Ostatnie zimy

Okładka książki Ostatnie zimy Andrzej Błażewicz
Okładka książki Ostatnie zimy
Andrzej Błażewicz Wydawnictwo: Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi Seria: szumy zlepy ciągi poezja
48 str. 48 min.
Kategoria:
poezja
Seria:
szumy zlepy ciągi
Wydawnictwo:
Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi
Data wydania:
2022-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2022-01-01
Liczba stron:
48
Czas czytania
48 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366318496
Średnia ocen

7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
7 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1531
259

Na półkach: , , , ,

„Przygotowałem szkatułkę, tak jak prosiłaś. Może uda się jeszcze wszystko uporządkować, ułożyć, zebrać w jedno” (Powrót, s. 7)


Ostatnie zimy Andrzeja Błażewicza (wyd. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, Dom Literatury w Łodzi) już w pierwszym zdaniu nakreślają przestrzeń snu. To w niej przychodzą wspomnienia, wypełniają bohatera lirycznego, skrzą się i otulają jak wirujące gdzieś w tle płatki śniegu. Właśnie ten element – krótkotrwały, eteryczny, niepowtarzalny płatek śniegu staje się metaforą uruchamiającą wyobraźnię – to swoisty klucz do szkatułki, w której można kolekcjonować pamięć, powiązać i posklejać, a najważniejsze wypowiedzieć i utrwalić - ulotne fragmenty, wycinki, pocztówki z okresu dzieciństwa. Powroty do wspomnień, odciśnięte rodzinne anegdoty, historie, przedmioty, fotografie - przypominają odwijanie delikatnych nitek ze szpulki pamięci, aby utkać z nich własną, osobistą opowieść.

Poetyckie miniatury to szybko przesuwające się obrazy, sekwencje pamięci, utkwione i zakotwiczone głęboko w bohaterze. Wyłaniają się w sposób nieprzewidywalny, mozaikowy, połączony detalem czułości, zapamiętanych słów, bliskości, gestów. Podczas lektury towarzyszyło mi poczucie baśniowości, wplecionej delikatnie w narrację o przeszłości. Czy to w wierszu Ballada, gdzie otyły brzuch ojca w wyobraźni dziecka zajmuje cały dom, wypełnia kąty, przygniata i osacza właściciela ale i domowników. Czy to w utworze Rano wieczór, w którym ponownie dziecięca pamięć przekształca prozę życia w moment magiczny, zwykłe mleko z miodem zapamiętane zostaje jako mikstura „całkiem czarodziejska” chroniąca przed nocnymi strachami i upiorną Buką, „która pozostawała w chłodzie swojej samotności”.

Liryczny narrator używa symboli, słów, które wywołują w czytelniku nostalgię, tworzy się wspólna przestrzeń pokoleniowa – to język dzieciństwa lat 90., słów-kluczy otwierających szuflady wspomnień, w których roi się od „bajek puszczanych z magnetowidu’, gier karcianych, babcinych wypieków, wydeptywania swoich, tajemniczych i zakodowanych szlaków w topografii rodzinnego miasta.

Do szkatułki poetyckiej podmiot liryczny wkłada kolejne miniaturowe rytuały dzieciństwa: spacer z psem, gra w garybaldkę z babcią, smak ubitej piany z białek z cukrem pudrem, rozmowy babcino-wnuczkowe, wypady na basen, gorąca czekolada z automatu, zapach domowej pościeli, wakacje nad morzem, woń miodu sprzedawanego w garażu, kształt liska z Harrachova, przestrzeń zakładu krawieckiego mieszczącego się w piwniczce.

W Ostatnich zimach, oprócz korowodu ludzi, mieszkańców rodzinnej Świdnicy, sąsiadów, mamy czule i finezyjnie, z poczuciem humoru, sportretowaną babcię podmiotu lirycznego – to ona staje się bohaterką poetyckich nostalgii, potrafiącą „umiejętnie zakrzywiać czasoprzestrzeń” i wnikać do snów, stając się w nich główną bohaterką, przewodniczką po surrealistycznych wizjach i wyobrażeniach śniącego wnuka.


