-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2011-06-21
2011-12-23
Macie czasami tak, że już po pierwszych stronach książki wiecie, że ona was wciągnie? Wciągnie i przytrzyma siłą, dopóki nie dojdziesz do jej końca. Właśnie tak miałam z książką pani Maggie Stiefvater. Jest to druga część trylogii o wilkołakach z Mercy Fall. Współczesna powieść o wilkołakach i wielu przeszkodach w miłości. Maggie Stiefvater umieściła tutaj dokładnie wszystko co kochamy w wilkołakach, fantastyce... Myślę, że przynajmniej większość osób, które sięgną po tą trylogię będzie zachwycona.
Grace może być już spokojna. Jej życie wydaje się niemal wręcz idealne. Ma swojego ukochanego u boku, ma świetnych przyjaciół jednak świadomość, że jej przyjaciółka Olivia nie jest już zwykłym człowiekiem nie daje jej spokoju. Wszystko się jeszcze bardziej komplikuje gdy niedaleko domu Isabel dziewczyny znajdują martwego wilka. Grace dręczy codziennie ból głowy, miewa niespokojne sny, z dnia na dzień coraz bardziej pachnie wilkiem. Na dodatek Sam przejął po Becku stanowisko jako opiekun sfory. Poznaje dwóch nowych wilków, którzy nie wydają się idealnie dobrani przez Becka. Sam zastanawia się dlaczego akurat on wybrał ich. Ne jego głowie jest jeszcze jego chora dziewczyna, którą kocha do szaleństwa. Czy druga części trylogii skończy się pomyślnie dla naszych bohaterów? Wystarczy sięgnąć i się przekonać, prawda?
Przyznam się szczerze, że okładka książki zachwyciła mnie. Należy się za nią plus, pokazane na niej jest wszystko co przeplata się w książce. Mamy wilka, mamy żurawia złożonego z papieru. Zapewne przez Sama. Gdy otworzyłam książkę w oczy rzuciły mi się od razu duże litery. Za co bardzo jestem wdzięczna, bo nie lubię śledzić małego druczku. Spodobał mi się pomysł autorki rozdzielenia narracji na kilka osób. Przez to wiemy jak cię czują bohaterowie, o czym myślą, co w danej chwili robią. Niestety zauważyłam chyba w jednym, czy w kilku zdaniach brak kropki. Nie wiem dlaczego rzuciło mi się to w oczy, bo zazwyczaj nie za bardzo zwracam na to uwagi. Być może dlatego, że to było bardzo widoczne.
Autorka utworzyła naprawdę niesamowitą historię. Ciężko jest nie polubić jej bohaterów. Każdy z nich ma w sobie coś co nas przyciąga. Tą zażyłość, tą miłość między Samem a Grace doskonale widać. Naprawdę nie mam pojęcia o co tyle jej rodzice robią szumu. Czy mają coś przeciwko szczęściu swojej córki? Akcja nie toczy się za szybko, wszystko wydaje się przemyślane i dopracowane. Przede wszystkim spodobał mi się nowy wilk - Cole. Jego przeżycia, jego idealna rodzina, jego niechęć do przyznawania się, do okazywania uczuć. Wszystko to razem wzięte zrobiło z niego postać, która podbiła moje serce. Doskonale można zrozumieć ich uczucie przez te wszystkie opisy, których jednak nie jest za dużo.
"Niepokój" polecam przede wszystkim dla tych, którzy przeczytali już pierwszą część. Mam nadzieję, że tą się nie rozczarujecie. Polecam dla tych młodszych i trochę starszych czytelników. Historia wciągnie was, aż po ostatnią stronę i zapewne będziecie chcieli więcej. Stawiam 9/10.
Macie czasami tak, że już po pierwszych stronach książki wiecie, że ona was wciągnie? Wciągnie i przytrzyma siłą, dopóki nie dojdziesz do jej końca. Właśnie tak miałam z książką pani Maggie Stiefvater. Jest to druga część trylogii o wilkołakach z Mercy Fall. Współczesna powieść o wilkołakach i wielu przeszkodach w miłości. Maggie Stiefvater umieściła tutaj dokładnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-27
2014-08-21
Okładka zwraca uwagę, prawda?
Miasteczko Ostatnich Westchnień to miejsce, w którym przebywają zmarłe zwierzęta nim zdecydują się odejść do raju lub powrócić na ziemię w postaci człowieka. Każde zwierzę w tym miasteczku za życia cierpiało z ręki człowieka. Pewnego dnia spokój zwierząt zostaje zakłócony, gdyż znajdują nad brzegiem Rzeki niemowlę. Ludzkie niemowlę, które nie miało prawa się tu znaleźć. I co z nim teraz począć?
