-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać423
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2015-08-26
2015-07-12
Trzecia część przygód Miry obfituje w sporą dawkę akcji, jest więc niebezpiecznie i zaskakująco, są także momenty wzruszenia oraz trudnych samodzielnych decyzji. Bohaterka przechodzi wewnętrzną przemianę, dojrzewa do pozostawienia za sobą przeszłości i patrzenia w przyszłość. Zaczyna rozumieć, że sam jest odpowiedzialna za swój los, że musi działać, by coś zmienić. Napięcie w opowieści wiąże się z trudnymi decyzjami, jakie musi podjąć ona sama oraz inni bohaterowie przez co fabuła obfituje w liczne zwroty akcji. Autor zaskakuje pewnymi rozwiązaniami, które wcześniej skrupulatnie przygotował dla czytelnika. Do pewnego stopnia oczywiste jest, że np. myszka, którą uratował Vargas odegra jakąś istotną rolę, ale trudno się domyślić jaką. Takie małe smaczki Ljungqvist potrafi świetnie wykorzystać w kulminacyjnych momentach akcji, by zaskoczyć pomysłowością. W każda przygoda Miry wymaga więc koncentracji na szczegółach, dostrzegania zależności przyczynowo-skutkowych oraz logicznego myślenia. Z Mirą nie da się nudzić. Mali wielbiciele grozy z zapartym tchem będą śledzić kolejne dziwne przygody dziewczynki i jej brata, w szczególności będą jednak zadowoleni z możliwości odbycia wspaniałej uczty z okazji Halloween. "Umarli. Nagle zrobiło się ich pełno.przybywali piechotą i płynęli w powietrzu, schodzili się w dużych gromadach pomiędzy wozy karawany i wraz ze swoimi krewniakami zasiadali do stołu. Bez wątpienia dręczył ich głód." /s 90/
[całość recenzji na http://potworkiczytaja.blogspot.com/2015/07/przyszosc-to-niezapisana-karta-mira-i.html]
Wiemy, że małe Potworki lubią Czytać, dlatego zapraszamy na potworkiczytaja.blogspot.com
Trzecia część przygód Miry obfituje w sporą dawkę akcji, jest więc niebezpiecznie i zaskakująco, są także momenty wzruszenia oraz trudnych samodzielnych decyzji. Bohaterka przechodzi wewnętrzną przemianę, dojrzewa do pozostawienia za sobą przeszłości i patrzenia w przyszłość. Zaczyna rozumieć, że sam jest odpowiedzialna za swój los, że musi działać, by coś zmienić. Napięcie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-02
Dom Świąteczny Pana Kaptura to miejsce o jakim śni każde dziecko, tu bowiem spełniają się wszystkie życzenia i zawsze są święta. Ciężko aby prawdziwy świat konkurował z wyobrażeniami. Dla pogrążonego w nudzie i rutynie codzienności Harveya Swicka, luty okazał się koszmarem, gdyż w raz z nim nadszedł czas brudnego, mokrego nieba: ”jak wielka szara bestia żywcem pożarł Harveya Swicka. Pogrzebany w brzuchu dławiącego miesiąca, zastanawiał się, czy kiedykolwiek odnajdzie wyjście." Niezadowolone myśli dziecka usłyszał przelatujący nad miastem Grymas, człowiek który złoży mu propozycję nie do odrzucenia. W mroczne, pełne nudy dni dzieją się niebezpieczne rzeczy... Czy aż tak łatwo ulec iluzji? Aby się przekonać, zapraszam do Domu Świątecznego Pana Kaptura. Tylko nie zadawaj pytań, po prostu idź przed siebie.
„Złodziej wszystkich czasów” jest doskonałą lekturą dla dzieci i młodzieży. Jako przypowieść pokaże im jak cenny jest czas oraz, że nie da się żyć jedynie „świętami”. Zwróci uwagę na codzienność wypełnioną obowiązkami. Uzmysłowi, jak naiwne jest myślenie kategoriami przyjemności i zabawy. Przestrzeże przed złem ukrytym w iluzji rzeczywistości, przed ludźmi o pustych, mrocznych sercach, którzy ową iluzję tworzą, by kraść to co najcenniejsze: czas. [całość recenzji na http://potworkiczytaja.blogspot.com/2015/07/wiesz-kto-kradnie-twoj-czas-zodziej.html]
Wiemy, że małe Potworki lubią Czytać, dlatego zapraszamy na potworkiczytaja.blogspot.com
Dom Świąteczny Pana Kaptura to miejsce o jakim śni każde dziecko, tu bowiem spełniają się wszystkie życzenia i zawsze są święta. Ciężko aby prawdziwy świat konkurował z wyobrażeniami. Dla pogrążonego w nudzie i rutynie codzienności Harveya Swicka, luty okazał się koszmarem, gdyż w raz z nim nadszedł czas brudnego, mokrego nieba: ”jak wielka szara bestia żywcem pożarł...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-18
Śmierć od zawsze stoi u boku człowieka, ale w pewnym momencie swojej historii, ludzkość zaczęła ten fakt ignorować. W efekcie współczesny człowiek jest pozbawiony doświadczeń i mądrości związanej z kresem istnienia - nie rozumie go, a co za tym idzie boi się. Z pomocą jak zwykle przychodzi literatura, która pomaga otworzyć się tej wewnętrznej przestrzeni człowieka, która odpowiedzialna jest za subtelny proces duchowy związany z: rozstaniem, śmiercią, żałobą i osamotnieniem. I im wcześniej ten proces zaczyna się kształtować tym lepiej. Jadwiga Wais przekonuje nas, że „kłamstwa z miłości” jakie uprawia się względem dzieci na temat śmierci, bardziej potrzebne są tak naprawdę dorosłym, niż maluchom. Powinniśmy więc pozwolić im zmierzyć się z ich wyobrażeniem śmierci, a nie zaszczepiać w nich irracjonalny lęk przed tym czego sami się boimy, a o czym nie chcemy mówić. Zwłaszcza, że lęk przed śmiercią jest „nowym lękiem”, obcym starożytnym kulturom. Jeśli więc podejmiemy walkę z takim „nabytkiem” cywilizacyjnym, mamy szanse wygrać.
Małe potworki lubią czytać i zapraszają do siebie: http://potworkiczytaja.blogspot.com/2015/06/danse-macabre-pogrzeby-ucji-benoit.html
Śmierć od zawsze stoi u boku człowieka, ale w pewnym momencie swojej historii, ludzkość zaczęła ten fakt ignorować. W efekcie współczesny człowiek jest pozbawiony doświadczeń i mądrości związanej z kresem istnienia - nie rozumie go, a co za tym idzie boi się. Z pomocą jak zwykle przychodzi literatura, która pomaga otworzyć się tej wewnętrznej przestrzeni człowieka, która...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-09
Jak być niestandardowym zombie - "Zombi" E. Liuch, O. Hernandez
Pewnej nocy, gdy księżyc był w pełni i oświetlał wszystko swoim blaskiem, Czarnoksiężnik Zielonka wybrał się na cmentarz. Tak, na cmentarz, bo przecież tylko tam można znaleźć jakieś zmobi, prawda? Długo chodził, aż znalazł odpowiedni, tak mu się wydawało, grób. Polał go specjalnym wywarem magicznym i już po chwili ziemia popękała, a na powierzchni ukazała się czyjaś ręka. Świeżutkiemu zombi nie śpieszyło się jednak ponownie na świat, a że Czarnoksiężnik należał do niecierpliwych, szybko zabrał się za odkopywanie umarlaka, który miał mu służyć. Coś poszło jednak nie tak i zombi okazał się nieco odbiegać od standardów. Bycie zombi jest trudniejsze, niż się wydaje.
