rozwińzwiń

Margrabia Wielopolski

Okładka książki Margrabia Wielopolski Ksawery Pruszyński
Okładka książki Margrabia Wielopolski
Ksawery Pruszyński Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX historia
160 str. 2 godz. 40 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Instytut Wydawniczy PAX
Data wydania:
1957-05-01
Data 1. wyd. pol.:
1957-05-01
Liczba stron:
160
Czas czytania
2 godz. 40 min.
Język:
polski
Tagi:
historia
Średnia ocen

6,8 6,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Karta nr 117 / 2023 Włodzimierz Brus, Sylwia Chutnik, Dominik Czapigo, Zbigniew Gluza, Ksawery Pruszyński, Redakcja Magazynu Historycznego KARTA, Anna Richter, Aleksiej Rogozin, Małgorzata Szejnert, Roman Umiastowski, Rafał Wnuk
Ocena 7,5
Karta nr 117 /... Włodzimierz Brus, S...
Okładka książki Karta nr 115 Ruth Andreas-Friedrich, Marian Berland, Zbigniew Gluza, Jan Lityński, Ksawery Pruszyński, Redakcja Magazynu Historycznego KARTA
Ocena 8,0
Karta nr 115 Ruth Andreas-Friedr...

Mogą Cię zainteresować

Okładka książki Nie tylko „Po Prostu”. Prasa w dobie odwilży (1955–1958) Grzegorz Berendt, Marcin Bukała, Maciej Fic, Krzysztof Filip, Jan Galant, Łukasz Garbal, Bogusław Gogol, Filip Gończyński-Jussis, Andrzej W. Kaczorowski, Kamila Kamińska-Chełminiak, Bartłomiej Kapica, Konrad Knoch, Katarzyna Maniewska, Marcin Markiewicz, Tomasz Mielczarek, Michał Przeperski, Paweł Sasanka, Adam Radosław Suławka, Krzysztof Tarka, Michał Wenklar, Jacek Wojsław, Katarzyna Zawadka, Andrzej Zawistowski
Ocena 10,0
Nie tylko „Po ... Grzegorz Berendt, M...
Okładka książki 500-lecie reformacji. Historia i perspektywy Krystyna Krawiec-Złotkowska, Pola Pauba
Ocena 10,0
500-lecie refo... Krystyna Krawiec-Zł...
Okładka książki Wypatrując Andersa. Konspiracja niepodległościowa w województwie śląskim 1945-1948 Adam Dziuba, Tomasz Kurpierz, Dariusz Węgrzyn
Ocena 10,0
Wypatrując And... Adam Dziuba, Tomasz...
Okładka książki Mikołów. Monografia historyczna 1222-2022. Tom I Damian Absalon, Grzegorz Bębnik, Adam Dziuba, Edelgarda M. Foltyn, Piotr Greiner, Jakub Grudniewski, Ryszard Kaczmarek, Michał Mączka, Jerzy Polak, Jerzy Sperka
Ocena 10,0
Mikołów. Monog... Damian Absalon, Grz...
Okładka książki Tadeusz Ośko "Sęp" Szymon Nowak, Alicja Paczoska-Hauke
Ocena 10,0
Tadeusz Ośko &... Szymon Nowak, Alicj...
Okładka książki Księga Pamięci Gminy Żydowskiej w Łomży Jom-Tow Lewiński, praca zbiorowa
Ocena 10,0
Księga Pamięci... Jom-Tow Lewiński, p...
Okładka książki Polska i sąsiedzi na przestrzeni wieków. Prace doktorantów historii. Tom III Wojciech Skóra, Agnieszka Teterycz-Puzio
Ocena 10,0
Polska i sąsie... Wojciech Skóra, Agn...
Okładka książki Ponad granicami. Historia Solidarności Polsko-Czechosłowackiej Petr Blažek, Łukasz Kamiński (historyk), Grzegorz Majewski
Ocena 10,0
Ponad granicam... Petr Blažek, Łukasz...

Oceny

Średnia ocen
6,8 / 10
4 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
610
567

Na półkach:

