-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
"...możemy być sobą i budować coś dla świata, który jest, a nie dla tego, który przepadł."
Lecąc na fali klasycznego post apo zerknęłam sobie z ciekawości na Poczwarki, które okazały się troszkę trudniejszą lekturą, niż Dzień Tryfidów - bardziej pierwotną i atawistyczną.
Czyta się to bardziej jak fantasy w stylu Gdy niebo mieni się czerwienią niż dystopię, a sam początek wrzuca od razu na głęboką wodę, bez znajomości tematu, który dopiero wraz z poznawaniem tego świata ukazuje swoje prawdziwe oblicze.
Świat po katastrofie.
Świat budowany od podstaw.
Ale świat budowany przez ludzi, więc na starych porządkach, pomimo mutacji, dewiacji i zniszczenia.
Nie wiem dlaczego, ale końcówka bardzo mi się kojarzyła z Gwiezdnymi Wrotami.
Generalnie podsumowując - warto poświęcić troszkę cierpliwości i przebrnąć przez niejasny początek, żeby już od połowy dać się wciągnąć w tą w rezultacie świetną opowieść!
"...możemy być sobą i budować coś dla świata, który jest, a nie dla tego, który przepadł."
Lecąc na fali klasycznego post apo zerknęłam sobie z ciekawości na Poczwarki, które okazały się troszkę trudniejszą lekturą, niż Dzień Tryfidów - bardziej pierwotną i atawistyczną.
Czyta się to bardziej jak fantasy w stylu Gdy niebo mieni się czerwienią niż dystopię, a sam początek...
"Bardzo dziwny będzie to świat, a właściwie to, co z niego zostanie. Wątpię, czy się nam będzie podobał [...]"
Świetna klasyka.
Bardzo stylem i klimatem przypominająca Inwazję Porywaczy Ciał i Kukułcze jaja. Ale bardzo najbardziej kojarzy się się z serialem The Last of Us.
Super to się czytało samo, co jest fenomenem z racji tego, iż powieść jest dość mocno przyprószona siwizną.
Mordercze, myślące roślinki - kto nie kocha takich motywów?
Już sam początek wkręca od pierwszego rozdziału. Szkoda trochę, że tryfidy stanowią tak naprawdę tylko tło do pokazania małości ludzi, ale czy to kogoś dziwi? Ta małość znaczy?😁
Tak naprawdę jest to opowieść o rozpadzie człowieczeństwa i ponownym jego "spadzie" - na innych zasadach - zindywidualizowanych, dbających o własne stado, pośród rodzących się nowych, wcale nie roślinnych potworów...
"Bardzo dziwny będzie to świat, a właściwie to, co z niego zostanie. Wątpię, czy się nam będzie podobał [...]"
Świetna klasyka.
Bardzo stylem i klimatem przypominająca Inwazję Porywaczy Ciał i Kukułcze jaja. Ale bardzo najbardziej kojarzy się się z serialem The Last of Us.
Super to się czytało samo, co jest fenomenem z racji tego, iż powieść jest dość mocno przyprószona...
ził się cholerą, trupem padł.
Chłopiec większy – gniazdo mewy: urwała się lina, żałobne śpiewy.
Pudło z farbami – dziewczynka mała: polizała pędzel, aniołkiem się stała.
Dzieci piszczą wniebogłosy: Jenkin wszystkie pożre w nocy."
Jest to jedna z najlepszych powieści Mastertona, super, że wznowiona, z czadową okładką.
Jest tu wszystko to, co dobry podręcznikowy horror mieć powinien, a oprócz tego jest jeszcze klimat wyspy, stary dom, który tak naprawdę domem nie jest - wisienka na torcie.
Atmosfera, cała opowieść, która pomału rozpuszcza swe macki po wyobraźni, gęstniejące poczucie klaustrofobii robią dobrą robotę!
Tak się kiedyś pisało horrory, a tak się teraz horrory czta😱💀☠️
Ale tylko te rasowe, jak dawny Pan M.
