Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson
- Kategoria:
- biografia, autobiografia, pamiętnik
- Tytuł oryginału:
- The Story of a Marriage: The Letters of Bronislaw Malinowski and Elsie Masson
- Wydawnictwo:
- Muza
- Data wydania:
- 2012-10-17
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-10-17
- Liczba stron:
- 576
- Czas czytania
- 9 godz. 36 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7758-214-5
- Tłumacz:
- Anna Zielińska-Elliott
- Tagi:
- antropologia Malinowski listy
pod redakcją Heleny Wayne.
Bronisław Malinowski, znany na całym świecie antropolog społeczny i twórca nowoczesnych badań terenowych ale także doskonały pisarz i nauczyciel. Jego najbardziej znana publikacja to "Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji". Książka ukazuje po raz pierwszy Bronisława Malinowskiego jako męża, ojca i przyjaciela. Poznajemy małżeństwo i życie rodzinne wielkiego uczonego. Rzuca ona także światło na stosunki uczonego z kolegami po fachu, studentami i szerokim gronem przyjaciół. Listy zamieszczone w tomie były pisane przez Bronisława Malinowskiego i jego żonę, Elsie Masson od roku 1916, kiedy para się poznała do 1935 - roku jej śmierci.
Państwo Malinowscy mieszkali w kilku krajach, dużo podróżowali a listy stanowią zapis ich wędrownego życia. Zawierają fascynujące opisy codzienności i postaw życiowych w latach dwudziestych i trzydziestych, w czasach pojawienia się nazizmu i faszyzmu. Publikacja jest bogato ilustrowana niepublikowanymi dotąd zdjęciami z archiwum rodzinnego.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
On - Dickens, ona - Kipling*
Wewnętrzny intymny świat dwojga ludzi mieści w sobie summę uczuć, emocji, wrażeń i zdarzeń, które budują związek. Bywa, że chciałoby się podpatrzeć jego tajemnicę, zauważyć to, co go właśnie szczególnie buduje i scala.
Miewamy takie pokusy - z sympatii czy z ciekawości - chcielibyśmy stanąć obok dwojga ludzi i obserwować to, co w nich drzemie, co się między nimi dzieje. Uchwycić istotę tego, co dla nich szczególne, odróżniające ich od innych, wyróżniające spośród pozostałych może.
Czy czytelnik „Historii pewnego małżeństwa” dotrze do świata uczuć i emocji Bronisława Malinowskiego, słynnego polskiego antropologa i jego narzeczonej, z czasem żony Elsie Masson, Australijki, pochodzącej z brytyjskiej rodziny o uniwersyteckich tradycjach? Myślę, że tak.
Wydawnictwo Muza opublikowało właśnie zbiór listów, jakie pisali do siebie Bronio i Elsie od początku ich znajomości, tzn. od 1916 r. aż do 1935 - roku śmierci Elsie. Wydanie jest nader eleganckie. Twarda oprawa w stonowanych kolorach z reprodukcją zdjęcia z archiwum rodzinnego kryje w sobie zbiór starannie opatrzonych komentarzami listów, które pisali do siebie narzeczeni, a później małżonkowie. Między nie wklejone są czarno-białe zdjęcia bohaterów i ich rodziny oraz kolorowe, bo współczesne miejsc, w których przebywali. Czytelnik znajdzie także przedmowę redaktora naukowego wydania Grażyny Kubicy, która notabene opracowała wydany przez Wydawnictwo Literackie w 2002 r. Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu Malinowskiego (wydany po raz pierwszy w 1967 r. ponoć okazał się szokiem dla świata naukowego). Informacje zawarte we wstępie, przedmowach, w tym najmłodszej córki Bronisława Malinowskiego Heleny Wayne, pozwalają przybliżyć wstępnie postacie bohaterów. Nawet ci, którzy właściwie nie znają historii życia uczonego, będą mogli zorientować się w tej materii, a jest ona dość istotna. Mamy przecież do czynienia z naukowcem, antropologiem, twórcą nowoczesnej metody badania innych kultur, tzw. metody obserwacji uczestniczącej, w przeciwieństwie do obowiązującej na początku XX wieku - tzw. antropologii gabinetowej, polegającej na analizie tekstów i sprawozdań pochodzących od innych osób, mających styczność z odmiennymi kulturowo ludami.
