłaszcza fantastyki. Mamy tutaj rozmowę Harry'ego z Dumbledorem o książkach Tolkiena (bo czemu nie?), Harry'ego stale nawiązującego do Gwiezdnych Wojen, a nawet easter eggi z mangi - wyłapałem cieniste klony Naruto (oko Moody'ego, swoją drogą świetnie przedstawiona postać, jak sharingan), Akemi Homurę i Death Note w lekko zmienionej formie, wystawianej jako sztuka czarodziejów.

Skondensowany do jednego roku czas akcji zawiera sporo motywów, które w kanonie były rozwijane przez całą serię. Akcja jest szybka i momentami wręcz niewiarygodna, choć autor zadbał o uzasadnienie, nie ma tam zbyt wielu nieprawdopodobnych rozwiązań, choć część postaci i wydarzeń z przeszłości zostało zmodyfikowanych na potrzeby fabuły, sam świat czarodziejów i prawa nim rządzące rozbudowano, żeby zachować koherencję i poniekąd sprostować błędy lub nieścisłości autorki, a przynajmniej uczynić świat magii bardziej wiarygodnym. Skoro już o tym mowa, to należałoby nadmienić, że autor zdaje się czerpać niepohamowaną przyjemność z bezlitosnego masakrowania mniej sensownych rozwiązań fabularnych z kanonu, co dla osób z odrobiną dystansu do oryginału będzie dodatkowym powodem do uśmiechu.
HPMoR bawi, wzrusza, uczy, zastanawia, trzyma w napięciu, fascynuje i pokazuje drogę. Podróż do dzieciństwa, przyjemna i pożytecznie stymulująca intelektualnie.

Około 30 rozdziałów jest przetłumaczonych łatwo do znalezienia w internecie. Myślę, że wystarczą one jako zachęta do nauki angielskiego, żeby przeczytać resztę, również dostępną za darmo.

Gdyby miesiąc temu ktoś powiedział mi, że pierwszą książką jaką przeczytam po angielsku będzie fanfik Harry'ego Pottera liczący sporo ponad 1000 stron, pewnie bym nie uwierzył. (Albo gdybym użył zmieniacza czasu, żeby kazać sobie z przeszłości to przeczytać).
Po przeczytaniu pewnie będę szukał więcej informacji o autorze, spodziewając się odkryć bratnią duszę. Tak bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnąłem po tę pozycję z uwagi na zainteresowanie układem nagrody człowieka. Niestety więcej tu było skakania po tematach w dość nieuporządkowany sposób, bez jakiejś wewnętrznej chronologii i skupienia się na jednym wątku. Popularne tematy takie jak bonobo, marihuana, czy Szereszewski. Trochę o emocjach, trochę o seksie, trochę o schorzeniach psychicznych, głównie o depresji i schizofrenii. Pełno zdjęć mózgów z zaznaczonymi pobudzonymi obszarami. Fajne jeśli chce się poznać ndziesiąt zastosowań kory oczodołowo-czołowej. Nieprzydatne, jeśli szukasz praktycznej odpowiedzi jak obchodzić się z ośrodkiem przyjemności, żeby "polubić to, czego się nie lubi" lub znielubić to, co się "fizycznie" lubi. Większość tematów jest ledwie liźnięta, natomiast plusem książki jest lista polecanych źródeł rozwijających poszczególne wątki w formie książek i artykułów naukowych, poza oczywiście samą bibliografią.

Sięgnąłem po tę pozycję z uwagi na zainteresowanie układem nagrody człowieka. Niestety więcej tu było skakania po tematach w dość nieuporządkowany sposób, bez jakiejś wewnętrznej chronologii i skupienia się na jednym wątku. Popularne tematy takie jak bonobo, marihuana, czy Szereszewski. Trochę o emocjach, trochę o seksie, trochę o schorzeniach psychicznych, głównie o...

więcej Pokaż mimo to