rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Czysty relaks.

Czysty relaks.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa historia, ale napisana w taki sposób, że momentami tylko przeskakiwałam fragmenty tekstu, żeby oszczędzić sobie grafomaństwa autorki.

Bardzo ciekawa historia, ale napisana w taki sposób, że momentami tylko przeskakiwałam fragmenty tekstu, żeby oszczędzić sobie grafomaństwa autorki.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka. Liberti przygląda się z bliska przemysłowej produkcji wieprzowiny, soi, tuńczyka w puszce i koncentratu pomidorowego rozmawiając z różnymi przedstawicielami tej układanki. W bardzo przystępny sposób wyjaśnia mechanizmy, które doprowadziły do obecnej sytuacji, w której jedzenie jest produkowane pozornie tanio, a faktycznie ogromnym kosztem, który ponosi planeta i my wszyscy. Najbardziej uderza mnie to, że najbardziej poszkodowani są w tym wszystkim najubożsi; drobni rolnicy i przedsiębiorcy, którzy zostają pozbawieni źródła dochodu i godnego życia. Szczególnie zapadła mi w pamięć historia jednego z nich. Prince Bony, rolnik uprawiający pomidory, będąc ostatnim trybikiem w machinie, zostaje zmuszony do emigracji z Ghany do Włoch, bo jego warzyw nikt nie kupuje. Przyczyną tego stanu rzeczy są umowy handlowe umożliwiające nieograniczony handel w regionie i dosłownie zalanie Ghany tanimi pomidorami transportowanymi przez tzw. przedsiębiorstwa-szarańcze z Chin, gdzie są uprawiane przez robotników i dzieci pracujących za głodowe stawki. Prince Bony opuszcza więc swoją małą uprawę pomidorów, które sprzedawał na lokalnym targu i wyjeżdża do Włoch, gdzie mieszka bez prawa pobytu i pracuje na czarno, za grosze, kontrolowany przez mafię... przy uprawie pomidorów.

Jeden rozmówców Liberti'ego, którego nazywa on "najbardziej reprezentatywną twarzą przedsiębiorstw-szarańczy" mówi: "Nie robię tego dla pieniędzy, ale po to, żeby się rozwijać, pokazać sobie ile jestem wart. Robię to dla smaku wygranej". Moim zdaniem w tych słowach kryje się odpowiedź na przyczynę powstawania i napędzania się krwiożerczych strategii. Potrzeba udawadniania sobie swojej wartości, to głód, którego nie da się zaspokoić. Idąc trochę dalej, uważam, że niskie poczucie własnej wartości i chęć dowiedzenia czegoś sobie i innym kryje się za wieloma, jeśli nie za wszystkimi okrucieństwami na świecie, popełnianymi w majestacie prawa lub nie.

Liberti prezentuje w swoim reportażu różne środowiska i punkty widzenia. Oprócz drobnych rolników i handlarzy, prezesów wielkich firm jego rozmówcami są także naukowcy, aktywiści, przedsiębiorcy slow-food. Jedyne czego mi tu brakuje to bliższego odniesienia do świata wielkiej polityki i kulisów powstawania umów międzynarodowych. Przeraża mnie to, że system, o którym czytamy w książce jest zgodny z prawem, czy wręcz prawo jest tak tworzone, żeby było zgodne z systemem.

Odejmuję trzy gwiazdki za nieco nadęty ton autora.

