Biblioteczka
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
Okładka książki jest taka śliczna, idealna wręcz. Patrząc na nią, przynajmniej w dniu pisania recenzji, w wersji elektronicznej jeszcze, kojarzy mi się z sielskim klimatem, takim już wakacyjnym. Można sądzić, że jest lato, kobieta ubrana w sukienkę, w tle wszystko tak ładnie jest zazielenione, aż chce się żyć!
Nie wiem, jak finalnie się będzie prezentować, ale wydaje mi się, że wydawnictwo dołoży wszelkich starań, by została wydana jak najpiękniej.
Jest to moje kolejne już spotkanie z piórem autorki, nie liczę już. Wiem, czego się spodziewać po jej tytułach, dlatego skusiłam się na jej przeczytanie. Styl, jakim posługuje się Pani Małgorzata jest lekki, pozbawiony blokad, dzięki czemu czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Mamy tutaj kilku bohaterów, którzy są dosyć ważni dla całej akcji, więc musicie czytać uważnie, by niczego nie pomylić. Nie jest to skomplikowana historia, a wręcz przeciwnie, zwykła, która mogłaby spotkać każdego. Uważam, że jest to niezła pozycja, idealna na wakacyjny dzień, czy na przerwę od cięższych, trudniejszych powieści.
Bohaterów jest kilku, którzy są dosyć ważni. Do nikogo jednak nie przywiązałam się tak na stałe, bo zawsze było coś, co nie do końca mi w nich pasowało. Ogólnie rzecz biorąc, są to ludzie prości, tak jak i my. Z różnym spojrzeniem na świat, z różnymi problemami.
Julia to dziewczyna, która ma specyficzne podejście do życia i ją chyba lubiłam najmniej ze wszystkich. Samo jej stwierdzenie i szukanie sponsora... no cóż. Ja bym tak nie umiała.
Anna wydawała się być rozważną postacią, która nie szuka miłości, a chce rozwijać swoje pasje, hobby i na tym zarabiać. Artystyczna dusza - ona prędzej przypadła mi do gustu, niemniej jednak na samym końcu zostawiła po sobie jakiś niesmak, a szkoda.
Jest też i Wojtek, weterynarz, i nie wiem dlaczego, ale od samego początku kojarzył mi się z Werterem. Skąd to porównanie przyszło mi do głowy to nie mam pojęcia. Niemniej jednak i on był specyficzny, wydaje mi się, że w gorącej wodzie kąpany i trochę za bardzo patrzący do przodu, chcący mieć wszystko idealnie i na tip top. A każdy z nich zostanie wystawiony na próbę, tylko innego rodzaju...
Jak widzicie, mamy tutaj przede wszystkim wątek miłosny, aż trzech par. Każdy z nich jest nieco inny. Nazwałabym to zauroczeniem, ślepą miłością i wstydliwym uczuciem. Każde z nich diametralnie było inne i widzimy właśnie te oblicza miłości, relacji. Fajnie, że autorka ukazała to w tak lekki i przystępny sposób. Mamy tutaj też inne problemy, ale nie są one jakoś dramatyczne. Ah i zapomniałabym! Mamy też miłość dojrzałą! Która niemal całkowicie różni się od tych, które grają pierwsze skrzypce.
Akcja ma odpowiednie tempo, które nie jest zbyt szybkie, ani za wolne. Emocji niestety również nie doświadczyłam, co czuliby bohaterowie.
Wszystko ma miejsce niemal na Kaszubach, ale jednak brakowało mi kilku opisów tych miejsc, by złapać idealnie ten sielski klimat. By spróbować "zaczerpnąć" innego powietrza. By po zamknięciu oczu faktycznie przenieść się w inne miejsce.
Reasumując uważam, że jest to całkiem niezła historia, nie wymagająca. Lekka, czyta się szybko, przyjemnie, nie zobowiązuje nas do niczego i nie mamy tutaj zdarzeń, które zaparły by nam dech w piersi czy zafundowały inne, dosyć silne emocje. Powieść obyczajowa, po którą sięgnąć może każdy. Zwykła, bez zdarzeń niespodziewanych, pokazuje, jak może wyglądać niejedna relacja i los ludzi. Będzie świetnym przerywnikiem od trudniejszych, cięższych pozycji.