Zombi Mikołaj jest ewidentnie niezadowolony z faktu, że został ożywiony. Początkowo nie za bardzo rozumie o co chodzi jego nowemu panu. Szybko okazuje się, że nie jest w stanie sprostać wyznaczonemu zadaniu. Czuje, że nie sprawdził się jako zombi. Jego właściciel jest dość ekscentrycznym i wymagającym czarnoksiężnikiem, który za uchem nosi różne warzywa. Początkowo wydaje się, że jest bardzo potężny, ale im lepiej go poznajemy, tym klarowniej widać, że jest nieudacznikiem, który mieszka w tak małym mieszkanku, że kibelek musi stać koło lodówki, a jego jedyną ambicją jest pokazać co potrafi przed innymi czarodziejami. Mikołaj próbuje się nauczyć jak być prawdziwym zombi, jednak mu to nie wychodzi, dlatego zostaje porzucony przez swojego „stwórcę”. Zrozpaczony zombie nie wie co ze sobą zrobić. Wtedy zjawia się tajemniczy człowiek z brodą sięgającą pasa i tłumaczy mu, jak powinno być.
Historia Mikołaja zombi to opowieść o tym, że nie wszystko jest takie standardowe, jak powinno być oraz przestroga przed naruszaniem pewnego porządku rzeczy. Umarli powinni pozostawać w grobach, bo nie przynależą już do świata żywych, a ponownie ożywieni nie odnajdą się w już świecie. Zombie Mikołaj nie jest więc bardzo straszny, bardziej jest smutny i zagubiony, a wszystko przez kaprys Zielonki. Czarnoksiężnik od początku nie budzi sympatii, gdyż nie próbuje zrozumieć Mikołaja, a jedynie zaimponować kolegom postępując przy tym niegodnie wobec swojego sługi. Zombi też zasługuje na szacunek, a jeśli już się któregoś ożywi, należy wziąć za niego odpowiedzialność.
Wydawnictwo Tako posiada w swojej ofercie serię grozy dladzieci o nazwie Skrzynka potworów. Nazwa poniekąd zobowiązuje, więc skrzynka faktycznie jest. Seria liczy 10 cieniutkich tomów, gdzie każda książeczka poświęcona jest innemu monstrum, a wszystkie można kolekcjonować do owej skrzynki. Każda historia opowiada o niestandardowym problemie jakiegoś potwora. Największą zaletą serii są ilustracje tworzone przez różnych hiszpańskich ilustratorów, to one najbardziej przykuwają uwagę dziecka. Seria jest tak skonstruowana, że każdy tom miał swój odrębny klimat i bardzo oryginalną oprawę graficzną.
„Zombi” to czwarty tom serii Skrzynka potworów. Ze względu na dominację rysunków nad tekstem, rodzic ma możliwość rozwijania w rozmowie z dzieckiem każdej rozgrywającej się sceny, gdyż obrazki mają wiele ukrytych szczegółów. Można pośmiać się z bałaganu w mieszkaniu Zielonki, albo z tego, że Mikołaj zamiast popcornu je robaki. Książeczka ma duże literki i niewielką ilość tekstu na każdej stronie może więc śmiało stanowić krótką opowiastkę na dobranoc.
Oriol Hernandez wystylizował opowieść Enrica Llucha w kolorach fioletu, jaskrawej zieleni i brudnej czerwieni, dlatego zombi Mikołaj jest kolorowy: ma zielone włosy, białą twarz, filetowe oczy i uszy oraz czerwone usta. Chodzi w niebieskim fraku i dziurawych butach. Równie dziwnie wyglądają inni bohaterowie z bajki, jak Zielonka, który ubrany jest w strasznie długi t-shirt i wygląda przez to jak w sukience. Hernandez postawił więc na groteskowość – postacie mają naruszone proporcje ciała, ukazuje je w dziwnych sytuacjach oraz pozach, a otaczający je świat jest pełen mroku, który przybrał niepokojące kolory fioletu i zieleni.
„Zombi” to książeczka dla dzieci, które lubią dziwaczne opowieści. Jest jednocześnie zabawna i mroczna, ale w tym przypadku nie ma się czego bać, bo mrok jest tu oswojony. Seria nie ma zamiaru mocno straszyć dzieci lecz oswajać z potworami, pokazać je z tej bardziej ludzkiej strony. „Zombi” jest więc doskonałą propozycją dla początkujących w grozie dzieciaków. Łagodnie wprowadza w klimat gatunku.
...bo małe potworki lubią czytać!
Alicya Rivard
Zapraszam: potworkiczytaja.blogspot.com
Jak być niestandardowym zombie - "Zombi" E. Liuch, O. Hernandez
Pewnej nocy, gdy księżyc był w pełni i oświetlał wszystko swoim blaskiem, Czarnoksiężnik Zielonka wybrał się na cmentarz. Tak, na cmentarz, bo przecież tylko tam można znaleźć jakieś zmobi, prawda? Długo chodził, aż znalazł odpowiedni, tak mu się wydawało, grób. Polał go specjalnym wywarem magicznym i już po...
2015-06-14
Mira jest dziewczynką, która nie lubi siebie samej. Można powiedzieć wręcz dosadnie: nienawidzi się. W szkole nie czuje się akceptowana przez rówieśników, którzy jej notorycznie dokuczają i wyśmiewają. Z tego powodu co noc płacze do poduszki. Stojąc przed lustrem często zastanawia się, po co w ogóle żyje. W dniu swoich jedenastych urodzin otrzymuje dziwny prezent, nietypowe pudełko. Jego zawartość sprawia, że zaczyna się zastanawiać kim naprawdę jest i skąd pochodzi. Odkrywa, że została adoptowana. W jej sercu rodzi się bolesna tęsknota za prawdziwymi rodzicami. Na tym nie kończą się rewelacje w jej życiu. Od skończenia jedenastu lat zaczyna przechodzić w nocy przemianę w potwora.
Mira nie miała nigdy dobrych stosunków z matką, która wiecznie się jej czepiała i ciągle za coś ją karała (zamykając w szafie). Gdy dowiedziała się, że została adoptowana, wszystko wywróciło się do góry nogami, a jednocześnie nabrało większego sensu. Zawartość magicznego pudełka wskazywała również, że ma brata o imieniu Sylwester. Dzięki księdze z pudełka dowiedziała się coś o swojej potwornej naturze i jej zdolnościach. Postanowiła wykorzystać je by uregulować rachunki z kimś, kto najbardziej znęcał się nad nią w szkole. Po nocnej przemianie, jako potwór, ma zdolność teleportować się poprzez szafę w różne miejsca. Postanawia napędzić swojej koleżance z klasy niezłego stracha. Problem w tym, że podczas nocnej wizyty w domu Kris, pojawiają się agenci Urzędu ds. Potworów.
URZĄD ds. POTWORÓW
To logiczne, że jeśli istnieją potwory, to istnieją również tacy, którzy na nie polują. Jest nawet powołana ku temu instytucja: Urząd ds. Potworów. Dzięki nowoczesnej aparaturze, agent Vargas oraz agent Tempelman szybko wpadli na trop Miry, która nieostrożnie zaczęła wykorzystywać swoje moce. Urząd ma na celu odnajdywanie i eliminację zagrożenia, jakie stwarzają potwory. Szczególnie poszukują tzw. Odmieńca. Stworzenia, które ma zmieniać świat, sprawić, że ludzie i potwory będą żyć obok siebie. Taka wizja jest oczywiście nie w smak dyrektorowi Duvalowi.
Zachowanie i poglądy Duvala, który jednocześnie jest także głównym lekarzem w Urzędzie, reprezentują model konserwatywnego myślenia. Ogromną wagę przywiązuje on do sprawowania pieczy nad obecnym porządkiem rzeczy. Potwory stanowią anomalie, zakłócenie. Obawia się przez to naruszenia owego porządku. Duval stawia grubą kreskę między światem dzieci, a dorosłych. Tym, co odróżnia te dwie rzeczywistości są: wyobraźnia i umiejętność marzenia. Doktor jest geniuszem, który opracował lekarstwo na nocne przemiany w potwora. Jest również zdeterminowany w dążeniu do swojego celu i z premedytacją zmodyfikował lek tak, by pacjenci się od niego uzależniali, a odstawienie go miało skutki śmiertelne. Traktuje on dzieci nie jak ludzi, lecz jak potwory, których istnienie jest obrazą dla normalności, dlatego zasługują na ból i cierpienie.