Świetna książka. Liberti przygląda się z bliska przemysłowej produkcji wieprzowiny, soi, tuńczyka w puszce i koncentratu pomidorowego rozmawiając z różnymi przedstawicielami tej układanki. W bardzo przystępny sposób wyjaśnia mechanizmy, które doprowadziły do obecnej sytuacji, w której jedzenie jest produkowane pozornie tanio, a faktycznie ogromnym kosztem, który ponosi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka to nie tylko biografia, ale też niezwykle ciekawa opowieść o tym jak powstawały produkty, które dziś są elementem naszej codzienności. Jestem pod ogromnym wrażeniem lekkości z jaką Isaacson przedstawił solidną dawkę wiedzy na temat narodzin epoki cyfrowej, mimo, że niektóre fragmenty były moim zdaniem niedopracowane; czasem miałam wrażenie, że czytam zbiór notatek na pewien temat, a nie spójny tekst, zdarzało się jednak to tak rzadko, że nie odbierało radości z czytania. Tym co niestety nieco tej radości odebrało i za co odbieram 3 gwiazdki jest odczucie, że Steve Jobs miał wpływ na ostateczny wydźwięk książki, który ujęłabym tak: "Jobs to dupek, ale któż z nas nie jest czasem dupkiem? Ten dupek był inteligentny, zadziorny, to wizjoner i geniusz, który stworzył wspaniałe produkty i dlatego go kochamy i dlatego w ostatecznym rozrachunku jest jednak bohaterem, mimo tego jak źle traktował ludzi w swoim otoczeniu, w tym własne dzieci." Bardzo zirytował mnie fragment, w którym czytamy łaskawą ocenę, że Lisa była dobrym dzieckiem. Jasne, że była dobrym dzieckiem, bo była tylko dzieckiem, bez względu na to co zrobiła lub czego nie zrobiła; to przecież Jobs, jako ojciec, stworzył kształt tej relacji. Skąd w ogóle pomysł, aby autor książki, Jobs lub ktokolwiek inny oceniał dziecko, dojrzewające czy dorosłe, jako dobre albo złe? Na początku książki miałam więcej sympatii dla Jobsa, bo przynajmniej czułam, że się nie wybiela. Później jednak Isaacson, mam wrażenie, może nie pisał pod dyktando Jobsa, ale chyba po prostu dał mu się uwieść, tak jak wielu innych ludzi, łącznie z tymi, których krzywdził. Tym co najbardziej mnie w Jobsie wkurza, oprócz tego jak traktował ludzi, w tym swoje córki (syna traktował, zdaje się, bardzo dobrze), jest przypisywanie sobie pomysłów innych osób. Podejrzewam, że nigdy nie dowiemy się, które pomysły były faktycznie jego autorstwa, a które tylko sobie przypisał lub pozwolił żeby mu przypisano, tak jak słowa: "Ludzie wystarczająco szaleni, żeby myśleć, że zmienią świat, są tymi, którzy to robią". W książce jest opisane jak powstawała ta słynna reklama; Isaacson wskazuje na jedno zdanie, które zaproponował Jobs, ale to nie są te słowa.

Ta książka to nie tylko biografia, ale też niezwykle ciekawa opowieść o tym jak powstawały produkty, które dziś są elementem naszej codzienności. Jestem pod ogromnym wrażeniem lekkości z jaką Isaacson przedstawił solidną dawkę wiedzy na temat narodzin epoki cyfrowej, mimo, że niektóre fragmenty były moim zdaniem niedopracowane; czasem miałam wrażenie, że czytam zbiór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wczoraj w nocy, po przeczytaniu książki zastanawiałam się czemu w przytoczonej na okładce recenzji Tadeusz Nyczek napisał "pysznie było, a teraz czemu łeb chce oderwać?" Zastanawiałam się niezbyt długo, zasnęłam spokojnie z przekonaniem, że właśnie przeczytałam świetną książkę o ludzkim dramacie z niewiarygodnym, bo szczęśliwym zakończeniem. Dziś chcąc napisać recenzję zaczęłam czytać jeszcze raz niektóre fragmenty i mnie też łeb chce oderwać. Po tej książce mam w głowie mętlik podobny do tego po imprezie, na której urwał nam się film (nie nam się urwał! nie nam, tylko mi, mnie, ja!). Bardzo dobra treść podana w doskonałej formie.

