Szalejący dżokerzy

Okładka książki Szalejący dżokerzy Edward Bryant, George R.R. Martin, Lewis Shiner
Okładka książki Szalejący dżokerzy
Edward BryantGeorge R.R. Martin Wydawnictwo: Zysk i S-ka Cykl: Dzikie karty (tom 3) fantasy, science fiction
532 str. 8 godz. 52 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Dzikie karty (tom 3)
Tytuł oryginału:
Jokers Wild
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
2015-12-09
Data 1. wyd. pol.:
2015-12-09
Liczba stron:
532
Czas czytania
8 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788377853146
Tagi:
Dzikie karty
Średnia ocen

7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
121 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
346
344

Na półkach:

Szalejący Dżokerzy to już nie tyle antologia opowiadań, jak w przypadku Dzikich kart i Wieży Asów, ile powieść mozaikowa. Czy taka zmiana struktury pozytywnie wpłynęła na odbiór książki?

Coroczny, obchodzony 15 września, Dzień Dzikich Kart to huczne wydarzenie upamiętniające konsekwencje pojawienia się kosmicznego wirusa, o czym mogliśmy przeczytać w Dzikich kartach. Uliczne festyny i parady, przemówienia ważnych osobistości, bankiety, przyjęcia… Zbliżające się czterdzieste obchody (mamy rok 1986) jawią się jako jeszcze efektowniejsze niż dotychczas. Świętującym nastrój popsuje jednak szalony Astronom, który po wydarzeniach z Wieży Asów pragnie dokonać zemsty na innych Asach, korzystając tak z własnych nieprzeciętnych umiejętności, jak i wsparcia swoich sług: Zgona i Ruletki.

Szalejący Dżokerzy to od pierwszych stron spójna opowieść, skupiająca się na dwóch grupach, których drogi przecinają się na łamach książki. Pierwszą z nich tworzy diaboliczny Astronom, uśmiercający ze swoimi podwładnymi kolejnych Asów i Dżokerów. Po drugiej stronie barykady stoją osoby bezpośrednio związane z wirusem, jak alfons Fortunato, doktor Tachion, Śpioch czy gospodarz restauracji “Wieża Asów” Hiram Worchester. To zresztą w ekskluzywnym lokalu tego ostatniego ludzie obdarzeni niezwykłymi umiejętnościami zbierają się w obawie przed Astronomem eliminującym pojedynczych Asów. Pisarze dbają jednak o budowanie napięcia i bardzo jasno pokazują, że nawet tam nie są oni bezpieczni, tym bardziej że niektórzy z nich darzą się wzajemną niechęcią. Krótko pisząc, Astronom pozostawia za sobą śmierć i jego ofiarami padają nie tylko czwartoligowi herosi.

Zapraszam na Wypowiemsie.pl, gdzie przeczytać można całą recenzję: http://wypowiemsie.pl/recenzja-szalejacy-dzokerzy/

Szalejący Dżokerzy to już nie tyle antologia opowiadań, jak w przypadku Dzikich kart i Wieży Asów, ile powieść mozaikowa. Czy taka zmiana struktury pozytywnie wpłynęła na odbiór książki?

Coroczny, obchodzony 15 września, Dzień Dzikich Kart to huczne wydarzenie upamiętniające konsekwencje pojawienia się kosmicznego wirusa, o czym mogliśmy przeczytać w Dzikich kartach....

więcej Pokaż mimo to

avatar
711
183

Na półkach: ,

Po tworzonych przez George’a R.R. Martina antologiach „Dzikie karty” i „Wieża asów” pora na zwieńczenie trylogii – przed państwem „Szalejący dżokerzy”.
Krótkie przypomnienie – Martin wraz z przyjaciółmi, zainspirowany grą „Superworld” i superbohaterskimi komiksami stworzył wizję alternatywnej Ziemi, którą zaatakował ksenowirus Takis-A (zwany „dziką kartą”),rozpylony przez obcą cywilizację. Większość zarażonych wirusem ludzi umiera, ci którzy przeżyli stają się zdeformowanymi (fizycznie lub psychicznie) „dżokerami”, ale drobny ułamek zarażonych zyskuje nadludzkie moce stając się „asami”(telekineza, dematerializacja, teleportacja, władza nad żywiołami itd.).