Mega polecam!
ził się cholerą, trupem padł.
Chłopiec większy – gniazdo mewy: urwała się lina, żałobne śpiewy.
Pudło z farbami – dziewczynka mała: polizała pędzel, aniołkiem się stała.
Dzieci piszczą wniebogłosy: Jenkin wszystkie pożre w nocy."
Jest to jedna z najlepszych powieści Mastertona, super, że wznowiona, z czadową okładką.
Jest tu wszystko to, co...
Ta opowieść jest doskonałym przykładem na to, jak można spieprzyć świetny pomysł.
Jestem troszkę zdziwiona, bo poprzednie powieści autora były naprawdę niezłe.
Tu duży plus za pomysł, a przede wszystkim za początek i koniec, które pokazują, jak powinno być świetnie!
A nie jest.
Cudna koncepcja przelana na papier klepaniną, bez zbytniego klimatu - gdzieś to się wszystko rozmyło, nie było przyciągania, słowa nie miały magii, były tylko literkami... Wielka szkoda.
Okładka też pozostawia wiele do życzenia...
Oczywiście można przeczytać, ale pozostaje duży niedosyt, jakby autor pisał to gdzieś w pociągu, między jedną przesiadką a drugą, choć wiem, że tak też mogą powstawać świetne historię, jak np. Sześć Szybkich Strzałów Tomasza Bartosiewicza.
Ta opowieść jest doskonałym przykładem na to, jak można spieprzyć świetny pomysł.
Jestem troszkę zdziwiona, bo poprzednie powieści autora były naprawdę niezłe.
Tu duży plus za pomysł, a przede wszystkim za początek i koniec, które pokazują, jak powinno być świetnie!
A nie jest.
Cudna koncepcja przelana na papier klepaniną, bez zbytniego klimatu - gdzieś to się wszystko...
"...urodzono mnie tylko po to, żebym przejął umysł innego człowieka. Myśleli, że to nie zadziałało, ale się mylili. Teraz wspomnienia tamtego człowieka są moimi wspomnieniami. Jego życie jest moim życiem."
Kontynuacja świetnej Wojny starego człowieka - mam nadzieję, że wznowienie tej części będzie z równie rewelacyjną okładką.
Każda opowieść ma swojego bohatera. I choć łączą się tu ogólne wątki i postaci, które (mam nadzieję) w przyszłości stworzą nową całość, to jest tu zupełnie inna opowieść o zupełnie innym bohaterze.
Czy równie fascynująca?
Inna.
Tamta była mega zabawna, tu jest bardziej dramatycznie i poważnie, choć równie epicko i bardzo przyjemnie - powieść nieodkładalna na jeden raz.
Na kolejną część chyba trzeba będzie poczekać kilka lat, bo druga część jest ostatnią, jaką wydano w Polsce, niestety... Może wznowienia dadzą radę pociągnąć całość...
"...urodzono mnie tylko po to, żebym przejął umysł innego człowieka. Myśleli, że to nie zadziałało, ale się mylili. Teraz wspomnienia tamtego człowieka są moimi wspomnieniami. Jego życie jest moim życiem."
Kontynuacja świetnej Wojny starego człowieka - mam nadzieję, że wznowienie tej części będzie z równie rewelacyjną okładką.
Każda opowieść ma swojego bohatera. I choć...
Nikt nie boi się śmierci bardziej niż stwory, które żyją wiecznie.
Zacznę od słabej okładki, choć oryginalna także nie oddaje klimatu tej opowieści.
No, ale cóż... nie każdy może być jak Blodek Boldys.
Całość jest poprawna, z tendencją spadkową, jak dla mnie. Mega statyczny, klimatyczny, tajemniczy początek prowadzi nas do sensacyjnego środka i obrzydliwej prawie końcówki, czy z happy endem?
Sam pomysł tajemnicy wyspy też nie bardzo przypadł mi do gustu w efekcie końcowym, no ale jam jest tylko czytelnik.