Wczoraj w nocy, po przeczytaniu książki zastanawiałam się czemu w przytoczonej na okładce recenzji Tadeusz Nyczek napisał "pysznie było, a teraz czemu łeb chce oderwać?" Zastanawiałam się niezbyt długo, zasnęłam spokojnie z przekonaniem, że właśnie przeczytałam świetną książkę o ludzkim dramacie z niewiarygodnym, bo szczęśliwym zakończeniem. Dziś chcąc napisać recenzję...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W jednej z recenzji przeczytałam, że dwie pierwsze części sagi mogą zniechęcić, później natomiast zaczyna się wspaniała przygoda. Tylko dzięki zapoznaniu się z tą opinią udało mi się zmobilizować i doczytać do końca. Planuję przeczytać kolejne części, mam nadzieję, że się nie zawiodę.

W jednej z recenzji przeczytałam, że dwie pierwsze części sagi mogą zniechęcić, później natomiast zaczyna się wspaniała przygoda. Tylko dzięki zapoznaniu się z tą opinią udało mi się zmobilizować i doczytać do końca. Planuję przeczytać kolejne części, mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest napisana lekkim, przystępnym językiem, a losy bohaterów wciągnęły mnie od pierwszych stron. Moje nadzieje na ciekawą i niebanalną historię opowiedzianą bez silenia się na niezrozumiałe zwroty akcji w fabule rosły wraz z ilością przeczytanych stron. W którymś momencie jednak, dość wcześnie niestety, zaczęłam mieć przeczucie, że kiedy skończę czytać będę zawiedziona i wzmagało się ono równie szybko jak wcześniejsze nadzieje. Moim zdaniem, książka zawiera w sobie zbyt wiele wątków, które nie łączą się spójnie z fabułą, a na dobrą sprawę mogłyby posłużyć do napisania innej opowieści. Tutaj zostały nakreślone, a następnie porzucone bez należytego rozwinięcia i wyjaśnienia. Przy takiej mnogości wydarzeń, trudno jest zrozumieć uczucia bohaterów i ich motywacje; w mojej opinii nie są one przekonujące. Być może taki zabieg był celowy, być może chodziło o to żeby podkreślić, że obserwując ludzi i ich postępowanie mamy tylko garstkę wiedzy o nich i o tym co nimi kieruje, a i oni (my) sami nie do końca rozumieją swoje postępowanie. Jeśli tak, to w takim razie nie jest to pozycja dla mnie, bo w książkach szukam albo przyjemności i zabawy albo lepszego zrozumienia siebie i innych ludzi. Tutaj tego nie znalazłam.

Książka jest napisana lekkim, przystępnym językiem, a losy bohaterów wciągnęły mnie od pierwszych stron. Moje nadzieje na ciekawą i niebanalną historię opowiedzianą bez silenia się na niezrozumiałe zwroty akcji w fabule rosły wraz z ilością przeczytanych stron. W którymś momencie jednak, dość wcześnie niestety, zaczęłam mieć przeczucie, że kiedy skończę czytać będę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niektóre wątki mnie wciągnęły, kilku bohaterów wzbudziło moją sympatię, opis życia w Indiach bardzo sugestywny, a przede wszystkim książka ta parę razy mnie rozbawiła, dlatego daję aż 4 gwiazdki za tę opasłą grafomanię.

Niektóre wątki mnie wciągnęły, kilku bohaterów wzbudziło moją sympatię, opis życia w Indiach bardzo sugestywny, a przede wszystkim książka ta parę razy mnie rozbawiła, dlatego daję aż 4 gwiazdki za tę opasłą grafomanię.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Eat, pracy and love" dostałam w prezencie kiedy intensywnie uczyłam się języka angielskiego i szukałam czegoś, co będzie połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Książka zdecydowanie spełniła moje oczekiwania. Elisabeth Gilbert ma wspaniałe poczucie humoru i dar opowiadania. Czytając o tym jak jedząc pizzę po prostu zakochała się w jej smaku i zaczęła się zastanawiać, czy ona (pizza) odwzajemnia jej uczucia, po prostu śmiałam się w głos. Podoba mi się w tej książce wszystko, łącznie z cukierowym zakończeniem. Polecam serdecznie jako wspaniałą rozrywkę.

