rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przeczytałam na raty.
Historia nie tylko nie wciąga - wręcz nudzi.
Bohaterowie bez wyrazu snują się od wydarzenia do wydarzenia bez większego przekonania, a że snują się często osobno, to mnóstwo czasu poświęcają na przekazanie relacji pozostałym.
Limit znaków został przez autora wyrobiony i to chyba jedyne z czego Masterton może być dumny tym razem.

Przeczytałam na raty.
Historia nie tylko nie wciąga - wręcz nudzi.
Bohaterowie bez wyrazu snują się od wydarzenia do wydarzenia bez większego przekonania, a że snują się często osobno, to mnóstwo czasu poświęcają na przekazanie relacji pozostałym.
Limit znaków został przez autora wyrobiony i to chyba jedyne z czego Masterton może być dumny tym razem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo podoba mi się szata graficzna tej książki. I to chyba tyle jeśli chodzi o zachwyt. Ani to zabawne, ani straszne. Idealnie nijakie.

Bardzo podoba mi się szata graficzna tej książki. I to chyba tyle jeśli chodzi o zachwyt. Ani to zabawne, ani straszne. Idealnie nijakie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pokolenie Ikea" można napisać tylko raz i nawet Piotrowi C. nie uda się ten manewr po raz drugi.

Lekturę "Ostatniego tanga" można porównać do sytuacji, gdy na szkolnej dyskotece po raz kolejny poprosi to tańca ten sam chłopak. Nawet spoko, ale już wiesz, kiedy nadepnie na palce. Nie porywa.

"Pokolenie Ikea" można napisać tylko raz i nawet Piotrowi C. nie uda się ten manewr po raz drugi.

Lekturę "Ostatniego tanga" można porównać do sytuacji, gdy na szkolnej dyskotece po raz kolejny poprosi to tańca ten sam chłopak. Nawet spoko, ale już wiesz, kiedy nadepnie na palce. Nie porywa.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę sponsoruje literka A jak "alarmistyczny". Przy siódmym użyciu słowa w zdaniu, przestałam liczyć kolejne. Przyznam, że fascynacja autora tym przymiotnikiem szczerze mnie zaciekawiła. Dlaczego akurat ten?

Fanką Remigiusza Mroza nie jestem, na szczęście nie muszę być. Autorowi mało entuzjastyczne opinie czytelników raczej nie przeszkadzają, w zupełności wystarcza mu samozachwyt.

"Projekt Riese" musiałam przeczytać drugi raz po dwóch latach, bo nic nie pamiętałam. Jeśli trzeci tom nie ukaże się w najbliższym czasie, to podejrzewam, że ponownie zapomnę całość . Nie wiem czy znajdę w sobie tyle entuzjazmu do idei czytelnictwa, żeby zacząć wszystko od początku. Wątpię.

Książkę sponsoruje literka A jak "alarmistyczny". Przy siódmym użyciu słowa w zdaniu, przestałam liczyć kolejne. Przyznam, że fascynacja autora tym przymiotnikiem szczerze mnie zaciekawiła. Dlaczego akurat ten?

Fanką Remigiusza Mroza nie jestem, na szczęście nie muszę być. Autorowi mało entuzjastyczne opinie czytelników raczej nie przeszkadzają, w zupełności wystarcza mu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy pojawiła się na półkach "Operacja Mir", pomyślałam: o fajnie, dowiem się co dalej z bohaterami "Projektu Riese". W tym momencie uświadomiłam sobie, że w sumie nie tylko nie pamiętam co działo się w pierwszym tomie tej historii, ale nawet nie pamiętam imion bohaterów. I zasadniczo, to już powinno wystarczyć za recenzję tej książki.

Przeczytałam ją jeszcze raz. Kolejna lektura nie pomaga. Utrwala jedynie przekonanie, że autor obejrzał "Dark" albo zbyt szybko, albo w ogóle o jeden odcinek za dużo.

Kiedy pojawiła się na półkach "Operacja Mir", pomyślałam: o fajnie, dowiem się co dalej z bohaterami "Projektu Riese". W tym momencie uświadomiłam sobie, że w sumie nie tylko nie pamiętam co działo się w pierwszym tomie tej historii, ale nawet nie pamiętam imion bohaterów. I zasadniczo, to już powinno wystarczyć za recenzję tej książki.