Okładka książki jest taka śliczna, idealna wręcz. Patrząc na nią, przynajmniej w dniu pisania recenzji, w wersji elektronicznej jeszcze, kojarzy mi się z sielskim klimatem, takim już wakacyjnym. Można sądzić, że jest lato, kobieta ubrana w sukienkę, w tle wszystko tak ładnie jest zazielenione, aż chce się żyć!
Nie wiem, jak finalnie się będzie prezentować, ale wydaje mi...
2024-04
2024-04
Okładka książki przyciągnęła mój wzrok. Piękna, kolorowa, widoki gór w tle, oczywiście nie idealne, bo jest to taki pejzaż bardziej, ale mimo wszystko poczułam się tak jakby bliżej tych miejsc, które tak kocham. Bo jeśli jeszcze nie wiecie, uwielbiam górskie wędrówki, akurat najbliżej mi do Tatr i tam jeżdżę. W dotyku jest satynowa, z wytłuszczeniami. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka polecajek, a na drugim kilka zdań o samej autorce. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka. Odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Podzielona na rozdziały, które są podpisane, a dodatkowo mamy ładne wstawki przy każdym z nich, co jest dodatkowym plusem. Posiada Playlistę na początku, jednak ja tak się wkręciłam, że zapomniałam o tym, by wcześniej sobie ją przygotować i słuchać w trakcie.
Wiem, że nie jest to pierwsza książka napisana przez panią Annę, ale to było moje pierwsze spotkanie z jej piórem. Nie wiedziałam, czego się spodziewać... Ale zaryzykowałam. I dobrze, ponieważ czytało się naprawdę dobrze! Lekko, szybko, przyjemnie, bez jakichkolwiek blokad. Od razu wpadłam do świata bohaterów, do tego specyficznego klimatu. Pisarka pokazuje nam zderzenie dwóch światów - wielkiego miasta i górskiej mieściny, która ze sobą ma niewiele wspólnego. Muszę przyznać, że jestem zadowolona i jeśli tylko będę miała okazję, skuszę się na inne książki Szczypczyńskiej. Przynajmniej ta jest taka, która idealnie odzwierciedla powieść z gatunku obyczajowego, z nutą romansu. Bez zbędnych scen +18, chociaż takowe występują, ale w nie dużej ilości i są napisane ze smakiem.
Uważam, że bohaterowie są mocną stroną powieści. Dobrze wykreowane, którzy popełniają błędy tak jak i my. Są różni, mają odmienne charaktery, na spokojnie takich moglibyśmy spotkać na ulicy. Nie różnią się od nas. Naszymi bohaterami w głównej mierze głównymi są Mila i Alex. Czy ich polubiłam? Jasne, ale każdego na inny sposób.
Alex, określony jako "Buc z Warszawy" początkowo był dla mnie neutralny. Dopiero później, gdy poznałam go bliżej, poczytałam o jego stosunkach z domem, zaczęło coś się zmieniać. A gdy już nabrał górskiego charakteru, to już w ogóle polubiłam go.
Mila z kolei jest taką zwykłą babeczką, oczywiście po przejściach, singielką... Pracuje w księgarni - czego ogromnie jej zazdroszczę - ze swoją przyjaciółką, czy mogłoby być lepiej? No nie wiem! W dodatku mają słodkiego psiaka, którego z miejsca pokochałam. Cieszę się, że mają one taką zwyczajną pracę, że mierzą się z problemami, takimi rzeczywistymi. Nic nie jest tutaj koloryzowane i to jest duży plus.
Podobało mi się również opisanie relacji między Milą i Alexem. Od nienawiści do miłości cienka nić - tak mawiają. Byłam momentami aż podekscytowana ich starciami. Ale cieszę się, że nie pokazali z siebie najgorszych zachowań, a byli w miarę... kulturalni. To wszystko sprawiło, że czytało się naprawdę dobrze i odczuwało delikatnie emocje, jakie się pojawiały. Nie było ich dużo i nie były one niczym trzęsienie ziemi.
Delikatny wątek romantyczny, taki lekki, że aż chciało się czytać. Delikatność, górski klimat, świetne postacie to jedna z najważniejszych czynników tej pozycji. Ah, no i lekkie, przystępne pióro.
Akcja ma odpowiednie tempo, które w odpowiednim czasie dla siebie przyśpiesza. Nie ma tutaj nadmiaru opisów nad dialogami, wszystko jest wyważone, dzięki czemu naprawdę dobrze się czyta.