Książkę pana Gortata czyta się strasznie szybko, niemalże jednym tchem, chociaż nie jest to lekka opowieść. Mamy w niej skrzywdzone zwierzęta, psychopatę znęcającego się nad swoją rodziną i zmierzanie się z własnymi lękami. Niemal czuć tę atmosferę grozy, wiszącą nad bohaterami. Momentami świat, w którym żyli ludzie był strasznie przerysowany. Tak jakbyśmy skrzywdzili ciągle innych, znęcali się nimi. Naprawdę nie jest to przyjemna powieść, ale uderza do głowy. Polecam tym, którzy szukają czegoś niebanalnego.
Okładka zwraca uwagę, prawda?
Miasteczko Ostatnich Westchnień to miejsce, w którym przebywają zmarłe zwierzęta nim zdecydują się odejść do raju lub powrócić na ziemię w postaci człowieka. Każde zwierzę w tym miasteczku za życia cierpiało z ręki człowieka. Pewnego dnia spokój zwierząt zostaje zakłócony, gdyż znajdują nad brzegiem Rzeki niemowlę. Ludzkie niemowlę, które nie...
2013-08-03
Książkę przeczytałam po angielsku. Oczywiście wszystkich słów nie zrozumiałam, ale dzięki pomocy słownika dałam radę. Książka napisana szczerze, bo to byśmy poznali prawdę i nie wierzyli w kłamstwa mediów. Z całego serca życzę Kate i Gerry'emy, by odnaleźli swoją córkę - Madeleine! Nikt nie zasłużył na takie cierpienie.
Książkę przeczytałam po angielsku. Oczywiście wszystkich słów nie zrozumiałam, ale dzięki pomocy słownika dałam radę. Książka napisana szczerze, bo to byśmy poznali prawdę i nie wierzyli w kłamstwa mediów. Z całego serca życzę Kate i Gerry'emy, by odnaleźli swoją córkę - Madeleine! Nikt nie zasłużył na takie cierpienie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-17
Chciałabym z wami podzielić się dzisiaj książką, po którą niezbyt chętnie sięgnęłam. Nie jestem fanką kryminałów. Od dziecka nie kręciła mnie żadna logika, "Przygody Sherlocka Holmesa" odrzuciły mnie nawet po dwóch pierwszych rozdziałach. Jednak musiałam się podjąć pewnego wyznania i sięgnęłam po tą książkę. Jakie było moje zdziwienie, gdy wciągnęłam się głęboko w wir zbrodni. Książkę nie dało się przeczytać jednym tchem. Co kilkadziesiąt stron, musiałam odkładać ją na półkę, by sama odkryć kto jest mordercą. Jednak nie udało mi się to, bo treść i pomysł autora był zaskakujący i być może do przewidzenia.
"Nasze wybory mają czasami konsekwencje, które trudno przewidzieć." *
Detektyw Dave Gurney, gliniarz na emeryturze dostaje dziwny e-maile od swojego kolegi ze studiów. Umówiony z nim na spotkanie Mark Mellery przyjeżdża do swojego kolegi. Niczego nie spodziewający się Gurney zostaje wmieszany w zbrodnię. Zostaje poproszony o rozwiązanie zagadki. Jednak zagadka nie jest zbyt łatwa, gdyż mamy do czynią z inteligentnym psychopatą. Na początku Mellery dostał dwa listy, napisane starannie czerwonym atramentem. W jednym było napisane, by mężczyzna pomyślał liczę. Przypadek chciało, że właśnie była to liczba 658. Przerażony Mellery podejrzewa swojego prześladowcę o czytanie w myślach. Następne listy są pisane wierszem. Każdy ma w sobie dziwną zagadkę. Mellery podejrzewa, że te listy mają coś wspólnego z jego "mroczną przeszłością". Gdzie był nałogowym alkoholikiem, a ten czas jest w jego głowie wymazany. Po jakimś czasie zostaje on zamordowany. Miejsce zbrodni i cała zbrodnia wydaje się idealnie dopracowana z każdym szczegółem. Lecz każdy idealnie dopracowany szczegół, pozwala bardziej wczuć się w rolę psychopaty. Za jakiś czas ginie kolejny mężczyzna w podobnych okolicznościach. Czy morderca miał jakiś powód dla swoich czynów? Czy Gurney rozwiąże zagadkę nim zginie więcej niewinnych ludzi?