Przeczytałam ją jeszcze raz....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mężczyzna, który zjadł orzeszki Marta Guzowska, Leszek K. Talko
Ocena 6,9
Mężczyzna, któ... Marta Guzowska, Les...

Na półkach:

Pomysł serialu literackiego - bardzo dobry!
Główna bohaterka - na pewno wyróżnia się zawodem i pragmatyzmem.
Nie wykluczam, że gdyby Agatha Christie parała się komedią kryminalną, pisałaby podobnie. Ale tego nie zakładam.
Lektura lekka, łatwa i przyjemna. Jednak czy pod koniec ostatniego odcinka sezonu, będę pamiętała, kto zabił w pierwszym? Nie mam tej pewności.

Pomysł serialu literackiego - bardzo dobry!
Główna bohaterka - na pewno wyróżnia się zawodem i pragmatyzmem.
Nie wykluczam, że gdyby Agatha Christie parała się komedią kryminalną, pisałaby podobnie. Ale tego nie zakładam.
Lektura lekka, łatwa i przyjemna. Jednak czy pod koniec ostatniego odcinka sezonu, będę pamiętała, kto zabił w pierwszym? Nie mam tej pewności.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak sprzedać nawiedzony dom? Najlepiej szybko.

Równie szybko można przeczytać tę książkę. Nawet nie trzeba wkładać wysiłku w zapominanie - historia sama zagubi się w setkach podobnych horrorów.

Jak sprzedać nawiedzony dom? Najlepiej szybko.

Równie szybko można przeczytać tę książkę. Nawet nie trzeba wkładać wysiłku w zapominanie - historia sama zagubi się w setkach podobnych horrorów.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Możliwe, że podczas lektury tej książki coś mi umknęło. Ale nie sądzę. Nie jest to aż tak skomplikowana proza.

Nie wiem, co konkretnie autorka chciała przekazać. Prawdopodobnie coś o niepoddawaniu się przeciwnościom losu, walce o spełnienie marzeń i że nie dzieciństwo świadczy o dorosłym. Jednakowoż coś tu nie pykło.

Realizm magiczny na ulicach Łodzi byłam w stanie zaakceptować. Jednak myśl przewodnią, sprowadzającą się do: bądź dobry - anioł ci pomoże, już nie.
Serio niebiańskie interwencje miały uwiarygodnić tę historię?

Możliwe, że podczas lektury tej książki coś mi umknęło. Ale nie sądzę. Nie jest to aż tak skomplikowana proza.

Nie wiem, co konkretnie autorka chciała przekazać. Prawdopodobnie coś o niepoddawaniu się przeciwnościom losu, walce o spełnienie marzeń i że nie dzieciństwo świadczy o dorosłym. Jednakowoż coś tu nie pykło.

Realizm magiczny na ulicach Łodzi byłam w stanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam z tą książką problem od samego początku.
Trochę jak z batonikiem, na którym jest napisane "najlepiej spożyć przed (tu jakaś historyczna data)". Jeść, nie jeść? Niby wartości odżywcze bez większych zmian, ale już smak może być nie ten...

Na "Nie w humorze" analogicznej adnotacji nie ma, chociaż może szkoda. Wtedy czytelnik od razu by wiedział, że da się to zjeść, ale żucie przestało sprawiać przyjemność w okolicach 1984. Felietony Fran Lebowitz w większości są najzwyczajniej w świecie nieaktualne. Mogą bawić w kwestiach dotyczących ogólnej kondycji ludzkości, ale też niekoniecznie. Nie wiem, na ile jest to wynik przenikliwego spojrzenia na świat autorki, a na ile smutny fakt, że człowiek jako taki jest przypadkiem niereformowalnym.

Całość można traktować w kategoriach ciekawostki historycznej: tak autorom pozwalano wyrażać swoje poglądy, zanim nie wprowadzono do literatury poprawności językowej.

Mam z tą książką problem od samego początku.
Trochę jak z batonikiem, na którym jest napisane "najlepiej spożyć przed (tu jakaś historyczna data)". Jeść, nie jeść? Niby wartości odżywcze bez większych zmian, ale już smak może być nie ten...