Reasumując uważam, że jest to kawał dobrej książki, może nie porywającej i zapierającej dech w piersi, ale niezwykle klimatycznej. Mająca swoje tempo, delikatność, która oplata spokojem czytelnika i wprowadza totalnie w relaks, by nie myśleć o rzeczywistości i swoich problemach. Karkonosze grają tutaj również pierwsze skrzypce, opisy miejsc, starych budynków, wycieczki... To wszystko idealnie wprowadza nas w błogi stan spokoju. Zdecydowanie polecam Wam tę powieść!
Okładka książki przyciągnęła mój wzrok. Piękna, kolorowa, widoki gór w tle, oczywiście nie idealne, bo jest to taki pejzaż bardziej, ale mimo wszystko poczułam się tak jakby bliżej tych miejsc, które tak kocham. Bo jeśli jeszcze nie wiecie, uwielbiam górskie wędrówki, akurat najbliżej mi do Tatr i tam jeżdżę. W dotyku jest satynowa, z wytłuszczeniami. Posiada skrzydełka,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-04
2024-03
Okładka przedstawia część kobiety, która coś maluje. Być może jest i to nasza główna bohaterka. Jakoś tak od razu wpadła mi w oko i kiedyś, jedna z dziewczyn na Instagramie, którą obserwuję i lubię pozbywała się z przyczyn osobistych wielu książek i odkupiłam ją z kilkoma innymi. Dotychczas podobały mi się powieści autorki, więc spodziewałam się, że i z tą może być podobnie. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka zdań o samej autorce, a na drugim polecajki i patronów medialnych. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka, odstępy między wersami i marginesy został zachowane. Podzielona została na rozdziały.
Jest to moje czwarte spotkanie z autorką, po dość długiej przerwie. Byłam ciekawa, czy nadal styl, jakim posługuje się pisarka, będzie mi się podobał. Czyta się szybko i lekko, momentami jest niezwykle ciekawie, ale i... irytująco. Dlaczego? O tym za moment. Agnieszka Opolska ma na tyle wyczute już pióro, że wie jak napisać powieść, by zainteresować czytelnika. Pomysł na fabułę był w porządku, tym bardziej, że opiera się na sztuce, czyli czymś, z czym sama Opolska ma bliski kontakt. Całkiem niedawno czytałam inną książkę z motywem sztuki i nie chcę o niej pamiętać, była taka kiepska. Dialogi i opisy są na tyle wyważone, że przez książkę dosłownie się płynie. Nie ma nudy, zawsze coś się wydarzy.
Jednak muszę ponarzekać, przez wzgląd na... Główną bohaterkę. Tytułowa Ari jest tak... egoistyczną postacią, że mnie mierziła strasznie. Ja rozumiem, młodość, beztroskie życie, brak zobowiązań, ale przez całą powieść to, jak postępowała, jak się zachowywała, drażniło mnie. Nie potrafiłam jej polubić i żal mi było momentami niektórych osób. Chociaż wiem, że lekko nie miała, ale tak szczerze, czy my mamy? W tych wszystkich minusach jest też pewien plus, bowiem tacy ludzie jak Ari żyją obok nas, więc jest to z pewnością osobowość, którą spotkać możemy w naszym życiu.
Jest również Ian - który również nie zdobył mojej sympatii. Jego wyższość... jakoś działała mi na nerwy.
Justyna i Pascal są mocno wyrazistymi bohaterami, żywymi, z którymi nie ma nudy, ale i oni mają takie podejście do życia, do siebie, że... jakoś niespecjalnie ich lubiłam.
Jest jeszcze Kamil, który jest promykiem nadziei w tej książce. Zamknięty w sobie, tajemniczy, ale niezwykle dobry chłopak, jak się okazuje. I było mi często go żal i szkoda, bo nie raz Ari traktowała go niezbyt miło.
Jak widzicie, jest cała paleta różnorakich postaci, których da się, lub też nie, polubić. W tej pozycji jestem zdecydowanie za Kamilem, jestem ciekawa, czy moje zdanie zmieni się w drugim tomie, który w momencie pisania recenzji, do mnie idzie. Takie osobowości spokojnie możecie spotkać w swoim życiu, są na tyle charakterne, że nie zlewają się w jedno.
