Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Niebywałe, jak Kępiński w sposób spójny i ciekawy potrafi dokonać przekroju zjawiska melancholii w kulturze na przestrzenii wieków. To człowiek nie tylko znający się na swojej profesji, ale ponadto oczytany i zafascynowany kulturą, co zaowocowało np. wnikliwą analizą o Saturnie i jego wyobrażeniach w kulturze.

Niebywałe, jak Kępiński w sposób spójny i ciekawy potrafi dokonać przekroju zjawiska melancholii w kulturze na przestrzenii wieków. To człowiek nie tylko znający się na swojej profesji, ale ponadto oczytany i zafascynowany kulturą, co zaowocowało np. wnikliwą analizą o Saturnie i jego wyobrażeniach w kulturze.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyczerpująco potraktowany temat demonologii - klarownie i rzeczowo. Okraszony cytatami i celnymi interpetacjami. Polecam wszystkim szczególnie ten rozdział, bo Kępiński umie zaciekawić i uświadamiać.

Wyczerpująco potraktowany temat demonologii - klarownie i rzeczowo. Okraszony cytatami i celnymi interpetacjami. Polecam wszystkim szczególnie ten rozdział, bo Kępiński umie zaciekawić i uświadamiać.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawie ujęty motyw szaleństwa. Nie wiem, w jakim stopniu mam rację, ale na swoje laickie oko dostrzegłem w lektrzurze pewne aluzje do prozy Shulza (styl języka przy opisach natury, relacja syna z ojcem opętanego pracą, w ferworze której wyalienował się i zaniedbał swe stosunki z pierworodnym) oraz "Czardzodziejskiej Góry" (może to naciągna interpretacja - ale odczyt Marglewskiego nastręczył mi myśl o Krokowskim i jego teorii o "miłości jako potędze chorobotwórczej"). Ponadto, wszystkie niniejsze tytuły łączy właśnie miejsce, w których dochodzi do wielu osobliwości. Obok dialogów Stefana z Sekułowskim nie da przejść się obojętnie. To zdecydowanie moje ulubione fragmenty ze "Szpitala Przemienienia". Zastanawiam się, ile z wynurzeń poety zazębia się z przekonaniami samego Lema. Niech zwieńczeniem mojej impresji będzie ten oto cytat, który mam nadzieję, urzekł nie tylko mnie:
- A więc czym jest dla pana literatura?
- Dla czytających zapomnieniem. A dla twórcy - próbą ratunku... jak wszystko.

Ciekawie ujęty motyw szaleństwa. Nie wiem, w jakim stopniu mam rację, ale na swoje laickie oko dostrzegłem w lektrzurze pewne aluzje do prozy Shulza (styl języka przy opisach natury, relacja syna z ojcem opętanego pracą, w ferworze której wyalienował się i zaniedbał swe stosunki z pierworodnym) oraz "Czardzodziejskiej Góry" (może to naciągna interpretacja - ale odczyt...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna, inspirująca lektura. Po raz pierwszy zetknąłem się z pojęciem daimonion, a i o erosie tylko pobieżnie wiedziałem. Zdecydowanie ten tytuł to moja ostatnia, przypadkiem odkryta rewelacja. May wyjaśnił klarownie i starannie wszystkie zagwozdki, które nurtowały mnie przez ostatni czas. Serdecznie polecam.

Świetna, inspirująca lektura. Po raz pierwszy zetknąłem się z pojęciem daimonion, a i o erosie tylko pobieżnie wiedziałem. Zdecydowanie ten tytuł to moja ostatnia, przypadkiem odkryta rewelacja. May wyjaśnił klarownie i starannie wszystkie zagwozdki, które nurtowały mnie przez ostatni czas. Serdecznie polecam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Shulz to wirtuoz słowa. Szafujący nim z rozmachem, ale i rozmysłem, krzewiący wybujałe metafory, w gąszcz których uwielbiam zapuszczać się od czasu do czasu. Trzeba mieć się na baczności wertując stronice opowiadań autora, aby nie przegapić sensu słów płynących, który potrafi łatwo umknąć uwadze. Nie biegać zachłannie wzrokiem po literach, delektować się, a nawet gwoli staranności - sylabizować, by wyłuskać z tego jak najwięcej ziaren prawdy, które pielęgnowane pieczołowicie poprzez refleksje, zaowocują w postaci wspaniałych intelektualnych doznań. Lubuję się w shulzowskim, osobliwym stylu. Za każdym razem przeżywam od nowa zauroczenie jego dziełami i snuję kolejne refleksje obcując z jego artystyczną spuścizną.

