rozwińzwiń

Kamień podróżny

Okładka książki Kamień podróżny Zbigniew Kosiorowski
Okładka książki Kamień podróżny
Zbigniew Kosiorowski Wydawnictwo: FORMA Seria: seria fioletowa biografia, autobiografia, pamiętnik
292 str. 4 godz. 52 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Seria:
seria fioletowa
Wydawnictwo:
FORMA
Data wydania:
2016-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2016-01-01
Liczba stron:
292
Czas czytania
4 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788364974687
Średnia ocen

8,8 8,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,8 / 10
4 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
6131
3433

Na półkach:

Opowieści wojenne i powojenne fascynowały mnie od zawsze. Szczególnie wiele książek poruszających tę tematykę przeczytałam w liceum. W tamtym czasie duże wrażenie zrobił na mnie „Los utracony” Imre Kertesz. Wojna z perspektywy dziecka, które stara się zrozumieć to, co dzieje się dookoła, ale nie potrafi zrozumieć, ponieważ w świecie zabrakło logiki. Naiwne spojrzenie i fascynacja światem przypomina to, co próbuje nam – dorosłym czytelnikom – wyjaśnić Antoine de Saint-Exupéry: dzieci spostrzegają świat inaczej, z większą fascynacją, zainteresowaniem, otwartością i prostotą.
Te same cechy można znaleźć w „Kamieniu podróżnym” Zbigniewa Kosiorowski. Książka pozwalająca nam na odbycie niezwykłej podróży. Chłopiec-narrator wprowadza czytelnika do swojego otoczenia, tłumaczy czytelnikowi swój świat, opowiada przygody, w których nie zabraknie historii, a co za tym idzie i polityki, ale jest to historia i polityka opowiedziana niewinnie, naiwnie i z wielkim zdziwieniem.
Powojenna Polska to teren ciągłych wędrówek. Ze wschodu na zachód jadą wagony pełne ludzi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zostali zmuszeni do porzucenia swoich dóbr i wpakowani do bydlęcych wagonów – wagonów, które kojarzą się ze śmiercią, przewozem ludzi do obozów. Jednak wojna już się zakończyła, obozy zamknięto, kraj okrojono, przesunięto niczym kawałek tortu. „Przyklepywanie” odstających elementów to czasochłonne zajęcie wymagające wielu manipulacji, przemieszczeń, likwidacji pozostałości po AK i dawnej tożsamości regionalnej.
Dotarcie na dawne ziemie niemieckie nie kończy wędrówkę. Mimo tego ludzie nawiązują znajomości, dbają i siebie oraz są ciągle gotowi do dalszej drogi. Jak bardzo niepewny jest los każdego z bohaterów świadczą kuferki znajdujące się w gotowości. Podstawowe rzeczy mające zapewnić przetrwanie każdego z członków rodziny strzeżone są niczym skarby. To takie tobołeczki pozwoliły rodzinie na przeżycie podróży w pociągu wiozącym ich z dawnych ziem polskich. Od końca wojny mijają kolejne lata, a ludzie ciągle żyją w niepewności. Stała praca nie gwarantuje spokojnego życia.
Początek komunizmu to czasy dziwne. Dorosłym trudno odnaleźć się w nowych realiach. Polska w nowej, powojennej postaci nie przypomina niczego znanego. Ludzie migrują z wschodu na zachód, tracą majątki, zyskują nowe. Kraj ciągle pozostaje w rozsypce. Ruiny, lasy, rzeki przyciągają znudzone dzieci, których nikt nadmiernie nie pilnuje, a których zajęcia mogą okazać się niebezpieczne dla całej rodziny. W takim świecie nic nie jest pewne poza strachem przed karą wymierzaną przez ludzi pracujących dla systemu.
Zbigniew Kosiorowski zabiera swoich czytelników w podróż niezwykłą, bo odbywa się ona w czasie i ma wymiar powrotu do niewinnej dziecinności. Polska widziana dziecięcym wzrokiem jest fascynująca, wielka, dziwna i pełna paradoksów. Jest to świat, w którym dorośli mają poważne tajemnice, dzieci muszą uważać na służby państwowe, a do tego ziemia oraz ruiny pełne są skarbów, wśród których można znaleźć ubranie żołnierza, hitlerowską flagę, która doskonale zastąpi materiał na bieliznę. Jest to świat, w którym puszczanie papierowych łódek na rzece może być bardzo niebezpieczne.
Delikatnie, ale bardzo wprawnie kreślone przez Zbigniewa Kosiorowskiego obrazy sprawiają, że wydarzenia stają nam się bliskie, że zaczynamy rozumieć świat naszych dziadków oraz rodziców. Świat widziany dziecięcymi oczami przypomina nam to, co znamy z książek Bohumiła Hrabala, Oty Pavla oraz z nowszej literatury Wacława Grabowskiego i Zenona Rogali. Proste, zabawne, bardzo dobrze napisane i nieco naiwne obrazki podkreślające dziecięcą perspektywę pozwalają nam dostrzec jak bardzo różniło się życie ówczesnych Polaków, którzy marzyli o normalności, zakładali rodziny i chcieli wolności od nieznanego systemu, w którym grzęźli i nie potrafili się od niego uwolnić.