Można czytnąć, przyjemność była, zapamiętane będzie tylko szczęście i samotnia wyludnionej wyspy.
Nikt nie boi się śmierci bardziej niż stwory, które żyją wiecznie.
Zacznę od słabej okładki, choć oryginalna także nie oddaje klimatu tej opowieści.
No, ale cóż... nie każdy może być jak Blodek Boldys.
Całość jest poprawna, z tendencją spadkową, jak dla mnie. Mega statyczny, klimatyczny, tajemniczy początek prowadzi nas do sensacyjnego środka i obrzydliwej prawie...
"Nie płaczcie nade mną, przyjaciele
Jestem gwiazdą, spadającą
W następne życie."
Urzekła mnie zaskakująco ta opowieść.
Lubię tak ni z tego ni z owego takie historie z duszą, obrazowością i treścią przystępną i bardzo miłą dla wyobraźni.
Miałam wrażenie, jakby stary dobry King, zmęczony starością i obezwładniony pokusą młodości wyruszył w kosmos. Serio. Głony bohater cały czas wizualizował mi się twarzą Kinga, co stanowiło dodatkowy ubaw - można naprawdę nieźle się pośmiać, narracja i inteligentny humor bohatera rozbawia do łez.
Oprócz tego, że okładka jest ZARĄBIASTA to bardzo dobrze zaczyna się ta opowieść. Pobudza od razu wyobraźnię, na zasadzie: a co ja bym zrobiła? Jaką decyzję bym podjęla?
Czy odważyłabym się za obietnicę ponownej młodości brać udział w walce nie wiadomo z kim/czym, nie wiadomo gdzie? W innym czasie i przestrzeni?
"Myślicie sobie: co ja do diabła tutaj robię? Ten facet mówi mi że umrę w ciągu najbliższych dziesięciu lat! A pamiętajcie o tym, że w domu też prawdopodobnie byście umarli w ciągu dziesięciu lat - z tym, że tam, słabowici i starzy, umarlibyście nikomu niepotrzebną śmiercią. Tutaj możecie umrzeć w służbie Kolonialnych Sił Obrony. I prawdopodobnie tak się stanie. Ale wasza śmierć nie będzie niepotrzebną śmiercią. Umrzecie, żeby zachować życie ludzkości we wszechświecie."
Całość czyta się jednym tchem, bardzo szybko i mega przyjemnie i choć potem jednak znajduje się tam coraz więcej elementów space opery, to jednak do samoego końca jest to nadwyraz przyjemna uczta dla wyobraźni!
Zabieram się od razu za część kolejną!
"Nie płaczcie nade mną, przyjaciele
Jestem gwiazdą, spadającą
W następne życie."
Urzekła mnie zaskakująco ta opowieść.
Lubię tak ni z tego ni z owego takie historie z duszą, obrazowością i treścią przystępną i bardzo miłą dla wyobraźni.
Miałam wrażenie, jakby stary dobry King, zmęczony starością i obezwładniony pokusą młodości wyruszył w kosmos. Serio. Głony bohater...
Jak ja uwielbiam pisać to imię i nazwisko.
Stephen King.
Pieknie jest starzeć się z Kingiem. To tak, jak napisał w swoim pierwszym opowiadaniu: "[...] dom to miejsce [...] od którego zaczynasz, a jeśli należysz do szczęśliwców, to również tam kończysz."
Dom Kinga. To prawdziwe szczęście i zaszczyt. To rozumienie się bez słów. To odczuwanie klimatu, nastroju i świata tak bardzo znanego, jak upragnionego. To ciepła kołderka, skrywająca najgorsze koszmary, otulone w mistrzowskie słowa. To czekanie na więcej.
Spragniona wyobraźnia, która kocha swojego Żywiciela.
Zawsze jest za mało.
Zbiór opowiadań z perełkami i nieperełkami - dla mnie równowaga jest utrzymana.
Osobisty ranking?
