-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
Pamiętam, że obiecałem sobie przeczytać ją gdy zdam prawo jazdy. Taki sobie challenge trochę z czapy wymyśliłem.
Zdałem i przeczytałem.
"Christine" nie jest płytką opowieścią o samochodzcie, który sam jeździ i zabija ludzi. Nie, nie, nie. Z pozoru może to tak wyglądać, ale nie dajcie się zwieść pozorom.
Według mojej interpretacji, historia przedstawia przede wszystkim o hobby. Christine to hobby. Coś czemu poświęcasz swój wolny czas. Coś w czym się zauraczasz. Stajesz się dorosły, bardziej dojrzały. Z twarzy znikają pryszcze, a Twój kontakt z ludźmi jest bardziej śmielszy niż dotychczas.
Christine to obsesja. Christine to zdrada i zazdrość. Najokrutniejsza dama ze wszystkich. Puszka Pandory. Bomba z opóźnionym zapłonem. Musisz uważać żeby nie dać sobą zawładnąć.
Stephen King w swoim żywiole. Intryguje, momentami przeraża. Tworzy wokół swoich powieści enigmatyczne powłoki, typowe dla siebie. To rzadkość, stworzyć historię, która obiektywnie powinna wprawiać w śmieszność, a w rzeczywistości, niesie ze sobą pozytywną i wartościową treść.
Warto przeczytać "Christine"
Pamiętam, że obiecałem sobie przeczytać ją gdy zdam prawo jazdy. Taki sobie challenge trochę z czapy wymyśliłem.
Zdałem i przeczytałem.
"Christine" nie jest płytką opowieścią o samochodzcie, który sam jeździ i zabija ludzi. Nie, nie, nie. Z pozoru może to tak wyglądać, ale nie dajcie się zwieść pozorom.
Według mojej interpretacji, historia przedstawia przede wszystkim o...
"Ręka mistrza" napisana ręką mistrza? Nie do końca.
Historia pozostawiła mieszane uczucia.
Z początku zachwyciła, później, jakby autor zupełnie zboczył z drogi.
Książka jest opasła i ma doskonałą okładkę. Czerwień. Czerwień przyciąga.
Pamiętam, że czytałem ją w przychylnym dla mnie okresie czasu. To jest istotne. Dobrze traktować książkę, to podstawa. Relaksujesz się, bardziej koncentrujesz. Nie czytasz żebyś czytał, czytelniku.
Duma Key to piękna wyspa.
Kto - ale tak z ręką na sercu - nie chciałby tam żyć? Słońce, spokój, morskie fale. Przyjaźni ludzie.
Później dochodzą tajemnice. Miejscowe legendy. Ludzie przyzwyczajeni bardziej do mowy szeptem. Odrobinę poddenerwowani. Ty również, słysząc o tym i o tamtym. Kropelki potu perlą się Tobie na czole. Kilka spływa po karku. Uważnie się wsłuchujesz. Temu kto opowiada, naprawdę dobrze idzie...
...A później przychodzi taki strzał z nienacka. Gafa. Ten ktoś zaczyna wyolbrzymiać. Prychasz śmiechem. W jednej sekundzie czar pryska. To co było intrygujące, staje się śmieszne. To co miało wprawiać w dyskomfort, miało przerażać - wprawia w śmieszność.
A Ty, odchodzisz bez słowa. Lub zostajesz i z grzeczności, słuchasz do końca. Czekasz do nieszczerych braw.
Taka podkoloryzowana za bardzo jest Duma Key.
Taka jest "Ręka mistrza".
"Ręka mistrza" napisana ręką mistrza? Nie do końca.
Historia pozostawiła mieszane uczucia.
Z początku zachwyciła, później, jakby autor zupełnie zboczył z drogi.
Książka jest opasła i ma doskonałą okładkę. Czerwień. Czerwień przyciąga.
Pamiętam, że czytałem ją w przychylnym dla mnie okresie czasu. To jest istotne. Dobrze traktować książkę, to podstawa. Relaksujesz się,...
Uciekinier z definicji, winien uciekać.
Ale przed czym? Przed kim? Przed ludźmi. W drugą stronę. Pod górkę.
Ten Uciekinier musi uciekać, a jednocześnie po trosze wracać, żeby mieć kontrolę. Toteż, ten Uciekinier, tak właśnie robi.
Powieść jest przygnębiająca.
Dystopijna wizja świata, który za nic ma jakiekolwiek wartości. Człowiek, który gardzi drugim człowiekiem. Ulice; puste, brudne, wręcz niemożliwe. Przecierasz i wybałuszasz oczy patrząc na to wszystko. Patrzysz na upadek. Może nawet płaczesz.