"Eat, pracy and love" dostałam w prezencie kiedy intensywnie uczyłam się języka angielskiego i szukałam czegoś, co będzie połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Książka zdecydowanie spełniła moje oczekiwania. Elisabeth Gilbert ma wspaniałe poczucie humoru i dar opowiadania. Czytając o tym jak jedząc pizzę po prostu zakochała się w jej smaku i zaczęła się zastanawiać, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W opisie książki czytamy: "uzmysławia, jak różnie można pojmować piękno i brzydotę, normalność i dziwaczność, świętość i obsceniczność." Recenzje, które przeczytałam także w ten sposób interpretują "Jarmark odmieńców". Ja chyba jestem tutaj odmieńcem, bo dla mnie jest to książka nie o relatywnym postrzeganiu świata, ale o toksycznych rodzicach i o tym, do czego prowadzi sytuacja, gdy dzieci nie są kochane mądrą miłością, takimi jakimi są.

Arty, bóg w rodzinie, od dziecka był przyzwyczajony do bycia uwielbianym. Brak uwielbienia ze strony otoczenia oznaczał dla niego brak akceptacji, dlatego był perfekcjonistą we wszystkim co robił i dlatego stworzył arturianizm. Chciał oklaskami zaspokoić głód akceptacji, akceptacji tego jakim jest. Arty to narcyz, miłość otoczenia jest dla niego celem w życiu, a jednocześnie gardzi tymi, którzy szczerze go kochają (przede wszystkim Oly), bo w głębi duszy gardzi sam sobą. Ktoś kto go szczerze kocha nie może (w jego odczuciu) być godzien szacunku.

Oly, która prowadzi narrację przez większą część książki, także jest ofiarą swoich toksycznych rodziców. Kiedy wyprowadza się z wozu cyrkowego do domu zbudowanego na fundamentach czuje się źle. Mówi, że nie tak nauczyła się żyć. Dla niej cyrk jest prawdziwym życiem, a mieszkanie w stabilnym domu, to nijakość. Ja interpretuję to w taki sposób, że cyrk, ale "cyrk emocjonalny" jest dla niej prawdziwym życiem. W emocjonalnym cyrku Binewskich znała swoją rolę i wiedziała jak ją odgrywać. Całe dorosłe życie analizuje rodzinną historię, emocjonalnie nigdy się stamtąd nie wyprowadziła, chociaż miała taką możliwość kiedy poznała Poduszkę na Szpilki. Kiedy chciał z nią zbudować wspólne życie powiedziała: "zostaję z moją rodziną". To jest toksyczna miłość między dzieckiem a rodziną, miłość która nie pozwala rozwinąć skrzydeł i być szczęśliwym. Tytuł oryginału, "Geek love" znacznie lepiej oddaje treść książki. Myślę, że jego pseudonim, Poduszka na Szpilki, i to czym się zajmował w cyrku jest też metaforą tego jak czuje się osoba próbująca zbudować związek z dzieckiem toksycznych rodziców. Za swoje zaangażowanie dostaje szpilki i nigdy nie będzie dla swojego partnera ważniejsza od rodziców.

Siostry Elly i Iphy także nieuchronnie dążą do katastrofy. Od zawsze cenione za swoją urodę i talent nauczyły się myśleć, że to ich jedyne atuty i tylko to są w stanie zaoferować. Nie potraktowały na poważnie myśli, że mogą kogoś szczerze i z wzajemnością pokochać. Chora miłość, oparta na uwielbieniu zamiast akceptacji, to jedyne co znały.