Proponuję zapoznać się z lekturą, jeśli lubicie takie klimaty. "Wyliczanka" zaraz po premierze trafiła na listę bestsellerów i sprzedawała się wyśmienicie. Co takiego sprawia, że ludzie chętnie sięgają po kryminały? Ten mały dreszczyk grozy, czy może to, że w jakiś przez nas nie oczekiwany sposób detektyw zawsze rozwiąże zagadkę?
"Ból pozostaje właśnie dlatego, że odmawiamy szukania jego źródła. Nie potrafimy go zidentyfikować, bo odmawiamy poszukania jego korzeni." **
Książka z początku wydaje się trochę nudna, ale z biegiem tych kilkudziesięciu stron akcja nabiera tempa. Nie zwalnia. Każda zbrodnia, każdy dialog, każdy bohater wydaje się idealnie dopracowany. Każdy bohater ma inny charakter, każdy dokłada coś do sprawy. Najlepszym sposobem na rozwiązanie zagadki jest według Gurney'a myślenie jak morderca. Jednak wszystkie dopracowane morderstwa jakoś mu tego nie ułatwiają. Jednak autor wplątał trochę smutku w życie detektywa, a ten poprzez rozwiązywanie zagadek odkłada swój problem na bok. Żyje rozwiązywaniem tych zagadek, z czego jego żona nie jest chyba zbyt szczęśliwa. Typowy problem, który mógłby pojawić się w każdym kryminale. Jednak najbardziej chyba wciąga nas do tej książki ten psychopata. Bo jak trudno, jest zagrać, narysować, napisać idealnie przerażającego i inteligentnego mordercę? Mordercę, który wszystko robi bezbłędnie, który na początku wydaje się zwykłym człowiekiem zamieszanym w tą sprawę. Myślałam, że tym zbrodniarzem będzie ktoś z poza sprawy. Jednak tak jak w każdym chyba kryminale, przebiegły psychopata to ten, którego my najmniej podejrzewamy.
Książka jest napisana zwykłym językiem. Nic trudnego do wymawiania. Opisy i dialogi tam gdzie trzeba. Przemyślenia, monologi tam gdzie trzeba. Zaczyna się spokojnie, kończy się sentymentalnie. Koniec właśnie mi się nie spodobał. Na końcu dowiadujemy się kto jest mordercą, zaraz w następnym rozdziale on umiera, a w ostatnim Gurney nadrabia zaległości z rodziną. Jak dla mnie mogłoby się to lepiej skończyć. Jednak chyba wszyscy będziecie zadowoleni tym kryminałem.
* cytat ze strony 233.
** cytat ze strony 127.
Chciałabym z wami podzielić się dzisiaj książką, po którą niezbyt chętnie sięgnęłam. Nie jestem fanką kryminałów. Od dziecka nie kręciła mnie żadna logika, "Przygody Sherlocka Holmesa" odrzuciły mnie nawet po dwóch pierwszych rozdziałach. Jednak musiałam się podjąć pewnego wyznania i sięgnęłam po tą książkę. Jakie było moje zdziwienie, gdy wciągnęłam się głęboko w wir...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-12-27
Bernard Minier jest francuskim pisarzem, który dorastał u stóp Pirenejów. Studiował w Tarbes i Tuluzie. Obecnie mieszka w Paryżu. Jest laureatem wielu konkursów na opowiadania. Jego pierwsza powieść "Bielszy odcień śmierci" została wydana w 2011 roku. Jego druga powieść "Le Cercle" opublikowana w październiku 2012 roku, jest kontynuacją przygód Martina Servaz'a, głównego bohatera pierwszej książki Bernarda. Co spowodowało, że skusiłam się na tę powieść? Przede wszystkim moją uwagę zwrócił tytuł i dla mnie osobiście, genialna okładka. Okładka już nam trochę podpowiada na temat tego, czego możemy spodziewać się w książce. Widzimy zimowy krajobraz. Być może dlatego, że uwielbiam zimę ta okładka do mnie przemówiła. Kto wie? Przeczytałam opis i postanowiłam wziąć udział w konkursie. Udało mi się wygrać i po jakimś czasie dostałam paczkę z tą oto książką. Minęło kilka miesięcy nim zabrałam się za jej czytanie. Przyznam, że jej grubość trochę mnie przerażała, chociaż czytałam o wiele grubsze książki. Cieszę się, że udało mi się ją wygrać i serdecznie za nią dziękuję. "Bielszy odcień śmierci" naprawdę zawiera w sobie mistrzowską intrygę i zawiłe śledztwo. Czy żałuję czasu spędzonego przy niej? Nie, chociaż mnie osobiście nie powala ona na kolana.
