Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka będąca połączeniem „Mulan” i „Projektu Runway” była czymś, co – jako fanka jednego i drugiego – musiałam przeczytać. Miałam wobec niej wysokie oczekiwania, co chyba trochę wpłynęło na moje odczucia po lekturze. Ogólnie rzecz biorąc uważam, że była to całkiem poprawna młodzieżówka z lepszymi i gorszymi momentami.

Do jej najlepszych elementów zdecydowanie zaliczam część związaną z konkursem. Czytałam ją z wielką przyjemnością (nawet mimo bardzo przerysowanych postaci przeciwników – dorośli, poważni i majętni mężczyźni, robiący głupie psikusy biednemu chłopcu znikąd? Niezbyt to kupuję). Wyzwania były ciekawe, a rywalizacja między uczestnikami opisana wiarygodnie i naprawdę wciągająco.

Nawiązania do „Projektu Runway” są w tej części bardzo jasne i oczywiste. Do „Mulan” właściwie też, chociaż jest ich mniej niż się spodziewałam; przede wszystkim jest to zastąpienie przez główną bohaterkę schorowanego ojca oraz ukrywanie się w męskim przebraniu. Maia ma talent oraz silny charakter, a jednocześnie jest spokojna i wyważona, co czyni ją całkiem interesującą bohaterką (w przypadku książek YA nie jest to regułą). Edan spodobał mi się trochę mniej, ale na pewno polubią go wszystkie fanki takich postaci, jak Darkling, Rhysand czy Kadan z „Czasu Niepogody”.

O ile część związana z konkursem była dla mnie bardzo ciekawa, tak następne niestety wypadły gorzej. Niespecjalnie wciągnęła mnie podróż bohaterów, nie mówiąc o rodzącym się między nimi romansie, który zupełnie zmienił tempo fabuły i obniżył w moich oczach ocenę o kilka stopni. Niestety przez skupienie autorki na romansie ucierpieli inni bohaterowie, a także świat przedstawiony – w pewnym momencie E. Lim opisywała właściwie przede wszystkim rodzącą się między bohaterami relację, zaniedbując wszystkie inne elementy. Zakończenie było za to na tyle interesujące, że z pewnością sięgnę po następną część, żeby dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Książkę czytało się szybko i z ciekawością (mimo gorszych momentów), więc ogólnie rzecz biorąc, była to całkiem porządna, poprawna młodzieżówka.

Książka będąca połączeniem „Mulan” i „Projektu Runway” była czymś, co – jako fanka jednego i drugiego – musiałam przeczytać. Miałam wobec niej wysokie oczekiwania, co chyba trochę wpłynęło na moje odczucia po lekturze. Ogólnie rzecz biorąc uważam, że była to całkiem poprawna młodzieżówka z lepszymi i gorszymi momentami.

Do jej najlepszych elementów zdecydowanie zaliczam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo oryginalne, pięknie napisane (i przetłumaczone! Sam tytuł nieustannie mnie zachwyca) opowiadania japońskiego autora, opatrzone ciekawym, niezwykle wciągającym i merytorycznym wstępem. Oniryczne, pełne metafor, bardzo plastyczne, a jednocześnie wyraziste opisy... Można je czytać, doszukując się sensów i znaczeń, albo po prostu chłonąć i pozwolić sobie na zachwyt nad warstwą językową i pomysłami autora. Ja z wielką przyjemnością przeczytałam, korzystając z drugiego sposobu - w ten sposób otrzymuje się fantastyczne, baśniowe, przedziwne historie. Na pewno za jakiś czas wrócę, by spróbować również drugiej ścieżki; na ten moment jestem zachwycona.