I ostatnie z dzieci (tych, które przeżyły), Kurczak. Rodzice chcieli go zabić kiedy po urodzeniu okazało się, że nie ma żadnych deformacji. Kurczak nie ma rybiego ogona ani talentu muzycznego czy oratorskiego, ma za to najbardziej niezwykły dar: siłę woli. Kurczak jest normalny, nie chce uwielbiać ani być uwielbianym, chce po prostu kochać i być kochanym. Taka osoba w toksycznej rodzinie "rozwala system". System polega na tym, że ktoś dyktuje warunki, a inni go słuchają lub z nim walczą; jedni odbierają pokłony, inni je składają. Kurczak jako normalny był zagrożeniem dla systemu i dlatego miał umrzeć. Przetrwał dzięki swej silnej woli. I koniec końców jednak "rozwalił system". Spalenie cyrku przez Kurczaka jest moim zdaniem metaforą powiedzenia głośno, że dzieje się źle i nie tak wygląda kochająca się rodzina.

Bohaterzy książki, którzy szukają piękna w deformacjach i są z powodu swoich ułomności dumni, to moim zdaniem metafora desperackiego udowadniania samemu sobie, że to co przeżyli w domu rodzinnym nie jest niczym złym. Gdyby przyznali, że to co ich spotkało było złe musieliby pogodzić się ze stratą, a to przecież boli. Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych często gloryfikują swoich rodziców i nie odcinają się emocjonalnie od domu rodzinnego. Tak właśnie postępuje Oly. Co więcej, Oly nie godzi się by Miranda odcięła ogon, czyli nie godzi się na to, by Miranda przyznała, że to co ją spotkało było złe i odcięła się od tego. Miranda odcinając ogon zrobiłaby to samo, co zrobił Kurczak: "rozwaliłaby system", jedyny system jaki znała Oly i jedyny jaki uważała za słuszny.

Jaka jest w tym wszystkim rola bogatej ekscentryczki, która leczy odmieńców z odmienności, a piękne kobiety z urody? Myślę, że może ona być metaforą tego, że czasem łatwiej jest zajmować się problemami innych osób, zamiast własnymi.

Pytanie "co autor miał na myśli" po raz pierwszy w życiu dopadło mnie naprawdę poważnie, bo zdaje sobie sprawę, że moja interpretacja może wydać się komuś nadinterpretacją. Z pewnością będę wracać do tej książki, być może za kilka lat będzie dla mnie metaforą zupełnie innych życiowych cyrków.

W opisie książki czytamy: "uzmysławia, jak różnie można pojmować piękno i brzydotę, normalność i dziwaczność, świętość i obsceniczność." Recenzje, które przeczytałam także w ten sposób interpretują "Jarmark odmieńców". Ja chyba jestem tutaj odmieńcem, bo dla mnie jest to książka nie o relatywnym postrzeganiu świata, ale o toksycznych rodzicach i o tym, do czego prowadzi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza gwiazdka jest za język. Książka napisana jest lekko, obfituje w malownicze porównania i neologizmy. Za pomocą języka Bator oddaje smutny klimat smutnego miasta. "Miał twarz kogoś, kto tuż przed snem je odsmażane mięso i śni koszmary, a potem budzi się o czwartej rano, by zapalić papierosa w pokoju o zaciągniętych zasłonach, pełnym ciężkich mebli i kurzu." Od razu mam w głowie wizerunek tego taksówkarza, jego zmęczone i sfrustrowane spojrzenie. Równie łatwo wyobrazić sobie Babcyjkę, która w "galancich kamaszkach" "kotrupki głodnym niesie". Barwny język to moim zdaniem największy atut tej książki.