Na "Nie w humorze" analogicznej adnotacji nie ma, chociaż może szkoda. Wtedy czytelnik od razu by wiedział, że da się to zjeść, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem wielbicielką "Opowieści podręcznej" Margaret Atwood. Nigdy nie byłam. Książka zyskała ponowne zainteresowanie, moim zdaniem, tylko dzięki brawurowej ekranizacji. To serial o niej przypomniał, to serial uwypuklił jej porażającą aktualność. W końcu to serial obudził ciekawość dalszych losów Fredy.

"Testamenty" są idealnym przykładem, że oczekiwanie na książkę jest przyjemniejsze niż samo jej czytanie.
W trakcie lektury odniosłam wrażenie, że autorka zażartowała sobie ze mnie i z reszty czytelników i zamiast napisać kontynuację własnego dzieła, zaproponowała luźną propozycję scenariusza 4 sezonu.
Nie poznajemy losów Fredy, jedynie możemy się ich domyślać. A i to tylko dzięki łopatologicznemu chciejstwu Atwood oraz odrobinie dobrej woli własnej. W ogóle dobra wola bardzo pomaga przebrnąć przez kolejne strony. Zainteresowanie umiera w zasadzie od razu, tak bardzo oczywiste i przewidywalne są wszystkie elementy. Pomysł wykreowania Ciotki Lidii na Konrad Wallenrod Republiki Gileadu swoją banalnością sprawia fizyczny ból.
Jestem rozczarowana. Bardzo tego nie lubię.

Nie jestem wielbicielką "Opowieści podręcznej" Margaret Atwood. Nigdy nie byłam. Książka zyskała ponowne zainteresowanie, moim zdaniem, tylko dzięki brawurowej ekranizacji. To serial o niej przypomniał, to serial uwypuklił jej porażającą aktualność. W końcu to serial obudził ciekawość dalszych losów Fredy.

"Testamenty" są idealnym przykładem, że oczekiwanie na książkę jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Andrzej Pilipiuk pisze, bo najprawdopodobniej lubi. Pisze ku uciesze gawiedzi, nie zaś by olśnić czytelnika nawet mniejszą głębią. Akceptuję to, chociaż nie rozumiem. Z zapałem godnym poszukiwaczy Świętego Graala w kolejnych książkach próbuję odnaleźć klucz do poczucia humoru autora. Im bardziej szukam, tym mniej znajduję.
"Upiór w ruderze" mnie nie rozbawił. Chwilami zainteresował. Na koniec poraził. Przemarsz wojsk Napoleona przełknęłam. Żołnierzy AK przełknęłam. Przełknęłam też PGR. Kosmici już jednak zemdlili mnie bezsensem.
Fanów Pilipiuka książka zapewne zachwyci(ła). Innym nie polecam.

Andrzej Pilipiuk pisze, bo najprawdopodobniej lubi. Pisze ku uciesze gawiedzi, nie zaś by olśnić czytelnika nawet mniejszą głębią. Akceptuję to, chociaż nie rozumiem. Z zapałem godnym poszukiwaczy Świętego Graala w kolejnych książkach próbuję odnaleźć klucz do poczucia humoru autora. Im bardziej szukam, tym mniej znajduję.
"Upiór w ruderze" mnie nie rozbawił. Chwilami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

21 marca 1956 roku w mazurskim lesie nie zasnął nikt. Chyba że snem wieczystym.
Do filmu Bartosza M. Kowalskiego nawiązuję celowo. Obie historie to szablonowe slashery, które miłośników gatunku zainteresują systematycznym eliminowaniem bohaterów i obrazami rzezi malowanych czerwienią rozmaitą. Niczego więcej nie oferują, ale w sumie też nie muszą.
"Dzień Wagarowicza" nie wyróżnia się niczym. Fabuła skonstruowana jest schematycznie, styl autora mocno nijaki. Śmiała teoria, jakoby Bierut zszedł był na zawał w obliczu prawdy o zbrodni katyńskiej, przez chwilę dawała nadzieję na oryginalność chociaż w swerze zarysowanego tła historycznego. Niestety, na krótko.
Książka jest pierwszą powieścią tego typu na polskim rynku. To daje jej pewne fory u czytelników. Jeżeli w najbliższym czasie nikt nie wyda następnej, ta może przez jakiś czas utrzymać zainteresowanie sobą.

