-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Nie podzielam oceny społeczności. Dla mnie książka przegadana i rozprzężona. Dużo wątków, dużo bohaterów, każdy wątek potraktowany pobieżnie. Książka mocno obyczajowa, bardzo mały udział w niej kryminału i thrillera. Przydałoby się albo poświęcić więcej miejsca każdemu wątkowi/bohaterowi, albo darować sobie niektóre elementy. Chociażby problemy z żyjącymi w separacji rodzicami Rizzoli - przy takiej ilości wątków kompletnie niepotrzebne było poświęcanie kawałka rozdziału na to, aby Jane odwiedziła rodziców i przysłuchiwała się ich kłótni. Oczywiście sięgnę po kolejne części serii, ale ta mnie wyjątkowo wymęczyła. Zaczęła się z przytupem i bardzo ciekawie, ale powoli zainteresowanie malało.
Nie podzielam oceny społeczności. Dla mnie książka przegadana i rozprzężona. Dużo wątków, dużo bohaterów, każdy wątek potraktowany pobieżnie. Książka mocno obyczajowa, bardzo mały udział w niej kryminału i thrillera. Przydałoby się albo poświęcić więcej miejsca każdemu wątkowi/bohaterowi, albo darować sobie niektóre elementy. Chociażby problemy z żyjącymi w separacji...
więcej mniej Pokaż mimo to
• Książkę polecono mi jako przygodowy horror w stylu „Ruin” Scotta Smitha.
• Początek był bardzo obiecujący – antropolog na wyprawie w głuszy amazońskiej, tajemniczy posążek, na którego widok panikują tubylcy, opuszczona chatka w środku puszczy, śmierć wszystkich uczestników wyprawy...
• Główny wątek toczy się w czasach współczesnych w nowojorskim muzeum, gdzie odnajdywane są kolejne brutalnie zamordowane ofiary.
• Zawiodłam się – powieść jest długa, ale przedłużana na siłę; wiele scenek i wątków nic nie wnosi do historii i można by spokojnie powieść zmieścić w mniejszej ilości stron, i taka zwarta, skondensowana fabuła wciągałaby o wiele lepiej. Potencjał jest ogromny, wątki wciągające, ale wątki dygresyjne nużą czytelnika i inspirują raczej do odłożenia książki. Przyznam się, że niektóre fragmenty po prostu omijałam wzrokiem, i serio na koniec się okazało, że z całego jednego wątku nic nie wynikło istotnego dla powieści.
• Nie wiem, czy polecam. Gdyby ktoś te zapychające fragmenty powycinał – to na pewno tak.
• Mimo wszystko z ciekawości sięgnę po drugą część. Ale jeśli będzie ten sam problem, co w „Relikcie”, czyli rozciąganie na siłę treści dla większej ilości stron, nie będę się zmuszać, aby ją ukończyć.
• Książkę polecono mi jako przygodowy horror w stylu „Ruin” Scotta Smitha.
• Początek był bardzo obiecujący – antropolog na wyprawie w głuszy amazońskiej, tajemniczy posążek, na którego widok panikują tubylcy, opuszczona chatka w środku puszczy, śmierć wszystkich uczestników wyprawy...
• Główny wątek toczy się w czasach współczesnych w nowojorskim muzeum, gdzie odnajdywane...
Jak zwykle u Chrisa Cartera już pierwsze kilka stron daje czytelnikowi taki zastrzyk makabry i tajemnicy, że gdybym akurat wtedy nie leżała grzecznie w łóżku, to bym podskakiwała z ekscytacji i popiskiwała jak dziecko.
Jak zwykle u Cartera od książki nie da się oderwać, bo pisarz nie marnuje literek na zbędne opisy i nudne opowieści, tu każdy dialog i akapit czemuś służą, nie ma sztucznego przedłużania.
Jedyne, co tym razem zadziałało ujemnie na moje zadowolenie, to kulminacyjna scena ostatecznego starcia ze złem. Postawić bohaterów w sytuacji bez wyjścia, stworzyć tak dramatyczne i groteskowe okoliczności, a później i tak znaleźć sposób, aby to wyjście się znalazło - poczułam się trochę niemiło, potraktowana jak odbiorca tanich i mało ambitnych książeczek sensacyjnych, a przecież do tej pory Carter był dla mnie znakiem jakości. Ale wybaczam ten spadek formy, wszak tylko końcówka mnie zawiodła, i po kolejne tomy na pewno sięgnę już wkrótce.
Jak zwykle u Chrisa Cartera już pierwsze kilka stron daje czytelnikowi taki zastrzyk makabry i tajemnicy, że gdybym akurat wtedy nie leżała grzecznie w łóżku, to bym podskakiwała z ekscytacji i popiskiwała jak dziecko.
Jak zwykle u Cartera od książki nie da się oderwać, bo pisarz nie marnuje literek na zbędne opisy i nudne opowieści, tu każdy dialog i akapit czemuś służą,...