Opowieści wojenne i powojenne fascynowały mnie od zawsze. Szczególnie wiele książek poruszających tę tematykę przeczytałam w liceum. W tamtym czasie duże wrażenie zrobił na mnie „Los utracony” Imre Kertesz. Wojna z perspektywy dziecka, które stara się zrozumieć to, co dzieje się dookoła, ale nie potrafi zrozumieć, ponieważ w świecie zabrakło logiki. Naiwne spojrzenie i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
331
235

Na półkach:

„W ciemności samemu źle. I strasznie. Dobre tylko to, że nikt mnie tu nie dojrzy. Ani mama, ani tato, ani… nikt! I już! Ja też niczego nie widzę. Prawie jak babcia ze swoja kataraktą. Za to słyszę wszystko. Nawet burczenie w brzuchu. Ono takie głośne, bo okropnie czarno dookoła, i trochę się boję, choć wiem którędy do światła. No, że ciemno, to akurat fajnie. Dobre miejsce na kryjówkę. Pudełko z hitlerami mam za pazuchą. Niewygodnie z nimi siedzieć. Muszę uważać, żeby się nie wysypały. Rano się w nich wytarzałem za to, że o mało mnie nie udusiły. Wysypały się pocztowej szafy wprost na głowę, a potem dopiero na podłogę. Całe mnóstwo. Mam już parę szkopskich znaczków w piórniku, więc jakieś tam hitlery, to dla mnie nie pierwszyzna, ale tylu naraz, w dodatku na sobie, jeszcze nie widziałem. Udało mi się z nich oswobodzić. Do obiadu kulałem się w hitlerach, grzebałem w nich i układałem wedle kolorów. Najwięcej było brązowych z czarnym wąsikiem i wyłupiastymi, jak mówi babcia, ślepiami. Prawie całą podłogę pokryły. Potem znalazłem pudełko i nawrzucałem z każdego koloru po trochu, do kompletu. Wtedy naszedł mnie tato. Strasznie nakrzyczał, że szperam po archiwum i otwieram pocztowe szafy, ale jak zobaczył takie mnóstwo hitlerów, złapał się za głowę i postanowił, że będziemy ich palić. W ogródku.

— Wszystkich? — Przestraszyłem się.

— Co do jednego fryca! — wrzasnął i kazał mi zejść na obiad. Udawałem, że szukam zapodzianej sznurówki od buta, a jak tatko wyszedł, zamknąłem do pudelka swoich hitlerów i ukryłem pod szafą. Pod tą największą, z czarno-złotym orłem i trąbką na drzwiach.”

Zbyszek vel Zbyczek (rocznik 1944) miał niecały rok, kiedy z Monasterzysk, miejscowości na wschodnich rubieżach byłej II RP, jego rodzina (babcia, rodzice i rodzeństwo) trafiła na Dolny Śląsk, ziemie, wbrew ówczesnej propagandzie, raczej Niemcom odebrane niż na nich odzyskane. Tę podróż w bydlęcych wagonach od domu dziadka Hilarego po Niedźwiednią i dom starego Niemca Herbsta mały Zbyczek przypłacił niemal życiem. Ale przeżył. I miał takie przygody, jakie tylko mogło mu wyznaczyć miasteczko zdrojowe (bo Kosiorowscy po kilku latach przeprowadzili się do Długopola),nietuzinkowi koledzy o niejednoznacznej narodowości, ukochana babcia z kataraktą w oczach, która wciąż trzymała ziemię z Monasterzysk i tobołek na wypadek wojny, w którym zalęgły się mole, ojciec naczelnik poczty, delikatna mama, trójka rodzeństwa i sąsiedztw rzeki.

I jeszcze to otoczenie swojsko-obce. Opuszczony kościół ewangelicki z powybijanymi witrażami i duchami, w którym można założyć bazę. XIX-wieczny budynek poczty i skarby ukryte na strychu. I wielki kamień (ten tytułowy) w środku Nysy, który służy bohaterowi za przystań, tratwę i przyjaciela. I wielka sosna po drugiej stronie rzeki, która pamięta więcej niż mogłoby się wydawać. I tunel kolejowy, w którym można było schować ocalone z pożogi hitlerki.

I ludzie. Tajemniczy kuracjusze przechadzający się po alejkach parku zdrojowego, artyści zapraszani do galerii, niespodziewani goście, mieszkańcy sprzed lat, ksiądz Karol (Wojtyła?) z Krakowa, ekipy filmowe, Marek Hłasko na planie „Bazy ludzi umarłych”, koledzy z sanatorium… Cała plejada postaci nietuzinkowych, ale jakby bliskich czytelnikowi dzięki pierwszoosobowej narracji. Narrator-bohater jest przewodnikiem po tym świecie, ale nie z perspektywy wspomnień dorosłego człowieka. Dorasta za to w czasie właściwym dla rozwoju wydarzeń i w swej bujnej wyobraźni kształtowanej przez lektury, wiedzie życie pełne przygód i niebezpieczeństw.