"Ale teraz te zasady są deptane. Miernota, nieuczciwość i cynizm stały się dziś regułą. Dzisiejsi ludzie chcą żyć jak dzieci. Bez odpowiedzialności. Jak głupcy. Przestępcy. Idioci pozbawieni jakiejkolwiek moralności..."*
Zima. 10 grudzień. Na górze elektrowni, pracownicy odkryli zwłoki konia. Właściwie ciało konia, bez głowy z odciętymi płatami skóry, zwisającymi po bokach. Miejscowa policja od razu bierze się do roboty, bo jak się okazuje był to koń sławnego, bogatego i "potężnego" Erica Lombarda. Śledztwo podejmuje Martin Servaz i Irene Zielger. W tym samym czasie do Instytutu Wargniera przyjeżdża nowa psycholożka - Diane Berg. Instytut Wagniera przetrzymuje wszystkich morderców, gwałcicieli lub innych równie okrutnych przestępców, którzy zostali uznani za niepoczytalnych. Pojawią się kolejne zbrodnie. Zostają zamordowani ludzie, z pozoru w ogóle nie związani ze sprawą konia Lombarda. Za każdym razem ofiara zostaje powieszona. Niektórzy mają jeszcze inne skaleczenia, jak na przykład odcięty palec. Wszystko to w pewien sposób pozwala przybliżyć się śledczym do rozwiązania "zagadki". Na początku o morderstwa zostaje oskarżony człowiek znajdujący się w Instytucie, gdy zostają znalezione jego ślady DNA na miejscach zbrodni. Tylko jakim sposobem ta osoba mogłaby uciec z Instytutu jeśli wszystkie jest doskonale strzeżone? Pojawią się coraz to nowe ślady i wskazówki. Jednak wszystko jest tak doskonale wykombinowane, że łatwo można oskarżyć niewłaściwą osobę. Czy to ktoś z osób zajmujących się tą sprawą? Czy to ktoś pracujący w Instytucie? Czy to ktoś z rodziny ofiar? A może sprawa jest jeszcze bardziej zagmatwana? Pojawią się nowe fakty i okazuje się, że cała sprawa może być związana z falą samobójstw, które przeszła przez miasteczko prawie 15 lat temu. Ale jakim sposobem może to być wszystko ze sobą powiązane jeśli nie znaleziono przyczyn popełnienia samobójstwo tych nastolatków? Nawet zaprzeczono temu, że te osoby zostały wykorzystane seksualnie. Ale jednak... Osoby, które zostały zamordowane przez powieszenie były kiedyś oskarżone o napaść seksualną. Czy ktoś postanowił się zemścić? Mordercą jest ten, kogo najmniej się podejrzewa.
"Nie mogę panu zaproponować nic do picia, herbaty ani kawy. Nie mam tu takich rzeczy. Ale serce jest na swoim miejscu."**
"Bielszy odcień śmierci", muszę przyznać, sprawił mi trochę problemów. Nie patrzę już na grubość książki, tylko po prostu momentami ciężko mi było ją czytać. Czasami opisy ciągnące się przez dwie strony stawały się nawet męczące. Nawet niepotrzebne wątki mnie irytowały. Problemy miłosne córki Servaz'a oczywiście nic nie wnosiły do sprawy, ale pokazywały trochę o tym jaki jest ten mężczyzna. Mimo to takie wątki były zbędne. Ale właściwie dzięki nim, autor napisał epilog w głównej mierze właśnie poświęcony takim wątkom. Podoba mi się to, że rozwinięcie książki zostało podzielone na trzy części, mianowicie: "Człowiek, który lubił konie", "Witamy w piekle" i "Biel". Tytuł już w pewien sposób wprowadzona nas do tej części i całkiem nieźle "określa" to co się w niej dzieje. Co do postaci, to nie było takiej, która by naprawdę przypadła mi do gustu. Nawet trochę polubiłam asystenta Martina. Powiem szczerze, że zaintrygował mnie pewien pacjent Instytutu - Julian Hirtmann. Był szaleńcem, ale pod jego czupryną znajdował się całkiem inteligenty rozum, który wszystkich intrygował, również i mnie. Nie tylko dobre i normalne postacie w książkach można polubić. Kto mnie w powieści denerwował? Doktor Xavier. Na początku myślałam, że to jego sprawka z tymi morderstwami, ale okazało się, że nie. Jednak to nie zmienia faktu, że przez całą historię był strasznie denerwujący, pyszny i momentami miałam wrażenie, że samolubny. Były jednak momenty, gdy się do czegoś przydawał. Co mogę powiedzieć na temat historii? Naprawdę wciągająca, że aż chwilami trudno się od niej oderwać. Podoba mi się to w jaki sposób autor tworzył napięcie i kolejno podsuwał fałszywych podejrzanych, ale robił to tak, że naprawdę można było uwierzyć, że to ta osoba jest wszystkiemu winna. Mi niestety nie udało się domyślić kto jest prawdziwym sprawcą. Osobiście uważam, że pisarz trochę to pogmatwał przez te wszystkie wątki, ale na koniec końców całkiem dobrze sobie poradził z wyplątaniem się z tego. Nie podobał mi się epilog, bo wyglądał jakby był pisany na ostatnią chwilę i z przymusu. Tak jakby był całkowicie nieprzemyślany. Styl Miniera momentami bywał ciężki do czytania, ale dało się do niego przyzwyczaić. Cieszę się, że wplątał on do historii kilka śmiesznych scen lub dialogów. To trochę ożywia tę powieść.
