Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Słodziutki. Biografia cukru Dariusz Kortko, Judyta Watoła
Ocena 6,8
Słodziutki. Bi... Dariusz Kortko, Jud...

Na półkach:

Średnia w formie, świetna w treści.

Garść faktów "z życia" cukru - książka zaczyna się jak dobry thriller - mamy złego bohatera, który udaje niewiniątko, a autorzy są na tropie zbrodni. Niestety, później narracja zmienia się na bardziej encyklopedyczną. Tak czy inaczej, "Słodziutki" to rzetelne źródło informacji na temat cukru i stoi tutaj w opozycji do wielu sensacyjnych artykułów internetowych.

Średnia w formie, świetna w treści.

Garść faktów "z życia" cukru - książka zaczyna się jak dobry thriller - mamy złego bohatera, który udaje niewiniątko, a autorzy są na tropie zbrodni. Niestety, później narracja zmienia się na bardziej encyklopedyczną. Tak czy inaczej, "Słodziutki" to rzetelne źródło informacji na temat cukru i stoi tutaj w opozycji do wielu sensacyjnych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Co by było gdyby zamiast siermiężnego komunizmu w Polsce nastały czasu francuskiego imperializmu? Czy możemy przełknąć, nomen-omen, żabę utraty suwerenności, w imię przyjęcia wyższej kultury? Tak historia rozwija się w tle losów Ludwika i Grażyny, którzy po gorzkich obchodach 50 rocznicy ślubu budzą się młodsi o 50 lat w czasach głębokiego PRL-u. Jedyną różnicą jest to, że Polska znajduje się w przymierzu z Francją. Klasa robotnicza z nadzieją spogląda na Zachód, tymczasem przedstawiciele inteligencji tworzą ruch narodowy pod egidą Edwarda Gierka, który dąży do przymierza polsko -rosyjskiego. W cieniu tych wielkich dylematów rozwijają się osobiste dramatów bohaterów - czy wybrać znaną, wspólną ścieżkę małżeństwa, czy uniknąć powtórzenia tego, co zdaje się im błędem młodości.

Akcja toczy się wartko i wywołuje u czytelnika wybuchy śmiechu. Danie do ręki "szarego obywatela" francuskiej elegancji daje efekt komiczny. Powojenna Warszawa, odbudowana w duchu zachodniego funkcjonalizmu to miasto, które chciałoby się odwiedzić. Miłoszewskiemu udała się niełatwa sztuka: z prostej historii uczynił wciągającą, komiczną opowieść, która może czytelnika skłonić do refleksji.

Co by było gdyby zamiast siermiężnego komunizmu w Polsce nastały czasu francuskiego imperializmu? Czy możemy przełknąć, nomen-omen, żabę utraty suwerenności, w imię przyjęcia wyższej kultury? Tak historia rozwija się w tle losów Ludwika i Grażyny, którzy po gorzkich obchodach 50 rocznicy ślubu budzą się młodsi o 50 lat w czasach głębokiego PRL-u. Jedyną różnicą jest to, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

We wspomnieniach napisanych na podstawie nagrań Diany najbardziej zaintrygował mnie język - prosty, czasem bardzo emocjonalny, oddający charakter Księżnej Walii. Następne rozdziały są nieco męczące, ze względu na powtarzane informacje - rozumiem zamysł autora, chciał pokazać Dianę z innej perspektywy, niestety zabieg był nieudany, bo perspektywa pozostała taka sama. Ciekawe jest natomiast posłowie, gdzie autor sugeruje kluczowy wpływ Diany na modernizację brytyjskiej monarchii, nie przez jej działania, ale przez tragiczną śmierć.