W listach do Elsie znajdziemy sporo refleksji na temat pracy Bronisława Malinowskiego. Przecież zanim ich uczucie rozwinie się w pełni, a oni sami zdecydują się na ślub wbrew niechęci rodziców Malinow odbędzie ostatnią podróż do Nowej Gwinei i na słynne Wyspy Trobrianda, które przyniosą mu późniejszą sławę. Niektóre uwagi badacza niewątpliwie okażą się zaskakujące, czasem nawet wzbudzą pewną konsternację czytelnika, bo może nie tak wyobrażał sobie słynnego uczonego, badacza kultury przy pracy, w zetknięciu z Innym. Na pewno zachęcają do lektury słynnych dzieł Malinowskiego, np. „Argonauci Zachodniego Pacyfiku, Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji”. Dość skrupulatnie opowiada antropolog w listach o „zewnętrzności” swego życia, podróży, a także późniejszej pracy na europejskich i amerykańskich uczelniach. Będzie tak czynił cały czas. Elsie Masson była prawdziwą partnerką intelektualną i chciał, by miała rzeczywiste pojęcie o jego codzienności i pracy. W ten sposób chyba także wciągał ją w swój świat, bo ich wspólne życie naznaczone było licznymi rozłąkami, wynikającymi z charakteru kariery naukowej Malinowskiego, jak i późniejszej choroby Elsie.
Wyczytamy w nich także opowieść o miłości, która trwa, pokonując odległości, problemy finansowe, rozczarowania domowe (ach, kolejna córka!), choroby i trudne charaktery, mimo że odnajdziemy sygnały, które czasem zmuszą do postawienia pytania, na ile piękne nagłówki listów: Moje Jedyne Kochanie, Najdroższa Elsusiu są w pełni szczere, a na ile jedynie życzeniowe. Wzrusza niewątpliwie to, co pisze w 1935r. Malinowski: …czuję się jeszcze bardziej związany z Tobą i tęsknię za Tobą tak strasznie, że często mam potrzebę, by usiąść i napisać do Ciebie. Ta potrzeba kazała zapisywać i drobiazgowo informować o tym, w czym się tkwi, by druga osoba miała wrażenie współuczestniczenia.
Z listów dowiemy się, jakie książki czytał Malinowski, na jakie koncerty chadzał i że potańcówki lubił, a czasem nudziły go przyjęcia. Kogo poważał i szanował, a kogo nie cenił. Jaki miał stosunek do Polski, do polskości. Czasem Elsie go upomni, albo nawet mocno zgani za niektóre poczynania czy zaniechania, czasem on będzie czynił wyrzuty swojej ukochanej, że za mało mówi o sobie samej, że chciałby wiedzieć, jak właśnie wygląda, w co jest ubrana. Sam tak się przecież w listach przedstawiał, z upodobaniem chyba także pisał o swoich dolegliwościach, choć to przecież Elsie zmagała się z poważną niewyleczalną chorobą.
Ona- Elsie Masson nie jest tak chimeryczna, skupiona na sobie i analityczna jak on. Napisała w jednym z listów: Wydaje mi się, że ja bardziej uświadamiam sobie życie w danej jego chwili. Choć przyciągnęła Malinowskiego do siebie pracą naukową (napisała książkę opisującą życie australijskich Aborygenów), a żywością umysłu imponowała mu przez cały czas ich wspólnego życia, była dla niego muzą, skrybą i redaktorem naczelnym (określenie biografa Malinowskiego M.Younga), to przecież zrezygnowała po ślubie z własnej niezależnej aktywności, początkowo dla Bronia, później już w związku z chorobą. Chociaż i z nią walczyła z całych sił.
Elsie w tym związku jest zdecydowanie tą postacią, która we mnie budziła pozytywniejsze uczucia. Mam jednak świadomość, z jaką niełatwą sytuacją osobistą borykał się ten światowej sławy naukowiec.