Bardzo oryginalne, pięknie napisane (i przetłumaczone! Sam tytuł nieustannie mnie zachwyca) opowiadania japońskiego autora, opatrzone ciekawym, niezwykle wciągającym i merytorycznym wstępem. Oniryczne, pełne metafor, bardzo plastyczne, a jednocześnie wyraziste opisy... Można je czytać, doszukując się sensów i znaczeń, albo po prostu chłonąć i pozwolić sobie na zachwyt nad...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po całkiem przyjemnej i wciągającej pierwszej części trudno było mi przebrnąć przez „Oblężenie i nawałnicę”, która pełna jest zapychaczy i niewykorzystanych wątków. Za mało tu Zmrocza i zdecydowanie za dużo narzekającego na wszystko Mala. Boli i męczy brak chemii między bohaterami (a przynajmniej między tymi, w których prawdziwą i wielką miłość mamy wierzyć; chemia pojawia się za to między Aliną i księciem). Przywoływaczka Słońca w tej części jest niezwykle denerwująca – szczególnie mam na myśli jej ciągłe narzekanie na to, jak bardzo książę jest niegodny zaufania, co było dla mnie nie do zniesienia nawet bardziej, niż ciągłe fochy Mala.
Ta część jest właściwie o niczym; większa część fabuły to miłosne rozterki Aliny. Zdobycie drugiego amplifikatora było pestką, chociaż miało być ogromnym wyzwaniem, przez co po kilkudziesięciu stronach całkiem ciekawa akcja rozgrywająca się na morzu przenosi się do pałacu, gdzie na czytelnika czeka przede wszystkim nuda. Zakończenie także było średnie; sposób, w jaki Alina próbowała pozbyć się zagrożenia w trakcie starcia ze Zmroczem kompletnie nie miał dla mnie sensu.

Ta książka była tak nijaka, że nie mam nawet ochoty tworzyć bardziej składnej i sensownej opinii; przed sięgnięciem po trzeci tom zdecydowanie muszę odpocząć od tej historii. Mam nadzieję, że to nie jest równia pochyła i trzeci tom poziomem będzie bliższy raczej pierwszej części, a nie tej.

Po całkiem przyjemnej i wciągającej pierwszej części trudno było mi przebrnąć przez „Oblężenie i nawałnicę”, która pełna jest zapychaczy i niewykorzystanych wątków. Za mało tu Zmrocza i zdecydowanie za dużo narzekającego na wszystko Mala. Boli i męczy brak chemii między bohaterami (a przynajmniej między tymi, w których prawdziwą i wielką miłość mamy wierzyć; chemia pojawia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za „Cień i kość” zabrałam się ze względu na zbliżający się serial. Miałam kiedyś jedno podejście do tej trylogii; niestety nieudane, bo porzuciłam ją po pierwszym tomie. Tym razem było trochę lepiej (może dlatego, że wiedziałam, czego się po niej spodziewać). Nie wiem, czy jest to specjalnie dobra powieść. Pod wieloma względami to typowa młodzieżówka – główna bohaterka jest szarą myszką, w której drzemie jedyna w swoim rodzaju moc; jest zakochana w przyjacielu z dzieciństwa, który jej nie dostrzega; dzięki swojej niezwykłości trafia do pałacu, gdzie przechodzi metamorfozę, dostaje nowe ubrania, budzi powszechny podziw, poznaje króla i idzie na bal, gdzie romansuje z mężczyzną, o którym marzy każda.

Trochę zawiodło mnie szkolenie Aliny, które działo się właściwie poza kadrem. Owszem, na kilku stronach wspomina, jak źle jej idzie, a później, jak bardzo się poprawiła, ale chciałabym tego więcej. Nie tylko wspomnienia, że ślęczy nad książkami z teorią griszów, ale i opowiedzenia, co się w nich znajduje, bo bardzo chciałabym lepiej poznać ten świat. Do tego Alina nie zawsze podejmuje najmądrzejsze decyzje (w bardzo głupi sposób zdradziła swoje położenie, korzystając z mocy, chociaż wiedziała, że jest poszukiwana i nie powinna tego robić).