We wspomnieniach napisanych na podstawie nagrań Diany najbardziej zaintrygował mnie język - prosty, czasem bardzo emocjonalny, oddający charakter Księżnej Walii. Następne rozdziały są nieco męczące, ze względu na powtarzane informacje - rozumiem zamysł autora, chciał pokazać Dianę z innej perspektywy, niestety zabieg był nieudany, bo perspektywa pozostała taka sama. Ciekawe...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zachwyt podczas lektury "Madame" towarzyszył mi niemalże bez przerwy. Tematyka z pozoru zwyczajna, ale napisana w przepiękny sposób - zwraca uwagę język i liczne odniesienia literackie. Autor, niczym tytułowa Madame pokazuje, jak żyć pięknie niezależnie od okoliczności. Udowadnia, że nawet w głębokim PRL-u można wyjść naprzeciw wszechogarniającej szarości i wykonywać prozę życia w piękny sposób. Żeby nie popaść w zachwyt nad książką, postaram się opisać jej wady. Po pierwsze, język młodego narratora, a także jego sposób myślenia jest typowy dla dojrzałego mężczyzny, nie dla nastolatka. Wiek młodzieńczy to porywczość i żywioł, nawet niewielkie przejawy racjonalizmu wynikają z dość prymitywnych pobudek. Możemy tę niekonsekwencję wybaczyć autorowi i potraktować ją jako oczko puszczone w stronę czytelnika. Kolejny zarzut? Główny bohater jest patologicznie wręcz skupiony na sobie - nie ma żadnych przyjaciół, a jego kontakty z rodziną ograniczają się do zdawkowych sprawozdań z kolejnych wypraw śladami pani od francuskiego. ten indywidualizm znajduje się niebezpiecznie blisko socjopatii, nie będziemy jednak wić się w diagnostę.Więcej wad nie pamiętam, pamięć zawodzi nie też w kwestii ostatniej tak dobrej książki. Szkoda, że Pan Libera nie napisał już więcej nic dłuższego z dziedziny beletrystyki. Czy Szanowni czytelnicy znają podobne książki? Będę wdzięczna za tytuły.

Zachwyt podczas lektury "Madame" towarzyszył mi niemalże bez przerwy. Tematyka z pozoru zwyczajna, ale napisana w przepiękny sposób - zwraca uwagę język i liczne odniesienia literackie. Autor, niczym tytułowa Madame pokazuje, jak żyć pięknie niezależnie od okoliczności. Udowadnia, że nawet w głębokim PRL-u można wyjść naprzeciw wszechogarniającej szarości i wykonywać prozę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W "Morfinie" Szczepan Twardoch opisuje polską przedwojenną Warszawę, a w "Królu" żydowską, to słowa samego pisarza. Czy na pewno? Spalona, przegrana Warszawa w 39' tworzy ramy, a właściwie ich brak dla Konstantego Willemana. Przed wojną wiedział kim jest - Polakiem, mężem, ułanem, morfinistą i bawidamkiem. Po klęsce, w obliczu nieokreślonej jeszcze państwowości i dryfu norm społecznych bohater rozpływa się i gubi. Widzimy go w dwójnasób, dzięki pomieszaniu narracji pierwszo- i trzecioosobowej, więc jednocześnie jako jednostkę, z jej dylematami i jako element masy ludzkiej na przestrzeni dziejów.
W trakcie lektury, początkowo nie mogłam się oswoić brutalnym językiem, nie podobał mi się też sam bohater, ze swoimi słabościami, czarno-białym osądem i dziecinnym oskarżaniem wszystkich wokół o swoje niepowodzenia - żonę, kochankę, teścia, rodziców. Później przyzwyczaiłam się do niego, trochę zrozumiałam.
Podoba mi się, że warszawska konspiracja nie jest oblana martyrologicznym lukrem, że ludzie pracujący w konspiracji ku chwale Ojczyzny mają też swoje małe grzeszki i słabostki. Widać też, że autor poświęcił dużo czasu na research, dzięki czemu okupowana Warszawa, jej język i społeczeństwo wydaje się bardzo wiarygodne.

W "Morfinie" Szczepan Twardoch opisuje polską przedwojenną Warszawę, a w "Królu" żydowską, to słowa samego pisarza. Czy na pewno? Spalona, przegrana Warszawa w 39' tworzy ramy, a właściwie ich brak dla Konstantego Willemana. Przed wojną wiedział kim jest - Polakiem, mężem, ułanem, morfinistą i bawidamkiem. Po klęsce, w obliczu nieokreślonej jeszcze państwowości i dryfu norm...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jeśli przeczytasz jedną książkę Greena, przeczytałeś wszystkie"