W poetyckiej książce Andrzeja Błażewicza, w której przeplata się poetyckość z mikroprozą, oprócz barwnych, intensywnych obrazów pojawiają się sensualne nostalgie. W tekstach Ostatnich zim unoszą się zapachy tęsknot za przeszłością, domowymi rytuałami, do których powraca nieustannie bohater, ale i szuka jako już dorosły człowiek. Odnajduję się w tych tęsknotach, również czule wspominam zapachy domowych przestrzeni, fakturę poduszki, delikatność babcinego ciasta. To obrazy, które zakorzeniają się w nas, ugładzają, nabierają delikatności i łagodności, zaczynają przypominać jakieś fantazyjne miejsca, niedostępne już i bezpowrotnie utracone.

Wspominający bohater często zakotwicza się w przestrzeni snów, które dość mocno splatają się z dziecięcą pamięcią. Poruszające jest to, że ten nostalgiczny oniryzm przetykany jest dziecięcą naiwnością, wyobraźnią lekko surrealistyczno-baśniową. Lektura Ostatnich zim wywołuje we mnie melancholię, ale i poczucie wspólnotowości, przedziwnej euforii, że odczytuję podobne i tożsame drżenie snów zlepionych z dziecięcych emocji, wyobrażeń. Odkrywam, że ten bohater jest mi bardzo bliski, nadajemy na tych samych falach, a to sprawia, że nie chcę tak łatwo i szybko przewracać stron, zamykać własnymi ramami kolejnych obrazów-wierszy.

Warto zauważyć, że mikroprozy Ostatnich zim często przypominają stylistyką i językiem zapis snów, intymny sennik, z którego wyłaniają się mgliste obrazy:

„Jest zima, brodzę przez śnieg, a poranny śnieg głaszcze moje policzki. Wychodzę na małą polanę i widzę stado dzików, które kopią w zaspach w poszukiwaniu jedzenia. Stoję i patrzę na te dziki, kiedy nagle tuż obok mnie z lasu wychodzą dwa żubry.” (Sny z puszczy, s. 37)

Uderzające są wkradające się obrazy dorosłości, upływającego czasu, nakładania się obrazów przeszłości i teraźniejszości (jak w wierszu Ogłoszenie). Podmiot staje się kimś obcym, nie potrafi porozumieć się z dawnymi sąsiadami, nie odnajduje dawnych śladów w przestrzeni rodzinnego miasta. Czarodziejska mikstura przestaje działać, staje się zimnym i gorzkim posmakiem braku, pożegnania przeszłości, która w oczach dziecka była mocno podkoloryzowana, a może po prostu świat kiedyś chłonęło się bardziej, intensywniej, z ufnością i nadzieją.

Dość znaczący tytuł książki – Ostatnie zimy – przywołuje również poczucie jakieś granicy, przejścia. Ostatnie zimy to przeplatanka wspomnień z dzieciństwa i młodości, ale i motyw kresu, śmierci, odejścia zarówno przeszłości, własnych dziecięcych wyobrażeń jak i ludzi. Temat śmierci jest jednak jakby obok, bohater ociera się o niego, styka się z pustką. Wiersze „Trumna”, „Puste” , „Puste przebiegi” to dotykanie, mijanie się z cieniem ostateczności, kruchością życia, to posmak tego , co „ostatnie”, końcowe. Podmiot jest towarzyszącym obserwatorem przemijania kolejnych zim, swojego mikroświata i ludzkich istnień. Gorzkie są to przemyślenia, spuentowane w słowach:

„być może nie ma nic więcej, że wszystko to tylko puste przebiegi. Z pomieszczeń do pomieszczeń. Tam i z powrotem. Puste przebiegi.”

(Puste przebiegi, s. 45)

Ostatnie to wiersz klamra, klucz zamykający i wiążący całą opowieść, wybrzmiewa w nim obawa o ulotność wspomnień, ich zlewanie się, przekształcanie, zanikanie. Płatki śniegu, które stają się tłem wielu wierszy Andrzeja Błażewicza, to pamięć – krucha, niepowtarzalna, chwilowa, z upływem czasu topniejąca i blednąca, zmieniająca strukturę z tej bardzo sensualnej, fizycznej na płynną, jednolitą, rozpływającą się w ciepłych dłoniach czasu.