CZAS, GDY STAJEM SIĘ POTWORAMI
W książce Ljungqvista noc jest porą, gdy do głosu dochodzi mroczna część naszej natury, to czas przemian oraz innej rzeczywistości. Autor wyjaśnia, że dzieci stają się potworami w skutek posiadania wybujałej fantazji i niezliczonych marzeń. Dorośli nie zmieniają się, oprócz tych przypadków, które tyczą się osobników, które nie chciały dorosnąć.
Mira zaczyna przemieniać się w potwora, gdy kończy jedenaście lat, a więc podczas wejścia w okres dojrzewania. Problem zachodzących przemian, głównie cielesnych, staje się źródłem poczucie inności. Okres dorastania ujęty jest w książce metaforycznie, jego symbolem staje się właśnie przemiana Miry w potwora: „ Mira wygięła grzbiet niczym kot, gdy czarne włosy przeciskały się przez jej twardniejącą skórę. Stawiała opór, gdy żółknące paznokcie zakrzywiały się nad opuszkami palców. Skuliła się na podłodze, z całych sił starając się wytrwać, gdy jej nogi i ciało rosły, a kąciki ust przesuwały się do tyłu, odsłaniając ostre zębiska. (…) Futro ją swędziało, ślina w ustach miała gorzki smak, ale w środku wciąż była tą samą dziewczynką.” /s. 25, 29/
Potwory w książce posiadają cechy anatomiczne, które budzą strach. Jak na razie dowiadujemy się o nich niestety niewiele: uwielbiają one toffi oraz pięknie i bardzo kreatywnie pakują prezenty urodzinowe. Liczne grafiki potworków w książce wskazują jednak na ich przyjazną naturę.
KSIĘGA I
Ljungqvist napisał historię Miry bardzo prostym językiem. Nie ma wiele bogatych opisów świata zewnętrznego, miejsc akcji, czy samych bohaterów. Choć widać, że większą wagę przykłada do uczuć i emocji. Na początku książki panuje smutek i ból jaki odczuwa Mira. W miarę rozwoju akcji nabiera ona odwagi, by opuścić świat, do którego nie pasuje. Pojawia się nutka ekscytacji i niebezpieczeństwa związana z eksploracją nieznanego. Szkoda jednak, że tak ubogo oddany jest wyjątkowy świat jaki otacza Mirę. Akcja bardzo szybko przyśpiesza, nie dając bohaterce chwili wytchnienia, czy zastanowienia się nad tym, co robi. Ową lekkomyślność łatwo pomylić z odwagą, choć tą także Mira posiada. Jest bohaterką dotkniętą przez los, która odkrywa tajemnicę swojej przeszłości, a tym samym musi opuścić rzeczywistość, w której się aktualnie znajduje, gdyż do niej nie przynależy. Mira zachowuje się wyjątkowo dojrzale i odważni, jak na swój wiek. Jednocześnie nie dokonuje zbyt głębokiej refleksji nad wydarzeniami, w których uczestniczy. W księdze pierwszej głównym antagonistą jest doktor Duval, który pragnie schwytać wyjątkowego potwora, jakim jest Mira. Ich spotkanie oraz zawiązanie się nici wzajemnych relacji między nimi, następuje wedle typowego schematu. Początkowo nic ich nie łączy, ale z czasem stają naprzeciw siebie, gdyż ich intencje wykluczają się. Jest również starcie i towarzyszący mu wypadek, którego skutki odbiją swoje piętno na całej historii.
„Mira i potwory” księga pierwsza, jest wprowadzeniem w zagmatwany świat nastoletniej dziewczynki. Z jednej strony jest to świat pełen bólu, upokorzenia, odrzucenia, braku miłości, niezrozumienia, gdzie noce są mroczne i wypełnione nieustającym płaczem. Z drugiej strony, jst to również świat fantastycznej przygody i niezliczonych możliwości. Pojawiają się potwory, magiczna samoczytająca się książka, lalka z rybich łusek, proszek wywołujący grozę. Można się teleportować w inne miejsce, a to co było odrażającą skazą, zamienia się w wyjątkową moc. W powieści bardzo ważne są pojawiające się grafiki, gdyż znacznie poszerzają i uzupełniają prezentowany czytelnikowi świat. Książka została opatrzona grafikami przez Johna Egerkransa. W środku opowieści znajdziemy cztery strony zapełnione kolorowymi ilustracjami. Grafiki są mroczne i groteskowe (cechy anatomiczne postaci wyrażają ich charakter oraz zamiary), ale co najważniejsze sprawiają, że zastanawiamy się, co za chwilę się wydarzy. Oprócz tego na dołach strony, tuż obok numeracji, pojawiają się małe, urocze potworki. Poza ilustracjami kolorowymi w książce znajdują się także szkice prezentujące najważniejsze postacie w historii. To ważne, bo opisy są dość ubogie, a rysunki pozwalają lepiej wyobrazić pewne szczegóły, które składają się również na nastrój powieści: dziwny i tajemniczy.
„Więzy krwi” stanowią wprowadzenie do pięciotomowej serii o przygodach Miry. Opowieść ma charakter baśniowy i jest w niej obecny typowy dla niej mrok, niebezpieczeństwo oraz przygoda. Cała seria ukazała się nakładem Wydawnictwa REA. Książka jest oprawiona w twardą okładkę, a kartki szyte oraz klejone. Grafika na okładce ukazuje Mirę, na której twarzy widnieje smutek oraz determinacja. Przechodzi ona przez drzwi do zupełnie nieznanego jej świata. Jaki czeka ją los? Mali wielbiciele mroku i baśniowej tajemnicy na pewną będą chcieli to sprawdzić.
…bo małe potworki lubią czytać!
Alicya Rivard
Zapraszam: potworkiczytaja.blogspot.com
Mira jest dziewczynką, która nie lubi siebie samej. Można powiedzieć wręcz dosadnie: nienawidzi się. W szkole nie czuje się akceptowana przez rówieśników, którzy jej notorycznie dokuczają i wyśmiewają. Z tego powodu co noc płacze do poduszki. Stojąc przed lustrem często zastanawia się, po co w ogóle żyje. W dniu swoich jedenastych urodzin otrzymuje dziwny prezent, nietypowe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-24
PIRACTWO TO ŚWIATOPOGLĄD
Pamiętacie Pacynka? Nie?! No to potrzebne będzie krótkie przypomnienie. Główny bohater to powstała ze szmatek i części zapasowych, krzywo pozszywana, łysa – ale sympatyczna - pokraka o bladej facjacie. Ma różnej wielkości i różnego koloru oczy, a jego wyjściowym - jak i dziennym strojem – jest coś jakby piżamka. Nieśmiały i wątły Pacynek, to pierwsze dzieło prawdziwego geniusza zła: profesora Erasmusa. Wraz ze swoim szalonym twórcą i bandą potworów zamieszkuje Zamek Straszydło, budowli rzucającej złowrogi cień na miasteczko o sugestywnej nazwie Pierdziszewo.
Mam przyjemność zaprezentować Wam drugą już część jego przygód, w trakcie której Pacynek przekonuje się, że: Nie widziałeś świata jeśliś go nie oglądał okiem pirata i wyrusza w morską podróż. Nie byłoby to może nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że nasz bohater nie chciał nigdy opuszczać murów zamku. Celem jego życia było bowiem chronienie Erasmusa przed jego własnymi wynalazkami. Pewnego dnia jednak profesor wyjeżdża na Zjazd Szalonych Naukowców i przysyła list, że nie zamierza już wracać. Załamany Pacynek musi znaleźć sobie inne zajęcie. Zbieg okoliczności sprawia, że wraz z przyjaciółmi odkrywa dziennik Kapitana Kuternogi. Arabella (ludzka dziewczynka, która nie boi się niczego) i Stwór (trójręczne monstrum a’la cyklop - nadal nie dorobił się imienia) uważają, że jedno z oczu Pacynka – te niebieskie i hipnotyzujące - należało do tego właśnie pirata. W momencie, gdy Pacynek odkrywa w sobie piracką naturę, burzy się w nim krew i postanawia wyruszyć w rejs. Jego wyprawa szybko przeradza się w akcję ratunkową, gdyż okazuje się, wyjazd profesora był efektem kolejnej intrygi podłego Świrra-Szukalskiego.