Druga gwiazdka jest za postać Ewy. Niezwykła wyobraźnia w jaką uzbroiła ją Autorka pozwala jej bronić Alicję i siebie przed rzeczywistością kotojadów. Z tej wyobraźni Alicja tworzy sobie na długie lata pancerz, spod którego obserwuje świat pisząc swoje reportaże. Niestety ten pancerz, choć chroni przed zranieniem, odbiera też możliwość odczuwania radości i piękna tego świata. I w taki sposób jest przedstawiony świat w książce. Jest ciemno (prawie noc), wilgotno, zimno, a ludzie są brzydcy, smutni i sfrustrowani. Dla Alicji wszystko co dobre zniknęło wraz z Ewą.

Trzecia gwiazdka jest za wartko płynącą akcje. Wałbrzych w obrazie Bator to senne miasto, a jednak wciąż coś się dzieję, choć wszystkie wydarzenia są jak ze snu właśnie, a właściwe sennego koszmaru. Tutaj powoli kończą mi się gwiazdki. Postaci sprawiają wrażenie jakby całe życie spędziły jako skamieniały kinder, który czeka, aż Alicja go obudzi swoim pojawieniem się w mieście. Losy wszystkich bohaterów są w tajemniczy sposób powiązane z Alicją i ze sobą nawzajem, a kiedy akcja tego wymaga sprzątaczka z biblioteki przeprowadza Alicję tajemnymi przejściami. Jak we śnie, dzieje się bardzo dużo, a w związek przyczynowo-skutkowy między zdarzeniami aż trudno uwierzyć.

I czwarta gwiazdka... Nie wiem za co jest czwarta gwiazdka. Chyba za to, że doczytałam do końca, a to oznacza, że ta historia potrafiła mnie do pewnego stopnia wciągnąć, mimo tego, że pod sam koniec absurd gonił absurd tak szybko jak Alicja goniła Łabędzia. W zestawieniu z licznymi, i nic nie wnoszącymi do fabuły, opisami krzywdzenia dzieci, ostatnie strony wzbudziły we mnie wrażenie jakbym czytała reportaż w tabloidzie, nie książkę, która zdobyła literacką nagrodę. To odczucie przełożyło się niestety na moją opinię na temat całości książki.