Autorce należą się brawa za plot twist, jaki tutaj ma miejsce. Ja nie mogłam się pozbierać. Bo jak to tak czytelnika zostawić? W oszołomieniu? No nie, tak nie można... Jednak już nie mogę się doczekać, aż zacznę czytać drugi tom! Akcja jest dosyć dynamiczna, więc nie uśniecie nad powieścią. Tajemnice z przeszłości również potrafią zaciekawić i sprawić, że z dużym zainteresowaniem będziecie śledzić poczynania postaci.
Kolejny plus, o jakim warto wspomnieć, to sam fakt przeżywania żałoby oraz depresji. Widzimy jej oblicze i jedne z zachowań, jakie często mogą wystąpić z takimi a nie innymi wydarzeniami. Ważne jest to, by ktoś był przy tej osobie, wspierał, ale i tak najważniejsza jest po prostu obecność.
Reasumując uważam, że jest to dobra historia, która zasługuje na Waszą uwagę. Może nie jest idealna, ma swoje minusy, w szczególności jeśli chodzi o bohaterów, którzy mnie irytowali, to jednak warto dać jej szansę i się zaczytać. Ja jestem zadowolona i nie mogę się doczekać drugiego tomu, by poznać nierozwiązane sprawy. I żeby zobaczyć, co będzie dalej, bo na ten moment, to mam złamane serce...
Okładka przedstawia część kobiety, która coś maluje. Być może jest i to nasza główna bohaterka. Jakoś tak od razu wpadła mi w oko i kiedyś, jedna z dziewczyn na Instagramie, którą obserwuję i lubię pozbywała się z przyczyn osobistych wielu książek i odkupiłam ją z kilkoma innymi. Dotychczas podobały mi się powieści autorki, więc spodziewałam się, że i z tą może być...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03
Okładka jest dosyć mroczna, bowiem widzimy same dłonie, jeszcze niezbyt do końca wyraźne. Czerwono czarna kolorystyka, może podsuwać w głowie wiele pomysłów, co będzie się działo w powieści. Posiada twardą oprawę i super, jest to bowiem grubasek, liczy prawie sześćset stron, dzięki czemu grzbiet się nie łamie, a sama ma też ochronę przed innymi uszkodzeniami mechanicznymi. Posiada kremowy papier, czcionka jest wystarczająca dla oczu, odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane, a literówek brak. Podzielona na części i rozdziały.
Moje kolejne spotkanie z Arturem, dzięki czemu wiem, na co go stać. Przeczytałam wszystkie jego dotychczas solowe powieści i byłam zadowolona, szczególnie pamiętam, gdy pierwszy raz czytałam Gałęziste... wydane w Novae Res, ależ to były emocje! Przyzwyczajona do fantastycznych zdarzeń, nierealnych, śmierci, zagadek i w ogóle spodziewałam się i tym razem podobnej opowieści. Niestety, ale Paradoks trochę się różni od poprzednich lektur. Jest niezwykle dopracowana - nie mogę tego jej odmówić, aczkolwiek zabrakło mi tej fascynacji akcją i fabułą jak w przeczytanych pozycjach. Jest to bardziej science fiction niżeli horror, którego... oczekiwałam. Czy bardzo mocnego thrilleru/kryminału. Niemniej jednak czyta się dość sprawnie, szybko, niekoniecznie przyjemnie, bo to, co się tutaj wyrabia nie jest przyjemne. ;) Nie mogłam się długo wbić w rytm książki, niestety...
...za sprawą głównego bohatera. Irytował mnie jak mało kto swoim zachowaniem. Maks jest człowiekiem, jakich unikam w prawdziwym życiu przez wzgląd właśnie na wyniosłość, że co on to nie jest, kim i co ma... Nie znoszący sprzeciwu ani faktu, że ktoś może być w czymkolwiek lepszy. Nie lubię po prostu takich ludzi, którzy się tym przechwalają, bo ja sama wiem o tym, że najlepsza nie jestem. Jednak zachowanie postaci ma sens, jeśli spojrzeć na fabułę, którą sprytnie nakreślił sam autor. Ja nie wiem, czy wpadłabym na taki pomysł. Ogólnie pozostałe osoby występujące w recenzowanej dziś książce są na tyle specyficzne, że ich nie polubiłam i może dlatego też tak wszystko mi się dłużyło...