Lektura drugiej części przygód Pacynka mija nam pod znakiem szant, sztormów i złotych myśli morskich wilków. Nowo odkryta wiara we własne możliwości powoduje, że nasz bohater nawet posuwa się do tego, że sam tworzy swojego pierwszego stwora. W wyniku jego nieporadnych działań, powstaje małpo-nietoperz, któremu - bardzo przyjemne - imię nadaje Arabella, a brzmi ono: Tyfus. W śmiałych wyobrażeniach Pacynka, miała powstać papuga, ale coś poszło jednak nie tak... Na szczęście Tyfus w przeciwieństwie do wynalazków profesora, pozostaje agresywny mimo zastosowania na nim łagodzących obyczaje, magicznych eliksirów, co okazuje się w niektórych kryzysowych sytuacjach przydatne. Powołanie do niby-życia dziwnego stworka, nie jest jedyną wpadką kapitana naszej dzielnej załogi. Pierwszy zbudowany pod jego czujnym okiem statek, początkowo także pozostawiał wiele do życzenia: poszedł na dno z prędkością światła. Nie od razu jednak Kraków zbudowano i nie od razu się wszystko udaje. Na sukcesy trzeba czasami trochę poczekać. Jeśli Pacynek ma chwile załamania i postanawia użalać nad sobą i zarzucić jakiekolwiek działania - jego przyjaciele mu na to nie pozwalają. Mały czytelnik szybciutko wywnioskuje z tekstu, jak ważna jest przyjaźń, wzajemne wsparcie i wytrwałość w dążeniu do celu.
To nie jedyne wnioski, które nasuwają się podczas lektury. Kolejne czego dzieci uczą się od Pacynka, to to, że trzeba w życiu wyjść naprzeciw nieznanemu, by się rozwijać i poznawać swoje możliwości. Nasz bojaźliwy i nieśmiały bohater czuje się bezpiecznie w zamku i najchętniej ukrywał by się w nim bezczynnie do końca świata (tak jak niektóre dzieci pragną zostać w domu z rodzicami). Gdy profesor wyjeżdża musi jednak jakoś zorganizować sobie czas i zapełnić powstałą w jego niby-życiu pustkę. Zachęcony przez przyjaciół odkrywa swojego wewnętrznego pirata. Bo jak twierdzi przemiła Arabella (swoją drogą, ta to potrafi prawić komplementy) …może i wyglądasz jak szmaciana lalka stratowana przez konia, ale jesteś po części piratem. I nawet jeśli oko Pacynka nie należało nigdy do żadnego pirata, jeśli czuje się on pogromcą mórz, to nim jest. Bo tak naprawdę definiują go jego czyny. Wynika z tego kolejna ważna lekcja: możemy osiągnąć to czego pragniemy, jeśli tyko odważymy się działać i nie damy się stłamsić światu.
Jak widzicie Gay Bass przemycił w tej historii wiele mądrości dla dzieci, mimo iż książka wydaje się momentami bardzo niepedagogiczna - głównie ze względu na wypełniające ją rubaszne poczucie humoru i nie przebierającą w słowach Arabellę. Ta opowieść jest skierowana głównie do dzieci w młodszym wieku szkolnym. Pacynek w przewrotny sposób dociera do nich i staje się ważną lekcją na temat pokonywaniu lęków i nieśmiałości - które to mogą odczuwać w nowych miejscach lub względem nowo poznanych osób.
Ważne by pamiętać, że jest jednak lektura przeznaczona głównie dla takich dzieci, które lubią się trochę bać, gdyż pełno w niej rozwrzeszczanych potworów, dziwadeł i okropności, jak fragmenty papugi w occie. Całość dopełniają wspaniałe aczkolwiek bardzo sugestywne i straszne ilustracje, które co wrażliwszą pociechę mogą przerazić, fundując jej nocne koszmary. Dlatego rodzic najpierw powinien porozmawiać przed lekturą z dzieckiem, zobaczyć jak reaguje na początkowe sceny i podjąć decyzję czy nadeszła już pora na tę książkę, czy jeszcze może troszeczkę z nią poczekać
...bo małe potworki lubią czytać!
Alicya Oss
Zapraszam do http://potworkiczytaja.blogspot.com/
PIRACTWO TO ŚWIATOPOGLĄD
Pamiętacie Pacynka? Nie?! No to potrzebne będzie krótkie przypomnienie. Główny bohater to powstała ze szmatek i części zapasowych, krzywo pozszywana, łysa – ale sympatyczna - pokraka o bladej facjacie. Ma różnej wielkości i różnego koloru oczy, a jego wyjściowym - jak i dziennym strojem – jest coś jakby piżamka. Nieśmiały i wątły Pacynek, to...
2015-05-17
Zamek Zmoranieckich nie cieszył się dobrą sławą. W tym ponurym miejscu mieszkały zombie, kościotrupy, wampiry i mnóstwo innych obrzydliwych stworów, pozbawionych nawet nazwy. A jednak byłoby wielką przesadą twierdzić, że wszyscy mieszkańcy nawiedzanego zamczyska to okropne potworności /s 11/. Wśród nich był również Malkolm, twór powstały w skutek eksperymentu profesora von Skalpela, który stworzył go z fragmentów rożnych ciał. Tak powstał wyjątkowy potwór. Profesor obdarzył Malcolma ogromnym cielskiem, które niestety okazało się zdeformowane, nieproporcjonalne i w efekcie upiorne. Jego wygląd znacznie odbiegał od tego, kim ta naprawdę był sam Malkolm.
Malkolm, jako najstraszniej wyglądający z potworów, codziennie miał za zadanie straszyć turystów i przyjezdnych, nie lubił jednak tego zajęcia. Uwielbiał za to spełniać rolę złotej rączki na zamku: naprawiał, dbał, ogarniał wszystko, o czym inni nie myśleli zajęci swoimi sprawami. Każdej wiosny brał się za generalne sprzątanie: odkurzał i czyścił każdy zakamarek ponurego zamczyska. Często musiał jednak przerywać swoje czynności żeby pomóc von Skalpelowi w jego eksperymentach. Zawsze posłusznie wykonywał jego polecenia. Po cichu liczył, że profesor poprawi kiedyś jego wygląd. Malkolm zdawał sobie sprawę ze swojego odpychającego oblicza. Marzył o tym, by ktoś go pokochał, dlatego po ciężkim dniu pracy układał piosenki o miłości i nagrywa je w studiu, które wybudował mu von Skalpel. Profesor jak zwykle jest sceptycznie podchodził do zainteresowań swojego asystenta. Szybko jednak dostrzegł w jego twórczości możliwość zysku. Nie mówiąc o niczym Malkolmowi udał się z płytą do producenta muzycznego. O tym, co z tego wynikło musicie doczytać już sami.
„Podgrywa cicho wiaterek
Najsłodszej miłości nuty
Kochankom, co w jednym ciele
Splątani są jak druty
Tuż obok księżyc blady
Dyskretnym świadkiem niebo
Na tobie lukru ślady
A mi szamponu trzeba”
Opowieści zawarte w drugim tomie z serii Nawiedzone zamczysko toczą się wokół życia Malkolma. Potwór szpetny na zewnątrz, lecz o pięknym bogatym wnętrzu, okazuje się wrażliwcem, który potrafi śpiewać piękne piosenki o miłości, a także, wbrew powszechnym opiniom o monstrum Frankensteina, jest bardzo inteligentny. Wygrał nawet teleturniej „Pytanie do potwora”, co zdziwiło nawet jego samego. Oczywiści byłoby dziwne, gdyby we wszystkim nie maczał swoich profesorskich palców von Skalpela (testowanie mózgu). Owładnięty myślą stworzenia monstrum doskonałego, po raz kolejny za wszelką cenę pragnie dokonać niemożliwego. O dziwo tym razem mu się udaje. Na stole w jego gabinecie leży gotowy, piękny, proporcjonalny twór człekokształtny, którego ze względu na urodę ciężko nazwać potworem.