Z drugiej strony – wciągnęłam się w historię, dzięki czemu podczas czytania na wiele niedociągnięć przymykałam oko. Niebezpieczeństwo jest tu realne, bohaterowie nie są kryształowi, a Zmrocz to o dziwo bohater, którego mogłabym polubić, chociaż na tych wszystkich mrocznych, niebezpiecznych mężczyzn mam zazwyczaj alergię. Książka jest bardzo krótka, więc przeczytanie jej zajmuje dosłownie kilka godzin; nie żałuję, że dałam jej jeszcze jedną szansę, bo całkiem dobrze się przy niej bawiłam.

Za „Cień i kość” zabrałam się ze względu na zbliżający się serial. Miałam kiedyś jedno podejście do tej trylogii; niestety nieudane, bo porzuciłam ją po pierwszym tomie. Tym razem było trochę lepiej (może dlatego, że wiedziałam, czego się po niej spodziewać). Nie wiem, czy jest to specjalnie dobra powieść. Pod wieloma względami to typowa młodzieżówka – główna bohaterka jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Pogrzebany olbrzym” Kazuo Ishiguro to historia starszego małżeństwa, Axla i Beatrice, Brytów przemierzających kraj naznaczony działaniami króla Artura. Ich cel to odnalezienie dawno niewidzianego syna. Przeszkód jest wiele – ogry, diabliki, złe czary, skrywająca się w górach smoczyca i przede wszystkim spowijająca to wszystko mgła niepamięci, przez którą ludzie zapominają, co robili kilka dni wcześniej, nie mówiąc już o dalszej przeszłości.

Ta książka skonstruowana jest jak mit lub przypowieść – z powtórzeniami, dziwnie brzmiącymi dialogami i wydarzeniami, które wydają się bez znaczenia, jeśli czyta się je dosłownie. „Pogrzebany olbrzym” jest bowiem naszpikowany metaforami, które skłaniają czytelnika do rozważań na temat straty, wybaczenia, zemsty, miłości i – przede wszystkim – pamięci oraz jej udziału w wyżej wymienionych. To oniryczna, trochę baśniowa historia, pełna nawiązań do innych dzieł kultury; napisana pięknym językiem, który chłonie się z przyjemnością. Ta książka nie każdemu przypadnie do gustu, ale dla mnie było to udane przeżycie.

„Pogrzebany olbrzym” Kazuo Ishiguro to historia starszego małżeństwa, Axla i Beatrice, Brytów przemierzających kraj naznaczony działaniami króla Artura. Ich cel to odnalezienie dawno niewidzianego syna. Przeszkód jest wiele – ogry, diabliki, złe czary, skrywająca się w górach smoczyca i przede wszystkim spowijająca to wszystko mgła niepamięci, przez którą ludzie zapominają,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Wyspa na końcu świata” to historia 12-letniej Amihan, dziewczynki, która wraz ze swoją matką mieszka na rajskiej wyspie Culion. I chociaż niebo jest tu przejrzyste, ocean błękitny, a lasy zielone i bujne, nikt nie chce się tu znaleźć z własnej woli; jest to bowiem miejsce, do którego trafiają Dotknięci, czyli osoby trędowate.

Życie toczy się tu spokojnie, a Dotknięci są pogodzeni ze swoim losem. Wszystko zmienia się, gdy na wyspę przyjeżdża pan Zamora: wysłannik rządu, który planuje wprowadzić nowe porządki. Rozdziela chorych i zdrowych, a niezarażone dzieci – w tym Ami – wysyła na sąsiednią wyspę Coron, gdzie mają zamieszkać w sierocińcu. Gdy Amihan dowiaduje się, że stan mamy bardzo się pogorszył, wraz z przyjaciółmi postanawia przeprawić się przez ocean, by jeszcze raz się z nią zobaczyć.