W „Dzikich kartach” Martin i współpracownicy (m.in. Roger Zelazny, Melinda Snodgrass, Lewis Shiner) przedstawili genezę świata „dzikiej karty” i wprowadzili na scenę głównych i pobocznych bohaterów – Żółwia Wielkiego i Potężnego, doktora Tachiona, alfonsa Fortunata, Yeomana, Poczwarkę, Dinochłopca i wielu innych. Fabuła opowiadań zawartych w tej antologii powiązana była ze sobą dość luźno.
Antologia „Wieża asów” (autorzy znani z „Dzikich kart”, a ich poczet uzupełnienia Pat Cadigan),to już dość znacząca zmiana – wyrazista fabuła, opowiadająca o odparciu zagrożenia z kosmosu, do walki z którym „asowie” muszą zjednoczyć siły.
I oto część trzecia – „Szalejący dżokerzy”. Jak mówi autor – „Pierwsze dwa tomy (…) miały składać się z indywidualnych opowiadań mających odrębne fabuły i protagonistów, a także początek, środek i koniec. Wszystkie te opowiadania popychały jednak naprzód to, co nazwaliśmy „główną fabułą”, a pomiędzy opowiadaniami dodawaliśmy wstawki łączące je w całości wywołujące w ten sposób wrażenie „powieści mozaikowej”. Prawdziwą powieścią mozaikową miała jednak być dopiero trzecia książka, w której następowało spektakularne zakończenie głównej fabuły”.
Mała dygresja – co to jest powieść mozaikowa? Martin tłumaczy: „(…)co chcieliśmy osiągnąć w „Szalejących dżokerach”: jedna, wielowątkowa narracja, w której wszystkie postacie opowieści i wydarzenia od początku do końca splatają się w siedmioosobowej współpracy. Mieliśmy nadzieję, że ostateczny rezultat będzie przypominał raczej powieść pisaną z wielu punktów widzenia niż zbiór powiązanych ze sobą opowiadań”.
Wspomniano, że narracja jest siedmioosobowa, a to dlatego, że redaktor serii zrezygnował z mnożenia wątków i skupił się na trzech głównych osiach narracji. I tak pokonany przez „asów” (wydarzenia te przedstawiono w „Wieży asów”) Astronom pragnie zemsty, kradzież znaczków przez Zjawę staje się początkiem walki o władzę w podziemnym świecie Nowego Jorku, a Ściekowy Jack szuka siostrzenicy, która uciekła z domu w Luizjanie i przybyła do Nowego Jorku.
Walkę „asów” z Astronomem opisują Lewis Shiner (wątek Fortunata),Melinda M. Snodgrass (wątek Ruletki i Tachiona) oraz Walton Simmons (historia Zgona, wykorzystywanego przez Astronoma). Ucieczkę Zjawy ze złodziejskim łupem przedstawia John J. Miller, a historię poszukiwań Ściekowego Jacka i pomagającej mu Trampuli wziął na siebie Edward Bryant. Całość spina narracja Hirama Worchestera, właściciela knajpy dla „asów”, w której przeplatają się wszystkie wątki opowieści. Ten temat opracował sam George R.R. Martin.
Należy dodać, że akcja „Szalejących dżokerów” rozpoczyna się 15 września 1986 roku o godzinie 6, a kończy dokładnie dobę później. 15 wrzesień to w świecie „dzikiej karty” data szczególna – 15 września 1946 roku Ziemię zaatakował wirus Takis-A. Dzień ten świętowany jest jako Dzień Dzikiej Karty – stał się on „dniem świętowania i rozpaczy, żałoby i radości, wspominania zmarłych i cieszenia się z żywymi”.