Pierwsza część przygód Malkolma ma ewidentnie charakter humorystyczny (wścieklizna zębów, nagrywanie miłosnych ballad, sprzątanie zamczyska), jednak od momentu gdy profesor tworzy swoje kolejne dzieło, historia przybiera nieco bardziej skomplikowany rys. Malkolm nie jest w stanie zrozumieć dlaczego von Skalpel tworzy coś nowego zamiast udoskonalić jego samego. Gdy konfrontuje się z istotą, która jest taka jak on zawsze marzył by być, okazuje się, że nie wszystko złoto, co się świeci. Autorzy dość klasycznie decydują się na silny kontrast w zestawieniu brzydoty i niedoskonałości fizycznej Malkolma z perfekcyjnie wyrzeźbioną sylwetką „człowieka za trzysta tysiąc woltów”. Szybko okazje się jednak, że nowy twór w swojej pięknej powłoce skrywa narcystyczne, władcze wnętrze. I tu następuje najciekawszy moment: Malkolm postanawia dokonać sabotażu projektu profesora, by ten nie odkrył, jak niedoskonałe wewnętrznie dzieło stworzył. W toku wydarzeń dochodzi również do rozwiązania wątku twórczości muzycznej Malkolma z poprzedniej części historii. Zyskuje on potwierdzenia swojej wyjątkowości oraz dowiaduje się, że inne osoby akceptują go takim jaki jest i doceniają za jego talent.
„Malkolm, potwór nad potwory” to kolejny wspaniały zbiór trzymających w napięciu historii, które swoim zakończeniem nie tylko zaskakują, ale i bawią. Barwne postacie oraz komiksowe ilustracje dostarczają mnóstwa dobrej zabawy. Konwencja zaproponowana przez Paula Martini oraz Manu Boisteau nie nudzi się, gdy znów po nią sięgamy. Warto zwrócić również uwagę na przemyślaną zależność historii między tomami. Jeśli dziecko nie czytało części pierwszej nic straconego, bowiem bohaterowie zawsze ukazywani są jak postacie dopiero poznane: pojawia się opis anatomiczny wraz z cechami osobowości i pełnioną w domu funkcją. Nie jest więc konieczne znać ich wcześniejsze losy. Przygodę z nawiedzonym zamczyskiem można zaczynać od dowolnego tomu. Stanowi to duży plus tej pozycji, która składa się z niezależnych elementów, która ostatecznie tworzą jednak spójną całość dając także szerszą perspektywę interpretacyjną. Oczywiście w tomie drugim pojawiają się nawiązania do tomu pierwszego np. do słabości von Skalpela, jeśli chodzi o klub Malibu. Jeśli czytało się wcześniejsze przygody potworów z zamczyska, wiele sytuacji jest śmieszniejsze, ale ich nieznajomość aż tak wiele nie ujmuje dalszym opowieściom. Głównym przesłaniem serii dziwnych przygód Malkolma jest pokazanie, że nie liczy się wygląd zewnętrzny, ale to jacy jesteśmy w środku. To nasze plany, marzenia i postępowanie definiuje nas samych. Bardzo istotny jest również wątek akceptacji zarówno tej płynącej od bliskich, jak i tej jaką możemy uzyskać od innych ludzi. Ponownie zostaje również podkreślony motyw małej społeczności, w której współistnieją odmienne istoty.
Sięgając po kolejną część z serii Nawiedzone zamczysko możemy mieć pewność, że barwna, pełna opisów historia zaciekawi nasze małe potworki, a poziom literacki pomoże im w nauce umiejętności czytania oraz pracy z tekstem. Paul Martin oraz Manu Boisteau postawili na przygodę, grozy jest tu więc jak na lekarstwo. Za pomocą ostrego skalpela oddzielili od typowych przedstawicieli horrorów element lękotwórczym i tchnęli w nich nowe życie. Dokonali degradacji ich podstawowej funkcji, czyli straszenia, ale dali im coś w zamian: złożoną osobowość oraz poczucie humoru. Historii można zarzucić pewną trudność, brak bowiem konkretnych wniosków do zaistniałych sytuacji. Jest to jednak tekst do samodzielnego czytania i na tym etapie kontaktu z literaturą, dziecko musi wysilić się o samodzielne próby interpretacyjne. Nie powinno tu jednak zabraknąć rodzica, który gdy usiądzie z dzieckiem, będzie mu w stanie pomóc doszukać się ciekawych wątków do przedyskutowania. Warto dokonać analizy charakteru poszczególnych bohaterów, spróbować umotywować ich intencje oraz zwrócić uwagę na elementy humorystyczne. W tym tomie istotne będzie również omówienie szerzej wątku monstrum Frankensteina w literaturze.
...bo małe potworki lubią czytać,
Alicya Rivard
http://potworkiczytaja.blogspot.com/
Zamek Zmoranieckich nie cieszył się dobrą sławą. W tym ponurym miejscu mieszkały zombie, kościotrupy, wampiry i mnóstwo innych obrzydliwych stworów, pozbawionych nawet nazwy. A jednak byłoby wielką przesadą twierdzić, że wszyscy mieszkańcy nawiedzanego zamczyska to okropne potworności /s 11/. Wśród nich był również Malkolm, twór powstały w skutek eksperymentu profesora von...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015
2015
2015
2015-05-03
„Jeśli kiedyś znajdziesz się w okolicach Kamizelkowa, nie zapomnij odwiedzić doliny, w której stoi zamek Zmoranickich” . Miejsce to wyjątkowe: od zachodu sunie ku niemu gęsta, upiorna puszcza, a od wschodu otaczają go radioaktywne bagna, które sąsiadują z cmentarzem i tajemniczą fabryką. Po drugiej stronie szosy stoi wiekowe drzewo, a tuż obok urwiska śmierci jest dyskoteka „Malibu”, nad którą góruje Przeklęta Skała. Zamek Zmoranieckich ma więc urokliwą, pełną grozy okolicę. „Zdobądź się na odwagę i wejdź w bramy zamczyska. Pozwoli Ci to zaznajomić się bliżej z jego niezwykle interesującymi mieszkańcami (…) Mieszkańcy pobliskiej wioski, Kamizelkowa, ściszają drżący głos, opowiadali, że zamek jest nawiedzony, że mieszkają w nim potwory, że otaczające go bagniska roją się od ponurych stworów, że –jednym słowem – w te okolice nie zapuszcza się nikt, komu życie miłe.” /s 2-13/
Jednym z mieszkańców zamku jest profesor Henryk von Skalpel, „drobny człowieczek z łysą czaszką i w ciemnych okularach o grubych szkłach”. To on, gdy wszyscy już śpią, pracuje nad swoimi kolejnym eksperymentem. Tom pierwszy „Nawiedzonego Zamczyska” skupia się właśnie na jego osobie. Profesor prowadzi badania, których celem jest stworzenie potwora doskonałego. W jego mniemaniu miałby to być istota idealna: silna, sprytna, inteligentna, piękna. W pewnym sensie mu się to już udało, stworzył bowiem Malkolma, swojego asystenta. Ten jednak „wyglądał na makabryczną układankę dla jakiegoś zwariowanego rzeźnika niż na człowieka” /s 18/. Z tego powodu profesor nie ustaje w swoich badaniach. Pewnego razu udaje mu się wynaleźć klej do potworów, który byłby rozwiązaniem na problem nieestetycznych szwów. Klej jednak okazał się mieć dodatkowe, nieprzewidzialne właściwości…
EKSPERYMENTY VON SKALPELA
Historia zawarta w pierwszy tomie serii o Nawiedzonym Zamczysku skupia się na osobie profesora, który nie tylko pracuje, ale stara się pomagać okolicznym mieszkańcom. Poszczególne rozdziały ukazują złożoność tej postaci. Henryk von Skalpel jest docentem medycyny na Uniwersytecie w Nordborku, jednocześnie jest również profesorem monstruologii. To typ szalonego naukowca, który został owładnięty pragnieniem stworzenia potwora. Nie jawi się jednak jako postać groźna, bardziej jak szalony naukowiec, będący pośmiewiskiem. Powołał do życia swojego sługę Malkolma, który tak naprawdę jest jego największym osiągnięciem, a którego nieustannie ignoruje, wyśmiewa i pomiata nim. Mimo iż udało mu się stworzyć potwora, nie poprzestaje, gdyż nie jest zadowolony z wyniku. Profesor nie dostrzega, że stworzył wrażliwą, piękną w środku istotę, która potrafi kochać. Jest szorstki, oschły i wyjątkowo krytykuje Malkolma, nie zwracając uwagi na jego pragnienia zostania pięknym. Jego surowość ma jednak zaletę, tylko on potrafi okiełznać potwory mieszkające w zamczysku, a za to Beatrycze jest mu niezwykle wdzięczna (i przymyka oko na niepłacony czynsz). Von Skalpel to człowiek pełen twórczej inwencji, która prawie nigdy nie daje zamierzonych rezultatów. Nie potrafi przewidzieć konsekwencji swoich działań i gdy coś pójdzie nie tak, szybko ucieka. Jest naukowcem, który nie nadąża za czasami, w których żyje, nie ma dla niego różnicy między latami swojej młodości, a dniem dzisiejszym.
