Północny Atlantyk 1914-1918

Okładka książki Północny Atlantyk 1914-1918 Tomasz Fijałkowski
Okładka książki Północny Atlantyk 1914-1918
Tomasz Fijałkowski Wydawnictwo: Bellona militaria, wojskowość
300 str. 5 godz. 0 min.
Kategoria:
militaria, wojskowość
Wydawnictwo:
Bellona
Data wydania:
2017-08-24
Data 1. wyd. pol.:
2017-08-24
Liczba stron:
300
Czas czytania
5 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788311151673
Tagi:
okręty podwodne
Średnia ocen

5,5 5,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,5 / 10
27 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1
1

Na półkach:

No cóż nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się innymi opiniującymi. Szczególnie z Zoltarem. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Co do warsztatu historycznego ciężko mi się wypowiedzieć ale już całkiem profesjonalnie mogę coś powiedzieć o znajomości spraw morza, terminologii itd. Bo jestem oficerem MW w stanie spoczynku, byłym dowódcą okrętu więc raczej morskim praktykiem.

I tu mogę mogę powiedzieć tylko jedno. TRAGEDIA.

Jakbym spotkał tego "marynistę" (trzy książki) to bym zadał mu np. pytanie jak sobie wyobraża abordaż małego (bo jednego z pierwszych z roku 1915) przez okręt liniowy o wyporności kk 24 tyś ton? I to zanurzonego na głębokości peryskopowej. Literalnie w książce nawet nie mowa o abordażu zanurzonego okrętu podwodnego a abordażu peryskopu!!!!
"...płynący pod flagą adm. Jellicoe Iron Duke dostrzegł przy brzegach Wysp Szetlandzkich peryskop i chciał go abordażować."
Wypada chyba wyjaśnić maryniście, ze abordaż to raczej Piraci z Karaibów a nie drednoty, Bo to metoda walki polegająca na dobiciu do burty innego okrętu i zdobyciu go w walce wręcz. To raczej epoka żaglowców nie I. WŚ. Od biedy za abordaż można uznać wejście na jakąś jednostkę oddziału specjalnego (SAS, Navy Seals) w celu jej kontroli, inspekcji czy też działania piratów somalijskich. Ale to raczej za pomocą lodzi hybrydowych (RIB) lub innych lekkich łodzi.
A u autora abordażują aż milo. Nawet w zanurzeniu pod wodą :))))

„Amerykanin zawrócił, zanurzył się, by abordażować przeciwnika, lecz chybił.”

Na miejscu autora dal bym sobie spokój z marynistyką bo Kosiarzem nie będzie. A na miejscu Bellony więcej uwagi zwracał na to co wydaje, bo coraz częściej wydaje gnioty . Prywatyzacja w tym przypadku nie wyszła na dobre.

No cóż nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się innymi opiniującymi. Szczególnie z Zoltarem. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Co do warsztatu historycznego ciężko mi się wypowiedzieć ale już całkiem profesjonalnie mogę coś powiedzieć o znajomości spraw morza, terminologii itd. Bo jestem oficerem MW w stanie spoczynku, byłym dowódcą okrętu więc raczej morskim...

więcej Pokaż mimo to

avatar
944
237

Na półkach:

Bardzo średni HB-ek. Przede wszystkim dlatego, że jest chaotycznie i bałaganiarsko napisany co utrudnia odbiór (drażni zwłaszcza przeskakiwanie z wątku na wątek i wracanie do tego samego)

Bardzo średni HB-ek. Przede wszystkim dlatego, że jest chaotycznie i bałaganiarsko napisany co utrudnia odbiór (drażni zwłaszcza przeskakiwanie z wątku na wątek i wracanie do tego samego)

Pokaż mimo to

avatar
407
407

Na półkach:

Książka jest napisana chaotycznie. Spodziewałem się, że będzie napisana chronologicznie.

Książka jest napisana chaotycznie. Spodziewałem się, że będzie napisana chronologicznie.

Pokaż mimo to

avatar
819
808

Na półkach: , , , , , ,

„Północny Atlantyk” mocno mnie rozczarował. Przyczyn jest kilka, ale najważniejszą z nich jest chaotyczna narracja. Od książki militarno-historycznej oczekuję dokładnego, wyraźnego i konsekwentnego opisu wydarzeń danej kampanii. Natomiast Fijałkowski „skacze” sobie zarówno w czasie jak i w omawianych zagadnieniach z kwiatka na kwiatek, pozostawiając czytelnika nieco bezradnym. Gdybym nie czytał już wcześniej o pierwszej wojnie światowej na morzu, miałbym spore problemy ze zrozumieniem przebiegu wydarzeń.