„Wybrałem dziś dla kamienia krótki kurs na północny zachód. Do przepłynięcia nawet i dla takiego grubasa; nie zmęczy się. Z trzysta metrów, co, licząc po marynarsku, daje ze dwa kable i trochę. Pożeglujemy tam, gdzie się uczyłem trochę o morzu i żeglowaniu. Bo to wszystko z książek. Dorobiłem mu ster z rozbitego krzesła, żeby nie wyprowadził mnie na manowce. (…) Pożyczę i na głos przeczytam mu taką małą książeczkę o żeglowaniu, chyba pana Wysockiego. W końcu musimy zacząć współpracować. Bibliotekę stąd widać, chociaż mglisto. To znaczy wiem, jak do niej trafić. Ma czerwony ostry dach, dwa kominy i mostek kapitański. Z jednego komina już dymi, pod drugim palacz jeszcze nie rozpalił kotłów. Dziobem zwrócona do rzeki, co może się skończyć kolizją. Jeśli za sterem stoi pani bibliotekarka, która nawet tej książeczki o żeglowaniu nie przejrzała, może być różnie. Jej transatlantyk wymaga uważnego prowadzenia. Chyba że wyjmie z półki Kapitana Nemo, albo piętnastoletniego kapitana i odda im ster. Nie ma co ryzykować, jeśli my dalej płynąć razem. Burta w burtę.”

Dziwny to rynek wydawniczy, który takim perełkom pozwala przejść niezauważenie. Tak bardzo niezauważenie, że aż nawet bez strony na Lubimy Czytać, którą musiałam dodać sama, trzy lata po premierze… A jest tu wszystko, czego od dobrej literatury powinno się oczekiwać. I zajmująca fabuła, i garść humoru, i pełno małych i wielkich wzruszeń. I jeszcze język, który zamyka całą tę treść w ramy, których urok jest jest niezaprzeczalny. Świat powojenny oczami dziecka, później nastolatka to rzecz niemal niespotykana, a ukazująca taką perspektywę świadka, jaką chyba nieustannie powinno się mieć przed oczami, jeśli chcemy myśleć o tej części historii Polski.

I tu nasuwa się kolejna zaleta „Kamienia podróżnego” — Kosiorowski w najlepszy z możliwych sposobów pokazuje, jak historia splata się z mikrohistorią, jak losy jednej rodziny mogą pokazywać historyczny problem — tu: przesiedleń, rozliczeń z przeszłością, traktowania przez Polaków Ziem Odzyskanych, represji, organizacji władzy komunistów. Perspektywa dziecka zmienia te wszystkie podręcznikowe podrozdziały w żywy obraz dorastania w ciekawych czasach, tych z chińskiego przysłowia. Przesiedleńcy czy pozostali na Ziemiach Odzyskanych Niemcy przestają być liczbami, przestają być bezkształtną masą, a stają się świadectwem jednostkowego i kolektywnego cierpienia, które ma kształt, zapach i całą gamę barw. W oczach dziecka nic nie jest podręcznikowe, nic nie jest czarno-białe. Dziecko uczy się świata i dostaje bardzo wiele danych, które musi przetworzyć.

To też idealna książka do tak przecież wdzięcznych mikropodróży. W Długopolu nadal to wszystko jest — i dworzec zwieńczony tunelem, i poczta, i budynek biblioteki, i kościół, nawet wielki świerk, którego konar narrator obejmował razem z trzema kolegami. A gdyby się dobrze przyjrzeć, kto wie, może można jeszcze dostrzec tytułowy kamień? Pomyślnych wiatrów!

PS. W domu autora, poniemieckiej poczcie, mieści się dziś Kot Pocztowy, z gościnnymi (i pięknie urządzonymi!) pokojami, a w ewangelickim kościele — kawiarnia Horus.

„W ciemności samemu źle. I strasznie. Dobre tylko to, że nikt mnie tu nie dojrzy. Ani mama, ani tato, ani… nikt! I już! Ja też niczego nie widzę. Prawie jak babcia ze swoja kataraktą. Za to słyszę wszystko. Nawet burczenie w brzuchu. Ono takie głośne, bo okropnie czarno dookoła, i trochę się boję, choć wiem którędy do światła. No, że ciemno, to akurat fajnie. Dobre miejsce...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    5
  • Przeczytane
    4
  • W-uzdrowisko
    1
  • W-pożegnanie
    1
  • X-Dolny Śląsk
    1
  • M. Bystrzyca Kłodzka
    1
  • W-dziecko
    1
  • -0- aNOWOŚCI 2016
    1
  • W-przemijanie
    1
  • C. XX w- lata pięćdziesiąte
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kamień podróżny


Podobne książki

Przeczytaj także