Dzieje się sporo, ale na mnie nie zrobiło aż takiego mocnego wrażenia. Chyba raz, że przez Maksa i jego zachowanie, a dwa przez ten toporny początek, gdzie nie mogłam się wkręcić w historię.
Na pochwałę zasługuje nie tylko sam pomysł na taką fabułę, ale i samą psychikę postaci. Jest na tyle rozległa, że ja, pisząc powieść zapewne już na samym początku bym się pogubiła. On sprytnie lawiruje między Maksem, a innymi, tworząc tym samym klimat tajemniczości. Pokazuje nam umysł ścisły, gdzie wszystko musi się kalkulować i ma być idealne, choćby się miało poprawiać milion razy. Ta nieomylność jest wręcz... odpychająca. Cieszę się również, że Urbanowicz wplótł w to wątek rodzinny, czyli skąd najczęściej biorą się takie, a nie inne problemy w głowie człowieka. Nie chcę Wam za dużo zdradzać, bo wtedy czytanie nie miałoby sensu.
Niemniej jednak uważam, że jest to najsłabsza pozycja od autora, zdecydowanie poprzednie podobały mi się bardziej. Jednak proszę, nie skreślajcie tej książki, bo to, że akurat mi nie przypadła do gustu nie musi oznaczać, że i Wam się nie spodoba. Jest to science fiction, pomieszane z fantastyką. Zazwyczaj nie czytam tego gatunku, więc może poniekąd i dlatego nie do końca jest to lektura w moim guście. Za sam wysiłek, jaki Artur włożył w proces pisania tak obszernej pozycji, warto się pochylić i samemu wyrazić opinię na jej temat. To, że mnie do końca nie podeszła, nie oznacza, że i Wam się nie spodoba. Tylko czytając, miejcie oczy naokoło głowy, bo nigdy nic nie wiadomo...
Okładka jest dosyć mroczna, bowiem widzimy same dłonie, jeszcze niezbyt do końca wyraźne. Czerwono czarna kolorystyka, może podsuwać w głowie wiele pomysłów, co będzie się działo w powieści. Posiada twardą oprawę i super, jest to bowiem grubasek, liczy prawie sześćset stron, dzięki czemu grzbiet się nie łamie, a sama ma też ochronę przed innymi uszkodzeniami mechanicznymi....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03
Zaczynając od okładki, przedstawia w samym centrum kobietę, bije od niej specyficzny, zielony blask, a w tle za nią jest widoczna noc i ulica. U dołu płomienie ognia... Nayhija jest specyficzną bohaterką i to z pewnością ona jest na okładce.
Jest matowa w dotyku, posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka zdań o autorce, a na drugim mamy polecajki oraz patronów medialnych. Stronice są kremowe, czcionka wystarczająca dla oka, odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Podzielona została na rozdziały.
Moje kolejne już spotkanie z autorką, którego zresztą nie liczę. Mam trochę zaległości z nowszymi powieściami, ale to nic, kiedyś na pewno nadrobię. Czyta się szybko, lekko i przyjemnie, mimo iż akcja nie zawsze należy do tych z kategorii przyjemnych. Od pierwszych stron czytelnik przepada w świecie postaci i czyta z zapartym tchem, będąc ciekawym tego, co wydarzy się dalej. Ciężko się odrywało od lektury, naprawdę! Karina ma tak wyczute pióro, wie, jak oczarować czytelnika i sprawić, by nie mógł się oderwać i tak jak na tych memach "jeszcze jeden rozdział..." aha, akurat! :D
Linda i Adam - małżeństwo, które kocha się dosyć mocno. Mają swoje charaktery, zachowania, jednak uczucie ich można powiedzieć, że jest prawdziwe i niemal nie do złamania. Ale czy na pewno? Kiedy diabeł kusi, a potrafi namieszać w głowie, nic nie wydaje się solidne i trwałe... Ale czy później sumienie pozwoli normalnie funkcjonować bohaterom? Musicie sami znaleźć odpowiedzi na te pytania w pozycji, ja Wam tego nie zdradzę. Czy ich polubiłam? No cóż, są to specyficzne postacie, ale podchodziłam do nich ostrożnie. Szanowałam ich, chociaż jak widać, byli bardzo podatni na manipulacje i tego się obawiałam. Dlatego miałam do nich mimo wszystko dystans. Są to niemniej jednak mocne postacie, którym nie można odmówić charakteru.