A owszem - pokusze się:
Nr 1 niepodważalnie: Strzeżcie się snów (znalazłam tu wszystko, co kocham, ale głównie klimat, który kojarzył mi się z moją ukochaną powieścią Historia Lisey - choć właściwie nie było żadnych nawiązań, ale jednak dusza opowiadania jakby nie było ukrywała Długaśnika, może nie fioletowego, ale czarnego...)
Nr 2: Wszechwiedzący (była tu magia groźna i nieoczywista, bazująca na pytaniu: jestem wariatem, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?-mega pożywka dla wyobraźni!)
Nr 3: Grzechotniki (świetne, długaśne, rasowe opowiadanie grozy i horroru, z małomiasteczkową duszą - mogłaby być z tego niezła powieść!)
Nr 4: Dwóch utalentowanych skurczybyków (cudnie znajomy klimat kojarzący się z kolejną uwielbianą przeze mnie historią Łowca snów)
Nr 5: Laurie (kiedyś czytane przeze mnie opowiadanie, które gdzieś tam sobie wypłynęło - opowieść ciepła, klimatem podobna do Worka kości)
Nr 6: Droga do Zajazdu Zjazd (chyba najbardziej irytujące przez wzgląd na pewną bezjajeczną postać, która w założeniu miała być ostoją całości, a wyszło jak zawsze)
... i cała reszta.
Zaskakująco najdłuższe opowiadanie nie było aż tak dobre, jak myślałam (nawiązywało atmosferą do serii Pan Mercedes - moim odczuciem).
Niektóre miałam wrażenie, że były pisane bez pomysłu na to, co dalej - o takie coś zaczęte, ale niezbyt dobrze zakończone, bez ciareczek i klimaciku, choć i tak za całość jestem wdzięczna Mistrzowi i oczywiście - CZEKAM NA WIĘCEJ!
Jak ja uwielbiam pisać to imię i nazwisko.
Stephen King.
Pieknie jest starzeć się z Kingiem. To tak, jak napisał w swoim pierwszym opowiadaniu: "[...] dom to miejsce [...] od którego zaczynasz, a jeśli należysz do szczęśliwców, to również tam kończysz."
Dom Kinga. To prawdziwe szczęście i zaszczyt. To rozumienie się bez słów. To odczuwanie klimatu, nastroju i świata tak...
Zawsze irytujące jest to, iedy grupa (dorosłych!) osób daje się zmanipulować jednej psychopatycznej osobowości.
Chociaż czy tu oczywiste jest, kto jest chory na głowę, a kto racjonalny?
Niezły klimacik gór, ale większość akcji i reakcji bohaterów ociera się mocno o irytację. Końcóweczka do interpretacji.
Można sobie czytnąć, ale śladu w głowie nie zostawia ta opowieść.
Zawsze irytujące jest to, iedy grupa (dorosłych!) osób daje się zmanipulować jednej psychopatycznej osobowości.
Chociaż czy tu oczywiste jest, kto jest chory na głowę, a kto racjonalny?
Niezły klimacik gór, ale większość akcji i reakcji bohaterów ociera się mocno o irytację. Końcóweczka do interpretacji.
Można sobie czytnąć, ale śladu w głowie nie zostawia ta opowieść.
"Nasze "zawsze" skończyło się wraz z latem. Zakończyło się wraz z krzykiem i szokującym ciepłem krwi, gdy dwie dziewczynki wybiegły na drogę."
Dobry to był thrillerek. Odświeżające jest czytnięcie sobie dla odmiany tego rodzaju historii.
Dużo bardzo klimatu, narracja przyciągająca uwagę i ciekawa historia, co prawda (jak dla mnie), mająca nieco zbyt wiele supełków na końcu, ale w efekcie całość bardzo przyjemna, z wysuwającą się na prowadzenie atmosferą oraz obrazowością, co zawsze jest gotowym scenariuszem do filmu.
"Nasze "zawsze" skończyło się wraz z latem. Zakończyło się wraz z krzykiem i szokującym ciepłem krwi, gdy dwie dziewczynki wybiegły na drogę."