Moje wrażenia z lektury? O ile „Wieża asów” bawiła feerią wątków, wielobarwnych postaci i oklepanych wątków SF przedstawionych w niebanalny sposób, o tyle „Szalejący dżokerzy” są bardziej stonowani, skupieni na opowiadaniu historii, a nie na bawieniu szczególikami. Ma to swoje plusy – opowieść jest bardziej zwarta, mniej jest „skoków w bok” do bohaterów i wydarzeń nie mających znaczenia dla głównego wątku, oraz minusy – powieść dość długo się „rozpędza”, nie ma tego komiksowego rozmachu i przesytu. Czytając „Szalejących dżokerów” miałem czasem wrażenie, że autorzy zapatrzyli się na modne w latach 80-tych ubiegłego wieku thrillery Ludluma czy Clancy’ego i stworzyli historię sensacyjną, z „podkręconą” obecnością superbohaterów akcją na wysokich obrotach (bo trup ściele się gęsto, oj gęsto).
Nie obyło się bez pewnych potknięć niestety. Sam Martin mówi: „siedem opowieści miało złożyć się w jedną, co powodowało straszliwy ból głowy. Po otrzymaniu tekstów musiałem wykonać mnóstwo wycinania, wklejania i przesuwania fragmentów, by umieścić wszystkie cliffhangery, rozstrzygnięcia i zapowiedzi w odpowiednich miejscach, pamiętając jednocześnie o chronologii i geografii”. Nie wszędzie się to udało – przy przeskoku pomiędzy postaciami czuć czasem zmianę tonacji, a jedna ze scen (pożegnanie Fortunata i Worchestera) ma dwa różne zakończenia, w zależności od postaci na której skupiono narrację.
„Szalejący dżokerzy” są też nieodrodnym dzieckiem czasów w których powstali – pojawiają się zagrożenie AIDS, powolna „emancypacja” homoseksualistów, wszechobecne narkotyki czy zmierzch tradycyjnej przestępczości mafijnej. Autorzy ukrywają też w dziele ciekawe „smaczki” – m.in. Fidel Castro jest trenerem miotaczy baseballowej drużyny Dodgersów, jedna z postaci nosi koszulkę inspirowaną powieścią Normana Spinrada „Iron Dream” (niestety niewydaną w Polsce).
Pora na ocenę – „Szalejących dżokerów” oceniam o oczko niżej niż „Wieżę Asów”. Brakuje mi tu tej atmosfery szalonej, komiksowej akcji, w której wszystko jest możliwe. W „Dżokerach” wszystko podporządkowano narracji głównej, ze szkodą dla zwariowanych wątków pobocznych. Trochę żal! Natomiast jako powieść sensacyjna „Dżokerzy” też nie do końca przekonują – powiem tylko że wątek, który uważałem za lepiej prowadzony skończył się jak dla mnie rozczarowywująco, podczas gdy ten „gorszy” miał o wiele ciekawsze zakończenie.
Czy jednak warto czytać? Na to pytanie chyba nie muszę odpowiadać – czytelniku, jeśli już skonsumowałeś „Dzikie karty” i „Wieżę Asów”, „Szalejący dżokerzy” będą jak deser po sutym obiedzie!