2022-11
Smutna, ale piękna. Bardzo dobry styl pisarski, niby stylizacja na myśli nastolatki, ale nie jest ani trochę infantylna.
Smutna, ale piękna. Bardzo dobry styl pisarski, niby stylizacja na myśli nastolatki, ale nie jest ani trochę infantylna.
Pokaż mimo to2022
2022-09
Powieści dystopijne dobrze się czyta. Nie ma to jak siedzieć wygodnie w kąciku własnego domu, najlepiej z kubkiem ulubionego parującego napoju, mając świadomość, że nawet jeśli ma się sporo problemów w życiu, to i tak nie jest aż tak źle jak w książkowym świecie, z pozoru zaskakująco pomysłowym i wręcz idealnym, ale będącym jednak wcieleniem koszmaru. Mając ochotę na taki dysonans, sięgnęłam po „Dawcę” Lois Lowry, dobrze ocenianą wśród społeczności dystopię.
W pierwszej chwili odrzuciła mnie postać głównego bohatera, którym uczyniła autorka 11-letniego chłopca o imieniu Jonasz. Nie lubię narracji prowadzonej z perspektywy dziecka, nie trafia do mnie stylizacja na język dzieci. Dałam jednak książce szansę i okazało się to słuszne, bo umieszczenie niedorosłego człowieka w roli narratora miało zamierzony cel. Jak lepiej przedstawić czytelnikowi świat z tysiącem nowych zasad, jeśli nie właśnie używając do tego perspektywy dziecka, które dopiero ten świat poznaje i zaczyna rozumieć?
W „Dawcy” życie każdego wpisane jest w sztywne ramy stworzonego przez Wielką Komisję schematu. Rodzisz się – trafiasz do specjalnej placówki, w której najlepsi opiekunowie i pedagodzy będą się o ciebie troszczyć. Po 12 miesiącach otrzymujesz swoje imię i trafiasz do małżeństwa, które złożyło wniosek o przyznanie im potomstwa. Dorastasz i co roku nadawane ci są nowe przywileje i obowiązki. Na przykład do ósmego roku życia nie możesz nosić kurtki zapinanej z przodu – jej guziki mogą znajdować się tylko z tyłu, aby nauczyć ciebie i inne dzieci w twoim wieku, jak ważne i konieczne jest otrzymywanie i dawanie pomocnej dłoni. Dopiero w ósmym roku życia otrzymasz kurtkę zapinaną z przodu i będzie to znak, że dojrzewasz, że możesz zacząć być niezależnym. Jako dziewięciolatek dostajesz oficjalnie pozwolenie na jazdę rowerem. Najważniejsz0y dla nowego członka społeczeństwa jest rok dwunasty. Wielka Komisja wyciągnie wnioski z 12 lat monitorowania twojego życia, podsumuje opisy twojej osobowości, obserwacje twoich pasji i zainteresowań i przydzieli ci profesję. Od teraz będziesz szkolić się w stronę drwala, szwacza, dostawcy jedzenia, sprzątacza czy lekarza – wszystko zależy od twoich predyspozycji i talentów. Następnie w dorosłym życiu Komisja przyzna ci partnera idealnie do ciebie dopasowanego pod względem osobowości, inteligencji i usposobienia. Wniosek o potomstwo będziecie mogli złożyć dopiero po trzech latach małżeństwa, tyle wszak czasu Komisja potrzebuje, aby sprawdzić, czy nadajecie się na rodziców. I tak zatoczy się koło, a życie w społeczności będzie kręcić się dalej.
Brzmi absurdalnie, albo co najmniej niepoważnie? To tylko kropla w morzu zasad i koncepcji, które prezentuje Lowry, a których więcej zdradzać nie chcę, aby nie zepsuć lektury zainteresowanemu czytelnikowi.
Jeżeli jak do tej pory odbierasz ten tekst jako pozytywną opinię o „Dawcy”, to nie jesteś w błędzie. Powieść zawiera mnóstwo interesujących dystopijnych treści, które mogą szokować, skłaniają do refleksji, a nawet sprawiają, że mimo początkowej dezaprobaty jesteśmy w stanie przyznać, że może nawet byłoby lepiej, gdyby takie zasady wprowadzić… To dobrze o powieści świadczy, że potrafi w czytelniku wzbudzić tyle różnych emocji.
Chcąc nie chcąc, docieram w końcu do punktu, kiedy muszę wspomnieć, co mi do gustu nie przypadło. Długo się zastanawiałam, czy o tym w ogóle wspominać, bo to – no właśnie – po prostu kwestia mojego gustu i mojego widzimisię. Ja od dystopii oczekuję też akcji. Prócz świata przedstawionego, który szokuje i porusza komórki myślowe, musi się coś dziać. W „Dawcy” nie dzieje się nic: kolacje z rodziną, chodzenie do pracy, branie udziału w uroczystościach… Jonasz poznaje otaczający go świat i odkrywa kolejne prawa, którymi rządzi się społeczeństwo, ale wszystko jest statyczne, powolne, opisowe. Taka dystopia bez przygody, skupiona na samym traktacie niż na akcji.