"Świat stał się gigantycznym poletkiem coraz bardziej obłąkanych doświadczeń, które Bóg, diabeł czy przypadek warzyli w swoich próbówkach."***
Podsumowując, "Bielszy odcień śmierci" jest naprawdę dobrym i wciągającym kryminałem. Myślę, że większości osobom przypadnie on do gustu, bo można całkowicie zostać pochłoniętym przez to przeprowadzane w powieści śledztwo. Oczywiście uważam, że kryminał nie jest genialny, ale jeden z najlepszych, które dotychczas przeczytałam. Polecam miłośnikom trzymających w napięciu historii. Ta książka powinna być obowiązkowa na waszej liście powieści do czytania.
*cytat z książki, strona: 466.
**cytat z książki, strona: 220.
***cytat z książki, strona: 27.
Bernard Minier jest francuskim pisarzem, który dorastał u stóp Pirenejów. Studiował w Tarbes i Tuluzie. Obecnie mieszka w Paryżu. Jest laureatem wielu konkursów na opowiadania. Jego pierwsza powieść "Bielszy odcień śmierci" została wydana w 2011 roku. Jego druga powieść "Le Cercle" opublikowana w październiku 2012 roku, jest kontynuacją przygód Martina Servaz'a, głównego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-05-01
Opowiadanie "2012 - zdarcie tytanów" nie podobało mi się. Nie za bardzo rozumiem o co tam chodzi i jak dla mnie jest ono trochę bez sensu. Krótkie i kończy się dziwnie.
Opowiadanie "Przypadki senatorowej K." nawet mi się podobało. Historia Anny, która wydawała się idealną żoną dla senatora, a później i tak zaczęła zdradzać go z aktorem. Spodziewałam się innego zakończenia, ale może być.
Opowiadanie "Staruch" podobało mi się. Mężczyzna pracował jako opiekun starszego pana. Trochę nietypowe opowiadanie, jednak chętnie je czytałam. Trochę dziwnych słów i Warszawa roku 2030. Zakończenie dobre, chociaż nie spodziewałam się, że główny bohater może posunąć się do czegoś takiego.
Opowiadanie "Potęga wuzetki" może być. Zaczęła się fajnie, nawet ciekawie, ale potem było dla mnie coraz gorzej.
Opowiadanie "Złoty Dysk Azteków czyli trzej geniusze, blondynka i Gołąb na końcu świata" było chyba najweselsze i najśmieszniejsze ze wszystkich. Reszta była raczej taka poważna, smutna. To opowiadanie przedstawiało czterech znanych w dziejach historii postaci i jedną zwykłą Polkę. Jak dla mnie trochę za dziecinne.
Opowiadanie "2012 - zdarcie tytanów" nie podobało mi się. Nie za bardzo rozumiem o co tam chodzi i jak dla mnie jest ono trochę bez sensu. Krótkie i kończy się dziwnie.
Opowiadanie "Przypadki senatorowej K." nawet mi się podobało. Historia Anny, która wydawała się idealną żoną dla senatora, a później i tak zaczęła zdradzać go z aktorem. Spodziewałam się innego zakończenia,...
2012-01-25
Dzisiaj kończysz 18 lat. Twoi rodzice pozwalają zorganizować ci imprezę z najbliższymi przyjaciółmi na statku. Po długiej nocy, budzi cię dziwny dźwięk. Niestety nie wiesz jeszcze wtedy, że już jesteś martwa...