21 marca 1956 roku w mazurskim lesie nie zasnął nikt. Chyba że snem wieczystym.
Do filmu Bartosza M. Kowalskiego nawiązuję celowo. Obie historie to szablonowe slashery, które miłośników gatunku zainteresują systematycznym eliminowaniem bohaterów i obrazami rzezi malowanych czerwienią rozmaitą. Niczego więcej nie oferują, ale w sumie też nie muszą.
"Dzień Wagarowicza" nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest powieść łatwa. Ani ze względu na formę, ani ze względu na treść.
Ze względu na formę, uzyska pochwałę czytelników wybrednych. Takich, którzy lubią być zaskakiwani. I którzy lubią zabawę słowem. Dla czytelników książek w formie oczywistej może stanowić pewne wyzwanie.
Jeżeli chodzi o treść... Hmmm... Petarda!
Pomysł na zawiązanie akcji - dla mnie brawurowy. Chwilami może zgrzytający kołami o krawężnik, przyznaję - są takie momenty - ale nigdy całość nie wypada z torów.
Tematy trudne, współczesne, chwilami bolesne.
Czytane dosłownie dzisiaj (02.05.20) +/- tydzień w lewo lub prawo, nabierają rangi specyficznej.
Czytałam z przyjemnością, a pod koniec wręcz z dziką.
Osobiście polecam!

To nie jest powieść łatwa. Ani ze względu na formę, ani ze względu na treść.
Ze względu na formę, uzyska pochwałę czytelników wybrednych. Takich, którzy lubią być zaskakiwani. I którzy lubią zabawę słowem. Dla czytelników książek w formie oczywistej może stanowić pewne wyzwanie.
Jeżeli chodzi o treść... Hmmm... Petarda!
Pomysł na zawiązanie akcji - dla mnie brawurowy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mój ulubiony klimat: thriller/kryminał/trudno_powiedzieć_ co religijno/sceptyczny.
On pierwszy: wdowiec ateista, piszący książkę o Arystotelesie; ukrywający blizny w ciele i duszy po przypadkowej kuli.
On drugi: ksiądz katolicki; z widocznymi ranami stygmatyka o pochodzeniu równie dobrze boskim, jak i niekoniecznie; czyniący cuda rzeczywiste i domniemane.
Ona jedna jedyna: dziennikarka, potencjalna kochanka; ta która wierzy i wątpi jednocześnie; pisząca artykuł idealny.
Wiara, nadzieja, miłość kontra zwątpienie, kpina, sceptycyzm.
Dużo pytań, mało odpowiedzi, dobra puenta!
Osobiście polecam!

Mój ulubiony klimat: thriller/kryminał/trudno_powiedzieć_ co religijno/sceptyczny.
On pierwszy: wdowiec ateista, piszący książkę o Arystotelesie; ukrywający blizny w ciele i duszy po przypadkowej kuli.
On drugi: ksiądz katolicki; z widocznymi ranami stygmatyka o pochodzeniu równie dobrze boskim, jak i niekoniecznie; czyniący cuda rzeczywiste i domniemane.
Ona jedna jedyna:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bohaterowie: Syn i ojciec; Mateusz i Jakub; jedenastolatek i czterdziestolatek. Dwaj chłopcy. Jeden z racji wieku, drugi wieczny.
Założenie: zestawić ze sobą ich punkty widzenia i z dwóch perspektyw przedstawić problemy współczesnego świata.
Pomysł: może być.
Wykonanie: średnio do kręgosłupa.

Bo z tym "Chłopcami" jest coś nie tak!
Mateusz jest nazbyt rozwinięty. Intelektualnie, emocjonalnie i społecznie. Nie wiadomo po kim, bo raczej nie po Jakubie. Mógłby po matce, Agnieszce, ale jakoś też tego nie widzę. Jakub dla odmiany jest płaszczyznami niedorozwinięty. I to już wiadomo po kim, po ojcu własnym, bo bohater przytomnie zwala winę na kogo chce. Wróć! Na kogo trzeba! Obaj, Mateusz i Jakub, są tak bardzo dociągnięci do pomysłu zderzenia kontrastów, że czytelnika lektura boli. Chwilami bardzo. Przynajmniej tego, któremu łopatologia przekazywania sensów nadrzędnych nie do końca odpowiada.


Sytuację trochę ratują bohaterki. One. Kobiety. Dziewczyny. Dziewczynki.
Może dlatego, że ich postacie są jedynie narysowane. Owszem, grubą kreską. Owszem, chwilami karykaturalnie. Ale naturalnie o tyle, że każdy portret jest odbiciem męskiej percepcji. A owa percepcja bawi mnie na tyle, że mogę ją przyjąć bez zastrzeżeń.

