Prawnik-świeżak po Harvardzie, wymarzona praca w elitarnej firmie, życie jak w bajce. Wszystko pryska, gdy wychodzą na jaw ciemne sekrety prawniczego światka i finansowej elity Ameryki. Pachnie kolejnym dziełem autora „Firmy”? Nie tym razem.

Poznajcie Mike’a Forda. Mike jest świeżo upieczonym absolwentem prawa na Harvardzie. Jest także człowiekiem z przeszłością. Ojciec za kratkami, matka zmarła na raka, a chłopak ciuła każdy grosz i próbuje spłacić ogromne długi. Nie jest to profil osoby, którą rozchwytywałyby firmy prawnicze. A jednak. Młodym prawnikiem interesuje się szef firmy doradczej Davies Group, z miejsca proponując chłopakowi zatrudnienie, mieszkanie i pensję, która pozwoli mu wyjść od razu na prostą. Wymarzona praca w samym centrum Waszyngtonu, wśród najpotężniejszych ludzi świata, tytułowej pięćsetki. Mike szybko pnie się po kolejnych szczeblach kariery, a jego dodatkowe umiejętności, wcześniej wstydliwe, teraz stanowią nieocenione narzędzie w codziennej pracy. Na dodatek, kontakty z przystojną współpracowniczką, Annie Clark, przeradzają się w poważniejszy związek. I wszystko byłoby piękne niczym bajka gdyby Mike nie był zbyt wścibski. Odkrywa parę ciemnych sekretów, które mogą kosztować życie jego i jego bliskich. Polityczna i finansowa elita nie cofnie się przed niczym, aby zatuszować kompromitujące ich fakty. Czy zatem młody prawnik jest z góry skazany na porażkę, nie mając szans w starciu z bezwzględnymi ludźmi z pięćsetki?

To tylko jedno z pytań, które będziecie musieli zadać sobie nie dalej jako w połowie lektury. Poznając kolejnych bohaterów, pojawią się kolejne, niejednokrotnie egzystencjalne. Czy każdego można kupić? A jeśli tak, to za jaką cenę? Czy miłość jest silniejsza od pieniędzy i działa ponad warstwami społecznymi? Momentami, jest to książka iście filozoficzna.

Quirk rzeczywiście stworzył thriller pierwszego sortu. Trochę zbyt lekki język i naiwny styl, ale za to świetny, zaskakujący suspens, niezgorsza dynamika fabuły i całkiem intrygujące kreacje bohaterów, szczególnie panny Clark. Czy jednak przebił Grishama? Nie wiem, chyba raczej nie. Mamy do czynienia z bardzo dobrą powieścią, która daje powiew świeżości, a jednocześnie wraca do klasyki gatunku. Grisham jednak, chociaż słusznie przytaczany w porównaniu z Quirk’iem, to jednak bije go na głowę dojrzałością warsztatu i wyważonym stylem. Aż ciarki mnie przechodzą na myśl, jak dobrą powieść może zaprezentować ten nowy pisarz za 5-10 lat, ale tymczasem cieszę się, może nie perfekcyjnym, ale nadal bardzo dobrym debiutem.

Książka, aż prosi się o męczenie jej długimi wieczorami, sam na sam. Dobra lampa, wygodny fotel w zacisznym miejscu i naprawdę duży kubek kawy. Bo jedno mogę zagwarantować: ta książka wciąga na długie godziny i ani się obejrzycie, a zastanie Was poranek. Mnie zastał. Wielokrotnie :)