Książka poetycka Andrzeja Błażewicza, dostępna również w Polskim Języku Migowym (wystarczy zeskanować kod QR) to wehikuł czasu i emocji. Ostatnie zimy to próba zarejestrowania przepływających obrazów, snów, rozmów, spotkań, przedmiotów i zapachów, składających się na indywidualną, jednostkową krainę pamięci. W tych poetyckich kadrach z lekkością przenikają się sny, dziecięce zachwyty, przestrzenie domu, sylwetki ludzi, intensywny i wyrazisty portret babci. W tych wyłaniających się obrazach zarysowuje się nostalgia i tęsknota za dzieciństwem, ale to przede wszystkim kolekcja osobistych pamiątek, powyciąganych z różnych szuflad pamięci. Aby ich nie zgubić, nie stracić, bohater liryczny otwiera kilka z nich, być może najważniejszych, i porządkuje przebłyski pamięci w jedną kolekcję. Ostatnie zimy to piękna przechowalnia wspomnień, drobinek jednostkowej tożsamości w szkatułkowej przestrzeni słowa. To obietnica pamiętania i pielęgnowania przeszłości, a zwłaszcza osób, które ją dla nas tkają.

Andrzej Błażewicz, Ostatnie zimy, Łódź 2022, wyd. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, Dom Literatury w Łodzi.

„Przygotowałem szkatułkę, tak jak prosiłaś. Może uda się jeszcze wszystko uporządkować, ułożyć, zebrać w jedno” (Powrót, s. 7)


Ostatnie zimy Andrzeja Błażewicza (wyd. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, Dom Literatury w Łodzi) już w pierwszym zdaniu nakreślają przestrzeń snu. To w niej przychodzą wspomnienia, wypełniają bohatera lirycznego, skrzą się i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
323
300

Na półkach:

Gdy zobaczyłam tę maleńką literaturę, wwierciła się w myśli moje. Wcale nie dlatego, że znałam Autora, bo wtedy nic a nic. Również nie przez oprawę, bo przecież stonowana, marmurowa, nie zakrzyczała mnie sobą i nawet nie przez tytułowe zimy, które zazwyczaj chce się odwlec w czasie, bezskutecznie. Powiem Wam na ucho. Bo to jedyna taka, nie znam drugiej. Ważna, czująca bardziej i nasycona empatią. Wzięła mnie sama. Dlaczego?
To pierwsza w Polsce, która została wydana nie tylko tradycyjnie, ale również w polskim języku migowym. To ta, która pozwala słyszeć tym, o których mówi się niesłyszący. I ja w takie bycie bardziej ruszam cała! Dziękuję Andrzeju, Autorze drogi, że chciało Ci się iść dalej. Poza standardowy świat. Zrobić ten krok dalej, tym razem w wiosnę, rozwój, rozkwit.
Ale to nie koniec. Bo nie tylko przez jej wrażliwość na drugiego tu o niej. To po prostu śniegowe kule dobrej prozy poetyckiej, z których lepi się igloo wspomnień. Dużo tu Babci i chyba dlatego poczułam ją do głębi, noszę w sobie, tulę słowa. Bez ckliwości, z nutką humoru, a jednak o trudnym, minionym, które uleciało, naiwności, która zmienia kolory im dalej. Reminiscencjach młodości, która domagała się wymykania z ram. Dolnośląskim odkrywaniu. Dzieciństwie, jakimś prostszym, minimalistycznym, a jednak będącym nieustannym przeżywaniem.
O niemożliwości umierania, bo chciałoby się jeszcze uporządkować, jeszcze ułożyć, jeszcze zdążyć...A tu jeszcze ulatuje, niepostrzeżenie. O uśmiechu, który z czasem się prostuje, choć czy musi naprawdę? O brzuchu taty, przyjaznym bębnie, z którym rozłąka byłaby przecież bezkresnym bólem, więc niech już będzie, niech zostanie. O magicznej miksturze mleka z miodem. I łyżeczką masła, a jakże. O niedzielach, popołudniach i pożegnaniach, których żadne zasady gry nie są w stanie przewidzieć, bo zawsze jakieś takie znienacka, jakby nie mogły się zapowiedzieć. O kochaniach, które jęczą w bieli, nie z rozkoszy, o nie. O filetach z rekina i wielorybie z frytkami - z miłości. O ostatnim zakładzie krawieckim i maglu.
Wreszcie o ostatniej zimie, bo taka też kiedyś nadejdzie.
To teksty uformowane codziennością. Jakby pisały się same. Detalami, których tylko z pozoru się nie zauważa, a potem idą z nami przez momenty, pory roku i sny. Rodzinną rutyną, która nie lubi być zaburzana i mikro zwyczajami, znanymi tylko nam, tylko nam bliskimi. Brakiem, który uświadamia, że coś było naprawdę, istniało intensywnie, żyło całe. Paradoks? Pustymi przebiegami, to tu, to tam, po co, na co, komu, a gdyby tak wlać w nie treść? I każdą minutę jak słodką drażetkę rozgryzać...
Bo choć potem, w byciu reprezentantem dorosłości, dzieją się rzeczy wielkie, doniosłe, najpoważniejsze z naj i trudne, to we własnym zaciszu znowu stajemy się malutcy i marzymy o gęstej pianie ubitej z białek z dodatkiem cukru. A DOM to już zawsze zapach ulubionej poduszki. Wcale nie więcej.
Swojsko mi tu, dziękuję za to bycie. Jeszcze się spotkamy. Wyczekujcie.
Niech idzie w świat! www.zyj-bardziej.pl