W NAWIEDZONYM ZAMCZYSKU
Paul Martin i Manu Boisteau stworzyli historię, która jedynie wykorzystuje figury klasycznej grozy dla ukazania dobrej, ciekawej przygody. Grozy więc tutaj nie ma, są za to momenty napięcia, nie wiadomo kim, albo czym jest zbliżający się potwór z bagien. Momenty tajemnicze służą podtrzymaniu zainteresowania i zawsze są pozytywnie rozwiązane – tajemnica okazuje się niestraszna. Potwory przedstawione w serii są odpychające, a zarazem sympatyczne. Nie straciły swoich strasznych anatomicznych cech, ale poprzez dodanie im specyficznych cech charakteru groza łagodnieje i stają się personifikacją ludzkich cech (pewnych typów ludzi). Klasyczne monstra zostają wykorzystane także jako metafory pewnych problemów. Na pierwszy plan wychodzi jednak analiza cech charakteru postaci (głównych i pobocznych), która jest doskonale zgrana z ciekawymi i wciągającymi przygodami von Skalpela.
W warstwie literackiej tekst jest sprawnie napisany, barwny, pełen opisów. Każdy mały rozdział kończy się czymś tajemniczym zachęcającym do dalszego czytania. Humor wprowadzony jest głównie poprzez komiksowe scenki, będące nie tylko ilustracją, ale uzupełnienie historii. To one właśnie stanowią szczególny atut książki. Kolorowe grafiki komiksowe podtrzymują uwagę dziecka, które po skupieniu się na tekście, może się rozluźnić czytając krótką humorystyczną scenkę. Uczy się tym samym skupiać na większej partii tekstu jednolitego oraz śledzić wątki poboczne. Motyw przewodni całej historii nie jest jednak odkrywczy, nie wprowadza żadnej innowacji. Opowieść o von Skalpelu jest bardzo dobrze i ciekawie napisaną książkę przygodową, której atutem są wyraziste postacie. Potwory przestają być łączone z elementem lękotwórczym, więc tak naprawdę następuje degradacja ich podstawowej funkcji. Historii można zarzucić pewna wtórność, jeśli chodzi o przesłanie. Brak w niej konkretnych wniosków do zaistniałych sytuacji. Tu powinna pojawić się postać rodzica, który gdy usiądzie z dzieckiem nad interpretacją, można doszukać się ciekawych wątków do przedyskutowania (na które dziecko samo może nie wpaść). Warto bowiem dokonać analizy charakteru von Skalpela oraz omówić szerzej wątek szalonego naukowca w literaturze.
„Nawiedzone zamczysko. Doświadczenie von Skalpela” to trzymająca w napięciu historia przygodowa oparta na figurach zaczerpniętych z klasyki grozy. Największą zaletą książki jest połączenie dobrze napisanego tekstu z komiksowymi grafikami, które doprawiają całość humorem. Autorzy nie mieli zamiaru podejmować szalenie poważnej tematyki, a stworzyć historię przygodową. Coś na wzór codziennie, niecodziennej historii, gdzie potwory są zwyczajne, choć nie wyzbyły się swoich anatomicznie groźnych cech. Nauczy interpretacji i śledzenia wątków pobocznych oraz odszyfrowywania złożoności postaci, ukrytych przesłanek. Zapozna dziecko również z klasycznymi motywami grozy.
...bo małe potworki lubią czytać!
Alicya Rivard
http://potworkiczytaja.blogspot.com/
„Jeśli kiedyś znajdziesz się w okolicach Kamizelkowa, nie zapomnij odwiedzić doliny, w której stoi zamek Zmoranickich” . Miejsce to wyjątkowe: od zachodu sunie ku niemu gęsta, upiorna puszcza, a od wschodu otaczają go radioaktywne bagna, które sąsiadują z cmentarzem i tajemniczą fabryką. Po drugiej stronie szosy stoi wiekowe drzewo, a tuż obok urwiska śmierci jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-26
Sabat Obiga jest zwykłym chłopakiem, który pragnie tylko zakochać się w jakiejś dziewczynie. Umówienie się z nimi nie sprawia mu problemu. Problemy zaczynają się, gdy musi którąś przedstawić swojej rodzinie, a ona jest niestety trochę dziwna, jakby mrocznie śmiercionośna, dosłownie... Dlatego każda wizyta ukochanej Sabata kończy się natychmiastowym zerwaniem. Nie wszyscy bowiem lubią jeść koty na obiad, robić lalki voodoo, czy kąpać się we krwi. Sabat ma pretensje do swojej rodziny, że jej członkowie nie zachowują się normalnie. Twierdzi, że tylko on jest w tym domu poważny. Uważa również, że dziwne zachowanie rodziny odstrasza od niego dziewczyny, ale piekielna rodzinka śmieje się tylko z niego, że jak dziewczyna rzuci go sześćset sześćdziesiąty szósty raz to urządzą mu przyjecie.
„Nawiedzony dom” jest mangą autorstwa Mitsukazu Mihary, która narysowała również poruszający zbiór opowieści gotyckich „Beautiful people” oraz stworzyła serię „Balsamista”. Tym razem autorka kieruje swój komiks do młodszej publiczności, bo bycie nastolatkiem nigdy nie było proste, a tym bardziej w tak piekielnej rodzinie, jaką ma Sabat. Gdy dociera do niego, że walka z rodzinnymi „zwyczajami” nie przyniesie skutku, postanawia się do nich przyłączyć. To jednak również niczego dobrego nie przynosi. Manga reprezentuje charakterystyczny dla Mitsukazu Mihary miękki i eteryczny styl, gdzie piękne stroje (w stylu visual kei) i aranżacje wnętrz tworzą urzekający gotycki klimat. Choć tym razem decyduje się na bardziej wyrazistą kreskę oraz kontrast między czernią i bielą (brak półcieni). Dialogi między bohaterami są zabawne, inteligentne, ale przede wszystkim naturalne, dlatego rodzinę Obiga nie sposób nie polubić. Autorka komiksu tworzy głownie w nurcie josei, gdzie element relacji międzyludzkich jest najistotniejszy, tak też jest w tym przypadku. Historia nie ma jednak zabarwienia dramatycznego, to opowieść komediowa, która niejednokrotnie przedstawi pewne zjawiska w groteskowy, przejaskrawiony sposób, co momentami pozbawi czytelnika poczucia realizmu, ale na pewno rozbawi, a to w tym przypadku równie ważne. O fabule w „Nawiedzonym domu” dość trudno mówić, bo tak naprawdę tom składa się z luźno powiązanych ze sobą przygód Sabata, które w każdej odsłonie realizują ten sam szablon nieustannie prowadzący bohatera do ośmieszenia.