Shulz to wirtuoz słowa. Szafujący nim z rozmachem, ale i rozmysłem, krzewiący wybujałe metafory, w gąszcz których uwielbiam zapuszczać się od czasu do czasu. Trzeba mieć się na baczności wertując stronice opowiadań autora, aby nie przegapić sensu słów płynących, który potrafi łatwo umknąć uwadze. Nie biegać zachłannie wzrokiem po literach, delektować się, a nawet gwoli...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem zupełnie urzeczony tym, co zaoferował mi Marquez w ,,Sto lat samotności". Począwszy od operowania słowem, bujną wyobraźnią pisarza, która zaowocowała wieloma pięknymi obrazami i zjawiskami, których symbolika mnie poruszyła i w pewnych momentach tak silnie, że oddawałem niewidzialne pokłony ich stwórcom. Ujęła mnie szczególnie myśl a propos owej książki, która odkąd zakiełkowała w mojej głowie, towarzyszyła mi do ostatniej strony i do teraz inaczej mi się z nią śni, to jest samotność. Samotność, którą Marquez uznał za najbardziej nieznośne i deprawujące przekleństwo człowieka, sponiewiera rodzinę Buendiów, powiązanych zbrukanymi przez kazirodztwo więzami krwi. Fatalistyczna samotność, z której brzemieniem przyszło się zmierzyć każdemu z rodu Baudeninów. Tragikomiczny splot zdarzeń, w których uczestniczą bohaterowie, w punkt nazwany przez samego autora "mechanizm nieuchronnych powtórzeń", czyli błędy nieświadomie powielane z pokolenia na pokolenie - w to wszystko uwikłane są postacie, które naznaczone są zgubą i eskalacją wspomnień, które niewiele mają wspólnego z prawdziwą przeszłością i tak wyidealizowane, stale nęcą bohaterów, a ci, ze zwieszoną głową powłóczystym krokiem zmierzają w mroki wyobcowania. A na tle domu Buendiów anomalie przyrodnicze i nie tylko: susze, burze, czteroletnia słota powodująca katastrofalny w skutkach potop, inwazja motyli i mrówek czy plaga spędzająca sen z powiek mieszkańcom Macondo i prowadząca do utraty pamięci.
Po przeczytaniu "Stu lat samotnoności" cenię wielce pióro Marqueza za jego wymyślne i inspirujące symbole, których znaczenia pisarz nie zdradza dosłownie i pozostawia do dopowiedzenia sobie samemu, czym jest dla mnie "deszcz maleńkich żółtych kwiatów", czy sam kolor żółty, który widocznie upodobał sobie Marquez, bo barwi nim nie tylko kwiaty. Szczególnie wywarło na mnie wrażenie jego przenikliwe spojrzenie w głąb ludzkiego ducha, który skrywa wiele zakamarków, o których przemilczamy bądź do których to nie zbliżamy się z wrodzonego strachu przed ciemnością.

Jestem zupełnie urzeczony tym, co zaoferował mi Marquez w ,,Sto lat samotności". Począwszy od operowania słowem, bujną wyobraźnią pisarza, która zaowocowała wieloma pięknymi obrazami i zjawiskami, których symbolika mnie poruszyła i w pewnych momentach tak silnie, że oddawałem niewidzialne pokłony ich stwórcom. Ujęła mnie szczególnie myśl a propos owej książki, która odkąd...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to