Akcja często pędzi na łeb, na szyję, że ciężko za nią nadążyć. Zresztą, chyba w większości pozycji autorki tak jest. Szaleńcze tempo, przez które książka staje się nie do odłożenia, a w dodatku zawsze każda ma oryginalny pomysł na fabułę. Ta również. Z ciekawością pochłaniałam pierwsze strony i byłam ciekawa, gdyż kiedyś czytałam opowiadanie "Trzydziesty dzień", który pochłonął mnie bez reszty i zapoznał z Nayhiją, dosyć diaboliczną postacią. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię książki pisarki za nietuzinkowy pomysł na opowieść i za to, że zawsze jestem jak zaczarowana. Zdecydowanie polecam!
Mimo iż nie czułam emocji, jakie występowały tutaj, to akurat aura, jaką nasza pani N., wokół siebie roztaczała, czuć było dosyć dobrze. To również czyni ją wyjątkową. Zapada w pamięć przez wzgląd na fabułę i pędzącą akcję. Trzy razy na tak - polecam kolejny raz!
Reasumując uważam, że jest to kolejna godna autorki książka, po którą warto sięgnąć. Niemniej jednak jej styl jest nietypowy, przez co nie każdy może się polubić z jej piórem. Ja zdecydowanie polecam, bo idzie się przy niej odprężyć, zrelaksować, mimo odczucia ciągłego biegania za bohaterami by nadążyć za tym, co dzieje się w ich życiu. :)
Zaczynając od okładki, przedstawia w samym centrum kobietę, bije od niej specyficzny, zielony blask, a w tle za nią jest widoczna noc i ulica. U dołu płomienie ognia... Nayhija jest specyficzną bohaterką i to z pewnością ona jest na okładce.
Jest matowa w dotyku, posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich...
Okładka książki jest śliczna, co będę mówić. Jest noc, stąd ciemny granat, bezkres morza i złote dodatki. Satynowa w dotyku, z wytłuszczeniami. Posiada skrzydełka, które dodatkowo chronią ją przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka słów o autorce, a na drugim zobaczycie jedną z wydanych w Polsce jej powieści. Stronice są kremowe, odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane, literówek brak. Podzielona została na rozdziały, a naszymi narratorami są cztery główne bohaterki.
Moje pierwsze spotkanie z piórem autorki, mimo iż słyszałam o jej dosyć głośnej powieści "Kiedy wierzyliśmy w syreny". Nie miałam jednak wcześniej okazji zapoznać się z piórem, a opis tej książki mnie zaciekawił. Obawiałam się trochę tego, że mamy aż cztery narratorki, dawno nie czytałam pozycji, która by tak skupiała się na myślach czterech osób i która czegoś by ode mnie wymagała. Sięgając po recenzowany tytuł, musicie zdawać sobie sprawę, że nie jest to zwykła opowieść, romans. To literatura piękna, która skupia się nieco na czymś innym niż na tradycyjnie miłości, kolejach losu, romansach itp.
Czytało mi się ją dosyć szybko i lekko, nie miałam jakichkolwiek blokad podczas czytania oprócz początku, gdzie musiałam zaznajomić się z kobietami i sytuacją, jaka na nich spadła. Bo to jedna sytuacja, a aż cztery różne punkty widzenia, które gdzieś tam w trakcie się krzyżują.
Może nie pochłonęła mnie na tyle, bym z zapartym tchem przewracała stronę za stroną, ale na pewno zaintrygowała spostrzeganiem czterech kobiet...
... kobiet, które diametralnie się od siebie różnią. Może nie wszystkie wiekiem, ale zachowaniem, charakterem, sposobem na życie... Jedne polubicie bardziej, drugie mniej. Czy miałam swoją faworytkę? Chyba nie. Za każdą z nich trzymałam kciuki, żeby jakoś stanęła na nogi. A ten, który przyczynił się do chaosu w życiu tych istot, Augustus... Przyznam szczerze, że nie uległam mu, tak jak postacie i w sumie to dziwiłam się dwóm z nich, że nadal żywiły do niego jakiekolwiek uczucie po tym, jakim był człowiekiem, co robił i jak je traktował. Wiadomo, że różnie reagujemy na pewne sprawy, ale te jego czyny... Moim zdaniem są niewybaczalne...