EKSCENTRYCZNOŚĆ I DEKADENCJA RODZINY ADAMSÓW
Ogromną zaletą historii tego młodego chłopca jest realistyczne odtworzenie relacji międzyludzkich. Historia Sabata pokazuje z jakimi problemami spotyka się młody człowiek: próba zdobycia akceptacji w szkole, pierwsza miłość, konflikty rodzinne. Mimo iż tematyka jest dość poważna to została przesycona mrocznym poczuciem humoru autorki, co łagodzi odbiór problematyki. Źródłem komediowych sytuacji jest kontrast między normalnością Sabata, a ekscentrycznością jego rodziny. Manga jest więc tylko momentami poważna, głównie bardzo zabawna. „Nawiedzony dom” stanowi mieszankę komedii z gotyckimi klimatami, które tu służą głównie jako elementy estetyczne, nie wiążą się z poczuciem grozy. Gotyckość ma także wymiar symboliczny – jest określeniem samego siebie. Rodzina Obiga prowadzi ekscentryczny i dekadencki styl życia, którego epicentrum stanowi horror, makabra i mrok. Gotyckość jako źródło inności stanowi element spajający rodzinę, która mimo wszystko akceptuje odrębność Sabata. Każdy ma prawo wyrażać siebie w dowolny sposób, a rodzina jest tym gruntem, na którym za bezwzględną tolerancją stoi również miłość.
JAK OTWORZYĆ TE PRZEKLĘTE DRZWI?
Mitsukazu Mihara w „Nawiedzonym domu” nie tylko obnażą popularne stereotypy, ale przede wszystkim pochwala szukanie swojego indywidualnego stylu. Bycie normalnym nie oznacza bycia bez wyrazu. Odnosi się do tego wzruszające zakończenie komiksu w którym Sabat zaczyna przechodzić przemianę. Zrozumiał bowiem, że dorosłość nie oznacza otwierania drzwi na siłę. Jedynie stopniowe uniezależnianie się spowoduje, że drzwi rodzinnego domu same będą się powoli uchylać. Opowieść o dorastaniu, egocentryzmie i buncie przeradza się w historię o akceptacji i poszukiwania siebie.
"Nawiedzony dom" stanowi gratkę dla fanów twórczości Mihary, jednocześnie jest delikatną odskocznią. Autorka zwraca się bowiem głównie do młodego czytelnika, co nie oznacza, że tylko nastolatkowie znajdą tu coś dla siebie. Manga stanowi łatwą, przyjemną i mądrą lekturę, która spodoba się wszystkim (bez względu na wiek) z dużym poczuciem humoru i zamiłowaniem do gotyckiego stylu. Nie można wciąż przeżywać dramatów, czasem trzeba się z nich pośmiać, to też dużo pomaga.
...bo Potworki lubią czytać!
Alicya Rivard
http://potworkiczytaja.blogspot.com/
Sabat Obiga jest zwykłym chłopakiem, który pragnie tylko zakochać się w jakiejś dziewczynie. Umówienie się z nimi nie sprawia mu problemu. Problemy zaczynają się, gdy musi którąś przedstawić swojej rodzinie, a ona jest niestety trochę dziwna, jakby mrocznie śmiercionośna, dosłownie... Dlatego każda wizyta ukochanej Sabata kończy się natychmiastowym zerwaniem. Nie wszyscy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-25
„Wszyscy ludzie – dzieci, młodzież, dorośli – czegoś się boją: ciemności, chorób, pająków, burz, samolotów, terrorystów (…) przerażają nas też oczywiście cmentarze, czarownice, wampiry, wilkołaki, duchy i koszmary a ten, kto nie rozumie, dlaczego – sam jest duchem.”
To oczywiste, że dzieci tak jak dorośli lubią się bać, pod tym względem nie różnią się niczym. Dlaczego więc nie opowiadać im przygotowanych specjalnie dla nich, tych wersji historii, których my sami się boimy… „Straszne opowieści” to jedna z lepszych pozycji dla dzieci o tematyce grozy/horroru, jaką ostatnio dane mi było czytać.
Książka zawiera historie, które można śmiało nazwać miejskimi legendami dla dzieci i młodzieży. Wszystkie zostały oparte na klasycznych schematach, motywach oraz postaciach znanych z horrorów i powieści grozy. Kto nie zna opowieści o opętanych lalkach, które sprowadzają śmierć i nieszczęście na niewinną rodzinę [„Szmaciana laleczka”]. Animal attack jest jedną z popularniejszych odmian horroru kinowego, dlatego tutaj również nie mogło zabraknąć takiego wątku. Wędrujące po całym mieszkaniu karaluchy, chroboczące w ścianach, nękają pewnego mężczyznę, doprowadzając go niemal do szaleństwa. Problem w tym, że ich pojawienie się zwiastuje oczywiści coś o wiele gorszego [„Karaluchy”]. Każdy wie, a może nawet zna, takie miejsca, które skłaniają ludzi do robienia złych rzeczy, dokonywania zbrodni na bliskich [„Dom zbrodni”]. Jesteśmy również świadomi, że są też tacy ludzie, których nic nie skłania do czynienia krzywdy i robią to dla satysfakcji znęcania się nad innymi [„Fotograf”]. Jeśli zaczyna pojawiać się w was niepokój, to go podsycę – tak, te opowiadania są naprawdę straszne. Autor nie ich jednak tylko po to, by straszyć, są one także ku przestrodze, jak opowiadanie „Weronika”, gdzie niewinna zabawa nastolatków w seans spirytystyczny kończy się dość nieprzyjemnym opętaniem i szaleństwem. Nie wolno igrać z ze światem nadprzyrodzonym. Nie wolno również wymykać się z domu na cmentarz, by opowiadać historie o duchach [„Trzy tysiące peset”]. Cóż, na cmentarzu łatwo umrzeć ze strachu, szczególnie wtedy, gdy plądruje się groby. Autor nie zapomniał także o klasycznych ghost story. W zbiorze jest piękna i wzruszająca historia Loli, która będąc duchem, jedynie w swoje urodziny może ponowienie spędzić jeden dzień między żywymi, a nawet się zauroczyć. Dobrym duchem okazuje się również tajemnicza autostopowiczka, która w deszczowy dzień ostrzega kierowców przed niebezpiecznym zakrętem [„Zakręt śmierci”]. Kilka z opowiadań ma również silny nacisk na wymierzanie sprawiedliwości przez siły nadprzyrodzone. Dzieje się tak w historii szaleńca, który ucieka z zakładu dla obłąkanych, by ukarać wszystkich tych, których zbrodnie pozostały nieujawnione [„Szaleniec na wolności”]. Szczególna pod tym względem jest historia „Jąkała”, gdzie trzech chłopców znęca się nad koleżanką z klasy. Sytuacja zostaje bagatelizowana prze nauczycieli i przemilczana przez rówieśników. Ostatecznie dziewczyna zostaje brutalnie pobita, co popycha ją do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę. Historia pokazuje, że czarownice mogą działać również w dobrej wierze, choć należy pamiętać, że czary zawsze mają swoje skrajne konsekwencje.