Pierwsza gwiazdka jest za język. Książka napisana jest lekko, obfituje w malownicze porównania i neologizmy. Za pomocą języka Bator oddaje smutny klimat smutnego miasta. "Miał twarz kogoś, kto tuż przed snem je odsmażane mięso i śni koszmary, a potem budzi się o czwartej rano, by zapalić papierosa w pokoju o zaciągniętych zasłonach, pełnym ciężkich mebli i kurzu." Od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"A co myśleliście, kiedy mówiłem, że jestem popierdolony? Że to takie tam gadanie? Nie. Wiem, co mówię". Te słowa, najlepiej chyba opisują Hrabiego, bohatera "Ciała obcego" Rafała Ziemkiewicza.<br />
<br />
Hrabia. Patriota, wraz z kolegami obnażający układy i brudne interesy w Polsce po przemianach ustrojowych podejmuje się zlecenia dla niejakiego Nowaczyka, "symbolu wszystkich przekrętów i szwindli Trzeciej Najjaśniejszej". Hrabia. Głośno popiera stanowisko Watykanu w sprawach seksu przedmałżeńskiego, celibatu, antykoncepcji, a w przerwach między wygłaszaniem swych konserwatywnych poglądów zdradza żonę, Magdę, zmieniając kochanki jak rękawiczki. Przed Magdą udaje czułego, kochającego męża i mówi sam o sobie, że jest bezwolną, rozkochaną w niej pierdołą, ustępującą na każdym kroku. Jednocześnie marzy o tym, "żeby gwałcić kobietę, być jej władcą, dominować, trzymać ją krótko przy pysku i zmuszać, by mu dogadzała". Namiętnie ogląda fragment filmu pornograficznego, w którym aktorka łudząco podobna do jego żony jest brutalnie gwałcona. Marzy o tym, by w ten sposób uprawiać seks z Magdą, lecz dobrze wie, że jest to ostatnia rzecz, na którą ona się zgodzi. Zupełnie nie potrafią się dogadać, choć można przypuszczać, że bardzo się kochają. W końcu się rozwodzą, a Hrabia rozsiada się wygodnie w pociągu do piekła, a jak twierdzi, nie ma nic przyjemniejszego, niż jazda do piekła. Ma mnóstwo pieniędzy, alkohol na licznych imprezach leje się strumieniami, kobiety pchają się do jego "wielkiego jak pastwisko" łóżka, a najpiękniejsza z kochanek pozwala mu spełniać sadomasochistyczne zachcianki. Kiedy go poznajemy podróż już się kończy, zostało tylko kilka ostatnich stacji między Warszawą a Brycznem pod Suwałkami. Dojeżdza do piekła, jednak tam nie jest gorąco, a diabeł nie szturcha widłami. W piekle Hrabiego jest przeraźliwe zimno, a on jest zupełnie sam ze swoimi myślami.<br />
<br />
"Ciała obcego" Ziemkiewicza nie da się po prostu przeczytać i odłożyć na półkę, lub oddać koledze, jak w moim przypadku. To jest książka o której chce się rozmawiać. Dla mnie ta książka jest obrazem katolickiego fundamentalizmu i Kościoła katolickiego w ogóle. Uważam, że stosunek Kościoła katolickiego do spraw seksu bardzo często tworzy w ludziach poczucie winy z odczuwania potrzeb seksualnych i realizowania ich. Czarno-biały obraz "tych spraw" malowany od wieków przez Kościół, bo albo zupełna czystość, zimne prysznice i "sublimowanie potrzeb" albo przekroczenie granicy, która oznacza tylko staczanie się: zaczyna się od "nieskromnych uczynków wobec ciała", później jest seks przedmałżeński i "niepobożne" pozycje, a stąd już prosta droga do zdrady, wszelkich perwersji i nadużyć wobec dzieci i zwierząt. Czytając "Ciało obce" miałam wrażenie, że seks tak silnie jest dla Hrabiego związany z poczuciem winy, że ten nie potrafi już odczuwać przyjemności jeśli nie wiąże się ona z wyrzutami sumienia. Nie jest to tylko moja interpretacja, lecz Hrabia sam w którymś momencie mówi, że opowiadał kolegom taki żart: "a co właściwe ateisći mogą mieć z grzechu? Co oni mają za przyjemność z rzeczy, których nikt im nie zakazał [...] Chociaż było w tym żarcie ziarno prawdy. Pewnie nie odczuwałbym, nie przeżywał każdego z tych swoich rozkosznych upadków ani w części aż tak intensywnie, gdyby pożądanie i spełnienie nie splątały się z poczuciem winy i gorzkimi wyrzutami, że gubię duszę". Moim zdaniem takie splątanie seksu i wyrzutów sumienia wynika z tego, że od kiedy był małym chłopcem uczono go, że potrzeby seksualne są diabelską pokusą, którą należy pokonać zimnym prysznicem, a uleganie tym pokusom, czyli "nieskromne uczynki" wobec samego siebie jest grzechem. Mniej więcej od 12-tego roku życia Hrabia uczył się tej sekwencji: pokusa - nieskromny uczynek - wyrzuty sumienia - pokusa - nieskromny uczynek... i tak w kółko. Normalny seks nie wywołuje wyrzutów sumienia, ale gwałt na kobiecie - już tak. Czy gdyby Magda była namiętną kochanką i czułą żoną, a nawet zgodziła się na wszystkie perwersyjne pomysły Hrabiego to ich małżeństwo wyglądało by inaczej? Trudno gdybać, ale uważam, że bardzo prawdopodobne, że Hrabia w końcu i tak zdradził by ją bo poszukiwałby zakazanego owocu.<br />
<br />
Kolega, który mi pożyczył tę książke jest katolikiem z głębokiego przekonania, ja natomiast niekoniecznie. Kiedy przeczytałam "Ciało obce" byłam pewna, że ma on takie same jak ja zdanie na temat "Kościół katolicki a seks" i tak samo jak ja zinterpretował książkę. Okazało się, że jest wręcz przeciwnie; kolega, nie uważa, jak ja, że to "cały system jest spieprzony" lecz, że główny bohater nie wykazał się odpowiednio silnym charakterem by pokonać swe słabości. Na tym chyba polega największa wartość tej książki, że nie można jej zinterpretować jednoznacznie, Ziemkiewicz nie próbuje tu wyłożyć jakichś jedynie słusznych poglądów, lecz wzbudza dyskusje i każdy, bez względu na światopogląd posłucha tego co ma do opowiedzenia w pociągu miedzy Warszawą a Brycznem pod Suwałkami "katolicki fundamentalista, ale nie święty".