Wyspa Culion rzeczywiście istnieje; w latach 1906-1910 przewieziono tam ponad 5 tysięcy osób. To właśnie ta sytuacja zainspirowała autorkę do stworzenia tej niezwykłej historii, w której czytelnik trafia w sam środek wydarzeń i dramatów ludzi, których ze względu na chorobę pozbawiono marzeń, planów i oddzielono od tych, których kochali.

Każdy z bohaterów jest wyjątkowy i bardzo wyrazisty, do tego wiele jest tu silnych, ciekawych i zróżnicowanych postaci kobiecych. Hargrave w swoich książkach dla dzieci (chociaż "Wyspa na końcu świata" jest zdecydowanie dojrzalsza i poważniejsza niż "Dziewczynka z atramentu i gwiazd"; ładunek emocjonalny jest tu bez porównania większy) kreuje bardzo interesujące główne bohaterki, które - pełne pasji, ale też współczucia i miłości - sprawiają, że o ich przygodach chce się czytać. Bardzo doceniam słodko-gorzki wydźwięk tej powieści oraz rozdział dziejący się wiele lat po zakończeniu głównej fabuły. To naprawdę piękna, baśniowa powieść, która uczy, by nie oceniać po pozorach i nie sprowadzać ludzi do tylko jednej cechy. To książka o sile przyjaźni, miłości i marzeń, o odwadze i o tym, że o rzeczy ważne trzeba umieć walczyć. O tym, że życie nie zawsze jest dla nas łaskawe, ale i tak można czerpać z niego pełnymi garściami, nawet jeśli trwa bardzo krótko. Można być motylem, ale i tak zmienić świat i sprawić, by chociaż przez chwilę stał się piękniejszym miejscem.

„Wyspa na końcu świata” to historia 12-letniej Amihan, dziewczynki, która wraz ze swoją matką mieszka na rajskiej wyspie Culion. I chociaż niebo jest tu przejrzyste, ocean błękitny, a lasy zielone i bujne, nikt nie chce się tu znaleźć z własnej woli; jest to bowiem miejsce, do którego trafiają Dotknięci, czyli osoby trędowate.

Życie toczy się tu spokojnie, a Dotknięci są...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jane Austen jest niezrównana w portretowaniu społeczeństwa, a przede wszystkim obyczajów i praw, jakie nim rządzą. A te są niezwykle okrutne i niesprawiedliwe zarówno dla kobiet, które nie mogą nawet odziedziczyć domu, w którym mieszkały całe życie (tylko i wyłącznie ze względu na swoją płeć!), jak i dla mężczyzn, którzy swoje decyzje muszą w dużej mierze podporządkować opiniom rodziny i statusowi społecznemu (lub ponieść konsekwencje wybrania innej drogi życiowej). Opis codziennego życia, relacji towarzyskich, oraz wszelkich zależności między ludźmi jest według mnie prawdziwą wartością twórczości Austen i w tej powieści dostajemy to w najlepszym wydaniu (chociaż czytanie jej to koszmar dla introwertyka! Ciągłe wizyty towarzyskie, długie tygodnie spędzone u rodziny zamiast we własnym domu, każdy wieczór wypełniony koniecznością przebywania z osobami, z którymi trudno znaleźć wspólny temat do rozmowy – dobrze, że te czasy już się skończyły).

Swoje przemyślenia autorka podaje z humorem i ironią, a stworzone przez nią postaci są różnorodne i mają głębię. Główne bohaterki nie są idealne, ale dzięki temu wydają się prawdziwe i czytanie o ich losach budzi żywe emocje. Uwiodła mnie dwuznaczność tytułu, która w pełni staje się jasna po przeczytaniu ostatniej strony powieści. Jednocześnie przyznaję, że perypetie uczuciowe bohaterek „Dumy i uprzedzenia” przekonały mnie o wiele bardziej, tutaj nie kibicowałam w pełni żadnej parze, ponieważ przez długi czas nie byłam pewna, komu właściwie powinnam być przychylna. Nie zmienia to faktu, że ten tytuł, jak i całą twórczość Austen niezmiennie polecam – niewiele jest książek z tamtych czasów pisanych o kobietach, z perspektywy kobiety, do tego z dobrym zakończeniem. To książka, którą warto czytać nie tylko dla romansu, ale i – przede wszystkim – dla lepszego zrozumienia skomplikowanych relacji społecznych i tego, jak wyglądało codzienne życie kobiet w XIX wieku.