Dobry to był thrillerek. Odświeżające jest czytnięcie sobie dla odmiany tego rodzaju historii.
Dużo bardzo klimatu, narracja przyciągająca uwagę i ciekawa historia, co prawda (jak dla mnie), mająca nieco zbyt wiele supełków na...
"Brama wywierała potężne i posępne wrażenie i ten, kto ją wybudował, miał chyba dokładnie taki zamiar. kraczacie na teren, mówiła, który należy do mnie."
Jedna z najlepszych powieści autora wznowiona! Nareszcie. po tylu latach...
To taka mastertonowa wersja Lśnienia Kinga (lekka hiperbola, ale prawdziwa).
Nawiedzona ruina, mająca swoje czasy świaetności dawno za sobą. Zapomniana, ale czy opuszczona?
Czekająca na nowego właściciela... - czy aby na pewno?
Czy może istnieć miłość od pierwszego zetknięcia z domem, którego się nie widziało?
Nie może.
To się nazywa NAWIEDZEEEENIE>>>
Super klimacik, świetnie się samo czyta, jest wszystko to, co autor potrafił dawać kiedyś.
Bardzo obrazowa opowieść na świetny film, którego jeszcze nie ma.
"Brama wywierała potężne i posępne wrażenie i ten, kto ją wybudował, miał chyba dokładnie taki zamiar. kraczacie na teren, mówiła, który należy do mnie."
Jedna z najlepszych powieści autora wznowiona! Nareszcie. po tylu latach...
To taka mastertonowa wersja Lśnienia Kinga (lekka hiperbola, ale prawdziwa).
Nawiedzona ruina, mająca swoje czasy świaetności dawno za sobą....
"Na Adelaide Henry ciążyła odpowiedzialność. Odziedziczona po rodzicach. Kim była? Opiekunką? Dozorczynią? A co to za różnica?"
Opowieści esencjonalne. Soczyste. Zero populizmu, dużo oryginalności i duszy. Tak można nazwać powieści autora.
Opowieści wymagające skupienia uwagi, nie dające przestrzeni na rzucenie okiem w bok. Opowieści niesamowite, z przerażającą nutą tajemnicy i czegoś, co nigdy istnieć nie powinno.
Potwory.
"To, czym jest, nie jest tym, czym była.
Może nigdy nie była tym, czym ją nazywano."
Pojawiają się w każdej czytanej przeze mnie jak do tej pory historii autora. W tym przypadku jednak Samotne kobiety nie pobiły Odmieńca, choć szły prawie łeb w łeb.
Pierwsza część jest jak najbardziej fascynująca i mega obrazowa, świetna i czyta się ją błyskawicznie, właśnie głównie przez wzgląd na ową potworną tajemnicę. Ale też ludzką zbrodnię.
Druga część natomiast spuszcza bardzoz tonu na rzecz realizmu i poczucia prawości, co dla mnie było urocze, ale ciut naiwne i obdarte z uwielbianej grozy.
Jednakże polecam wszystki niestandardowe pod względem formy i treści powieści autora.
"Na Adelaide Henry ciążyła odpowiedzialność. Odziedziczona po rodzicach. Kim była? Opiekunką? Dozorczynią? A co to za różnica?"
Opowieści esencjonalne. Soczyste. Zero populizmu, dużo oryginalności i duszy. Tak można nazwać powieści autora.
Opowieści wymagające skupienia uwagi, nie dające przestrzeni na rzucenie okiem w bok. Opowieści niesamowite, z przerażającą nutą...
"Dzieciństwo się kończy, zasady wypierają porywy fantazji.Tornada zabijają ludzi, a nie przenoszą ich do magicznych światów. Gadające lisy są objawem gorączki, a nie wysłannikami oznaczającymi początek wielkiej przygody.
Lecz dzieci, ach dzieci ... One podążają za lisami, otwierają szafy, zaglądają pod mosty. Dzieci wspinają się na mury, wpadają do studni i balansują na krawędzi możliwości, aż czasami - tylko czasami - to co możliwe poddaje się i pokazuje im drogę do domu."