Mnóstwo przemilczeń, przeinaczeń i pobożnych (?) życzeń.
Odpowiednio je opisał Jerzy Łojek („Apoteoza quislingizmu”, „Kierunki” 1958, Nr 1, s. 6 – 7, przedrukowane w: „Pisma wybrane. XIX wiek” Kraków 2015, s. 630 – 642)
Zachęcam do przeczytania w całości, a tu mym obyczajem garść cytatów: „Swą karierę polityczną rozpoczął Aleksander Wielopolski w czasie Powstania Listopadowego, nie tyle misją dyplomatyczną do Anglii, ile niefortunnym posłowaniem na sejm i propagandą publiczną na łamach kontrrewolucyjnego i antypowstańczego "Zjednoczenia". Ogólnie biorąc, cała działalność Wielopolskiego w 1831 roku, zmierzająca do podważenia i zwichnięcia skuteczności działań powstańczych, była tego rodzaju, że gdyby pobierał za to od rządu w Petersburgu stałe wynagrodzenie w tysiącach rubli, lepiej by się do swej pracy przykładać nie mógł. Pruszyński wszystkie te fakty rozbiera z satysfakcją i ukazuje czytelnikowi z rozczuleniem, jak to margrabia "zwalcza energicznie kierunek rewolucyjny w powstaniu". Mniejsza o to, czy młodociany poseł grodzieński był w stanie zaszkodzić skutecznie powstaniu. Faktem jest, że intencje miał po temu najlepsze, a Pruszyński podkreśla to z prawdziwym zapałem.”
Dokładnie u Pruszyńskiego brzmi to „Wielopolski zwalcza energicznie kierunek rewolucyjny w powstaniu. Przemawia przeciw wolności prasy i przemawia przeciw uwłaszczeniu włościan; uzyskuje – jak wspomnieliśmy – że do odezwy Rządu Nagrodowego do "ziem zabranych" nie wchodzi zapowiedź zniesienia pańszczyzny.” (s. 43) „Ale być może, że to nie tylko arystokratyczne urodzenie i konserwatywne wychowanie wstrzymało go po londyńskich doświadczeniach od pójścia w ramiona rewolucji. Może zagrał tu jeszcze i realizm Wielopolskiego.” (s. 41)
Łojek : „Pruszyński miał w ogóle wiele złudzeń, którym dał wyraz w Margrabim Wielopolskim. Upewnia nas na przykład (s. 89 nowego wydania),że mylne jest wrażenie, które wynosimy ze szkół, jakoby wraz z upadkiem Powstania Listopadowego upadła również państwowość polska. Trzeba mieć naprawdę bujną wyobraźnię i dużo odwagi, by nawet Królestwo Kongresowe ochrzcić mianem "państwa polskiego" nie mam na myśli iluzorycznych form prawnych, ale stan faktyczny),ale okres paskiewiczowski uważać za czasy istnienia państwa polskiego – ponieważ funkcjonował Bank Polski, a na odwrotnych stronach kart tytułowych książek umieszczono po polsku napis: "Wolno drukować pod warunkiem złożenia w cenzurze przepisanej liczby egzemplarzy" – to już naprawdę szczyt braku odpowiedzialności za słowa. Pruszyński nie spostrzegł się także, iż w ten sposób ukochanemu margrabiemu ujmuje sporo zasług: skoro państwowość polska istniała, to Wielopolski nie miał czego odbudowywać, w każdym razie nie miał do odbudowania tak wiele. Lecz niekonsekwencje rażą tylko przy racjonalnym stosunku do swego bohatera. Pruszyński natomiast pisze o Wielopolskim w ekstazie uwielbienia. Wszystko, co margrabia robił, przedsięwziął czy zamierzał, było piękne i wspaniałe. Zachwyca się Pruszyński nawet przywłaszczeniem przez Wielopolskiego fundacji Świdzińskiego.”
„Wielopolski wierzył szczerze, iż wszystkie te ciosy naród znosić będzie pokornie i cierpliwie. To przekonanie leżało u podstaw decyzji o eksterminacji elementów powstańczych w Królestwie przez zarządzenie branki styczniowej. Pruszyński decyzję tę pochwala. Dla młodzieży powstańczej żywi
pogardę, zapożyczoną oczywiście od swego bohatera ...”
I w skrócie „carat potrzebował wiernych poddanych, a nie reprezentantów polskich interesów, i takich poddanych, z Wielopolskim na czele, miał.”
Znacząca była też wypowiedź „Zygmunta Wielopolskiego, który w latach 1862 – 1863 był najbliższym współpracownikiem ojca i odegrał wielką rolę przy wprowadzeniu w życie planu branki, a później przez długie lata był oficjalnym spadkobiercą i kontynuatorem idei margrabiego (…): Cała akcja wojska rosyjskiego była wadliwie prowadzona od pierwszej chwili. Niepotrzebna koncentracja na wstępie powstania, przeciwko której protestowałem na radzie wojennej u Wielkiego Księcia, pozwoliła b a n d o m formować się” (podkr. Łojka). Łojek radzi dla porównania uwspółcześnić „Cała akcja Wehrmachtu była wadliwie prowadzona od pierwszej chwili. Niepotrzebna koncentracja na wstępie powstania, przeciwko której protestowałem na radzie wojennej u generała von dem Bacha, pozwoliła bandom formować się”…