Obiektywnie stwierdzam, że Saramonowicz jest królem scen. Dowcipnych, zamkniętych, puentujących. Problem tylko w tym, że aby napisać dobrą książkę, trzeba te sceny połączyć w spójną całość. I w trakcie tego połączenia nastąpił jakiś przegapiony error_problem. Szkoda!

Można przeczytać. Ale też, równie dobrze, można przerwać w połowie.

Bohaterowie: Syn i ojciec; Mateusz i Jakub; jedenastolatek i czterdziestolatek. Dwaj chłopcy. Jeden z racji wieku, drugi wieczny.
Założenie: zestawić ze sobą ich punkty widzenia i z dwóch perspektyw przedstawić problemy współczesnego świata.
Pomysł: może być.
Wykonanie: średnio do kręgosłupa.

Bo z tym "Chłopcami" jest coś nie tak!
Mateusz jest nazbyt rozwinięty....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Psa na wakacje wysłać nie jest łatwo. Wyjechać na wakacje z rodziną jest równie trudno. W ogóle życie do prostych nie należy. To ciągła walka z chrapaniem, dietą, nałogiem, elektrykiem, pośrednikiem nieruchomości, komarami. To nieustanne poszukiwanie złotego środka, idealnych proporcji kawy, zasięgu oraz zagubionej skarpetki.
Jak zatem funkcjonować?

Leszek Talko stworzył dość przewrotny poradnik. Bo choć w każdym felietonie porusza ważki temat, zgłębia go empirycznie i dokładnie opisuje rezultaty doświadczeń, to unika jednoznacznych odpowiedzi. Nie pomoże czytelnikowi wysłać psa na wakacje, nie wskaże palcem skarpetki.
Wyjaśni za to uniwersalną rolę poczucia humoru i dystansu. Nauczy szukać rozwiązań najlepszych, przy czym niekoniecznie najpopularniejszych. Pokaże, jak korzystać z podpowiedzi "wujka google" nie wyłączając rozumu.
A całość przekaże jakby od niechcenia, tak po prostu, między wierszami.
Zacna lektura!

Psa na wakacje wysłać nie jest łatwo. Wyjechać na wakacje z rodziną jest równie trudno. W ogóle życie do prostych nie należy. To ciągła walka z chrapaniem, dietą, nałogiem, elektrykiem, pośrednikiem nieruchomości, komarami. To nieustanne poszukiwanie złotego środka, idealnych proporcji kawy, zasięgu oraz zagubionej skarpetki.
Jak zatem funkcjonować?

Leszek Talko stworzył...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Linwood Barclay "kupił" mnie swoim stylem już dawno. Za każdym razem serwuje idealny koktajl z pomysłów, intryg, wiarygodnych postaci, a wszystko to odmierzone w idealnych proporcjach i bez zbędnych dodatków.
W zasadzie mógłby bazować na samych pomysłach, w tym przypadku na nagłym zniknięciu całej rodziny głównej bohaterki. Tymczasem Barclaey dodaje do pomysłu bogate tło psychologiczne: udowadnia, że jednym z pierwotnych instynktów człowieka, jest potrzeba odpowiedzi na pytanie "dlaczego?".

Linwood Barclay "kupił" mnie swoim stylem już dawno. Za każdym razem serwuje idealny koktajl z pomysłów, intryg, wiarygodnych postaci, a wszystko to odmierzone w idealnych proporcjach i bez zbędnych dodatków.
W zasadzie mógłby bazować na samych pomysłach, w tym przypadku na nagłym zniknięciu całej rodziny głównej bohaterki. Tymczasem Barclaey dodaje do pomysłu bogate tło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa intryga i doskonały warsztat autora. Tutaj każdy, nawet najmniejszy, element fabuły ma znaczenie. I tylko clou całości przynosi smutną refleksję: najmniej wiemy o tych, których najbardziej kochamy.
Polecam!