"Skaczę do wody. Otacza mnie ciepło i jasność. W ogóle się nie boję."*
Elizabeth Valchar popularna i piękna dziewczyna budzi się na statku po imprezie po urodzinowej. Słysząc dziwny dźwięki wychodzi sprawdzić co się dzieje. Znajduje swoje ciało. Przerażona wie już wtedy, że jest martwa, tylko nie jest w stanie dopuścić tego do swoich myśli. Niespodziewanie odwiedza ją inna osoba, również martwa - Alex Berg. Chłopak chociaż czuje wstręt do dziewczyny postanawia jej pomóc, wierząc, że został zesłany jej z konkretnego powodu. Liz razem z Aleksem śledzą bieg wydarzeń, zaglądają w przeszłość dziewczyny próbując rozwiązać zagadkę. Dlaczego dziewczyna nie żyje i czy to było morderstwo? Krok po kroku dziewczyna odtwarza swoją przeszłość, oglądając najgorsze, najsmutniejsze, najweselsze, czy najlepsze wspomnienia. Dziewczyna nie była zadowolona ze swojej śmierci. W końcu zostawiła swojego ojca, swoją popularność, swoich najlepszych przyjaciół i swojego jedynego chłopaka Richiego Wilsona. Jednak... Gdy dowie się o sobie prawdy, będzie wstanie to zaakceptować?
Jessica Warman jest amerykańską pisarką. Jej powieść "Pomiędzy światami" nie jest jej jedyną książką. Autorka napisała jeszcze dwie inne znakomite powieści. "Pomiędzy światami" jest historią o dziewczynie zamkniętej między życiem a śmiercią. Zaczynając tą książkę nie spodziewałam się po niej wiele. Myślałam, że to będzie kolejna powieść, w której dziewczyna zostaje duchem i robi wszystko by wrócić do ludzkiej postaci. Zostałam mile zaskoczona.
"- Kocham cię, Richardzie Wilson - mówię. - Zawsze cię kochałam. I zawsze będę cię kochać."**
Zacznę od tego, że jest to typowa powieść fantasy. Jak większość książek fantasty "Pomiędzy światami" ma zachwycają okładkę. Widać na pierwszy rzut oka, że ta dziewczyna ma jakąś tajemnicą. Kolory na okładce również mi się podobają. Jestem zachwycona tym odcieniem niebieskiego. Książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Zaczęłam czytać ją z mieszanymi uczuciami, jednak po trzech pierwszych rozdziałach książka wciągnęła mnie. Byłam tak zafascynowana tą popularną dziewczyną i tym zwykłym chłopakiem, że nie mogłam oderwać się od książki. Chciałam tylko poznać ten ich świat i uczestniczyć w nim. Czyta się ją szybko, bez zbędnych przystanków. Chociaż zauważyłam tam jedną czy dwie literówki, które strasznie rzuciły mi się w oczy. Jednak te błędy ani trochę nie zniżają mojego zdania o książce, gdyż jestem nią zachwycona.
Teraz, by wybić się z taką książką trzeba mieć naprawdę genialny pomysł. Mogę przyznać szczerze, że pani Jessica to osiągnęła. Nie mogłam oderwać się od książki, a losy bohaterki wzruszały mnie. W niektórych momentach miałam ochotę wręcz się popłakać. Czasami miałam ochotę krzyknąć coś do jakiegoś bohatera by się ruszył, zrobił coś, a on jak za zaklęciem robił to. Miłość Elizabeth i Richarda była niesamowita. Chociaż byli tak różni to kochali się z całego serca. Gdy chłopak kładł się na jej grób - płakałam. Niby zwykli nastolatkowie, jednak miłością przekraczali nawet udane małżeństwa. Spodziewałam się jakiegoś szczęśliwego zakończenia, czyli w którym dziewczyna powstaje z martwych i żyje tak jak dawniej. Jednak nie dostałam go, ale dostałam inne cudowne zakończenie.
" - Z nikim. Gdybym nie mógł mieć ciebie, nie chciałbym żadnej innej dziewczyny.
Biorę go za rękę.
- Naprawdę?
- Naprawdę. - Całuje mnie w czoło. - Pamiętasz? Pasujemy do siebie.
- Tak. - Przytulam policzek do jego policzka. - Pasujemy - szepczę z ustami tuż przy jego uchu."***
Sądzę, że każda osoba byłaby zachwycona tą książki. I młodsi i starsi czytelnicy. Sądzę, że nie rozczarujecie się. Piękna historia o miłości, ciekawy pomysł na książkę, interesujące postacie... Wszystko razem wzięte tworzy idealną całość. Książka podoba mi się i z ręką na sercu daję 10/10.