Wypowiedzi George’a R.R. Martina zaczerpnięto z artykułu „Making a Mosaic” z 2001 roku, dołączonego jako posłowie do niniejszego wydania „Szalejących dżokerów”.

Po tworzonych przez George’a R.R. Martina antologiach „Dzikie karty” i „Wieża asów” pora na zwieńczenie trylogii – przed państwem „Szalejący dżokerzy”.
Krótkie przypomnienie – Martin wraz z przyjaciółmi, zainspirowany grą „Superworld” i superbohaterskimi komiksami stworzył wizję alternatywnej Ziemi, którą zaatakował ksenowirus Takis-A (zwany „dziką kartą”),rozpylony przez...

więcej Pokaż mimo to

avatar
161
41

Na półkach: ,

Po skończonej lekturze chciałem napisać że jest to najlepszy tom z pierwszej trójki. Następnie w posłowiu przeczytałem opinię G.Martina, który stwierdził dokładnie to samo, więc nie mogę powiedzieć, żeby moje podsumowanie było oryginalne.
Tekst jest lekki i klarowny, akcja skondensowana, czyta się z dużym zaangażowaniem. Wszystko czego oczekuję od tego typu literatury.

Po skończonej lekturze chciałem napisać że jest to najlepszy tom z pierwszej trójki. Następnie w posłowiu przeczytałem opinię G.Martina, który stwierdził dokładnie to samo, więc nie mogę powiedzieć, żeby moje podsumowanie było oryginalne.
Tekst jest lekki i klarowny, akcja skondensowana, czyta się z dużym zaangażowaniem. Wszystko czego oczekuję od tego typu literatury.

Pokaż mimo to

avatar
702
282

Na półkach: , , , ,

Nigdy bym nie powiedziała, że stwierdzę, iż forma opowiadań bardziej mi odpowiadała.

Ta część była dla mnie bardzo chaotyczna, połowy z niej nie rozumiałam i sporo przeskakiwałam do najciekawszej części, czyli wątku głównego - Astronom i jego intryga. Może brak mojej wiedzy na wiele tematów wiąże się z tym, że przeskoczyłam z 1 do 3 tomu. Może...

Forma opowiadań sprawdziła by się lepiej. Sens tego co działo się u Trampuli, Hirama czy Yomena bardziej by do mnie dotarł. Nie rozumiem motywu z książkami ukradzionymi przez Zjawę. Połowa bohaterów ich szukała, ale po co?

Zdecydowanie bardziej interesujący był motyw w Astronomem. Nasz czarny charakter chce wykraść Maleńką -czyli statek Tiachiona, przy okazji doprowadzi do śmierci kilku Asów a i życie Tacha będzie wisiało na włosku. Głównym przeciwnikiem Astronoma jest Fortunato. Astro jest śmiercią i stąd czerpie moc a Fortunato to życie, moc czerpie z seksu (och! jakże przyjemnie, co nie?)

Czy Astronomowi uda się ukraść Maleńką, czy Tiachion przeżyje, który z Asów przeżyje, bo kto wie co czeka Wyjca, czy Żółwia?. Wiedzą Ci, którzy przeczytali, ja nic nie zdradzę.

Czy warto? Pewnie tak, dla samego stylu i akcji, bo dzieje się wiele. Asowie kontra Dżokerzy, a może raczej Asowie kontra Asowie? Kto wygra w tej krwawej bitwie? Przekonajcie się sami!

Nigdy bym nie powiedziała, że stwierdzę, iż forma opowiadań bardziej mi odpowiadała.

Ta część była dla mnie bardzo chaotyczna, połowy z niej nie rozumiałam i sporo przeskakiwałam do najciekawszej części, czyli wątku głównego - Astronom i jego intryga. Może brak mojej wiedzy na wiele tematów wiąże się z tym, że przeskoczyłam z 1 do 3 tomu. Może...

Forma opowiadań...

więcej Pokaż mimo to

avatar
489
82

Na półkach: , ,

George R. R. Martin i spółka swego czasu zaszaleli z "Dzikimi Kartami: – z eksperymentalnego pomysłu powstała trylogia, która następnie przerodziła się w pokaźną już serię. Jak możemy dowiedzieć się z posłowia, pierwotny trójksiąg był pieczołowicie zaplanowany tak, aby zwieńczyć historię z sensem, więc tomy "Dzikie karty" i "Wieża Asów" były tworzone z myślą o tym, jak ma się zakończyć historia w "Szalejących dżokerach". I to rzeczywiście widać, zwłaszcza między tomem drugim a trzecim, które są ze sobą ściśle powiązane (jak pisałem w poprzednich recenzjach, otwierająca serię książka była raptem prologiem, wprowadzeniem w świat asów i dżokerów). W zwieńczeniu trylogii nie brak więc prób eskalacji napięcia, dokonywania trudnych wyborów oraz kilku strat – z niektórymi bohaterami trzeba się będzie pożegnać. Ale nie brak też wrażenia, że balonik emocji pękł już znacznie wcześniej.