Ale kiedy Cię tu nie ma, uświadamiam sobie, jak kocham robić dla Ciebie różne rzeczy, i że tak długo, jak wszystko dzielimy, nic nie jest naprawdę złe – napisała Elsie do Bronisława. Polecam lekturę tych listów, są znakiem niezwykłej już dziś sztuki epistolografii.
Justyna Radomińska
*Tytuł to określenie stylu pisania Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, użyte przez nią samą w jednym z listów
Książka na półkach
- 151
- 27
- 20
- 3
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
Cytaty
Bądź pierwszy
Dodaj cytat z książki Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson
Dodaj cytat
Opinia
Przeczytałam piękną książkę i pożyczę ją tobie!
Uwielbiam takie zdania, które słyszę zamiast „cześć”, „dzień dobry” lub „co u ciebie słychać”. Jednak tym razem w powitaniu zabrakło zapytania, czy ja w ogóle chcę ją przeczytać? Koleżanka wyszła z założenia, że ja ją muszę od niej pożyczyć, bo jest o Bronisławie Malinowskim. TYM Malinowskim? – zapytałam. Tego od „Życia seksualnego dzikich"? – dodałam dla pewności. Okazało się, że tak, że dobrze się domyśliłam, ale jednocześnie zawahałam się nad wyrażeniem zgody. Właściwie antropologia nie należy do mojej ulubionej dziedziny nauki, żeby zaczytywać się w biografiach jej przedstawicieli, a przeczytanie jednej jego książki, mimo że bardzo ciekawej, też mnie nie zachęcało. Nie byłam ciekawa jego prywatnego i zawodowego życia, ale instynkt czytelniczki chwycił się tego magicznego słowa w rekomendacji – „piękna”. Swoisty haczyk łapiący na szczęście lub nieszczęście czytelnika.
Doświadczenie mnie nie zawiodło!
Chociaż początek wchodzenia w treść nie był obiecujący. Po pierwsze książka okazała się nie biografią czy autobiografią, ale zbiorem korespondencji między Bronisławem Malinowskim a jego żoną Elsie Masson, obejmującym okres od czasów narzeczeństwa w 1916 roku do 1935 roku, kiedy byli już wieloletnim małżeństwem. Charakter pracy badacza terenowego oraz wykładowcy i nieuleczalna choroba Elsie (cierpiała na stwardnienie rozsiane) wymuszała na nich częste, krótsze i dłuższe rozstania. Życie w oddaleniu zaowocowało kilkoma tysiącami listów, które zebrała i opracowała ich najmłodsza córka Helena Wayne. Po drugie podczas czytania cudzych listów zawsze towarzyszą mi wyrzuty sumienia, których nie umniejsza upływ czasu, o czym pisałam przy okazji podobnej publikacji – "Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze". I po trzecie nastawiłam się na warstwę emocjonalno-romantyczną tej pisemnej wymiany myśli (okazało się nie być jej za wiele), pozostawiając poznawcze wartości relacji z badań – antropologom, tło czasów, w których żyli (I wojna światowa, odzyskanie niepodległości przez Polskę, narodziny faszyzmu, dochodzenie Hitlera do władzy) – historykom, genderowe relacje w obrębie dyscypliny zainteresowanym badaczom – jak ujęła to ostatnie Grażyna Kubica w rozdziale wprowadzającym.
Brnęłam więc początkowo przez okres poznania, czas narzeczeństwa i początki małżeństwa lekko znudzona, zastanawiając się, co jest pięknego w ich życiu w ciągłej rozłące, stałej tęsknocie za wzajemną obecnością, byciu „wiecznie samej” z dziećmi, skupianiu się na rozwoju zawodowym i karierze męża, męczących przeprowadzkach od Australii począwszy, na Europie skończywszy, nieodłącznej obawie o zdradę, o którą tak łatwo w podróżach, opisach choroby, zabierającej Elsie sprawność fizyczną i możliwość bycia w pełni matką dla ich trzech dziewczynek, dotkliwych myślach wyrażanych w zdaniu pełnym bólu – "Wczoraj ogarnęła mnie w związku z tym fala rozpaczy, chodzi mi o to, że znowu będziemy rozdzieleni?"
Przecież to są czynniki niszczące małżeństwo!