„Ten szkic biograficzny powstał po pierwsze dlatego, że autorowi nie podobały się w najwyższym stopniu wszelkie dotychczasowe polskie monografie, życiorysy, biografie, nie podobał mu się sposób, w jaki polscy pisarze traktują wielkie postaci historyczne (lub literackie) – wszelkich Kościuszków, Sobieskich, Mickiewiczów, Słowackich, Batorych i kogo tam jeszcze” (s. 21) tak zaczyna się przedmowa do „Margrabiego”, jakby zapowiadająca marcowych pismaków 1968, u których nazwiska „wrogów ludu” występowały zwykle „w charakterystycznym pluralis” (Jakub Karpiński „Mowa do ludu” Puls Publications, Londyn 1984, s. 17).
„Margrabia Gonzaga-Myszkowski, ordynat pińczowski, hrabia Wielopolski w jednej osobie, był tam na stoku gór Świętokrzyskich, pomiędzy Proszowskiem a Końskiem, jakimś obcym rarogiem, dziwną fantazją losu rzuconym tu z jakiegoś królestwa Obojga Sycylii albo Nawarry. Musieli być nielubiani. Byli też nimi w istocie i to zarówno Wielopolscy, jak Myszkowscy. Oba rody brały bowiem z zagranicy nie tylko niepopularne tytuły, ale jeszcze bardziej niepopularne w ówczesnej Polsce poglądy. Wielopolscy i Myszkowscy byli stronnikami Habsburgów, jezuitów, Wazów, przeciwnikami wolności szlacheckiej, zwolennikami silnej władzy królewskiej. Kiedy inni magnaci wzniecali rokosze przeciwko królowi, oni stawali za królem, kiedy inni chcieli króla sprowadzić do roli takiej kukły, jaką był doża w Rzeczypospolitej Weneckiej, oni chcieli zrobić z polskiego króla w Warszawie, jakiegoś Habsburga z Wiednia czy Burbona z Madrytu. Rozumowali tak, jak rozumował ówczesny europejski kontynent – i jak zgoła nie rozumowała Polska.” (s. 31) Karol I za ciągoty absolutystyczne został w Anglii ścięty, Ludwikom nastym we Francji początkowo jakby poszło lepiej, chociaż wiadomo z jakim ostatecznie skutkiem. Na czele rokoszu w 1607, wywołanego absolutystycznymi mrzonkami i prohabsburskimi knowaniami Zygmunta III, stanął Mikołaj Zebrzydowski, początkowo najgorliwszy poplecznik dworu, co też wielce wymowne. Czemuż bycie stronnikiem Habsburgów ma być tytułem do chwały? Skoro już Pruszyński coś o tym napisał, powinien dodać: lojalność wobec Wiednia czasem przeważała nad wiernością własnemu królowi, a czasem było jeszcze gorzej. Kasztelan wojnicki Jan Wielopolski (1605 – 1668),w czasie „potopu” wprawdzie był po stronie Jana Kazimierza, jednak wkrótce – gdy Jan Kazimierz próbował (dość nieudolnie co prawda) zmienić sposób obrad Sejmu przez głosowanie większością (czyli uniknąć zrywania) i wprowadzić wybór "vivente rege" (czyli uniknąć ciężkiego dla państwa okresu, jakim było bezkrólewie) – tenże kasztelan razem z grupą innych wielmożów, podżegany przez ambasadora austriackiego Lisolę, jął te zamiary zwalczać. „Wielopolski, kasztelan wojnicki, wówczas gorliwy stronnik Austryi i przyjaciel W. Marszałka [Lubomirskiego], zapowiadał głośno swą opozycyę przeciw elekcyi, a był zagniewany na Dwór za odmówienie mu dyrekcyi kopalni wielickich.” (Antoni Walewski „Historya wyzwolonéj Rzeczypospolitéj wpadającej pod jarzmo domowe za panowania Jana Kaźmierza (1655 – 1660)” T. 2 Kraków 1872 s. 301) Po jakimś czasie zmienił front „W tem położeniu niewiele pocieszało nieszczęśliwą Ludwikę Marię przejście Jana Wielopolskiego, Kasztelana wojnickiego, na stronę francuzką. Przyrzekł on Królowej popierać elekcyę i swe stosunki z Lisolą zerwać. Był to człowiek tęgiego umysłu, śmiały i ambitny, umiał wywierać wpływ na zgromadzenia. Wyznał on, że go p r ó ż n o ś ć skłoniła do austryackiego stronnictwa, bolało go, że Królowa tylko z W. Marszalkiem rokowała, na niego zaś nie zważała.” (tamże, s. 317, podkreślenie Piratki, na czym ta „tęgość umysłu” miała polegać zagadką pozostaje, Walewski sam będąc arcylojalnym wobec Habsburgów, ubolewa dalej nad upadkiem obyczajów tegoż Wielopolskiego). Za czasów Michała Wiśniowieckiego Jan Wielopolski, syn poprzedniego, stolnik wielki koronny, przyszły podkanclerzy i kanclerz wielki koronny, działając z ramienia spisku na zlecenie dworu francuskiego, a wbrew Austrii „puścił w obieg broszurę polityczną pod tytułem: "List szlachcica polskiego do sąsiada po sejmie Coronationis z Krakowa Anno 1669", datowany 10 grudnia. Udając starego Sandomierzanina miernej fortuny, ten magnat opowiada, jakoby zabrali mu podwody "na króla" do Warszawy i do Zamościa Kozacy i Wołosza dworscy, z którymi nie można było rozmówić się, bo "ich racya w nahajce i w obuchu"; przewiduje tedy, że "będziemy znowu tego Piasta naszemi piastami wozić". Sam obiór był niezgodny z kardynalnemi zasadami wolności […] Ludzie pierwszych w ojczyźnie godności "słyszeli z ust króla JMci samego, że cum restrictione (= z zastrzeżeniem w myśli) przysięgał" na pacta conventa (podobno w punkcie dotyczącym dyssydentów). "Przyznawa, że to w jednym uczynił: któż go wie, jeżeli i nie we wszystkich?" A gdy przysięga taka jest nieważną, to i umowa królewska z narodem nie istnieje. Roztrząsa następnie Wielopolski wszystkie artykuły pactow conventow po kolei i w postępowaniu króla wynajduje pogwałcenie każdego z nich, a najobszerniej rozwodzi się nad sprawą małżeństwa z Austriaczką [Eleonorą Habsburżanką] powtarza oskarżenia rokoszowe Zebrzydowskiego, poczynając aż od roku 1592, przeciwko Zygmuntowi III wyniesione […] Wyliczać wszystkich zarzutów i rzekomych pogwałceń wolności przez króla, który jeszcze nie panował, nie będziemy: wszak z przytoczonych można już dostatecznie wyrozumieć i metodę krytyki, i nicość programu politycznego, i gatunek nienawiści oligarchów do Wiśniowieckiego. Pismo to jest pierwszym manifestem sprzysiężonych malkontentów; będą oni powtarzali wciąż jedne i te same argumenty z małemi odmianami w ciągu trzech lat.“ (Tadeusz Korzon „Dola i niedola Jana Sobieskiego : 1629 – 1674” Kraków 1898 t. 2 s. 343). „Spólnikami w różnych stopniach zbrodni stanu stali się: (…) Jan Wielopolski stolnik kor., syn zasłużonego w roku 1655 kasztelana wojnickiego i współtowarzysza Lubomirskiego w podniesieniu oręża przeciwko Szwedom.” (tamże, s. 370)
Drobny przykład tego, na ile można zawierzyć książce Pruszyńskiego.
Podobnie znaczący styl „trzech wyższych oficerów ze sztabu księcia Józefa Poniatowskiego na wiadomość o zaczętej wojnie z Rosją szybko poprosiło o urlopy: jeden miał starego ojca, który mógł umrzeć, drugi żonę, która miała poród, trzeci jakieś mniej zdeklarowane sprawy rodzinne.” Szczegółów jakoś poskąpił. „Książę Józef oczywiście najuprzejmiej zezwolił – uczucia rodzinne w Polsce były silne i cenione, a patriotyczne dopiero od dwóch lat weszły w m o d ę. Wielopolski był z innej gliny. Zapewne twardszej.” (s. 37, podkr. Piratki)