Tym razem mroczna baśń może i pozostaje mroczna, ale to troszkę tak, jakby Barbie wkroczyła do świata mroku 😁 To dotyczy części pierwszej, po której mnie troszkę zemdliło, ale pozytywnie (?)
Druga natomiast - W nieobecnym świecie - wraca do podstaw, co mnie chyba ucieszyło. Jest atmosferka, jest tajemnica, troszkę samotności i duuużo magii. Oraz drzwi, które prowadzą do przeznaczenia...
Zdedydowanie bardziej darknesowa była część 1, co nie znaczy, że lepsza - raczej inaczej klimatyczna.
Świetnie jest czytać wszystkie te opowieści za jednym zamachem.
Czekam na kolejne odsłony, które (mam nadzieję), będą odkrywać kolejne światy za kolejnymi drzwiami...
Mega wielki plus za wyobraźnię!
"Dzieciństwo się kończy, zasady wypierają porywy fantazji.Tornada zabijają ludzi, a nie przenoszą ich do magicznych światów. Gadające lisy są objawem gorączki, a nie wysłannikami oznaczającymi początek wielkiej przygody.
Lecz dzieci, ach dzieci ... One podążają za lisami, otwierają szafy, zaglądają pod mosty. Dzieci wspinają się na mury, wpadają do studni i balansują na...
Tym razem też się nie zawiodłam, chociaż ta część była mniej ponura i straszna niż część 1, ale klimatu nie zabrakło. Super, że ciągle powstają nowe opowieści dla dzieciaków, które poruszają wyobraźnię i wnoszą pozytywne i ważne priorytety, bez zbędnej dziecinady.
Kolejna piękna okładka, kolejna dobra historia (ponownie smutna nieco) - czekam na więcej!
Polecam - z czystym sumieniem można robić takie prezenty młodszym i troszkę starszym.
Tym razem też się nie zawiodłam, chociaż ta część była mniej ponura i straszna niż część 1, ale klimatu nie zabrakło. Super, że ciągle powstają nowe opowieści dla dzieciaków, które poruszają wyobraźnię i wnoszą pozytywne i ważne priorytety, bez zbędnej dziecinady.
Kolejna piękna okładka, kolejna dobra historia (ponownie smutna nieco) - czekam na więcej!
Polecam - z czystym...
"Nikt nas nie uczy, jak poradzić sobie ze śmiercią marzenia."
Lubię wyobraźnię Croucha. Czytam wszystko , co pisze i co wydaje się w Polsce. I choć nadal moim nr 1 jest Wayward Pines, to tym razem też nie żałuję, że czytnęłam.
A czytnęłam za jednym zamachem.
Powieść wizualna, gotowy scenariusz do filmu, w którym rolę główną grał w mojej wyobraźni Alan Ritchson (alias aktualny Reacher).
Czytało się super, lekko i przyjemnie, obrazowo i świadomie.
Zarzuty, jakie sobie przejrzałam w różnych opiniach, nie są moimi zarzutami. Nie zawsze musi być noblistycznie i mądrze, czasami wystarczy bardzo dobrze spędzony czas z lekturą, co się ostatnio coraz rzadziej zdarza.
Polecam - kolejna powieść na czasie i dotycząca naszej przyszłości i braku empatii - z tą tezą zgadzam się w 100%, ale nie sądzę, że genetyka coś mogłaby na to poradzić...
"Przyszłość nadeszła i była jednym wielkim śmierdzącym chaosem."
"Nikt nas nie uczy, jak poradzić sobie ze śmiercią marzenia."
Lubię wyobraźnię Croucha. Czytam wszystko , co pisze i co wydaje się w Polsce. I choć nadal moim nr 1 jest Wayward Pines, to tym razem też nie żałuję, że czytnęłam.
A czytnęłam za jednym zamachem.
Powieść wizualna, gotowy scenariusz do filmu, w którym rolę główną grał w mojej wyobraźni Alan Ritchson (alias...