Taką opinię usłyszałam kiedyś. Do tej pory przeczytałam dwie książki Greena, czy jest to już reprezentatywna próba? Matematyk przytaknie, statystyk zaprzeczy. Moim zdaniem, nie ma znaczenia, czy autor rzeczywiście pisze "na jedno kopyto", ważne że robi to dobrze.John Green jest nastolatkiem zamkniętym w ciele dorosłego. A może my wszyscy jesteśmy takimi nastolatkami i udajemy tylko, że znamy odpowiedzi na te młodzieńcze pytania: kim jestem? kim chcę się stać? czy moja śmierć coś zmieni?
Nastoletnia Hazel choruje na raka tak długo, że jest ze śmiercią oswojona i dzięki temu, jej stoicki spokój w obliczu śmierci spływa na czytelnika. Paradoksalnie, jej świat rozpada się na kawałki, kiedy dowiaduje się o wznowie u jej chłopaka, Gusa. Dopiero wtedy zachowuje się jak osoba chora, mimo, że ta diagnoza jej nie dotyczy. Nie próbuje być dzielna (podobało m i się bardzo jak kpiła z takich ludzi), nie zaczyna obsesyjnie realizować jakiejś to-do-list, jej życie pozostaje takie samo - mimo strachu stara się po prostu być ze swoim chłopakiem. Z drugiej strony, podziw dla Hazel może być tylko powierzchowny, tolerujemy ją tak jak Peter van Houten, bo wiemy, że jest ona tylko umierającym dzieciakiem i tylko tyle może dla niej zrobić - nie niszczyć jej marzeń (jak się potem okazuje cynizm Houtena nie pozwala mu nawet na to).
Powieść można łatwo podsumować słowami: jest o umierających nastolatkach, ale dla mnie mówi ona o tym, co jest pomiędzy diagnozą a śmiercią. O budowaniu kruchego świata przez chorego i jego najbliższych, kiedy wiadomo, że dalekosiężne plany się nie spełnią i trzeba żyć tu i teraz.

"Jeśli przeczytasz jedną książkę Greena, przeczytałeś wszystkie"

Taką opinię usłyszałam kiedyś. Do tej pory przeczytałam dwie książki Greena, czy jest to już reprezentatywna próba? Matematyk przytaknie, statystyk zaprzeczy. Moim zdaniem, nie ma znaczenia, czy autor rzeczywiście pisze "na jedno kopyto", ważne że robi to dobrze.John Green jest nastolatkiem zamkniętym w ciele...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje pierwsze spotkanie z Twardochem. Ksiązka świetna - podoba mi się dynamiczny rozwój wypadków i klimat dwudziestowiecznej, żydowskiej Warszawy. Czytając, odniosłam wrażenie, że autor poświęcił sporo czasu na studia nad tematem, zwłaszcza nad ówczesną gwarą. Bardzo mi się podobała szkatułkowa budowa utworu, a także zabawa narracją.
Z drugiej strony, pod płaszczykiem twardego męskiego świata, pisarz stara się przemycić własne metafizyczne rozważania, które ciążą nad tekstem jak Lewiatan nad bohaterami. W prozie Twardocha czuć potrzebę manifestacji swoich poglądów, niestety autor nie znalazł jeszcze ku temu odpowiednich środków.

Moje pierwsze spotkanie z Twardochem. Ksiązka świetna - podoba mi się dynamiczny rozwój wypadków i klimat dwudziestowiecznej, żydowskiej Warszawy. Czytając, odniosłam wrażenie, że autor poświęcił sporo czasu na studia nad tematem, zwłaszcza nad ówczesną gwarą. Bardzo mi się podobała szkatułkowa budowa utworu, a także zabawa narracją.
Z drugiej strony, pod płaszczykiem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W swojej książce John Green dokonuje brutalnego mordu na Jacku Kerouacu. Obnaża płytkość i śmieszność jego idei. I bardzo dobrze, bo kto z nas, młodych dorosłych, którzy przypadkiem odkryli pokolenie bitników, nie marzył o podróży po miasteczkach środkowych Stanów, o wielkiej włóczędze? John Green zadaje pytanie o cel takiej podróży i przy okazji odpowiada, że równie dobrze można ją odbyć w wygodnym fotelu, czytając "Papierowe miasta". Odziera wyprawę z celowości, nadając jej jedynie rangę środka, a także odrzuca jej romantyzm, poprzez notoryczne wzmianki o toalecie. Bo w rzeczywistości celem podróży jest odkrycie siebie, prawda?
Zgodnie z raportem "Archives of sexual behaviour" pokolenie Millenium uprawia mniej seksu niż ich rodzice. Okazuje się, że młodzi dorośli rzadziej podejmują ryzyko i spędzają znacznie więcej czasu w świecie wirtualnym. John Green, ze swoim kanałem na youtubie Vlogbrothers (jestem jego wielką fanką) ma szansę być jednym z głosów tego pokolenia, ponieważ mimo zmiany okoliczności i ramek czasowych, dalej zadajemy same pytania: jak dobrze można poznać drugiego człowieka? jak inni ludzie wpływają na to, kim jesteśmy? czy powinniśmy akceptować zachowania, które uważamy za idiotyczne? Książka formułuje odpowiedzi, czyni to jednak bez moralizatorskiego tonu, dzięki temu, że sam narrator jest nastolatkiem, posługującym się prostym językiem i pozbawionym literackich aspiracji.
Podsumowując, mimo, że nie postawiłabym Johna Greena obok Alberta Camusa, to "Papierowe miasta" są zabawną i przyjemną lekturą, która pozostawia czytelnika w stanie pewnego poruszenia.