„Mikołaj I nienawidząc buntowniczych Polaków poczuwał się za to do solidarności ze swym sąsiadem, z Bożej łaski królem pruskim i drugim swym sąsiadem, z Bożej łaski cesarzem austriackim. W jego oczach Czesi albo karpaccy Rusini z Użhorodu, buntujący się przeciwko temu cesarzowi, byliby tylko buntownikami, również wstrętnymi jak Polacy; a Rosjanie z młodszej generacji, którzy w tych ludach widzieli pobratymcze szczepy, wydawali się mocno podejrzani o niebłagonadiożność. Ale jego syn, Aleksander II, był inny. (…) Aleksander II nie miał wiele serdecznych uczuć dla swoich kuzynów z Berlina czy sąsiadów z wiedeńskiego Schonbrunnu” (s. 66)
„Aleksander zaś nigdy, ani przez chwilę, nie przestał być prawdziwym, szczerym, nawet jakby bezinteresownym przyjacielem Berlina i jego władcy, a własnego wuja. Sentyment ów był zawsze do wygrania przez takiego mistrza jak Bismarck.” (Paweł Jasienica „Dwie drogi” Warszawa 1988 s. 48)
Czyżby o jakimś innym Aleksandrze II mowa?

W znaczący sposób opowiada o procesie Wielopolskiego z Szanieckim, który „objąwszy część dóbr pińczowskich powprowadzał w życie swoje zasady. Zreorganizował w nowoczesnym duchu istniejące już szkoły ludowe, oczynszował włościan (ku zgrozie okolicznych ziemian, a poklaskowi postępowców z miasta),a księgozbiory ordynackie Wielopolskich, które dostały mu się wraz z dobrami, porozdzielał na biblioteki miejscowe dostępne publiczności (…) Opinia była więc ostatecznie przeciwko margrabiemu, zwłaszcza wtedy gdy w pierwszej instancji jednak proces wygrał. Czy wygrał go słusznie? C h y b a tak. Niewątpliwie, obciążanie ordynacji długami było sprzeczne z prawem; ci, co pożyczali poprzedniemu ordynatowi, wiedzieli o tym dobrze: pożyczali w nadziei, że obali on zakazy prawne, osłaniające mienie ordynackie. Adwokat, sam kupujący mienie swego klienta, niezupełnie był w porządku. To, że we władaniu źle nabytym mieniem wprowadzał słuszne m o ż e, a na pewno popularne w opinii zmiany, jeszcze nie uzasadniało jego nabycia.” (s. 32 podkr. Piratki)
Aby usprawiedliwić dokonane przez margrabiego („postępowanie Wielopolskiego nie mogło być inne, jeśli miało być konsekwentne” s. 73) rozwiązanie Towarzystwa Rolniczego (i wynikłą z tego strzelaninę wojska do tłumu, o czym mowa odpowiednio lekceważąco „nadszedł nowy krwawy w y p a d e k. Oto na skutek rozwiązania Towarzystwa Rolniczego doszło do nowych zaburzeń. 8 kwietnia tłum demonstrujący przed Zamkiem dostał się pod ogień Rosjan.” s. 96 podkr. Piratki),Pruszyński odmalowuje Towarzystwo w sposób, w którym brak kultury walczy o gorsze z pogardą dla prawdy. „Andrzej Zamoyski otarł się za młodu o Zachód. Uczył się w dobrych szkołach szwajcarskich oraz na uniwersytecie edynburskim. (…) Gospodarować zaś lepiej niż przeciętny ziemianin polski było o tyle nie trudno, że trudno było w ogóle gospodarować gorzej. (…) Pan Andrzej znał naturę szlachecką. Począł tedy w określonych okresach spraszać do siebie ziemiaństwo z daleka i z bliska na kilkudniowe zebrania. Snobizm, łakomstwo – kuchnia w Klemensowie uchodziła za znakomitą, dobre wina – w Klemensowie i piwnica była "wedle stanu" – robiły swoje. W dodatku, co dla każdego Polaka jest drogie, można się było nagadać i wygadać. Szlagoni spod Kutna, Hrubieszowa, Końskiej Woli i Psiej Wólki ściągali więc jak węgorze na tarło, jedli, pili, a przede wszystkim – gadali. Gdyby jeszcze mogli zasiąść do kart, byłoby to ideałem, ale niestety gospodarz te rzeczy zwalczał; a Zamoyskiemu oprzeć się nie śmiano. Natomiast rządcy Zamoyskiego pokazywali gościom a to nowe ogiery