Nie pomaga chaotyczny styl autora: czasami powtarza on te same wypowiedzi tylko kilka stron później. Czasami relacjonuje historię bojową danego niemieckiego U-boota, przerywa ją na kilka stron i powraca do losów tej samej jednostki w następnym, tematycznie zupełnie innym rozdziale. Podczas opisów starć zdarzają mu się czasami zupełnie niezrozumiałe akapity. Przykładem niech będzie relacja walki amerykańskiego okrętu podwodnego AL-2 z niemieckim U-154:

„Amerykanin zawrócił, zanurzył się, by abordażować przeciwnika, lecz chybił.”

O co w tym zdaniu chodzi pozostanie prawdopodobnie na zawsze tajemnicą autora.

Zadziwia nie tylko błędnie stosowane nazwisko ówczesnego kanclerza Rzeszy Theobalda von Bethmann-Hollwega (u Fijałkowskiego to cięgiem Bethmann Hollweg),ale i bardzo dziwny dobór teminologii (na przykład „spalinowiec” zamiast „motorowca”, „statek cysterna” zamiast „tankowca” bądź „chemikaliowca”, pozostawienie oryginalnie niemieckich określeń na kierunki wiatru w cytatach z dzienników okrętowych U-bootów). „Kwiatków” takich znajdzie się więcej.

Facyt: Omijać z daleka, bo lektura boli.

„Północny Atlantyk” mocno mnie rozczarował. Przyczyn jest kilka, ale najważniejszą z nich jest chaotyczna narracja. Od książki militarno-historycznej oczekuję dokładnego, wyraźnego i konsekwentnego opisu wydarzeń danej kampanii. Natomiast Fijałkowski „skacze” sobie zarówno w czasie jak i w omawianych zagadnieniach z kwiatka na kwiatek, pozostawiając czytelnika nieco...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1052
140

Na półkach:

Chaos, bałagan i marna polszczyzna.
Owszem, znalazło się tu parę ciekawych informacji, ale przebijanie się przez to dzieło powodowało u mnie ból oczu, a nawet zębów. Zdecydowanie najgorzej napisana i zredagowana pozycja z serii "Historyczne bitwy", z jaką miałem do czynienia. A przeczytałem ich już ponad 40.

Chaos, bałagan i marna polszczyzna.
Owszem, znalazło się tu parę ciekawych informacji, ale przebijanie się przez to dzieło powodowało u mnie ból oczu, a nawet zębów. Zdecydowanie najgorzej napisana i zredagowana pozycja z serii "Historyczne bitwy", z jaką miałem do czynienia. A przeczytałem ich już ponad 40.

Pokaż mimo to

avatar
261
214

Na półkach: , , ,

Troszkę chaotycznie napisana, a przynajmniej tekst sprawia takie wrażenie. Czytało się dość dobrze. Różne spojrzenia na konflikt. Całkiem sporo przytaczanych wspomnień. Może bez rewelacji, ale całkiem dobry punkt wyjścia do bardziej szczegółowego poznania walk niemieckich okrętów podwodnych w czasie I wojny światowej.

Troszkę chaotycznie napisana, a przynajmniej tekst sprawia takie wrażenie. Czytało się dość dobrze. Różne spojrzenia na konflikt. Całkiem sporo przytaczanych wspomnień. Może bez rewelacji, ale całkiem dobry punkt wyjścia do bardziej szczegółowego poznania walk niemieckich okrętów podwodnych w czasie I wojny światowej.

Pokaż mimo to

avatar
613
380

Na półkach: , ,

Autor przedstawia kampanię na północnym Atlantyku podczas I wojny światowej - skupiając się na działaniach okrętów podwodnych. Temat ciekawy, to co w książce niby też, ale... jakoś tak ciężko mi się tę książkę czytało, choć trudno mi dokładnie powiedzieć co tutaj nie zagrało. Powiedziałbym, że książka dla miłośników tematu.

Autor przedstawia kampanię na północnym Atlantyku podczas I wojny światowej - skupiając się na działaniach okrętów podwodnych. Temat ciekawy, to co w książce niby też, ale... jakoś tak ciężko mi się tę książkę czytało, choć trudno mi dokładnie powiedzieć co tutaj nie zagrało. Powiedziałbym, że książka dla miłośników tematu.