Meadow jest jego byłą żoną, z którą spędził najwięcej czasu w swoim życiu. Zbudowali razem swoje małe imperium, zdobyli sławę... Jednak ona od samego początku wydawała mi się dziwną osobą. W szczególności przez to, że swoją rodzoną córkę, traktowała tak jakby może nie gorzej, ale z mniejszym uczuciem niż pasierbicę, córkę Augustusa. To było bardzo nie ładnie z jej strony...
I właśnie to Rory wydawała mi się postacią smutną, nieco pokrzywdzoną przez własną matkę. Nie wiem, jak ja bym się czuła w jej sytuacji... Ale całe szczęście ma już własną rodzinę, na której się skupia. Chociaż śmierć ojczyma również się na niej odbija.
Maya - córka szefa kuchni i głównego sprawcę zamieszania... Było mi jej żal. Po stokroć żal. Za to, co musiała przeżyć, za to, jak ją traktowano aż w końcu przez to, gdzie skończyła i co się z nią działo. Trzymałam za nią mocno kciuki i chciałam, żeby poradziła sobie sama ze sobą.
Mamy jeszcze Norah, która była kochanką Augustusa. Dzieliła ich wiekowa przepaść, ale wiadomo, liczy się uczucie, szkoda tylko, że pokochała go tak mocno, bo jak domyślacie się, że jak raz człowiek zdradzi, to jest gotów zrobić to jeszcze raz i kolejny... Przykro mi było, ale tylko przez chwilę, bo i jej charakter kompletnie do gustu mi nie przypadł.
Najbliżej mi chyba do Mayi z nich wszystkich... Niemniej jednak autorka postarała się i świetnie wykreowała postacie, każda z nich różni się od siebie dzięki czemu nic nam się nie miesza w trakcie czytania.
Fajnie, że autorka skupiła się na ukazaniu procesu przechodzenia przez żałobę. Ale tylko z punktu widzenia kobiety, po stracie mężczyzny, ale i w relacji ojciec córka. Pasierbica, kochanka, była żona czy współpracownicy. Każdy z nich ma prawo do żalu, smutku, rozbicia - i my to obserwujemy. Każde zachowanie jest inne, każda reakcja pozwala nam popatrzeć na to dosyć szeroko.
Nie czułam tutaj mnóstwa emocji, niestety. Ale z ciekawością czytałam każdy kolejny rozdział. Byłam ciekawa tego, jak tak naprawdę umarł Augustus, jak potoczą się dalsze losy kobiet? Czy spotka ich w końcu upragniony spokój, czy do końca życia będą nękane widmem zmarłego?
Nic nie jest tutaj pewne. Mamy wiele niewiadomych, a jeszcze więcej tajemnic. Akcja ma odpowiednie tempo, nie za szybkie ani nie za wolne, dzięki czemu lektura nas nie nuży.
Uważam, że jest to całkiem dobra powieść, która zaciekawić może wiele osób. Zastanawia mnie tylko, czemu jest o niej tak cicho? Przecież tak wielu z Was czyta literaturę piękną, nie dawno miała premierę, a na jej temat dosłownie cicho, nawet na social mediach nie widuje jej zbyt często. Jest to wartościowa lektura, ale niewątpliwie trudna i SMUTNA. Tak, słowo smutna idealnie do niej pasuje. Niewiele w niej znajdziecie uśmiechu czy chwil szczęścia, no chyba, że we wspomnieniach postaci...
Myślę, że jeśli zaczytujecie się w powieściach obyczajowych, literaturze pięknej, to może sięgnąć. Jednak romansu czy miłości tutaj nie znajdziecie, bo to nie o nią tutaj chodzi. Ona była tylko elementem łączącym wszystkie kobiety z jednym człowiekiem...
Okładka książki jest śliczna, co będę mówić. Jest noc, stąd ciemny granat, bezkres morza i złote dodatki. Satynowa w dotyku, z wytłuszczeniami. Posiada skrzydełka, które dodatkowo chronią ją przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie kilka słów o autorce, a na drugim zobaczycie jedną z wydanych w Polsce jej powieści. Stronice są kremowe, odstępy między...
więcej Pokaż mimo to