W swojej książce John Green dokonuje brutalnego mordu na Jacku Kerouacu. Obnaża płytkość i śmieszność jego idei. I bardzo dobrze, bo kto z nas, młodych dorosłych, którzy przypadkiem odkryli pokolenie bitników, nie marzył o podróży po miasteczkach środkowych Stanów, o wielkiej włóczędze? John Green zadaje pytanie o cel takiej podróży i przy okazji odpowiada, że równie dobrze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Do trzech razy sztuka" mówi przysłowie i ma racje, bo udało mi się skończyć Solaris dopiero za trzecim razem. Wcześniej, poddawałam się po pierwszym rozdziale, przy opisie ruchu opadającego zasobnika. W końcu, ja, pan Lem i prawa fizyki doszliśmy do porozumienia i bariera pierwszego rozdziału została przełamana. Całę szczęście, bo w moim mniemaniu jest to fantastyczna książka. Akcja płynie tak wartko, że nie sposób oderwać się od lektury, jednocześnie czytelnik dostrzega drugie dno, które już po zakończeniu zmusza nas do refleksji. Lem umiejętnie buduję atmosferę grozy i osamotnienia na Stacji. Czytelnik przeżywa razem z głównym bohaterem strach, tęsknotę, a także wyobcowanie i w końcu razem z nim zapada w apatię. Odmienne reakcje mieszkańców Stacji na kontakt są reakcjami ludzi poddanych ekstremalnym stresom. Zwykle myśląc o podbojach kosmicznych w dalekiej przyszłości, wyobrażamy sobie cywilizacje bardziej lub mniej rozwinięte od nas, od których będziemy się uczyć, ewentualnie dla których będziemy nauczycielami. Nie zastanawiamy się nad problemem komunikacji, z góry zakładając, że Obcy do nas podobni. Skoro już Leibniz mówił, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, to nasza anatomia i fizjologia też są najlepszymi z możliwych, czyż nie? Stanisław Lem odpowiada, że może nie.

"Do trzech razy sztuka" mówi przysłowie i ma racje, bo udało mi się skończyć Solaris dopiero za trzecim razem. Wcześniej, poddawałam się po pierwszym rozdziale, przy opisie ruchu opadającego zasobnika. W końcu, ja, pan Lem i prawa fizyki doszliśmy do porozumienia i bariera pierwszego rozdziału została przełamana. Całę szczęście, bo w moim mniemaniu jest to fantastyczna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja druga książka Houllebecqua po doskonałych "Cząstkach elementarnych". Bardzo lubię styl autora - nie nudzi on długimi opisami, oddaje emocje bohatera za pomocą encyklopedycznych definicji. Początkowo pomysł o umieszczeniu siebie na kartach powieści swojej książki wydał mi się tandetny, sądziłam, że pisarz będzie chciał wystawić sobie laurkę, portretując się w taki sposób, w jaki chciałby być odbierany przez społeczeństwo. W trakcie czytania, zrozumiałam rozmiary swojej pomyłki. Houllebecq gra z czytelnikiem: czy bohater literacki to ta sama osoba? Czy myślenie bohatera oddaje poglądy autora?
Houllebecqua-bohatera nie da się lubić, ale bez wątpienia Houllebecq-pisarz potwierdził swój kunszt pisarski.

Moja druga książka Houllebecqua po doskonałych "Cząstkach elementarnych". Bardzo lubię styl autora - nie nudzi on długimi opisami, oddaje emocje bohatera za pomocą encyklopedycznych definicji. Początkowo pomysł o umieszczeniu siebie na kartach powieści swojej książki wydał mi się tandetny, sądziłam, że pisarz będzie chciał wystawić sobie laurkę, portretując się w taki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to