Pokaż mimo to

avatar
711
183

Na półkach:

Liczba literówek, błędów merytorycznych i lapsusów w książkach Bellony zaczyna mnie już poważnie denerwować. Poza tym - książka sprawia wrażenie, jakby była kompilacją kilku różnych tekstów (razi m.in. apologia Lloyd George'a, wzięta wprost z jego wspomnień). Rządzi chaos!
Bellono, popraw się!

Liczba literówek, błędów merytorycznych i lapsusów w książkach Bellony zaczyna mnie już poważnie denerwować. Poza tym - książka sprawia wrażenie, jakby była kompilacją kilku różnych tekstów (razi m.in. apologia Lloyd George'a, wzięta wprost z jego wspomnień). Rządzi chaos!
Bellono, popraw się!

Pokaż mimo to

avatar
377
314

Na półkach: , ,

Książka Tomasza Fijałkowskiego to drugie podejście tego autora do walk morskich na Atlantyku w XX w. Poprzednią pracą był Atlantyk 1939. Zajrzałem do swoich uwag o tej książce i znalazłem zaledwie trzy gwiazdki. Wszystko wskazuje, że tym razem nie będę nawet tak szczodry.
Seria Historyczne bitwy ma swoje wymogi. Nie są to w założeniu prace naukowe, lecz popularnonaukowe – a to znaczy, że nie zawierają bagażu naukowego, np. przypisów, ale jednak w wersji nieco uproszczonej przekazują aktualny stan wiedzy naukowej. Tego właśnie oczekuję od kolejnych tomów HB i zazwyczaj dostaję. Pozornie w przypadku tego tomiku tak jest. Autor odwołuje się do źródeł, niektóre cytuje, podaje dane liczbowe, odnosi się do innych opracowań tematu. W tej kwestii niewiele mogę zarzucić. Natomiast mam zastrzeżenia, w jaki sposób materiał zgromadzony przez Fijałkowskiego został przedstawiony.
Na początek trzeba odnieść się do tytułu. Jest on oczywiście nieadekwatny do zawartości, gdyż autor skoncentrował się rzeczywiście na północnym Atlantyku, ale przedstawił działania zbrojne niemieckich łodzi podwodnych oraz próby przeciwstawienia się im ze strony aliantów. Rozumiem ograniczenia i wymogi serii, ale można było poszukać jakiegoś innego określenia, o czym ta książka jest. Pominięcie bitwy jutlandzkiej w tomie można usprawiedliwić tym, że doczekała się osobnych opracowań, ale już inne zmagania, jak dwie bitwy pod Helgolandem, bombardowania angielskich miast przez niemieckie krążowniki, bitwy w Cieśninie Kaletańskiej czy rajdy korsarskie niemieckich okrętów nawodnych to przecież zmagania na tym samym akwenie. Bo z tekstu i map wynika, że autor brał pod uwagę także Morza Północne i Norweskie oraz Kanał La Manche.
Kolejne zastrzeżenie budzi skoncentrowanie się na polityce II Rzeszy i przez długi czas jedynie zdawkowe informacje na przeciwdziałania aliantów wobec ofensywy podwodnej (po raz pierwszy na s. 99, czyli mniej więcej po 1/3 tekstu). Właściwie poza Wielką Brytania i w końcowym okresie wojny Stanami Zjednoczonymi innych przeciwników floty niemieckiej nie ma. Rzeczywiście, nie odgrywała może wielkiego znaczenia, ale takie pomijanie np. floty francuskiej budzi wątpliwości, czy w ogóle istniała.
Skoro już mowa o dwóch uczestnikach wojny po stronie aliantów, to niezmiernie drażniące i w dodatku niezgodne z rzeczywistością, było manieryczne nazywanie niemal zawsze Wielkiej Brytanii Anglią, a Stanów Zjednoczonych Ameryką. Tak, to można w powieściach, ostatecznie esejach, ale nie literaturze historycznej – bo to jest właśnie niehistoryczne. Może wygodne, ale niedopuszczalne.
Fijałkowski nie analizuje wiarygodności źródeł, zwłaszcza narracyjnych, pamiętniki przyjmuje na wiarę, nie dokonuje ocen ani nie wyciąga wniosków. Tak jest choćby w przypadku przytaczania wypowiedzi admirała Tirpitza, którego chyba zresztą bardzo lubi, bo wielokrotnie się na niego (a często tylko na niego) powołuje.
Z tekstu trudno niekiedy wyłowić jakieś dane liczbowe. Do bitwy jutlandzkiej nie ma np. danych o zatopionym tonażu statków alianckich czy ich liczbie. Potem zresztą też pojawiają się nieregularnie i w dodatku nie zawsze są przekonujące. Bo jak odnieść się do informacji o zatopionych statkach brytyjskich i państw neutralnych, gdy na s. 148 czytamy: 528 750 t w lutym 1917 r., 573 558 t w marcu, 874 105 t w kwietniu 1917 r. – a na s. 169: 536 000 t w lutym 1917 r., 603 000 t w marcu 1917 r. Co ciekawe – mogę te rozbieżności wyjaśnić, tylko dlaczego nie zrobił tego autor?