„Dawca” prowokuje do myślenia, ale trochę nudzi brakiem działania. Jest lekturą ambitną, ale odrobinę nużącą, szokuje, ale fatyguje. Cenię jej refleksyjną stronę, ale nie mogę dać maksymalnej oceny, którą rezerwuję dla dystopii zarówno zmuszających do myślenia, jak i pełnych przygód i zwrotów akcji. Mimo wszystko czasu spędzonego na lekturze nie uznaję za zmarnowany i polecam powieść każdemu. Ale dystopii idealnej dalej będę szukać.
Powieści dystopijne dobrze się czyta. Nie ma to jak siedzieć wygodnie w kąciku własnego domu, najlepiej z kubkiem ulubionego parującego napoju, mając świadomość, że nawet jeśli ma się sporo problemów w życiu, to i tak nie jest aż tak źle jak w książkowym świecie, z pozoru zaskakująco pomysłowym i wręcz idealnym, ale będącym jednak wcieleniem koszmaru. Mając ochotę na taki...
więcej mniej Pokaż mimo to
Polecono mi „Wzór na miłość”, kiedy poszukiwałam książek z tropem 'enemies-to-lovers', bo bardzo mnie w te tematy ciągnie. Pierwsza połowa książki była naprawdę świetna - czyli wtedy, kiedy faktycznie między główną bohaterką a głównym męskim charakterem była niechęć, a wręcz nienawiść. Druga część książki natomiast, czyli po tym jak zapewnili się o swoich uczuciach, to już jazda na oparach, niepotrzebna drama (o nie, czyżby to był koniec? zerwą ze sobą? jednak główny bohater jest zwyczajnym dupkiem?) przeplatana z codziennym życiem, aby dopełnić książkę do przyzwoitej ilości stron.
Na pewno jednak sięgnę po inne książki duetu Christina Lauren, bo styl mi bardzo odpowiadał i takie powieści dobrze nadają się na szybkie, lekkie czytadło na naładowanie bateryjek.
Polecono mi „Wzór na miłość”, kiedy poszukiwałam książek z tropem 'enemies-to-lovers', bo bardzo mnie w te tematy ciągnie. Pierwsza połowa książki była naprawdę świetna - czyli wtedy, kiedy faktycznie między główną bohaterką a głównym męskim charakterem była niechęć, a wręcz nienawiść. Druga część książki natomiast, czyli po tym jak zapewnili się o swoich uczuciach, to już...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-03
▻ Jestem w szoku, jak bardzo ta powieść mi się podobała. Recenzuję ją jakiś miesiąc po ukończeniu i dalej żywo tkwi w mojej pamięci, widzę skonstruowany przez autorkę świat, poszczególne scenki - a to jest szczególnie ważne, bo nudne książki już dzień po lekturze potrafią mi wylecieć z pamięci.
▻ Po pierwsze: świat przedstawiony. To nasze średniowiecze z katol-betonami polującymi na wszelakiej maści grzeszników, a zwłaszcza na czarownice. Co w powieści najpiękniejsze - wiedźmy naprawdę tu istnieją. Ukrywają się przed zwykłymi ludźmi i paladynopodobnymi wrogami, mają swoje koweny i różne rodzaje magii.
▻ Po drugie: główna bohaterka. Zawadiacka, sprytna, zwinna, opryskliwa, wesoła. Złodziejka wychowana na ulicy. Skrywająca mroczną historię rodzinną i traumę, której nie daje się definiować.
▻ Po trzecie: wątek z-nienawiści-do-miłości. To trzeba lubić, to nie jest motyw dla każdego. Ale jeśli szukasz romansów, które powstały z gorącej nienawiści, koniecznie sięgnij po "Gołębia i węża".
▻ Poza tym: dużo przygód, wartka akcja i zero nudy. Dla mnie mix idealny, bo nie tylko się nie nudziłam, ale też mogłam odnaleźć w głównej bohaterce siebie, a jeszcze do tego pokibicować parze upartych osób, pomiędzy którymi zgrzyta i iskrzy.
▻ Jestem w szoku, jak bardzo ta powieść mi się podobała. Recenzuję ją jakiś miesiąc po ukończeniu i dalej żywo tkwi w mojej pamięci, widzę skonstruowany przez autorkę świat, poszczególne scenki - a to jest szczególnie ważne, bo nudne książki już dzień po lekturze potrafią mi wylecieć z pamięci.
więcej Pokaż mimo to▻ Po pierwsze: świat przedstawiony. To nasze średniowiecze z katol-betonami...