* cytat ze strony 447.
** cytat ze strony 443.
*** cytat ze strony 335.
Dzisiaj kończysz 18 lat. Twoi rodzice pozwalają zorganizować ci imprezę z najbliższymi przyjaciółmi na statku. Po długiej nocy, budzi cię dziwny dźwięk. Niestety nie wiesz jeszcze wtedy, że już jesteś martwa...
"Skaczę do wody. Otacza mnie ciepło i jasność. W ogóle się nie boję."*
Elizabeth Valchar popularna i piękna dziewczyna budzi się na statku po imprezie po...
2011-12-31
Nie miałam jeszcze do czynienia z twórczością pana Schmitta. Jego powieść "Oskar i Pani Róża" podbiła serca czytelników. Było bardzo wiele pochlebnych opinii na temat tego francuskiego pisarza, że z wielką chęcią sięgnęłam po "Kiki van Beethoven". Jednak przyznam szczerze, że rozczarowałam się. Od samego początku, książka w żaden sposób nie wciągnęła mnie. Nawet osobiste przeżycia i uczucia autora nie wciągnęły mnie. Co kilka minut, nawet najmniejszy dźwięk odrywał mnie od lektury, powodując tym samym moją dezorientację.
Zacznę może jednak od tego, o czym w ogóle jest ta książka. Autor podzielił ją na dwie części. W pierwszej przedstawił nam staruszkę, która była kiedyś zakochana w muzyce Beethovena. Jednak, gdy odnalazła jego maskę, maskę która powinna grać - nie usłyszała żadnej muzyki. Razem z koleżankami zastanawiała się, czy to wina kompozytora, czy to wina ich, że się zmieniły? Pierwsza część cała jest zapchana bólem, Beethovenem, poszukiwaniami, sensem, miłością. Liczy sobie tylko kilkadziesiąt stron, a kończy się tak jak można przewidzieć. Szczęśliwym zakończeniem i miłością do kompozytora. Druga część to już osobiste przeżycia autora. Zawarta jest tutaj walka między nim a Beethovenem. Wspomina tam wiele innych kompozytorów, ale to właśnie dzięki temu jednemu nauczył się tak wiele.
Cała książka jest o muzyce, o miłości do niej, o tym co muzyka opowiada. Te sto kilkadziesiąt stron nie zachwyciło mnie. Ta pierwsza część, czyli krótkie opowiadanie "Kiki van Beethoven" skupiało się tylko na tym, by pogodzić się ze wszystkim co kiedyś było. Druga część jest przepełniona emocjami. Co piąte słowo wręcz się zacinałam. Uwielbiam takie opisy uczuć, myśli, gdzie możemy połączyć się z autorem, czy głównym bohaterem. Jednak tego było dla mnie za wiele. Jak wspomniałam wcześniej każdy najmniejszy dźwięk rozpraszał mnie. Nie dałam rady skupić się na tej książce. Spodobał mi się styl autora, to jak dokładnie układa wszystko w słowa, by to wszystko miało jakąś całość. To jak w każdym fragmencie skupia się na danym temacie. Jego silne starania na przekazania nam przemyślan Beethovena, to że każdym koncertem pokazywał radość. Jednak dla mnie to wszystko było po prostu nużące.
Podsumuję to krótko, bo mam małą pustkę w głowie po przeczytaniu tej książki. Książka zapewne spodoba się wybranym osobom, czy tym osobom, które szczególnie lubią coś w twórczości pana Schmitta. Jednak jak na początek przygody z tym autorem ta książka nie wydaje mi się idealna.
Nie miałam jeszcze do czynienia z twórczością pana Schmitta. Jego powieść "Oskar i Pani Róża" podbiła serca czytelników. Było bardzo wiele pochlebnych opinii na temat tego francuskiego pisarza, że z wielką chęcią sięgnęłam po "Kiki van Beethoven". Jednak przyznam szczerze, że rozczarowałam się. Od samego początku, książka w żaden sposób nie wciągnęła mnie. Nawet osobiste...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-10-29
Miłość jest chyba najważniejszą rzeczą, który podtrzymuje nasz świat. Sam autor tej powieści chyba taki sądzi. Alessandro D'Avenia jest dopiero debiutującym autorem, jednak jego powieść "Biała jak mleko, czerwona jak krew" jest wysokiej klasy mistrzostwem. Jego styl pisania, niesamowite opisy uczuć i poglądów, wciągają czytelnika od pierwszej strony. Wzrok mamy skierowany na książkę, nie zamartwiamy się niczym, chcemy czytać tylko to co stworzył autor.