Często wyjaśnia się skrótowość danej pracy wymogami redakcyjnymi – bo tyle arkuszy można wydać. Dlatego nie napiszę, czego nie ma. Podam, co jest, a niczego nie wnosi do przedstawionego obrazu wydarzeń. Jest więc rozdział o zatopieniu Lusitanii – i to właściwie niezbędny fragment. Jest też rozdział Zagłada statków Justicia oraz Llandovery Castle i nic ważnego on nie wnosi. Ani same statki nie były wyjątkowe, ani konsekwencje ich zatopienia nie miały większych, zwłaszcza gospodarczych lub politycznych reperkusji, więc w jakim celu Fijałkowski właśnie te jednostki wyróżnił opisem – nie wiem. Podobnie jest z fragmentami dzienników pokładowych. Uzupełnianie opisów tekstami źródłowymi jest oczywiście bardzo przydatne, bo i urozmaicają treść książki, i dodają jej wiarygodności, ale dlaczego autor cytuje na 6 stronach fragmenty dziennika, nie wiadomo (s. 142-148). Takich przydługich cytatów jest więcej.
Na s. 109 czytamy, że „W niebywale butnym oświadczeniu cesarz Wilhelm (…)” i dalej: „(…) jak twierdził chełpliwie cesarz (…)”. W książce często znajdziemy podobne wstawki, zawierające oceniające epitety, prawie wyłącznie dotyczące Niemiec i Niemców. Tego typu zwroty można zamieszczać w beletrystyce, a nie w pracy, która ma charakter popularnonaukowy. Żaden szanujący się historyk co kilka zdań nie umieści pejoratywnych zwrotów oceniających osobę, państwo lub sytuację.
Właśnie, szanujący się historyk nie popełni tylu (i jeszcze więcej) niedoskonałości. I to może jest klucz do oceny pracy. Bowiem na każdym kroku przebija z niej brak warsztatu historycznego. Miałem wrażenie, że autor dysponował bogatym materiałem i starał się stworzyć z tego, zgodnie z wymogami wydawnictwa, określonej objętości książkę. Umieszczał więc co popadnie, potem nieco skracał, znów coś wciskał i tak bez końca. Z pracy wyziera chaos – nie ma jednolitej koncepcji dzieła, są różne wątki, które nie stanowią jakiej jednolitej całości. Nie ma ujęcia chronologicznego, nie ma też spojrzenia problemowego. Pojawiają się akapity całkiem oderwane od przedstawianego właśnie zagadnienia, autor wraca do już omawianych kwestii, podaje ciekawostki wraz z informacjami szczególnej wagi. Trzeba tu podzielić winę i część przerzucić na wydawcę, który puścił tak niedoskonały tekst.
Bibliografia to wybór autorski. Jednakże należało oczekiwać w niej prac klasycznych i możliwie nowych. Tymczasem zabrakło chyba najobszerniejszej monografii I wojny światowej pióra Janusza Pajewskiego (wydane w 1991 i 2004) oraz pracy Pawła Wieczorkiewicza Historia wojen morskich. Wiek pary, która co prawda nie zawiera tematyki wydarzeń wojny światowej, ale byłaby dobrym wstępem, zawierającym genezę konfliktu, dokonania techniczne w dziedzinie okrętów i używanej przez nie broni. Jest za to mocno przestarzała książka Tarlego Dzieje Europy 1871-1919 z 1960 r.
A ponadto: na s. 113 autor pisząc o Anglii (czyli Wielkiej Brytanii) z perspektywy Niemiec nazywa ją sojusznikiem. Gdzież był redaktor, który nie zmienił go w przeciwnika, jak wynika z kontekstu?! Na s. 137 przytoczony został tekst jednego z dowódców U-bootów. Niestety, w tak fatalnym tłumaczeniu, że niekiedy nie wiadomo, o co chodzi (Uznałem, że parowiec byłem gotowy porzucić i wszyscy więźniowie byli podjęci przez amerykański niszczyciel). Na s. 195 w ostatnich dniach grudnia 1917 r. admirał Jellicoe ustępuje ze stanowiska naczelnego dowódcy floty brytyjskiej, a już na s. 206 w grudniu 1916 r. „Admirał Jellicoe został pierwszym lordem Morskim”. To oczywiście wzorcowy przypadek chaosu w tej pracy. Podobnie jak stwierdzenie (s. 254),że „jakiś statek natknął się na minę i wyleciał w powietrze”. I to ma być praca historyczna? I kolejny błąd redakcyjny – s. 263 – jeden z okrętów podwodnych zatopił jednostki o pojemności „420-450 t” i było ich 150. To oczywisty błąd – prawdopodobnie zamiast dywizu powinna być spacja. Na s. 283 wymieniono błędną nazwę pancernika niemieckiego – nie Margkraf, lecz Markgraf nosi nazwę ten okręt klasy König. Powyższe uwagi to jedynie wybór.
Im dłużej pisałem tę opinię, tym bardziej czułem zniechęcenie. Bo pisałem opinię, a tu potrzebna jest recenzja zawodowego specjalisty od tematu I wojny światowej lub zmagań morskich. Zbyt wiele jest niedociągnięć, zbyt wiele chaosu, by w skrócie ocenić książkę Fijałkowskiego. Temat ciekawy, wart podjęcia, ale realizacja fatalna. Tym bardziej żałuję, że lubię tę tematykę, mam nieco wiedzy na ten temat, a poza tym cenię sobie serię HB Bellony i spośród wielu cennych pozycji, cytowanych w poważnych pracach naukowych, dobrze, a zarazem zgodnie z wiedzą i warsztatem historycznym napisanych pozycji, ta wypadła fatalnie.