Jeśli czytaliście "Wieżę Asów", to wiecie, że Astronom został pobity przez grupę asów w momencie, gdy na Ziemię napierało zagrożenie z innej galaktyki – tajemniczy Rój, który bezmyślnie wręcz niszczył życie na napotkanych planetach. Nie różni się to zbytnio od fabuły komiksu o superbohaterach (co akurat nie powinno dziwić),ale zespół redakcyjny miał tę przewagę, że świat asów i dżokerów umieścił w namacalnej rzeczywistości, która ma również swoje polityczne, kulturalne i obyczajowe aspekty. "Szalejący dżokerzy" to właściwie kontynuacja zmagań z Astronomem, który pomimo upadku nie poddaje się – skoro nie było mu dane rządzenie światem, to pozostaje mu posmak zemsty (typowy objaw szaleńców). Jego plan jest prosty – zabić asów, którzy zniszczyli jego marzenia o potędze. W niebezpieczeństwie znaleźli się więc Tachion, Fortunato, Lilia Wodna, Żółw oraz kilku innych pomniejszych bohaterów, zaś na usługach starego maniaka pozostali między innymi Zgon i Ruletka, którzy odegrają niebagatelną rolę w tej powieści. Ano tak, powieści – autorzy zrezygnowali z kompilacji opowiadań na rzecz wartkiej narracji, w której akcja co chwila przeskakuje między bohaterami. Ma to swoje zalety i wady.

"Szalejący dżokerzy" to 24 godziny wielkiego Święta Dzikiej Karty – wspomnienie 15 września 1946 roku, kiedy to świat zmienił się nie do poznania przy udziale wirusa stworzonego przez doktora Tachiona. Zamieszanie na ulicach Nowego Jorku czterdzieści lat po tym wydarzeniu to świetny moment na atak, a cały festiwal kolorowych postaci przekłada się również na strukturę powieści. Każdy rozdział to kolejna godzina pamiętnego dnia, na które składają się dosłownie kilkustronicowe podrozdziały, które raz za razem zmieniają perspektywę zgodnie z położeniem głównych postaci. Jest ich od groma, więc z początku miałem wielkie trudności w połapaniu się, co się tak naprawdę dzieje – niektóre z nich dotychczas nie były ważnymi bohaterami, więc w pierwszej kolejności musiałem przypomnieć sobie, kim oni są (dzięki, Wikipedio!). Okazało się, że Zjawa i Trampula wcześniej już się przewinęły przez "Dzikie karty", a teraz ich udział jest znacznie większy – ta pierwsza właściwie rozpoczęła całe zamieszanie z tajemniczymi książkami Kiena – jest to drugi wątek główny, ale o nim więcej później – przez co problemy później mieli inni bohaterowie. Ten wątek nie fascynował mnie do czasu, kiedy na scenę wkroczyli starzy wyjadacze w postaci Fortunata, Hirama „Grubasa” Worchestera oraz mniej eksploatowanego, ale bardzo intrygującego Jaya „Rzutnika” Ackroyda. Można więc powiedzieć, że im głębiej wkroczyłem w "Szalejących dżokerów", tym mniejsze miałem opory i powody do marudzenia.