I wtedy ujrzałam to, co moja koleżanka – niezwykłe, nieprzeciętne, rzadko spotykane piękno związku. Tego małżeństwa, kochającego się jednakową temperaturą uczuć pomimo upływu lat, kolejnych rocznic ślubu i pomimo a nawet wbrew i na przekór tym wszystkim, wymienionym wcześniej i niewymienionym przeze mnie, przeszkodom. Zaczęłam uważniej studiować listy, bo uświadomiłam sobie, że być może czytam nie tylko korespondencję udanego związku partnerskiego, w którym każde było wzajemnie przez siebie doceniane, w trudnych i niesprzyjających warunkach (dla mnie wręcz niemożliwych) do istnienia trwałości uczuć, ale przede wszystkim receptę na szczęśliwe małżeństwo!
Stworzoną przez dwie, silne indywidualności!
Człowieka nauki, żyjącego z pasją i ogarniętego silnym "pragnieniem, które jest wyrazem chęci przetłumaczenia skrajnie abstrakcyjnego pojęcia miejsca geograficznego na konkretne doświadczenie. To nieomal jakby dotykało się teoretycznej koncepcji abstrakcji". Tak opisywana potrzeba jest mi bardzo bliska i może dlatego, w przeciwieństwie do mojej koleżanki, nie darzyłam go niechęcią i złością za zostawianie żony samej. Rozumiałam go w pełni. Rósł za to mój podziw dla Elsie.
Kobiety wyjątkowej, mającej poczucie własnej wartości, sufrażystki, emancypantki, walczącej, z pozytywnym skutkiem, o lepsze prawa pracownicze dla pielęgniarek, autorki książki i dramatów oraz korektorki, krytyczki i redaktorki prac męża. Jak sama napisała w jednym z listów – "Żaden kochany mężczyzna nie jest w tle, on po prostu stanowi krajobraz, jest całą raison d’être [racją bytu […]] życia kobiety, tego, gdzie jest, tego, co robi i nawet tego, co myśli". Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że Bronisław Malinowski stosował dokładnie tę samą zasadę wobec żony, co w przypadku mężczyzny jest bardzo trudne, bo wbrew jego naturze i skłonności dzielenia życia na osobne działy. To obopólne holistyczne podejście do związku można nazwać receptą, ale żeby odkryć jej tajemnicę, trzeba najpierw poznać historię ich małżeństwa. Poznać konteksty, poczuć emocje, wchłonąć myśli budujące misternie mocną konstrukcję wzajemnych relacji, a w konsekwencji bardzo silną więź. Co ciekawe, opartą nie na wartościach religijnych, ale na ateistycznym systemie zasad moralnych. Niestrudzenie, stale, cierpliwie, nawet na odległość właśnie poprzez listy. Formę komunikacji ułatwiającej zdolność do nazywania uczuć i rozwijającą umiejętność ich wyrażania. Niezbędnych wręcz do wzajemnego zrozumienia, partnerskiego traktowania i szczerego dialogu.
Niestety sztuka epistolografii zanika.
Malinowscy mieli ją opanowaną do perfekcji do tego stopnia, że po prawie dwudziestu latach związku, Elsie nadal pisała – "Myślę także, że nigdy przedtem nie czuliśmy się bardziej sobie bliscy i ogólnie wraz z upływem czasu na pewno nie oddalamy się od siebie i nie stajemy się zmęczeni swoim towarzystwem". A ona dla niego nadal była „kochaną Elsusiu” otrzymującą listy, niezmiennie tak samo podpisane, aż do jej śmierci – "Z wielką miłością kochanie. Twój i tylko Twój Bronio".
Zazdroszczę.
Przeczytałam piękną książkę i pożyczę ją tobie!
więcej Pokaż mimo toUwielbiam takie zdania, które słyszę zamiast „cześć”, „dzień dobry” lub „co u ciebie słychać”. Jednak tym razem w powitaniu zabrakło zapytania, czy ja w ogóle chcę ją przeczytać? Koleżanka wyszła z założenia, że ja ją muszę od niej pożyczyć, bo jest o Bronisławie Malinowskim. TYM Malinowskim? – zapytałam. Tego od „Życia...