Na wyróżnienie spośród wszystkich historii zasługują trzy dość niepokojące opowiadania, które sprawiają, że nawet dorosłemu ciarki przebiegną po plecach, a są nimi: „Czerwony Kapturek”, „Koszmary” oraz „Chomik miniaturka”. Pierwsza historia jest oparta na znanej wszystkim bajce. Studentka prawa obiecuje, że po skończonej zmianie w pubie weźmie taksówkę i wróci do domu. Bardzo jednak zależy jej na oszczędnościach, dlatego postanawia pójść na skróty przez park. Tam, w ciemnościach, czeka już na swoje młodziutkie ofiary pewien mężczyzna. Morał jest taki, że nigdy nie należy szczędzić pieniędzy jeśli chodzi o bezpieczeństwo i wracać do domu taksówką, bo martwemu oszczędności na nic się nie przydadzą. „Koszmary” z kolei opowiadają o tym, że zawsze możemy stać się ofiarą czyichś niecnych zamiarów. Pewnego chłopca, co noc dręczą koszmary, które przybierają na sile, nie pomaga terapia ani leki. W końcu zdesperowanych chłopak udaje się do wróżki. Ta radzi mu, żeby zaczął sam ścielić łóżko, a jego dolegliwości się skończą. Wtedy wychodzi również na jaw, że niedawno zatrudniona przez rodziców gosposia znęcała się na chłopcem za pomocą magii. Najbardziej niepokojącym elementem całej historii jest chwila, w której wszystko wychodzi na jaw, a gosposia bez słowa odchodzi z domu, nie wyjawia swoich intencji. Jednak ze wszystkich strasznych opowieści, to „Chomik miniaturka” ma najbardziej bezwzględną bohaterkę, która świadomie doprowadza do śmierci zaniedbującego ją ojca. Widać chyba już wyraźnie największą zaletę, ale i wadę książki: nie wszystkie opowiadania kończą się szczęśliwie. Zetknięcie się z nieznanym powoduje śmierć, szaleństwo, zmienia życie na zawsze.
Jose Moran podszedł do tematu grozy dla dzieci bardzo poważnie, a zarazem nowocześnie. Przygotował 16 historii, które straszą, ale jednocześnie mają wyrazisty morał i przestrogę. Moran nadaje stworzonym przez siebie potworom realny status istnienia, taki, jaki przyjmujemy, gdy sięgamy po horror. Jeśli coś ma straszyć musi być jak najbardziej prawdziwe, dlatego wszystkie historie są wystylizowana na miejskie legendy, opowieści, które można usłyszeć od kolegów na przerwie, czy na koloniach. Na uwagę zasługuje również przedstawienie kilku potworów. Czarownica nie jest Babą Jagą, nie budzi grozy, ale wymierza sprawiedliwość, wyrasta też na bardzo nowoczesną kobietę sukcesu [„Jąkała”]. Autor doskonale poradził sobie z postacią wampira, który pozostał zły, tajemniczy, odrażający i przebiegły [„Maska wampira”]. Szalony naukowiec jest naszym zwykłym sąsiadem, który trochę dziwnie się zachowuje, a na którego nikt nie zwraca uwagi dopóki nie stanie się jakaś krzywda [„Kolekcjoner szczurów”]. Moran pokazuje także w swoich opowieściach, że nie wszystko co jest inne, co nasz przeraża, jest złe. W końcu w szaleństwie też może być metoda [„Szaleniec na wolności”]. Świat nie jest bowiem czarno-biały, ma wiele odcieni dobra i zła.
Wydawnictwo Rea zadbało o piękne wydanie „Strasznych opowieści”. Książka ma wytrzymałą twardą oprawę i szyty grzbiet. Okładka natychmiast przyciąga uwagę: mroczny cmentarz, włóczące się koty oraz dominująca nad wszystkim sylwetka frunącego wampira. Książka przeznaczona jest dla dzieci z przedziału wiekowego 10-16 lat, które samodzielnie czytają i chętnie wybierają opowieści niesamowite. Tekstu jest sporo, gdyż każde opowiadanie ma po kilka lub kilkanaście stron. Historie napisane są prostym językiem. Moran unika skomplikowanych słów oraz przesadnych opisów. Zostawia duże pole dla wyobraźni dziecka. Autor zbudował klimat miejskich legend stosując w historiach narracje pierwszoosobową, świadka lub bezpośredniego uczestnika zdarzeń. Ilustracje do książki wykonał Jose P. Montero. Jego grafiki są barwne i nie zawierają w sobie przytłaczającego mroku, jednak artysta nie stroni od pokazania strasznych scen: zakrwawionego ojca, unoszącego się nad ofiarą noża, czy rozkładającego się ciała. Montero doskonale wyważył w swoich obraz świata przedstawionego: jest on realistyczny, choć pewne elementy jawią się jako groteskowe, przerysowane. Niektóre sceny są pełne napięcia oraz grozy, inne zabawne i wzruszające. Dzięki jego rysunkom ożywają postacie z opowieści Morana, zyskują indywidualny charakter oraz głębie – obraz i słowo perfekcyjnie się tu dopełniają.
Patrząc na „Straszne opowieści” Jose Morana może ogarnąć rodzica wątpliwość, czy oby historie nie są zbyt brutalne. Odpowiem pytaniem na pytanie: czy seria „Gęsia skórka”, albo „Are you afraid of the dark?” są zbyt brutalne? Czy baśń o Jasiu i Małgosi, którzy spalili żywcem w piecu czarownicę, jest zbyt brutalna? A może umierająca na zimnie dziewczynka z zapałkami? „Straszne opowieści” to przemyślana książka. Historie straszą na bardzo dobrym poziomie, a jednocześnie nie zabrakło w nich funkcji terapeutycznych i wychowawczych. Zawarte w książce opowiadania pokazują, że odwaga nie oznacza nie bać się niczego. To nosić w sobie lęk, ale przezwyciężać go. Uzmysławiają dziecku, że istnieje zło realne, ale i to nadnaturalne. Uczą, że jedne sprawy da się racjonalnie wytłumaczyć, a inne nie. Pokazują niebezpieczeństwo kryjące się w ludziach i nakazuje ostrożność w stosunku do obcych ludzi i miejsc. Zwracają uwagę, że nie wszystko musi być takie, jakie się wydaje, że jest.
...bo Potworki lubią czytać!
Alicya Rivard
http://potworkiczytaja.blogspot.com/
„Wszyscy ludzie – dzieci, młodzież, dorośli – czegoś się boją: ciemności, chorób, pająków, burz, samolotów, terrorystów (…) przerażają nas też oczywiście cmentarze, czarownice, wampiry, wilkołaki, duchy i koszmary a ten, kto nie rozumie, dlaczego – sam jest duchem.”
To oczywiste, że dzieci tak jak dorośli lubią się bać, pod tym względem nie różnią się niczym. Dlaczego więc...
Jak sądzicie, czy makabryczne zbrodnie o jakich pisze Poe lub potwory i deliryczne wizje Lovecrafta to odpowiednia proza dla najmłodszych? Jak najbardziej. Ja przeciwwskazań nie widzę, tym bardziej, że „Wielka Księga Strachu” jest tego doskonałym przykładem. W końcu jeśli wprowadzać młody umysł w strefę grozy, to najlepiej sięgać po klasyków gatunku.
„Wielka Księga Strachu” to antologia, w którą powinni zaopatrzyć się wszyscy rodzice lubiący opowieści z dreszczykiem i którzy chcą zarazić taką literaturą swoje pociechy.
[całość recenzji na http://potworkiczytaja.blogspot.com/2015/08/czytajcie-i-drzyjcie-z-przerazenia.html]
My wiemy, że małe Potworki lubią Czytać, a jeśli ty też chcesz się o ty przekonać, to zajrzyj na potworkiczytaja.blogspot.com!
Jak sądzicie, czy makabryczne zbrodnie o jakich pisze Poe lub potwory i deliryczne wizje Lovecrafta to odpowiednia proza dla najmłodszych? Jak najbardziej. Ja przeciwwskazań nie widzę, tym bardziej, że „Wielka Księga Strachu” jest tego doskonałym przykładem. W końcu jeśli wprowadzać młody umysł w strefę grozy, to najlepiej sięgać po klasyków gatunku.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Wielka Księga...