Przedostatnia z dotychczas opublikowanych opowieści z Virgin River świetnie nadawałaby się, moim zdaniem, na zwieńczenie całej serii. Jest ciekawa, z pewnością lepsza niż ostatni tom, ponadto ładnie domyka ważny etap w życiu i relacjach między rodzinami Sheridanów i Riordanów. Są to właściwie dwa rozgałęzione klany rodzinne, których obecność znacząco odbija się na funkcjonowaniu miasteczka i okolic, nawet jeśli nie wszyscy ich członkowie na stałe tu mieszkają. Dzieje się tak - jak na cykl powieściowych romansów przystało - za sprawą historii miłosnej dwojga przedstawicieli rodów, Angie i Patricka.

Dwudziestotrzyletnia Angie jest siostrzenicą Jacka Sheridana, cieszącego się opinią najważniejszej osoby w miasteczku, właściciela jedynego lokalnego baru. Do Virgin River z rodzinnego Sacramento przyjeżdża Angie miesiąc przed Świętami, po fatalnym wypadku samochodowym w L.A. gdzie studiuje medycynę. Ledwo uszła z niego z życiem, co poważnie przewartościowuje jej plany na przyszłość, w pewnym sensie zmienia osobowość i doprowadza do konfliktów z nadopiekuńczą matką. Z kolei dziesięć lat starszego Patricka, pilota marynarki wojennej, na urlop zdrowotny wysyła komisja wojskowa z zaleceniem rehabilitacji pourazowej po zestrzeleniu w misji nad Libią, w której dowodził szwadronem, samolotu jego skrzydłowego i najbliższego przyjaciela Jake’a. Trafia do Virgin River, ponieważ osiedlili się tu jego czterej starsi bracia z poślubionymi w poprzednich tomach żonami.

Niewątpliwym walorem powieści są osobowości protagonistów. Choć prawie jak zawsze u Robyn Carr większą klasę ma dziewczyna, przynajmniej tym razem okoliczności utrudniające pełnię szczęścia nie wynikają z wydumanych przesłanek męskiego ego. Chodzi bowiem o poczucie odpowiedzialności Patricka i obowiązki, do jakich się poczuwa wobec żony i dziecka Jake’a. Przy czym, co najważniejsze, namiętnej grze miłosnej, na którą mają z Angie zaledwie parę tygodni, towarzyszy atmosfera ciekawie i przekonująco przez autorkę opisana przy pomocy środków, jakie lubię u niej najbardziej, czyli dialogów.

Występuje też w książce poboczny wątek medyczny, dość interesująco osadzony w specyficznych, dalece niedoskonałych amerykańskich realiach dostępności do służby zdrowia, szczególnie w przypadku zaawansowanych procedur, takich jak powypadkowa operacja plastyczna dziecka. Ze względu na czas akcji powieści nie omieszkała Robyn Carr przypomnieć rytuału stawiania w Virgin River olbrzymiej choinki, o czym czytałam chyba już trzeci raz, choć przecież wszystkich tomów serii nie znam. Ale nie narzekam.

Przedostatnia z dotychczas opublikowanych opowieści z Virgin River świetnie nadawałaby się, moim zdaniem, na zwieńczenie całej serii. Jest ciekawa, z pewnością lepsza niż ostatni tom, ponadto ładnie domyka ważny etap w życiu i relacjach między rodzinami Sheridanów i Riordanów. Są to właściwie dwa rozgałęzione klany rodzinne, których obecność znacząco odbija się na...