edit: Pisząc recenzję nie byłam na bieżąco (i nadal nie jestem) z publicystyką polityczną ani też z prywatnymi poglądami Autora. Próbkę tych poglądów mamy w komentarzu na temat reportażu o nastolatce zgwałconej przez zakonnika: "No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej niech rzuci pierwszy kamień... Ale jak zakonnik to kara konieczna". Te słowa pana Rafała Ziemkiewicza przekonały mnie, że palmę pierwszeństwa w interpretacji intencji i poglądów jakie Autor chciał przedstawić w "Ciele obcym" muszę jednak oddać koledze...

Czuję teraz ogromny niesmak, że przeczytałam tę książkę i dałam jej wysoką ocenę. Zmieniam z 7/10 na 1/10 licząc na to, że zniechęcę innych czytelników do lektury.

"A co myśleliście, kiedy mówiłem, że jestem popierdolony? Że to takie tam gadanie? Nie. Wiem, co mówię". Te słowa, najlepiej chyba opisują Hrabiego, bohatera "Ciała obcego" Rafała Ziemkiewicza.<br />
<br />
Hrabia. Patriota, wraz z kolegami obnażający układy i brudne interesy w Polsce po przemianach ustrojowych podejmuje się zlecenia dla niejakiego Nowaczyka, "symbolu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Temat książki, segregacja rasowa, sam w sobie jest bardzo poważny i jednocześnie interesujący; szczerze, naprawdę chciałam "Córkę Burgera" przeczytać i poznać bliżej historię RPA. Niestety, nie udało mi się. W mojej ocenie akcja toczy się zbyt leniwie, a opisy uczuć bohaterów są mało przekonujące.

Ponadto, choć to może nie wina książki a tłumaczenia, użyty w niej język jest sztuczny, np. "Róża Burger lubiła spożywać lunch [...]" lub "Ivy uaktualniła informacje Róży". To tylko wybrane cytaty znalezione na poczekaniu, niestety cała książka obfituję w tego typu fragmenty. Wydaje mi się, że jest to efekt bezrefleksyjnego tłumaczenia z języka angielskiego; moim zdaniem po polsku brzmi to nienaturanlnie.

Żeby być sprawiedliwą muszę zaznaczyć, że opisy ulicy i sposobu życia ludzi są bardzo dobre, czuje się parny klimat Czarnego Lądu. Niestety jednak, mnie to nie wystarczyło aby przeczytać tę książkę do końca. Szkoda.

Temat książki, segregacja rasowa, sam w sobie jest bardzo poważny i jednocześnie interesujący; szczerze, naprawdę chciałam "Córkę Burgera" przeczytać i poznać bliżej historię RPA. Niestety, nie udało mi się. W mojej ocenie akcja toczy się zbyt leniwie, a opisy uczuć bohaterów są mało przekonujące.

Ponadto, choć to może nie wina książki a tłumaczenia, użyty w niej język...

więcej Pokaż mimo to