Czasami po prostu trzeba się poddać. Nie ważne jakby się chciało, albo czego by się nie robiło, niektórych rzeczy, nie da się po prostu polubić. W moim wypadku są to książki pani Colleen Hoover, z którymi dane mi było zapoznać się już kilka lat temu. „November 9” to tylko kolejna pozycja w mojej biblioteczce, trafiająca na półkę rozczarowań.
Jest dziewczyna i jest chłopak. Ona po bardzo ciężkim wypadku, nadal próbująca znaleźć swoje miejsce na świecie. On jest pisarzem, marzycielem z ciętym językiem. Połączy ich jedno spotkanie i jedno zobowiązanie. Wbrew wszystkiemu, muszą spotykać się każdego 9 listopada. Jeżeli chodzi o fabułę to chyba wszystko…
Ta powieść uświadomiła mi, że pani Hoover jest zagorzałą zwolenniczką niekonwencjonalnej miłości. Udziwnionej, trudnej, przesadzonej, ale do tego stopnia, że staje się to po prostu nierealne, a niekiedy śmieszne. Niektóre jej pomysły są dla mnie przekroczeniem jakiejś granicy.
„November 9” nie jest tu wyjątkiem. Przymknęłam oko, na wręcz filmowy pomysł. Pogodziłam się nawet z niedorzecznym nieporozumieniem, w trakcie relacji głównych bohaterów. Jednak końcówka to szczyt wszystkiego.
Fallon to chyba jedyna bohaterka, spośród wszystkich powieści autorki, którą polubiłam bardziej niż głównego męskiego bohatera. Od początku stawiała na swoim, miała jakieś zasady, wydawała się mądra… Jednak nadal nie mogę się pogodzić z decyzją, jaką podjęła na ostatnich kartach powieści. Po prostu nie mogę. I nie ważne ile o tym myślałam, jak starałam się ją zrozumieć, to po prostu nie dla mnie.
Nie jestem wstanie powiedzieć dlaczego, aż tak rozczarowała mnie ta książka. Może nie wierzę w cudowne rozwiązania. Może happy endy przestały sprawiać mi satysfakcję. A może dorosłam i zrozumiałam, że nie wszystko może się dobrze skończyć.
Przeczytajcie, jestem pewna, że większości z Was bardzo spodoba się ta książka. Zabawne teksty i sytuacje to z pewnością mocna strona autorki. Przeczytajcie i oceńcie!
Czasami po prostu trzeba się poddać. Nie ważne jakby się chciało, albo czego by się nie robiło, niektórych rzeczy, nie da się po prostu polubić. W moim wypadku są to książki pani Colleen Hoover, z którymi dane mi było zapoznać się już kilka lat temu. „November 9” to tylko kolejna pozycja w mojej biblioteczce, trafiająca na półkę rozczarowań.
Jest dziewczyna i jest chłopak....
Czasami po prostu trzeba się poddać. Nie ważne jakby się chciało, albo czego by się nie robiło, niektórych rzeczy, nie da się po prostu polubić. W moim wypadku są to książki pani Colleen Hoover, z którymi dane mi było zapoznać się już kilka lat temu. „November 9” to tylko kolejna pozycja w mojej biblioteczce, trafiająca na półkę rozczarowań.
Jest dziewczyna i jest chłopak. Ona po bardzo ciężkim wypadku, nadal próbująca znaleźć swoje miejsce na świecie. On jest pisarzem, marzycielem z ciętym językiem. Połączy ich jedno spotkanie i jedno zobowiązanie. Wbrew wszystkiemu, muszą spotykać się każdego 9 listopada. Jeżeli chodzi o fabułę to chyba wszystko…
Ta powieść uświadomiła mi, że pani Hoover jest zagorzałą zwolenniczką niekonwencjonalnej miłości. Udziwnionej, trudnej, przesadzonej, ale do tego stopnia, że staje się to po prostu nierealne, a niekiedy śmieszne. Niektóre jej pomysły są dla mnie przekroczeniem jakiejś granicy.
„November 9” nie jest tu wyjątkiem. Przymknęłam oko, na wręcz filmowy pomysł. Pogodziłam się nawet z niedorzecznym nieporozumieniem, w trakcie relacji głównych bohaterów. Jednak końcówka to szczyt wszystkiego.
Fallon to chyba jedyna bohaterka, spośród wszystkich powieści autorki, którą polubiłam bardziej niż głównego męskiego bohatera. Od początku stawiała na swoim, miała jakieś zasady, wydawała się mądra… Jednak nadal nie mogę się pogodzić z decyzją, jaką podjęła na ostatnich kartach powieści. Po prostu nie mogę. I nie ważne ile o tym myślałam, jak starałam się ją zrozumieć, to po prostu nie dla mnie.
Nie jestem wstanie powiedzieć dlaczego, aż tak rozczarowała mnie ta książka. Może nie wierzę w cudowne rozwiązania. Może happy endy przestały sprawiać mi satysfakcję. A może dorosłam i zrozumiałam, że nie wszystko może się dobrze skończyć.
Przeczytajcie, jestem pewna, że większości z Was bardzo spodoba się ta książka. Zabawne teksty i sytuacje to z pewnością mocna strona autorki. Przeczytajcie i oceńcie!
Czasami po prostu trzeba się poddać. Nie ważne jakby się chciało, albo czego by się nie robiło, niektórych rzeczy, nie da się po prostu polubić. W moim wypadku są to książki pani Colleen Hoover, z którymi dane mi było zapoznać się już kilka lat temu. „November 9” to tylko kolejna pozycja w mojej biblioteczce, trafiająca na półkę rozczarowań.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJest dziewczyna i jest chłopak....