Gdy zobaczyłam tę maleńką literaturę, wwierciła się w myśli moje. Wcale nie dlatego, że znałam Autora, bo wtedy nic a nic. Również nie przez oprawę, bo przecież stonowana, marmurowa, nie zakrzyczała mnie sobą i nawet nie przez tytułowe zimy, które zazwyczaj chce się odwlec w czasie, bezskutecznie. Powiem Wam na ucho. Bo to jedyna taka, nie znam drugiej. Ważna, czująca...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6030
1386

Na półkach: ,

"Ostatnie zimy" to w zasadzie zbiór krótkich tekstów, którym najbliżej do prozy poetyckiej. Te swoiste wiersze przepełnia liryzm, ale także charakterystyczny dla tego tomu niepokój, nuta tajemnicy i jakiegoś nieustannego wyczekiwania.

To utwory skupione na detalu, na pojedynczej scenie, poszczególnym wrażeniu. Podmiot Andrzeja Błażewicza jakby ugruntowuje własną tożsamość właśnie w tych drobiazgach. One są także elementami wypełniającymi pustkę, wszechobecny temat tomu.

(...)

Uważam, że siłą tego zbioru jest jednak szczerość podmiotu, któremu wierzymy od początku do końca w jego opowieść. Nie wyczuwamy tu kreacji, ale wysłuchujemy go jak bliskiego kumpla. Tak wiele nas przecież łączy. Wielką frajdę sprawia podglądanie tego, co działo się w jego domu rodzinnym. Bo to zabiera nas we własną podróż sentymentalną. "Ostatnie zimy" budzą to, co w nas uśpione.

(...)

"Ostatnie zimy" to także pierwsza książka w Polskim Języku Migowym, jaką miałam przyjemność czytać! Na skrzydełku okładki czytelnicy mają możliwość zeskanowania kodu QR, który przenosi na stronę z treścią w PJM, Niesamowita sprawa!

Więcej: http://dajprzeczytac.blogspot.com/2022/05/ostatnie-zimy-andrzej-bazewicz.html

"Ostatnie zimy" to w zasadzie zbiór krótkich tekstów, którym najbliżej do prozy poetyckiej. Te swoiste wiersze przepełnia liryzm, ale także charakterystyczny dla tego tomu niepokój, nuta tajemnicy i jakiegoś nieustannego wyczekiwania.

To utwory skupione na detalu, na pojedynczej scenie, poszczególnym wrażeniu. Podmiot Andrzeja Błażewicza jakby ugruntowuje własną tożsamość...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    9
  • 2022
    2
  • 2023
    1
  • Chcę przeczytać
    1
  • Poezja
    1
  • Moi Ulubieńcy
    1
  • Posiadam
    1

Cytaty

Więcej
Andrzej Błażewicz Ostatnie zimy Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także