Jane Austen jest niezrównana w portretowaniu społeczeństwa, a przede wszystkim obyczajów i praw, jakie nim rządzą. A te są niezwykle okrutne i niesprawiedliwe zarówno dla kobiet, które nie mogą nawet odziedziczyć domu, w którym mieszkały całe życie (tylko i wyłącznie ze względu na swoją płeć!), jak i dla mężczyzn, którzy swoje decyzje muszą w dużej mierze podporządkować...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Zabójstwo Brangwina Kąkola M. T. Anderson, Eugene Yelchin
Ocena 8,0
Zabójstwo Bran... M. T. Anderson, Eug...

Na półkach: ,

„Zabójstwo Brangwina Kąkola” to opowiedziana z ironią i humorem historia, która przywodzi na myśl zarówno twórczość Terry’ego Pratchetta, jak i Waltera Moersa (a nawet Monty Pythona!) – mamy tu bowiem odwieczny konflikt między elfami i goblinami, uprzedzenia na tle kulturowym, do tego dwójkę głównych bohaterów wrzuconych w sam środek politycznych intryg.

Brangwin Kąkol jest elfickim historykiem, wysłanym z – jak sądzi – pokojową misją do królestwa goblinów. Werfel to goblin archiwista, którego zadaniem jest zaopiekowanie się gościem, a skrytym marzeniem – długie dyskusje z innym uczonym, dyskusje, które poszerzą ich wiedzę i horyzonty. Na przeszkodzie w drodze do wzajemnego porozumienia stoi wiele, w tym negatywne przekonania, które każdy z nich ma na temat Innego. Ich relacja to zderzenie dwóch światów, zbudowanych na mieszance uprzedzeń i niezachwianej pewności, że racja jest po jednej stronie.

Jest to historia skierowana przede wszystkim do młodzieży, ale autorzy nie wykorzystują młodego wieku potencjalnego odbiorcy jako wymówki do pójścia na łatwiznę. Wręcz przeciwnie – książka jest napisana bardzo inteligentnie, do tego w sposób skłaniający do przemyśleń każdego, kto po nią sięgnie, niezależnie od wieku. Autorzy igrają z naszymi wyobrażeniami tak samo, jak ze stereotypami, którymi karmieni byli bohaterowie, a w ich przywarach możemy przeglądać się jak w lustrze.

To pięknie wydana książka, w której słowa i obrazy przekazują różne wersje tej samej historii, składającej się na uniwersalny przekaz dotyczący uprzedzeń kulturowych. Ilustracje stylizowane na średniowieczne ryciny, piękna, matowa okładka ze złoceniami, zdobienia na stronach… Ta książka to po prostu wspaniała, czytelnicza uczta zarówno od strony wizualnej, jak i ze względu na treść. Polecam!

„Zabójstwo Brangwina Kąkola” to opowiedziana z ironią i humorem historia, która przywodzi na myśl zarówno twórczość Terry’ego Pratchetta, jak i Waltera Moersa (a nawet Monty Pythona!) – mamy tu bowiem odwieczny konflikt między elfami i goblinami, uprzedzenia na tle kulturowym, do tego dwójkę głównych bohaterów wrzuconych w sam środek politycznych intryg.