Tych by się znalazło jeszcze kilka – chociażby dlatego, że konfrontacja z Astronomem czasami przybierała absurdalne rozmiary, gdy ten zdawał się już być pokonany, ale jakimś cudem odzyskał siły. I finał mógłby być rozczarowujący, gdyby nie mistrzowskie poprowadzenie postaci Fortunata i jego nagła, wewnętrzna przemiana, która rokuje całkowitą odmianę bohatera w kolejnych częściach. Wspominany już wątek dzienników Kiena przybrał wręcz komiczny wymiar w momencie, gdy już prawie połowa głównych bohaterów "Szalejących dżokerów" miała z nimi styczność – a jego wynik to jedna wielka farsa, tak jakby ta historia miała tylko odciągać uwagę od Astronoma. George R. R. Martin i jego podopieczni zdecydowali się też na uśmiercenie kilku postaci, jednak poza jedną, bardzo kontrowersyjną śmiercią, nikt kluczowy dla "Dzikich kart" nie zginął – a chyba też tego byśmy oczekiwali po mistrzu likwidowania bohaterów i zamknięciu pewnej historii. Smutno mi było również, że niektórzy asowie, wcześniej istotni dla fabuły, w "Szalejących dżokerach" zostali zmarginalizowani: mowa przede wszystkim o Żółwiu (chociaż jego nieobecność jest w pewien sposób usprawiedliwiona, ale umówmy się – było to bardzo naciągane rozwiązanie) oraz Kapitanie Tripsie, który przecież uratował tyłki wszystkim Ziemianom w "Wieży Asów". A tutaj? Jest postacią, która wymienia kilka uścisków dłoni i nietrzeźwych zdań.

Według moich obliczeń wynika więc, że "Szalejący dżokerzy" to typowy średniak, który trudno pochwalić, jak i od góry do dołu zganić (chociaż to drugie zawsze przychodzi łatwiej, prawda?). Dzieje się tu dużo i po ustaleniu „kto jest kim?” czyta to się naprawdę przyjemnie, ale po odłożeniu książki rewelacji nie ma. Miałem wrażenie, że wątki można było skrócić tak, aby zamiast narastającego chaosu i irytacji, zmaksymalizować efekt celnym i silnym strzałem – wątek Astronoma był świetny, gdy ten polował na kolejnych asów i czynił spustoszenie w ich szeregach, ale gdy miało dojść do ostatecznej konfrontacji, odniosłem wrażenie, że jest on na siłę przeciągany (coś w stylu „zabili go i uciekł”. Dosłownie!). Jasnym punktem powieści są ponownie Fortunato i Tachion, którzy zresztą od samego początku mieli zadatki na wybitne postaci. Nie da się jednak ukryć, że dotychczas wydane na naszym rynku części z serii "Dzikich kart" miały już swoje lepsze momenty. Oby to był tylko chwilowy spadek formy.

Recenzja ukazała się na portalu www.gloskultury.pl

George R. R. Martin i spółka swego czasu zaszaleli z "Dzikimi Kartami: – z eksperymentalnego pomysłu powstała trylogia, która następnie przerodziła się w pokaźną już serię. Jak możemy dowiedzieć się z posłowia, pierwotny trójksiąg był pieczołowicie zaplanowany tak, aby zwieńczyć historię z sensem, więc tomy "Dzikie karty" i "Wieża Asów" były tworzone z myślą o tym, jak ma...

więcej Pokaż mimo to

avatar
700
58

Na półkach:

Coś więcej niż zbiór zazębiających się opowiadań - powieść mozaikowa. Z trzech dotychczasowych tomów ten sprawia wrażenie najbardziej spójnego, jednolitego a zarazem rozproszonego. Wątki się zbiegają, akcja zagęszcza, chociaż kulminacja nie porywa aż tak, jak bym sobie tego życzył. Czekam na czwarty tom :)

Coś więcej niż zbiór zazębiających się opowiadań - powieść mozaikowa. Z trzech dotychczasowych tomów ten sprawia wrażenie najbardziej spójnego, jednolitego a zarazem rozproszonego. Wątki się zbiegają, akcja zagęszcza, chociaż kulminacja nie porywa aż tak, jak bym sobie tego życzył. Czekam na czwarty tom :)

Pokaż mimo to

avatar
917
916

Na półkach:

Domknięcie pierwszej trylogii, czy raczej - jak woli nazywać trzy pierwsze tomy "Dzikich Kart" sam G.R.R.M - "triady" zawodzi w wielu aspektach. Główną wadą jest poprowadzona grubą kreską główna oś fabularna, pretekstowa i rozczarowująca, zwłaszcza w finale. Ponadto, o ile w poprzednich dwóch tomach, których konstrukcja bazowała raczej na dość swobodnie powiązanych ze sobą opowiadaniach, w związku z czym odmienność stylu narracji i sposobu prowadzenia bohaterów nie przeszkadzała - w "Szalejących Dżokerach" postanowiono pójść całkowicie w stronę powieści mozaikowej i nie można oprzeć się wrażeniu, że poszczególne sekcje książki znacząco różnią się poziomem od innych. W związku z tym, występuje też kilka problemów z logicznym spleceniem niektórych wątków, spójnością historii, a interakcje pomiędzy postaciami nazbyt często wypadają kuriozalnie.