Leo jest młody, odważny, trochę bezczelny. Jednak niesamowicie mocno, zakochany w Beatrice tą świeżą, pierwszą miłość. Nie widzi świata poza tą ognistorudą dziewczyną. Gdy widzi ją gdzieś na korytarzu, w szkole jego wzrok momentalnie wędruje w jej stronę. Chłopak jest beznadziejnie zakochany. Oparcie znajduje w swojej przyjaciółce - Silvii, która jest przy nim zawsze i wszędzie. Jest jego opoką. Jego aniołem stróżem. Co sam Leo tak twierdzi. Poza Silvią, ma jeszcze swoją bratnią duszę, swego "brata bliźniaka" - Niko. Po pewnym czasie na zastępstwo na historię, trafia do nich około trzydziestoletni mężczyzna, który pomaga Leonardowi odkryć jego prawdzie marzenie. Chłopak zrobi wszystko by je odkryć i dowiedzieć się, czym jest prawdziwa miłość.
"Biała jak mleko, czerwona jak krew" zaraz po wydaniu została okrzyknięta przez czytelników bestsellerem. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Powieść jest jakby typowo psychologicznym utworem. Pomaga spojrzeć na świat z innej perspektywy. Liczy się tutaj tylko miłość i marzenia. Autor tworzy niesamowite opisy, o tym jak wygląda miłość. O tym jaka jest miłość. My możemy o tym tylko w kilku słowach powiedzieć, ale czy potrafimy naprawdę stwierdzić czym jest miłość? Czym ona tak naprawdę, jest DLA NAS? W książce naprawdę jest dużo opisów. Ja jestem fanką dialogów. Mnie opisy po prostu przynudzają, czasami przerażają. Jednak w tej książce było to coś naturalnego. Miałam po prostu gdzieś dialogi. Chciałam czytać tylko, jak patrzy się na świat. Chciałam czytać wszelkie próby szukania marzenia, których podejmował się Leo. Stwierdziłam, że dzięki niemu może, ja będę wiedzieć czym jest dla mnie marzenia? Jakie w ogóle ja mam marzenie. Chłonęłam każe słowo, każde zdanie, każdą myśl którą za pomocą bohatera wypowiadał się autor. Stwierdziłam, że coś w tym jest. Coś z czego my nie zdajemy sobie sprawy. Że moje marzenia są tak naprawdę, zwykłymi myślami. Tak naprawdę swoje prawdzie marzenie mam gdzieś zakopane w sercu, tylko nie staram się go znaleźć.
Powieść ta jest idealna dla wszystkich. Dla mężczyzn, dla kobiet, dla nastolatków, dla starszych ludzi... Dla wszystkich. Jest współczesnym love story, ale jest również prawdziwą skarbnicą dzięki której możemy przekonać się o naszych prawdziwych marzeniach. Język autora, nie jest potoczny. Jest bardziej dojrzały. Jednak jest taki, że każdy będzie mógł zrozumieć o co tam chodzi. Pasująca idealnie dla tych, którzy są świeżo zakochani, bądź nigdy nie zaznali miłości.
Obie okładki i polska, i włoska mają w sobie coś co zachwyca. Na tej i na tej jest przedstawiona rudowłosa dziewczyna. Na każdej jej włosy są czerwone jak krew, a skóra biała jak mleko. Idealnie pasują do powieści, lecz mnie jednak mnie bardziej podoba się ta nasza polska. Ma w sobie coś bardziej tajemniczego i takiego uspokajającego...
Podsumowując - książka słusznie stała się bestsellerem. Jest zachwycająca, wręcz nie sposób się od niej oderwać. Wciąga od pierwszej strony, aż po ostatnią. Jest idealna dla wszystkich, choćby nawet dla tych którzy zostali oszukani przez miłość. Niech przekonają się, że prawdziwa miłość istnieje i jest jak najbardziej możliwa.
Miłość jest chyba najważniejszą rzeczą, który podtrzymuje nasz świat. Sam autor tej powieści chyba taki sądzi. Alessandro D'Avenia jest dopiero debiutującym autorem, jednak jego powieść "Biała jak mleko, czerwona jak krew" jest wysokiej klasy mistrzostwem. Jego styl pisania, niesamowite opisy uczuć i poglądów, wciągają czytelnika od pierwszej strony. Wzrok mamy skierowany...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Miło było przeczytać wreszcie o dziewczynie wampirze. Szybki zwrot akcji.
Miło było przeczytać wreszcie o dziewczynie wampirze. Szybki zwrot akcji.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to