Spal pracownię matematyczną... i sam sobie wymyśl matematykę Jason Wilkes 7,4
![Spal pracownię matematyczną... i sam sobie wymyśl matematykę](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4799000/4799740/586468-352x500.jpg)
ocenił(a) na 36 lata temu "Spal pracownię matematyczną ... i sam sobie wymyśl matematykę" napisana przez Jasona Wilkesa to - jak głosi napis na okładce - najbardziej niekonwencjonalna nauka matematyki. Ja jestem nią rozczarowana. Myślałam, że poznam tę niekonwencjonalną naukę, a tymczasem większość rozwiązań znam z polskich szkół, gdzie stosuje się je od lat.
Autor ukończył studia na kierunku fizyka matematyczna i zajmuje się badaniem mózgu i ludzkiego zachowania za pomocą matematyki.
Przez 13 lat nauki w szkole podstawowej i średniej miał z uczeniem się matematyki kiepskie doświadczenia z powodu złego systemu edukacji, niezrozumiałych podręczników pełnych "matematycznego bełkotu" i nakazu uczenia się jej na pamięć. To się zmieniło, gdy w księgarni natknął się na książkę, w której spodobało mu się tłumaczenie rachunku różniczkowego i całkowego. I tak zaczęła się jego przygoda, którą nazywa zabawą, z matematyką.
Nie widziałam amerykańskiego podręcznika do matematyki, więc nie wiem, o czym pisze autor. Mam za sobą jednak jego książkę, która - dla mnie - jest matematycznym bełkotem wypełnionym odstraszającymi wzorami, nazywanymi przez autora skrótami. Z moich doświadczeń wynika, że to właśnie wzory matematyczne i teoretyczne dywagacje odstraszają uczniów najbardziej. A to serwuje (i to w nadmiarze) czytelnikowi autor.
Autor tłumaczy, że jego sposób przedstawienia różnych zagadnień matematycznych jest zrozumiałe i nie wymaga uczenia się. Czyżby? Przecież tych zapisów człowiek musi się nauczyć, jak każdych innych.
Podobało mi się jedynie wytłumaczenie dylatacji czasu i teoretyczne uzasadnienie, dlaczego liczba podniesiona do potęgi zerowej wynosi 1 (znam i stosuję lepsze - praktyczne, widowiskowe i bardziej zrozumiałe na etapie czwartej klasy, gdy się to wprowadza w Polsce).
Autor rozśmieszył mnie nazywaniem wzorów i symboli skrótami, a funkcji - maszynkami. Swoją drogą zapraszam Pana do Polski - w antykwariatach na pewno znajdzie Pan podręczniki do matematyki, gdzie pojęcie funkcji jest tak samo nazywane od prawie 20 lat! Jak widać, autorzy tego podręcznika zrobili to wcześniej i z czasem z tego zrezygnowali, bo po co wprowadzać zamieszanie? Graficzne wprowadzenie wzorów skróconego mnożenia (mnożenie sum algebraicznych) też Pan znajdzie w niemal każdym podręczniku do matematyki w gimnazjum (klasa 2).
Przedstawienie rozumowania, a nie wprowadzenie teorii na wiarę, nie zawsze skutkuje w Polsce tym, o czym marzy autor. Dlaczego? Bo wysiłki nauczycieli i startery autorów podręczników to jedno, ale nie możemy zapominać, że do pełni sukcesu jest jeszcze potrzebna wola i wysiłek umysłowy ze strony uczącego się. Autor miał jedno i drugie, do czego się przyznaje i o czym świadczy podjęcie przez niego studiów matematycznych i praca zawodowa wykorzystująca matematykę.
Rozbawił mnie też dialog na końcu książki Matematyki z nauczycielką. Nie ten adres! Jak jest w USA nie wiem. Wiem natomiast jak jest w Polsce - nauczyciele są w tej chwili zobligowani do realizacji podstawy programowej, która w ubiegłym roku po raz kolejny została zmieniona (do tego kuratoria narzuciły, by każdy nauczyciel odbył szkolenie na ten temat). Miałam okazję być na spotkaniu z dwoma autorami podstawy programowej z matematyki na etapie szkoły podstawowej. Jak ma być ona przystępna i zrozumiała, skoro tworzy ją zespół ludzi przekonanych o własnej doskonałości i nieprzyjmujących praktycznych komentarzy w konsultacjach społecznych? Na szczęście podstawa programowa obejmuje tylko wykaz treści, które trzeba zrealizować. Metody pracy mogą dobierać sami. I życzę im wszystkim, by nigdy nie zabrakło im świetnych pomysłów na lekcje z pożytkiem dla uczniów!