"To jest mój dom. Nieważne, ile razy przemalują ściany i wymienią podłogi... To zawsze będzie mój dom."
No i tak lubię.
Miało być strasznie - strasznie było.
Rodzina. Przeprowadzka. Nowe życie. Nowy dom.
Nawiedzony.
Kto nie kocha takich począteczków?
Świetna głowna bohaterka, zresztą wszyscy tam są świetni, nawet ta mała gnojówka, irytująca prawie do samego końca.
Super historia, obrazowa, jedna z tych gotowców na scenariusz - nie zdziwi mnie ekranizacja.
Coś, co się wydaje tylko legendą, nagle ożywa w odnowionych (ale nie nowych) ścianach.
Coś, co ukrywa się w piwnicy...
Mega polecam, nie ma nudy, jest akcja, jest reakcja, rewelacyjny klimat, dialogi błysk, zero mdłości i blazerstwa, bardzo pozytywne nierozczarowanie.
Jest horror, jest napięcie, jest dramat, są emocje.
"To jest mój dom. Nieważne, ile razy przemalują ściany i wymienią podłogi... To zawsze będzie mój dom."
No i tak lubię.
Miało być strasznie - strasznie było.
Rodzina. Przeprowadzka. Nowe życie. Nowy dom.
Nawiedzony.
Kto nie kocha takich począteczków?
Świetna głowna bohaterka, zresztą wszyscy tam są świetni, nawet ta mała gnojówka, irytująca prawie do samego...
"Dzisiaj w nocy, Śmierci, to ty umrzesz [...]"
Simmons ma swoje wzloty i upadki, ale trzeba przyznać, że często jego opowieści są po prostu epickie.
Co prawda tu mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań (co w niektórych przypadkach jest nie do odżałowania), ale i tak jest bardzo dobrze. Uczta dla wyobraźni, plastyczność narracji i przenikanie do świadomości mojej - to lubię. Te najbardziej mocarne opowiadania mogą się pojawić w snach - taka magia!
Niektóre historie są naprawdę świetne - nie wymieniam, bo dla każdego świetne będzie coś innego (ale cytacik jest z mojego ulubionego). Niektóre słabsze, choć i tak dobre. Inne niezrozumiałe. Przedmowy autora do każdej opowieści dodają smaczku.
Objętością nie byłam zdziwiona - autor nie należy do milczków: nie musimy mu czytać w myślach całe szczęście (w tym przypadku).
"Dzisiaj w nocy, Śmierci, to ty umrzesz [...]"
Simmons ma swoje wzloty i upadki, ale trzeba przyznać, że często jego opowieści są po prostu epickie.
Co prawda tu mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań (co w niektórych przypadkach jest nie do odżałowania), ale i tak jest bardzo dobrze. Uczta dla wyobraźni, plastyczność narracji i przenikanie do świadomości mojej - to...
"Lśniąca cudowność, majestatyczność, kreatywność, czy mroczne przerażenie, potworność... To nieistotne, istotne jest tylko przekraczanie, nieskończone przekraczanie granic."
Męczyłam to ponad dwa miesiące...
Dlaczego?
Przez drażniące pierwsze opowiadanie,w którym idiota, który nie ma nic wspólnego z facetem, zastanawia się, czy ratować swoją dziewczynę, czy własny tyłek...
Masakra. To było mega zniechęcające, jak również te pseudo erotyczne wstawki, widoczne juz w Głodzie - nie za bardzo imponujace i moim zdaniem zbędne zupełnie w tego rodzaju opowieściach.
Dlatego kolejny raz już podchodziłam do lektury z dużą dawą sceptycyzmu i przez to rozmył mi się klimat grozy, który, trzeba przyznać, jest o wiele lepszy niż w Głodzie, a w niektórych fragmentach REWELACYJNY (odnalezienie pieczary i studni). To są fragmenty, w których aż czuje się talent autora do opowieści, czuje się ciary na ciele i wszystko wokół zamiera...
Jest ten lepki mrok, jest ta nieprzenikniona groza, chwilkami łagodzona przez "notatki na marginesie", ale całość w rezultacie całkiem niezła, choć chwilami chaotyczna.
Szczelina ciągle nr 1.
"Lśniąca cudowność, majestatyczność, kreatywność, czy mroczne przerażenie, potworność... To nieistotne, istotne jest tylko przekraczanie, nieskończone przekraczanie granic."
Męczyłam to ponad dwa miesiące...
Dlaczego?
Przez drażniące pierwsze opowiadanie,w którym idiota, który nie ma nic wspólnego z facetem, zastanawia się, czy ratować swoją dziewczynę, czy własny...
"Lalka to posiadanie, które posiada posiadającego."
Tak, tak... Widzę mnóstwo zachwytów nad tą opowieścią, jednakże dla mnie autor nie jest dobrym "opowiadaczem", niestety.
Ma świetne pomysły, które nie do końca oddają jednak swą esencję. Nie ma takiego klimatu, jaki powinien być, nie wydostaje się na zewnątrz w 100%. Jak przy zatwardzeniu troszkę.
To moje odczucia.
Jedyny smaczek na głębszym poziomie, coś tam na dnie percepcji, pojawił się w opowieści Marka - naprawdę mrocznej i pokazującej, że jednak można.
Cała reszta?
Poprawna.
Niestety niezbyt porywająca, oprócz oczywiście świetnego pomysłu, który jednak chwilkami zalatywał Gęsią skórką (szczególnie, jeśli chodzi o Pumpkina). Konwersacje między rodzeństwem sztuczne, drażniące i niewiarygodne. Nie wystarczy napisać słowo nienawiść - trzeba też oddać jej emocje. Mega irytująca postać głównej bohaterki - nie do przejścia, jak dla mnie...
Plusem jest (u mnie) smutna puenta, która porusza emocje. Troszkę.
Przeczytane. Zapomniane, a mogło być zapamiętane.
Czytałam starszniejsze opowieści o marionetkach, przykładowo: Kuklany las, Bez przeszłości, Harrow Lake, Zamarznięta Charlotte.
"Lalka to posiadanie, które posiada posiadającego."
Tak, tak... Widzę mnóstwo zachwytów nad tą opowieścią, jednakże dla mnie autor nie jest dobrym "opowiadaczem", niestety.
Ma świetne pomysły, które nie do końca oddają jednak swą esencję. Nie ma takiego klimatu, jaki powinien być, nie wydostaje się na zewnątrz w 100%. Jak przy zatwardzeniu troszkę.
To moje...
"Ona ma złą aurę, pani Marta. Jakby wisiała nad nią ciemna, burzowa chmura. Moja babcia mówi, że osoby o tak jasnoniebiesie oczach nie być dobry. One należeć do innego świata."
Baju baju, opowiem ci bajeczkę święty Mikołaju... Pitu pitu... Ponownie tylko literki...
To bardziej taka mini powieść. Nie jestem niestety pod jej wrażeniem, najbardziej przez wzgląd na narrację, która była dla mnie jakaś taka pospieszna i slasherowata, jakaś taka bez duszy, czego nie lubię. Dużo literek, informacji i treści, ale bez głębi.
Nie zawsze to, co się zapowiada dobrze, dobrze wychodzi. Klepaninka...
Miało być mrocznie - nie było.
Miało być legendarnie - nie było.
Miało być świątecznie - nie było.
Fani Mastertona i tak na pewno przeczytają.
"Ona ma złą aurę, pani Marta. Jakby wisiała nad nią ciemna, burzowa chmura. Moja babcia mówi, że osoby o tak jasnoniebiesie oczach nie być dobry. One należeć do innego świata."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBaju baju, opowiem ci bajeczkę święty Mikołaju... Pitu pitu... Ponownie tylko literki...
To bardziej taka mini powieść. Nie jestem niestety pod jej wrażeniem, najbardziej przez wzgląd na narrację,...