i klacze, a to nowe buhaje, nowe rasy krów, merynosów, nowe pługi, brony, zasiewy. Stajnia obchodziła szlagonów więcej, obora znacznie mniej; zamiast zapoznać się z nowymi systemami uprawy zbóż, chętniej zapoznaliby się z nowymi rodzajami chartów i wyżłów – o, to by była pożyteczna innowacja. Ale ostatecznie zapoznali się z tym, co było. Tak powstały "zjazdy klemensowskie". Tak też urosła sława pana Andrzeja. (…) W bliższych nam czasach badania Władysława Grabskiego prześwietliły nieco wartość gospodarczą owych gospodarskich zjazdów: okazuje się, że była ona znacznie mniej imponująca, niż to w swoim czasie myślano. Pewno, że na zupełnym bezrybiu, było to coś: ale było to bardzo, bardzo mało. Niemniej polityczne znaczenie było bardzo znaczne. Zjazdy klemensowskie, a potem wyłonione z nich po śmierci cara Mikołaja Towarzystwo Rolnicze, stały się prawdziwą instytucją narodową, sejmem w braku sejmu. Tu opinia przodującej warstwy formułowała się, stąd rozprzestrzeniała się. Jakaż ona była? Domorosła.” (s. 76n) „Znaczenie fachowe tej instytucji było – jak słusznie ocenił tak znakomity badacz, jak Władysław Grabski – arcymierne, za to rozpolitykowanie olbrzymie” (s. 73) i temuż podobnież.
Cytatu z Grabskiego oczywiście żadnego, bowiem pisał on dokładnie na odwrót: zasługi Towarzystwa były wielkie, uchwałę z 25 lutego 1861 o uwłaszczeniu (o której Pruszyński ani się zająknie) ocenia wysoko, „uchwały Towarzystwa Rolniczego były wynikiem stopniowego dojrzewania sprawy włościańskiej w zakresie podjętej próby przez Towarzystwo rozstrzygnięcia jej własnemi siłami.” (Władysław Grabski „Historia Towarzystwa Rolniczego : 1858 – 1861 r.” Warszawa Kraków 1904 tom 2 s. 351) „12 marca 1861 wystosował Komitet [Towarzystwa] do korespondentów obszerny na 12-tu stronnicach litografowanych memoryał "Komitet nie ma tu bynajmniej na myśli jednorazowego albo nagłego załatwienia tak ważnej sprawy, wszystkie stosunki i interesa kraju poruszającej. Jednoczesność wystąpienia, którą w poglądzie swoim na sprawę czynszową polecił, pojmuje on w ten sposób: a) w każdym okręgu zamożniejsi obywatele tudzież wszyscy do zmiany przygotowani – winni: przystępować bezzwłocznie do umów". Inni zaś, jeszcze nie przygotowani do ostatecznego zawarcia umowy, winni oświadczyć włościanom, że do tej umowy przystąpić pragną i osobnym aktem zobowiązać się do podania warunków umowy w określonym terminie.” (s. 356) celem było „z czasem nabycie zupełnej własności posiadanych gruntów” przez byłych pańszczyźnianych (s. 357). „Tymczasem i delegacya dla opracowania projektu skupu czynszów włościańskich ukończyła swą pracę. Projekt zawierał 82 artykuły. "Towarzystwo Kredytowe Ziemskie w Królestwie Polskiem" – stanowi projekt – "upoważnione zostaje do uskutecznienia skupu czynszów wieczystych opłacanych przez posiadaczy osad włościańskich" (par. l)” (s. 364) „Projekt powyższy w związku z ustanowieniem delegacyi okręgowych stanowi niezbity dowód tego, że Towarzystwo szczerze wzięło się do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy włościańskiej. (…) Projektowi temu brakowało tylko jednego, by został zatwierdzony przez władzę. Wkładał on wielkie i rozległe obowiązki oraz prawa na instytucyę o określonym charakterze, jakiem było Tow. Kredytowe. Właściwie państwo było powołane do przeprowadzenia wszystkiego tego, co projekt zawierał. Ale gdy władza państwowa w Królestwie trzymała się na uboczu, nie pozostawało nic innego, jak oprzeć się na instytucyi, która dowiodła swej kredytowej dzielności i organizacyjnej umiejętności.” (s. 366)

