-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-21
Paradoksalnie trudno jest pisać o archeologii w sposób ciekawy. Na prawdę trzeba się nagimnastykować żeby zbudować interesującą narrację, gdy do dyspozycji mamy tylko nieliczne źródła materialne i spekulatywną chronologię. Niestety większość archeologów, mimo że są fachowcami z wielkim dorobkiem naukowym ma wyjątkowo ciężkie pióro do pisania w sposób popularny. No bo do belletrystyki trzeba mieć zmysł. Książka Dąbrowskiego jest nawet miło napisana i dość lekko się ją czyta. Niestety jednak autor miewa zapędy do mącenia wody i dodawania dygresji, co momentami może zbijać czytelnika z tropu. Tak jakby dygresje były warunkiem pisarstwa popularnonaukowego. No ale generalnie nie jest źle. Fajny wstęp do poznania dziejów kultury łużyckiej i epoki brązu.
Paradoksalnie trudno jest pisać o archeologii w sposób ciekawy. Na prawdę trzeba się nagimnastykować żeby zbudować interesującą narrację, gdy do dyspozycji mamy tylko nieliczne źródła materialne i spekulatywną chronologię. Niestety większość archeologów, mimo że są fachowcami z wielkim dorobkiem naukowym ma wyjątkowo ciężkie pióro do pisania w sposób popularny. No bo do...
więcej mniej Pokaż mimo toSuper jest ten reportaż serialowy/serial reportażowy. Niech mi tylko ktoś, (kto wie coś więcej) powie, czy ta historia jest serio prawdziwa? W sensie nie kwestionuję tego, ale jest tam tyle wątków, że to aż wydaje się niemożliwe.
Super jest ten reportaż serialowy/serial reportażowy. Niech mi tylko ktoś, (kto wie coś więcej) powie, czy ta historia jest serio prawdziwa? W sensie nie kwestionuję tego, ale jest tam tyle wątków, że to aż wydaje się niemożliwe.
Pokaż mimo to2023-05-15
Zgodzę się jedynie z tezą postawioną na początku, że powinniśmy dzień powszedni oddzielać od przeszłości i teraźniejszości ciężkimi wrotami. I tyle. Książka dla naiwnych. Amerykańskie dyrdymały podparte religijnymi mądrościami, które dla rozsądnego człowieka powinny być oczywiste. Już dawno temu Vonnegut kpił sobie z takich herosów sukcesu, wędrownych handlarzy aluminiowego sajdingu i encyklopedii.
Gorsze, że z książki wyziera znany nam skądś morał, że "praca czyni wolnym". Do tego Carnegie zdaje się być apologetą popularnej dziś "kultury zapierdolu". No Ameryczka pięknych snów... Osobiście uważam, że książka jest niebezpieczna. Daję jedną gwiazdę za te wrota.
Zgodzę się jedynie z tezą postawioną na początku, że powinniśmy dzień powszedni oddzielać od przeszłości i teraźniejszości ciężkimi wrotami. I tyle. Książka dla naiwnych. Amerykańskie dyrdymały podparte religijnymi mądrościami, które dla rozsądnego człowieka powinny być oczywiste. Już dawno temu Vonnegut kpił sobie z takich herosów sukcesu, wędrownych handlarzy aluminiowego...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-19
Stetson Kennedy, wybitny etnolog i folklorysta amerykański (kolega Alana Lomaxa, Pete Seegera i Woody Guthriego), tuż po drugiej wojnie światowej wsiąka w struktury KKK. Tym podstępnym zabiegiem zdobywa informacje na temat tego rasistowsko-faszystowskiego ugrupowania i odkrywa skomplikowane powiązania łączące klan z politykami od szczebla powiatowego po państwowy, a nawet dociera do Białego Domu. Przedsięwzięciu towarzyszy oczywiście napięcie, emocje i gra z czasem. Autor ciągle obawia się zdemaskowania i śmiertelnego zagrożenia ze strony "współbraci". No po prostu pasjonująca lektura.
Jedyne polskie wydanie pochodzi z roku 1956, a to jest ciekawe bo u nas wtedy chętnie wydawano książki amerykańskich autorów pokazujące, że imperialistyczna Ameryka to kiła i syf. Stąd prawie cały Steinbeck, Faulkner i Caldwell.
Tak w ogóle to uważam, że "Śladami Ku Klux Klanu" powinno znaleźć się w serii amerykańskiej wydawnictwa Czarne (ej ludzie z Czarnego! Słyszycie?), bo lektura ciągle boleśnie aktualna.
Ciekawsze wyjątki:
"Sąd Najwyższy uznał wszystkie ustawy o oddzielnych strefach osiedlania białych i czarnych za sprzeczne z konstytucją.
- Do diabła z konstytucją! Do diabła z Sądem Najwyższym!"
"Niech wszyscy biali głosują - uczyni to z nich bandę, której emocjami będzie można pokierować."
Stetson Kennedy, wybitny etnolog i folklorysta amerykański (kolega Alana Lomaxa, Pete Seegera i Woody Guthriego), tuż po drugiej wojnie światowej wsiąka w struktury KKK. Tym podstępnym zabiegiem zdobywa informacje na temat tego rasistowsko-faszystowskiego ugrupowania i odkrywa skomplikowane powiązania łączące klan z politykami od szczebla powiatowego po państwowy, a nawet...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-06
Zmęczyłem to. Fanem Dylana nigdy nie byłem i mimo wielu podejść do twórczości (na różnych etapach życia), raczej już nie będę. Można mi wmawiać, że jest wielkim poetą, ale on mnie po prostu nie zachwyca – muzycznie, lirycznie i wokalnie. Lubię albumy „Highway 61 Revisited” (ze względu na line-up, a nie na Boba) i „Nashville Skyline” (ze względu na numer „Lay Lady Lay”) i tyle.
Zabrałem się za lekturę, jako domorosły muzyk i songwriter amator z nadzieją, że czegoś się dowiem. Nie chodzi mi o to, że miałem nadzieję, że przeczytam podręcznik pieśniarza, ale że facet podzieli się ze mną głębszymi wartościami wypływającymi prosto z serca poety, wieszcza, buntownika. Tymczasem gość wali jakieś truizmy o tym, że trzeba być dobrym, odnaleźć siebie w życiu, i że mu było smutno jak jacht mu się rozbił o rafę i porwało go morze. Z książki wynika, że facet, choć dociekliwy i ciekawy świata, sam nie ma za bardzo czegokolwiek do powiedzenia. Aż zaczynają nasuwać się pytania: Czy dylanowska poezja rzeczywiście warta była Nagrody Nobla? A może: Jaka jest wartość samej Nagrody Nobla? Czy przypadkiem Dylan nie jest szarlatanem, a my wszyscy sobie nie wmówiliśmy, że jest taki magiczny, metafizyczny i super?
Daję dwie gwiazdki. Dałbym jedną, ale że dzięki „Kronikom” dowiedziałem się o wspaniałej Karen Dalton to daję jedną gwiazdkę dodatkową, za wartość poznawczą dzieła.
Zmęczyłem to. Fanem Dylana nigdy nie byłem i mimo wielu podejść do twórczości (na różnych etapach życia), raczej już nie będę. Można mi wmawiać, że jest wielkim poetą, ale on mnie po prostu nie zachwyca – muzycznie, lirycznie i wokalnie. Lubię albumy „Highway 61 Revisited” (ze względu na line-up, a nie na Boba) i „Nashville Skyline” (ze względu na numer „Lay Lady Lay”) i...
więcej mniej Pokaż mimo toDobra książka. Nieco okrojona wersja doskonałego podręcznika akademickiego z lat 80'. Ważna podstawka w dalszych studiach nad historią rzymskiego imperium.
Dobra książka. Nieco okrojona wersja doskonałego podręcznika akademickiego z lat 80'. Ważna podstawka w dalszych studiach nad historią rzymskiego imperium.
Pokaż mimo to
Przeczytałem. Ale czy zrozumiałem? Nie wiem. Jak dla mnie zen to dobre życie zamknięte tu i teraz. Coś jak mindfulness, tyle że level pro (mindfulness to taki zen dla zachodnich mieszczuchów).
"Polerowanie" czystego umysłu można uprawiać przez całe życie i ja to rozumiem tak jak tę japońską wykłądnię o doskonaleniu się w jakiejś dziedzinie przez całe życie, z takim zapasem, że nawet do śmierci nie osiagniemy perfekcji. Czy mistrzowie zen dotarli do celu i go osiągnęli? Tego nie wiem. Wydaje mi się, że jakoś do tego się zbliżyli bardziej niż inni.
"Cicha iluminacja" to jest swego rodzaju podręcznik, ale odniosłem wrażenie, że nie da się chyba tego stanu opisać. Co mnie uderzyło po pierwszym przeczytaniu to zmiana mojego myślenia w stosunku do dziedzin kreatywnych, którymi hobbystycznie się zajmuję. Okazuje się, że muzykowanie czy rysowanie to dla mnie zen. Ja w ten sposób poleruję jasny umysł. Tyle tylko, że cicha iluminacja to medytacja bezobiektowa. Może więc przyjdzie czas, że będę potrafił medytować bez rekwizytów? Na pewno jeszcze wrócę do lektury tych pism.
Przeczytałem. Ale czy zrozumiałem? Nie wiem. Jak dla mnie zen to dobre życie zamknięte tu i teraz. Coś jak mindfulness, tyle że level pro (mindfulness to taki zen dla zachodnich mieszczuchów).
więcej Pokaż mimo to"Polerowanie" czystego umysłu można uprawiać przez całe życie i ja to rozumiem tak jak tę japońską wykłądnię o doskonaleniu się w jakiejś dziedzinie przez całe życie, z takim...