Książka Tomasza Fijałkowskiego to drugie podejście tego autora do walk morskich na Atlantyku w XX w. Poprzednią pracą był Atlantyk 1939. Zajrzałem do swoich uwag o tej książce i znalazłem zaledwie trzy gwiazdki. Wszystko wskazuje, że tym razem nie będę nawet tak szczodry.
Seria Historyczne bitwy ma swoje wymogi. Nie są to w założeniu prace naukowe, lecz popularnonaukowe – a...

więcej Pokaż mimo to

avatar
80
53

Na półkach:

Kiedy tonie storpedowany statek na północnym Atlantyku to na pokładzie, ale również dookoła panuje chaos. I autor bardzo skrupulatnie oddaje ten chaos w swojej książce, za pomocą stylu pisania. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po skończeniu było sprawdzenie kto jest autorem, bo podejrzewałem że to tłumacz tak namieszał, ale okazało się że to sam autor jest takim "wirtuozem".
Tematyka bardzo ciekawa, szczególnie że w języku polskim nie ma dużo pozycji o tym okresie historii. Szkoda tylko, ze autor nie wszedł głębiej w szczegóły, za to za bardzo się skupił na wydarzeniach z najwyższej perspektywy. Co samo, w sobie może nie było by takie złe, gdyby nie fakt, że to samo wydarzenie, ta sama decyzja (lub jej brak) jest opisywana po kilka razy.
Mi osobiście bardzo przeszkadzał brak zachowanej chronologii (okej, jest plus minus, rozdziały są chronologiczne, ale już wewnątrz rozdziałów jest pełna dowolność). Brak chronologii jest tak daleko posunięty, że nawet opisywane w jednym rozdziale dwie przykładowe akcje okrętów podwodnych przeprowadzone w odstępie kilku miesięcy są nie po kolei.
Podsumowując, plus za temat i wiedzę, którą udało się z tego chaosu wyciągnąć.
Ogromny minus za styl pisania i bałagan.
Jeśli Ciebie interesuje ten konkretny fragment historii warto przeczytać, jeśli żeby tylko poszerzyć swoją wiedzę historyczną - nie warto.

Kiedy tonie storpedowany statek na północnym Atlantyku to na pokładzie, ale również dookoła panuje chaos. I autor bardzo skrupulatnie oddaje ten chaos w swojej książce, za pomocą stylu pisania. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po skończeniu było sprawdzenie kto jest autorem, bo podejrzewałem że to tłumacz tak namieszał, ale okazało się że to sam autor jest takim...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    28
  • Chcę przeczytać
    18
  • Posiadam
    17
  • Historia
    5
  • Ulubione
    2
  • I wojna światowa
    2
  • E-Booki
    1
  • Kolejka
    1
  • 2018
    1
  • Książki 2018
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Północny Atlantyk 1914-1918


Podobne książki

Przeczytaj także