Chyba, ze Pruszyński jakiegoś innego Grabskiego czytał.

Wbrew temu, co można by z beblaniny Pruszyńskiego wywnioskować, Zamoyski był nie tylko obszarnikiem, lecz także kupcem, przemysłowcem, członkiem rady zakładów dobroczynnych itp (Cezary Łagiewski, „Andrzej Artur Zamoyski: 1808 - 1874”, Warszawa 1917),margrabia zaś niczym choćby zbliżonym nie zdołał się poszczycić. Zamiast pisać o tym, Pruszyński woli powiadamiać o sprawach tak widać dla niego istotnych, jak „Zamoyski (...) na ukłon Wielopolskiego odpowiedział ukłonem tak sztywnym, że gdyby to uczynił margrabia, już by warczano po salonach: "co za pyszałek!"” etc. (s. 119) O tym, jak Wielopolski bezpodstawnie oskarżył Zamoyskiego o „bunt” i zmusił do opuszczenia Królestwa (Łagiewski, s. 26n) nic.

Trudno oczywiście oczekiwać ścisłości od kogoś, kto nie potrafi zacytować prostego zdania, przypisując Wielopolskiemu jakoby w przemowie do duchowieństwa zapowiadał, że nie będzie tolerował „państwa w państwie” (s. 73, w rzeczywistości brzmiało to „rządów żadnych w rządzie nie uznam” *) i jakoby margrabia „poszedł na pewien "rozdział Kościoła od państwa" w skromnych, rzecz jasna, zarysach” (tamże) warto to połączenie wyrazów porównać z opisem tego samego u Józefa Dąbrowskiego ps. Grabiec „margrabia (…) wypowiedzianą sobie [!?] walkę przyjął i konsekwentnie stał na raz obranem stanowisku p o d p o r z ą d k o w a n i a Kościoła państwu.” („Ostatni szlachcic” Warszawa 1924 t. 1 s. 253, podkr. Piratka)
* * Walery Przyborowski „Historya dwóch lat: 1861 – 1862. Rok 1861 styczeń – maj, t. 2” Kraków 1893 s. 287 „Słowa te skierowane były głównie ku Towarzystwu Rolniczemu, ale właśnie dlatego, były tu, w mowie do duchowieństwa , nie na miejscu i nieodpowiednie.” (s. 288)

Pruszyński pochwala Wielopolskiego za rozwój oświaty (s. 99),pomijając wszystko to, co nie pasuje do schematu.