Ciekawa intryga i doskonały warsztat autora. Tutaj każdy, nawet najmniejszy, element fabuły ma znaczenie. I tylko clou całości przynosi smutną refleksję: najmniej wiemy o tych, których najbardziej kochamy.
Polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeciętny współczesny amerykański chłopak, opłakujący tragiczną śmierć szurniętego dziadka, nagle dowiaduje się, że nie jest znowu taki przeciętny, zaś dziadek wcale nie był szurnięty. Mamy podróż na tajemniczą wyspę z równie tajemniczą ruderą domu zbombardowanego podczas II wojny światowej. Chwilę później wkraczamy w równoległą, zamkniętą w pętli jednego dnia, rzeczywistość sierocińca dla osobliwych dzieci prowadzonego przez charyzmatyczną kobietę, zamieniającą się w ptaka. Do tego dodajmy odwieczną walkę dobra ze złem, chęć pogodzenia się z własnymi nadprzyrodzonymi umiejętnościami skonfrontowaną z pragnieniem wykorzystania tychże do zapanowania nad ogólnie pojętym światem i teoretycznie o fabule będziemy wiedzieć wszystko.
Tylko, że to nie jest takie proste...

Bo w praktyce mamy przed sobą wyjątkowy album archiwalnych zdjęć. Zdjęć budzących niepokój i rodzących pytania. Zdjęć, do których fabuła stanowi jedynie uzupełnienie. Prosty zabieg połączenia słowa i obrazu nadaje całości drugie dno. Tutaj rozpoczyna się gra między czytelnikiem a autorem. Temu pierwszemu zostaje odebrana możliwość wykorzystania własnej wyobraźni: czytelnik WIE, jak wyglądają bohaterowie, bo ich WIDZI, tym samym czytelnik nie może wątpić w zdolności bohaterów, bo ma przed sobą niezbite dowody. Jednocześnie autor odmawia sobie prawa do kreacji: nie może wyjść poza to, co zostało uwiecznione na fotografiach. W rezultacie „Osobliwy dom pani Peregrine” staje się mroczno-klimatyczną opowieścią, w którą można uwierzyć albo nie.

Książce, wbrew opisowi, bardzo daleko do trzymającego w napięciu thrillera. Za to doskonale nadaje się na zimowe wieczory dla tych, którzy lubią zagłębiać się w tajemnicze historie, ale nie chcą mieć po nich koszmarów sennych.

Przeciętny współczesny amerykański chłopak, opłakujący tragiczną śmierć szurniętego dziadka, nagle dowiaduje się, że nie jest znowu taki przeciętny, zaś dziadek wcale nie był szurnięty. Mamy podróż na tajemniczą wyspę z równie tajemniczą ruderą domu zbombardowanego podczas II wojny światowej. Chwilę później wkraczamy w równoległą, zamkniętą w pętli jednego dnia,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Noooooooo, dobrze! Przeczytałam!
Nie wiem po co, ale zanim trafię do czytelniczego piekła, może wymyślę dobre usprawiedliwienie!
To, że Felicjańska owo "coś" napisała, to tylko wierzchołek dramatu. Miała „łorda”, miała klawiaturę, mogła zrobić wszystko. A właściwie, napisać wszystko. I tak zrobiła. Ale, że ktoś to wydał... I chyba nawet nie próbował zredagować...
To nie jest książka klasycznie i po prostu zła. Książkę klasycznie i po prostu złą można zawsze umieścić w muzeum Sèvres pod hasłem: tak nie wolno pisać. "Wszystkie odcienie czerni" nawet do tego się nie nadają!
Zawartość seksu w seksie pomijam. Pomijam również, że główna bohaterka ma "wściekłość macicy” i już sama nie wie, z kim i kiedy uprawiała ów seks oraz co jest projekcją jej bujnej wyobraźni. W końcu to " "literatura" "erotyczna" ".
Tak, wiem... ...dużo w tej opinii cudzysłowów...
Ale, że niby thriller? Afera szpiegowska? Lekarstwo na AIDS?
No, błagam!

Noooooooo, dobrze! Przeczytałam!
Nie wiem po co, ale zanim trafię do czytelniczego piekła, może wymyślę dobre usprawiedliwienie!
To, że Felicjańska owo "coś" napisała, to tylko wierzchołek dramatu. Miała „łorda”, miała klawiaturę, mogła zrobić wszystko. A właściwie, napisać wszystko. I tak zrobiła. Ale, że ktoś to wydał... I chyba nawet nie próbował zredagować...
To nie...

więcej Pokaż mimo to