Jesteśmy społecznością, która kocha książki

No cóż, dr Robin Cook to jeden z moich ulubionych pisarzy. Lubię jego styl i wykreowanych przez niego ponad trzydzieści lat temu bohaterów, najpierw Laurie Montgomenry, i kilka lat później Jacka Stapletona. Ze wszystkich powieści Robina Cooka, najbardziej w pamięć zapadły mi te, których bohaterami była właśnie, ta sympatyczna, pracowita, inteligentna, nie stroniąca od niebezpieczeństw, zdeterminowana dwójka, a od dobrych kilku lat książkowa para.
"Night Shift" (polski tytuł "Nocny Dyżur) nie jest najwybitniejszą powieścią pióra dr Robina Cooka. Przypomina wyraźnie powieść "Marker". Nie zawera wątków powiązanych z wysoko-zaawansowanymi technologiami czy nie zawsze etycznymi eksperymentami, ale to nie znaczy, że nie porusza ważnych problemów powiązanych z medycyną i ogólnie opieką medyczną. Owszem jest nazbyt przewidywalna, szybko można wywnioskować, kto jest głównym złoczyńcą - dla czytelników zaznajomionych z twórczością dr Cooka. Ale wyraziści główni bohateriowe i ich najlepszy przyjaciel oraz zwarta fabuła i akcja pod koniec książki, sprawiają, że czytelnik trzyma za nich kciuki, a ciekawość uniemożliwia oderwanie się od ksiązki. Ze względu na Laurie i Jacka 7/10, w przeciwnym razie byłoby 6.

PS. Doktorze Cook, liczę na poprawę z Pana strony w kolejnej powieści: "Manner of Death", która ukaże się grudniu :)

No cóż, dr Robin Cook to jeden z moich ulubionych pisarzy. Lubię jego styl i wykreowanych przez niego ponad trzydzieści lat temu bohaterów, najpierw Laurie Montgomenry, i kilka lat później Jacka Stapletona. Ze wszystkich powieści Robina Cooka, najbardziej w pamięć zapadły mi te, których bo...

Rozwiń Zwiń

Jak na powieść, która wyszła spod pióra Robina Cooka - "Manner of Death" zaskakuje małym zaangażowaniem czytelnika. W moim przypadku jest to spowodowane tym, że jest kalką jednej z poprzednich powieści - "Genesis" (polski tytuł "Geneza"). "Manner of Death" charakteryzuje się przez to wtórnością, choć dla nowych czytelników, nie znających jeszcze stylu i w pełni twórczości doktora Cooka - może być w miarę ciekawym, klasycznym kryminałem bez elementów science-fiction. Zawodzi także jeden nowy, główny bohater, trudno nawiązać do niego nić sympatii, w pewnym momencie dziwi jego diametralna i natychmiastowa zmiana nastawienia biorąc pod uwagę jego doświadczenia gdy był nastolatkiem. W podobny sposób zawodzą złoczyńcy i ich przesadzony i dość osobiliwy sposób rozwiązywania problemów z niektórymi pacjentami.
Na szczęście od 246 strony, mamy już do czynienia z fabułą napędzaną przez znanych od wielu lat, charakterystycznych bohaterów z poprzednich książek autora, co powoduje ostatecznie przyznanie oceny 6, a nie 5 :)

Robin Cook nie byłby sobą, gdyby nie sięgnął po jedno z ciekawszych odkryć tj. pęcherzyków-egzosomów, wykorzystywanych jako nośniki informacji między komórkami komunikującymi się w ten sposób między sobą w przypadku organizmów wielokomórkowych z pośrednikiem w postaci ECM (macierzy zewnątrzkomórkowej, extra cellular matrix). Egzosomy mogą także odgrywać istotną rolę w komunikacji między komórkami nowotworowymi i być pierwszym wykrywalnym symptomem rozpoczynającego się procesu kancerogenezy.

Jak na powieść, która wyszła spod pióra Robina Cooka - "Manner of Death" zaskakuje małym zaangażowaniem czytelnika. W moim przypadku jest to spowodowane tym, że jest kalką jednej z poprzednich powieści - "Genesis" (polski tytuł "Geneza"). "Manner of Death...

Rozwiń Zwiń