Do nauki Wielopolski zachęcał młodzież w osobliwy sposób:
„W Radomiu klasa czwarta i piąta tamtejszego gimnazyum gubernialnego tak była niesforna względem swej zwierzchności, że Wielopolski dla ukarania młodzieży wymyślił nowy, całkiem zresztą niefortunny środek, to jest zamknął obie klasy aż do dalszego rozporządzenia przez reskrypt z d. 20 kwietnia. Powtarzamy, był to środek niefortunny, choćby z tego powodu, że młodzież, pozbawiona teraz wszelkiego zajęcia i wszelkiego dozoru szkolnego, rzuciła się na oślep w wir awantur ulicznych. W gimnazyum gubernialnem warszawskiem dyrektor Kaulbars kazał oćwiczyć rózgami kilku malców z trzeciej klasy za to, że śpiewali pieśni patryotyczne w kościele. Zemszczono się na nim w ten sposób, że mu wyprawiono kocią muzykę i wybito wszystkie szyby, w czem główny udział brali uczniowie klasy trzeciej. Wielopolski przez reskrypt z d. 23 kwietnia kazał klasę tę zamknąć. W Kaliszu, w miejscowej szkole realnej, uczniowie rzucili się na znienawidzonego przez nich inspektora i wypchnęli go za drzwi. Wielopolski rozkazał całą szkołę zamknąć. Wszędzie zresztą tego rodzaju awantury się powtarzały i rzec można, że nie było szkoły rządowej w kraju, w którejby nie ukazywały się mniejsze lub większe objawy niesubordynacyi i swawoli. Zamykanie szkół, jako odpowiedź i kara na postępowanie młodzieży, było środkiem niewłaściwym i zgubnym, powszechnie zresztą przez opinią potępianym.” (Przyborowski tamże, s. 413)
Zaś przy obsadzaniu stanowisk wykładowców na Uniwersytecie Warszawskim „miano powszechnie za złe Wielopolskiemu, że nie powołał także do wykładów Juliana Bartoszewicza, któremu się katedra ze wszech miar należała, widząc, nie bez pewnej słuszności, w tem pominięciu jednego z uczeńszych ludzi epoki, zemstę za występowanie historyka przeciw margrabiemu w sprawie zapisu Świdzińskiego.” (T. 3 „Czerwiec - grudzień 1861” Kraków 1894, s. 422)
Dla porządku dodam, iż Przyborowski (tak, ten od „Szwedów w Warszawie”) opisując te i inne pomysły Wielopolskiego, zwykle dodawał : ciężko uwierzyć, żeby ktoś tak rozważny jak margrabia, mógł popełnić coś tak nieprzemyślanego. Jednak przykładów rozwagi jakoś nie widać.

Wracam do Pruszyńskiego. Jakoby „Wielopolski wiedział, że Polska daje władzę, uznanie, szacunek, miłość za życia tylko mydłkom, bufonom, warchołom, zajazdowiczom i silnogębskim” (s. 158) a uznanie znalazł dopiero po zgonie u takich jak „Piłsudski, Feliński, Spasowicz, Prus, Sempołowska, Grabski, Dmowski” (tamże). Znów żadnych cytatów. „Autorytety zaiste nieliche” skomentował Łojek „Ale, jak sądzę, Pruszyński wybaczyłby nam przekonanie, że i Piłsudski, i Dmowski nie zawsze musieli mieć rację…” Do Grabskiego zaraz wrócę, zaś Łojek powinien był sprawdzić, co napisał Piłsudski. „Do społeczeństwa Wielopolski odnosił się z pogardą żądając jedynie posłuszeństwa. Posłuch zaś wymuszał gwałtownymi środkami i w niczem nie różnił się od najeźdźców, którzy użyczali mu w tym celu rąk i aparatu.” („O powstaniu 1863 roku” Londyn Gryf Publications 1963, s. 139, przedruk: „Rok 1863” Warszawa Książka i Wiedza 1989, s. 140). Wprawdzie artykuł Łojka ukazał się w pierwszym obiegu, jednak i tak powinien.

O najważniejszej z „reform” margrabiego z 5 czerwca 1862 o oczynszowaniu „projekt Wielopolskiego wiele pozostawiał do życzenia” (Władysław Grabski op. cit. tom 2, s. 395) i „Prawo o oczynszowaniu z urzędu było niewątpliwie dziełem chybionem, bo nie uwzględniało należycie interesów włościan” (tamże, s. 397) Pruszyński półgębkiem i krzywo przyznaje „Zgodnie z reformą Wielopolskiego chłop został zwolniony od pańszczyzny, ale nie otrzymał jeszcze własności ziemi” (s. 99) próbując jeszcze karkołomnej obrony, że niby tak „jak analogiczne reformy w Prusach, w Anglii, w Danii, na Zachodzie, najbardziej właśnie w Anglii”, choć powinien wiedzieć, iż w Anglii hodowla przeważa nad uprawą roli, zatem porównanie niezbyt trafione, podobnie jak reszta jego wywodów.