Brangwin Kąkol...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Cud, miód, Malina” to zbiór, w którego skład wchodzi osiem historii. Główne bohaterki to członkinie matriarchalnego rodu Koźlaczków – rodziny wiedźm mieszkających w Zielonym Jarze. Forma opowiadań idealnie pasuje do ich perypetii, które są naprawdę pomysłowe i zabawne! Spodziewałam się co najwyżej przyjemnej lektury, ale Malina i reszta kompletnie mnie zauroczyły. Duży wpływ na mój pozytywny odbiór miał audiobook czytany przez Zuzannę Galię, która tchnęła jeszcze więcej życia i emocji w przygody tego zwariowanego rodu.

Wszystkie wykreowane przez Jadowską postaci są bardzo wyraziste (trochę w komiksowy sposób – mają konkretną cechę, która je wyróżnia). W przypadku opowiadań to bardzo dobre rozwiązanie, które pozwala szybciej „wskoczyć” w fabułę. A ta jest, o dziwo, naprawdę równa! Mimo tego, że jest to zbiór – a w takim zazwyczaj trafiają się i lepsze, i gorsze teksty – tutaj każdy trzyma poziom. Są tu zarówno dłuższe, angażujące historie (takie jak „Cyrograf trójstronny” i „Niepozorny talent”), jak i typowo komediowe przerywniki („Eskapada Narcyzy Koźlak” i „Stawka większa niż życie wieczne” – Narcyza, bohaterka obu historii jest zdecydowanie najzabawniejszą z Koźlaczek). Przy odpowiednim nastawieniu i nastroju ta książka daje naprawdę dużo radości. To takie opowiadania, w których ostatecznie wszystko się udaje, a bohaterki radzą sobie z każdym stojącym przed nimi wyzwaniem.

Polecam dać tej książce szansę także osobom, którym dotąd było nie po drodze z Jadowską. Sama zaliczam się do tego grona; „Złodziej Dusz”, czyli pierwszy tom heksalogii o Dorze Wilk to książka, której nie dałam rady skończyć i na dłuższy czas zniechęciłam się do twórczości autorki. Powodem była przede wszystkim główna bohaterka, w której zakochiwał się każdy, kto tylko ją zobaczył, a romanse wylewały się tam z każdej strony. W przypadku „Cud, miód, Maliny” jest zupełnie inaczej – to bardzo ciepła i przyjemna opowieść, książka o kobiecej sile, wsparciu i wspólnocie.

Oczywiście nie jest pozbawiona wad. Bez dłuższego zastanawiania sama jestem w stanie wskazać kilka z nich: chwilami jest infantylna, chwilami bardzo przesadzona, a coś, co sprawdziło się w dziejącym się 30 lat temu Potterze – czyli ukrywanie istnienia wiedźm za pomocą wymazujących pamięć uroków – we współczesności nie byłoby już możliwe. Nie zmienia to faktu, że w przypadku tej książki nie zależy mi na wyszukiwaniu słabych stron i nieścisłości. Ta lektura była przyjemnie relaksująca; to taki literacki odpowiednik sitcomu, którego nikt przecież nie ogląda dla niezwykłych walorów artystycznych, a raczej dla możliwości śledzenia perypetii lubianych przez nas bohaterów. To nie jest tytuł, który polecę każdemu i w każdej sytuacji, ale jeśli akurat szukacie czegoś lekkiego, humorystycznego i niezbyt wymagającego, to „Cud, miód, Malina” ma szansę sprostać oczekiwaniom i zapewnić dużo radości.

„Cud, miód, Malina” to zbiór, w którego skład wchodzi osiem historii. Główne bohaterki to członkinie matriarchalnego rodu Koźlaczków – rodziny wiedźm mieszkających w Zielonym Jarze. Forma opowiadań idealnie pasuje do ich perypetii, które są naprawdę pomysłowe i zabawne! Spodziewałam się co najwyżej przyjemnej lektury, ale Malina i reszta kompletnie mnie zauroczyły. Duży...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to