W przypadku "Szalejących Dżokerów", nawet bez wiedzy o tym, że książkę pisało aż siedmiu autorów, bez trudu można się domyślić, że to dziecko wielu ojców (i dwóch matek). Zdecydowanie wolałbym utrzymanie tej serii w formie antologii opowiadań, rozgrywających się we wspólnym uniwersum. Jak pokazuje rewelacyjny tom pierwszy, dużo lepiej wychodziło poszczególnym pisarzom skupienie się na własnych bohaterach i ich "przygodach" w zamkniętych, krótszych formach.

Z żalem przyjąłem też fakt, że twórcy tym razem zupełnie nie zawracali sobie głowy nakreśleniem szerszego tła historycznego. Spojrzenie na historię przez pryzmat pojawiających się w naszej rzeczywistości meta-ludzi było jednym z największych atutów pierwszego tomu. Już w drugim tę kwestię zbagatelizowano, a w "Szalejących Dżokerach" kompletnie porzucono. Między wierszami pojawia się, co prawda, kilka "smaczków" (Fidel Castro, jako baseballista),ale jest tego zdecydowanie za mało.

"Szalejący Dżokerzy" ucieszą niewątpliwie wszystkich fanów komiksów Marvela, czy DC. Znajdą tu ogromną ilość nawiązań do postaci i wydarzeń z komiksów, oczywiście w dużo bardziej wulgarnej, brutalnej i często przyziemnej formie. Takie podejście do komiksowych schematów mogło szokować w 1987 roku, kiedy komiksy prezentowały historie dużo bardziej infantylne niż ma to miejsce współcześnie - dziś, cóż, "Szalejący Dżokerzy" nie wybijają się zbytnio ponad, można powiedzieć, "obowiązujące", postmodernistyczne trendy.

Domknięcie pierwszej trylogii, czy raczej - jak woli nazywać trzy pierwsze tomy "Dzikich Kart" sam G.R.R.M - "triady" zawodzi w wielu aspektach. Główną wadą jest poprowadzona grubą kreską główna oś fabularna, pretekstowa i rozczarowująca, zwłaszcza w finale. Ponadto, o ile w poprzednich dwóch tomach, których konstrukcja bazowała raczej na dość swobodnie powiązanych ze sobą...

więcej Pokaż mimo to

avatar
402
260

Na półkach: , ,

Tym razem to nie zbiór opowiadań ale powieść mozaikowa. Nie podano autorów poszczególnych rozdziałów. Jest to kontynuacja dwóch pierwszych tomów. Fabularnie rozczarowuje - ma poziom amerykańskiego komiksu. Napisana sprawnie, czyta się łatwo.

Tym razem to nie zbiór opowiadań ale powieść mozaikowa. Nie podano autorów poszczególnych rozdziałów. Jest to kontynuacja dwóch pierwszych tomów. Fabularnie rozczarowuje - ma poziom amerykańskiego komiksu. Napisana sprawnie, czyta się łatwo.

Pokaż mimo to

avatar
1479
601

Na półkach:

Seria trzyma poziom

Seria trzyma poziom

Pokaż mimo to

avatar
832
406

Na półkach:

Polecam

Polecam

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    315
  • Przeczytane
    160
  • Posiadam
    76
  • Chcę w prezencie
    15
  • Fantastyka
    8
  • George R.R. Martin
    4
  • Teraz czytam
    4
  • Chcę kupić
    3
  • Dzikie karty
    3
  • 2019
    3

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Szalejący dżokerzy


Podobne książki

Przeczytaj także