Społeczeństwo złe do szpiku kości. Ludzie, którzy żeby wygrać, muszą grać. Roboty. Wręcz machiny do zabijania. Sterowani przez propagandę.
Człowiek strachliwy, bojący się tupnąć nogą gdy przekroczone zostaną granice - zawsze przytaknie. Wyrobi sobie garb z głową wiecznie spuszczoną w dół i problemami ciążącymi na karku, z którymi nie może sobie poradzić. Albo i nie chce. Bo tak jest dobrze.
Przygnębiająca powieść.
Uciekinier z definicji, winien uciekać.
Ale przed czym? Przed kim? Przed ludźmi. W drugą stronę. Pod górkę.
Ten Uciekinier musi uciekać, a jednocześnie po trosze wracać, żeby mieć kontrolę. Toteż, ten Uciekinier, tak właśnie robi.
Powieść jest przygnębiająca.
Dystopijna wizja świata, który za nic ma jakiekolwiek wartości. Człowiek, który gardzi drugim człowiekiem....
Jak długo i intensywnie trzeba walczyć, żeby wyjść z nałogu? Co trzeba poświęcić, żeby wrócić na dobre tory?
Bardzo dużo, a z pewnością własne nogi.
Stephen King rzekomo napisał tę powieść w myśl jego walki z nałogiem przeszłości.
Jak sam pisał, była to droga przez mękę i wielu tych, którzy mają problemy, a czytali tę pozycję - mogłoby poklepać go po ramieniu. Paul Sheldon jest niewątpliwie jedną z tych osób.
Powieść była bardzo dobra.
Od zawsze uważam, że historie nakreślone generalnie w jednym pomieszczeniu - rzadko niewypalają.
"Misery" jest intensywna. Gorzka. Pełna skrajnych emocji. Pełna bólu. Rozpinasz guzik koszuli - jest Ci duszno. Kręci Ci się w głowie. Czytasz dalej. Brniesz w tę duchotę.
Poznajesz bohaterów, oceniasz ich. Krzywisz się gdy łamią się kości. Współczujesz.
Z drugiej jednak strony - pragniesz skosztować tej diabelskiej strony. Próbujesz zrozumieć. Jesteś pełen podziwu odwagi, jaką mają w sobie źli ludzie. Chcesz poznać ich motywy. Obserwujesz z uwagą.
Na końcu zamykasz książke. Oceniasz całość i może przez chwilę se myślisz o tym i o tamtym.
I zastanawiasz się...
Jak długo i intensywnie trzeba walczyć, żeby wyjść z nałogu? Co trzeba poświęcić, żeby wrócić na dobre tory?
Bardzo dużo, a z pewnością własne nogi.
Stephen King rzekomo napisał tę powieść w myśl jego walki z nałogiem przeszłości.
Jak sam pisał, była to droga przez mękę i wielu tych, którzy mają problemy, a czytali tę pozycję - mogłoby poklepać go po ramieniu. Paul Sheldon...
Kto wpada na pomysł traktujący o cmentarzu dla zwierzaków, podczas snu w samolocie? Kto później budzi się i notuje wszystko co zapamiętał na chusteczce? Tylko Stephen King.
King wpada na świetne pomysły pisząc swoje książki, a "Cmętarz zwieżąt" jest pełen świetnych pomysłów.
Począwszy od samej okładki, przez wąską linię fabularną, na drodze - po której pędzą tiry, symbolizujące parszywą śmierć - kończywszy.
Gęsty, mroczny klimat. Stopniowe wprowadzanie czytelnika w nieuniknione. Dzieci, które same chowają swoich "bliskich". Dzieci bardzo przywiązują się do zwierząt. Są ich. One je pielegnują. One wymyślają dla nich imiona. One je wyprowadzają gdy skamlą. Gdy świecą im się oczy. A później, to znowu one, kopią im dół i wrzucają je do niego, brudząc sobie ręce. Są skupione. Chcą jak najlepiej. Chcą i są za nie odpowiedzialne. Takie doświadczenia uświadamiają od najmłodszych lat. Sprawiają, że zaczynasz choć odrobinę rozumieć.
Niewątpliwie jest to jedna z najbardziej klimatycznych powieści Króla. Jeżeli nie najbardziej klimatyczna.
Czytałem ją lata temu, ale do dziś nie mogę zapomnieć kota, który potykał się o własne łapy jak chodził.
Obowiązkowa pozycja.
Kto wpada na pomysł traktujący o cmentarzu dla zwierzaków, podczas snu w samolocie? Kto później budzi się i notuje wszystko co zapamiętał na chusteczce? Tylko Stephen King.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKing wpada na świetne pomysły pisząc swoje książki, a "Cmętarz zwieżąt" jest pełen świetnych pomysłów.
Począwszy od samej okładki, przez wąską linię fabularną, na drodze - po której pędzą tiry,...