Mnóstwo przemilczeń, przeinaczeń i pobożnych (?) życzeń.
Odpowiednio je opisał Jerzy Łojek („Apoteoza quislingizmu”, „Kierunki” 1958, Nr 1, s. 6 – 7, przedrukowane w: „Pisma wybrane. XIX wiek” Kraków 2015, s. 630 – 642)
Zachęcam do przeczytania w całości, a tu mym obyczajem garść cytatów: „Swą karierę polityczną rozpoczął Aleksander Wielopolski w czasie Powstania...

więcej Pokaż mimo to

avatar
650
645

Na półkach:

Jest 1944 rok (a może nawet jeszcze 1943) i wojna nieuchronnie zbliża się do końca. Jest jasne, przynajmniej dla wszystkich poza Polakami, że koniec wojny oznaczał będzie koniec pewnego świata i początek zupełnie innego świata. Należałoby się zastanowić jak należy się "ustawić" względem tego nowego świata. Należałoby chyba usiąść zbiorowo w gronie Polaków i napisać książkę "Co robić. Palące zagadnienia naszego ruchu" - gdyby nie to, że ktoś już wcześniej taką książkę napisał.

Sprawa nie była oczywiście taka prosta dla Polaków, bo nowy świat był absolutnie różny od tego i dla wielu wyglądający raczej na koszmar senny. Ale czy to znaczy, że kompletnie i absolutnie nie da się nic zrobić? Pruszyński sięgnął do przeszłości i napisał książkę historyczną o Wielopolskim. A w zasadzie to w ogóle nie jest książka historyczna tylko esej, który właściwie mógłby nosić tytuł "Co robić?". Sięgając do postawy Wielopolskiego, który na przekór opinii znakomitej większości Polaków pracował na rzecz budowy sprawnej i bogatej Polski pod berłem Carów. I może by mu się nawet udało, gdyby nie wspólna koalicja antyrosyjskich Polaków i antypolskich Rosjan, którym na rękę było wywołanie Powstania Styczniowego.

Gdyby jeszcze Pruszyńskiemu udało się wydać tę książkę na początku 1944 roku to może... Niestety, w 1946 roku, kiedy w końcu wyszła, było już chyba za późno. Rubikon był przekroczony.

K.P. napisał równolegle, albo wcześniej, artykuł do "Nowej Polski", w którym opisywał wpływ i metodę książki Stanisława Staszica "Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego", dzięki której Staszic próbował wpłynąć na myślenie Polaków i uratować z Polski tyle ile się da. Staszicowi się nie udało. Pruszyńskiemu też raczej nie, niestety...

PS. Sam wstęp "Cata" Mackiewicza jest wart czytania. To był taki rok, między-październikowy, kiedy pozwolono mu to napisać.

Jest 1944 rok (a może nawet jeszcze 1943) i wojna nieuchronnie zbliża się do końca. Jest jasne, przynajmniej dla wszystkich poza Polakami, że koniec wojny oznaczał będzie koniec pewnego świata i początek zupełnie innego świata. Należałoby się zastanowić jak należy się "ustawić" względem tego nowego świata. Należałoby chyba usiąść zbiorowo w gronie Polaków i napisać książkę...

więcej Pokaż mimo to

avatar
508
11

Na półkach:

Książka, którą czyta się "jednym tchem", dzięki jej walorom literackim, a jednocześnie, zatrzymywać się trzeba w lekturze co chwila, gdyż tezy w niej zawarte mają niezwykłą siłę oddziaływania, wobec których nie można przejść obojętnie. Napisany w 1944 r. "Margrabia Wielopolski" był świadectwem realizmu politycznego Ksawerego Pruszyńskiego, uznającego, że sprawa polska po II wojnie światowej zależna jest od Związku Sowieckiego. Abstrahując jednak od jej politycznej genezy, jest ona niezwykle sugestywną rozprawą z insurekcyjnymi mitami, ukazując, jak brak racjonalizmu oraz emocje w postach polskiej inteligencji i szlachty na początku lat sześćdziesiątych wieku XIX doprowadziły naród do katastrofy, wbrew rozumnej polityce Margrabiego. Książka jest jak powieść, w której czytelnik ma do ostatnich stron nadzieję na pozytywne rozwiązanie, a która kończy się w najgorszy możliwy sposób. Ale tą powieścią jest nasza historia w XIX w. I nie tylko wtedy. Polecam każdemu, komu nie są obojętne narodowe dzieje, teraźniejszość i przyszłość. Warto także sięgnąć po korespondujące z nią w poglądach "Dzieje głupoty w Polsce" Aleksandra Bocheńskiego.

Książka, którą czyta się "jednym tchem", dzięki jej walorom literackim, a jednocześnie, zatrzymywać się trzeba w lekturze co chwila, gdyż tezy w niej zawarte mają niezwykłą siłę oddziaływania, wobec których nie można przejść obojętnie. Napisany w 1944 r. "Margrabia Wielopolski" był świadectwem realizmu politycznego Ksawerego Pruszyńskiego, uznającego, że sprawa polska po II...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    15
  • Przeczytane
    8
  • Posiadam
    2
  • Historia
    2
  • Fakty
    1
  • Historia Polski
    1
  • Komuna
    1
  • Bardzo
    1
  • Polska
    1
  • Agitka
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Margrabia Wielopolski


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne