Kluczyki do otwierania oczu – Andrzej Dunajski o powieści „Tajemnica Mino”

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
10.05.2022

Jest cenionym i nagradzanym dziennikarzem, który pisał dla „Dziennika Bałtyckiego” i „Wieczoru Wybrzeża”. Teraz światło dzienne ujrzała jego pierwsza powieść – metaforyczna i oniryczna „Tajemnica Mino”. Z Andrzejem Dunajskim rozmawiamy o tym, kim jest tytułowa kobieta, o różnicach między pracą dziennikarza a pisarza, inspiracjach, a także o jego twórczych planach na przyszłość.

Kluczyki do otwierania oczu – Andrzej Dunajski o powieści „Tajemnica Mino”

Sonia Miniewicz: Ma pan wielkie doświadczenie jako dziennikarz – za tekst „Grudniowe kule” w 1994 roku otrzymał pan wraz z Romualdem Orłem nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Dlaczego zdecydował się pan napisać o wydarzeniach z grudnia 1970 roku?

Andrzej DunajskiTo nie był łatwy temat. W materiałach, do których dotarliśmy, znajdowały się skrywane przez lata przerażające dowody zbrodni dokonanej przez aparat przemocy na niewinnych ludziach. Nocy, którą spędziliśmy z Romualdem, przeglądając odkryte akta tej makabrycznej historii, nie sposób zapomnieć. Dotarło do nas, że patrzymy na dowody tej zbrodni. W chłodny, niezważający na ludzką wrażliwość sposób – spisane linijka po linijce słowa, wykresy, a przy nich zapakowane w torebki foliowe materialne dowody odkrywały przerażającą tajemnicę. Opisaliśmy wszystko, bo taki jest sens każdej gazety, jest dla ludzi, żeby im odkrywać prawdę. Do samego spodu. Przynajmniej tyle mogliśmy zadośćuczynić tym, którzy czekali na tę prawdę dwadzieścia cztery lata.

Był pan jednym z najważniejszych twórców „Dziennika Bałtyckiego” i „Wieczoru Wybrzeża”. Jak wspomina pan pracę z tymi gazetami?

Dziennikarstwo uczy, a może powinienem powiedzieć, że jeszcze do niedawna uczyło pokory w wielu przestrzeniach. Pozwala(ło) dotykać najbardziej istotnych zdarzeń z życia człowieka, dla niego najistotniejszych. Uczy(ło) też szacunku do rozmówców i słów, którymi pragnie się ich opisać. Wówczas szczególnie te dwie gazety stały się wielkimi nauczycielkami dla nas, jako dziennikarzy próbujących mozolnie coś więcej w tym zawodzie zrozumieć, a nie wykonywać go poprzez szukanie taniej sensacji, czego zresztą z opinii innych do końca wyeliminować się nie da. Były też te tytuły nauczycielkami życia, za co jestem im wdzięczny. W latach 90. poprzedniego wieku (jak to dziwnie brzmi), wchodząc na drogę dziennikarstwa, miałem szczęście do mądrych redaktorów naczelnych. Tym bardziej wspomnienia z tamtych lat mogą być tylko dobre.

Co sprawiło, że po tylu latach w dziennikarstwie zdecydował się pan zadebiutować jako autor powieści? Co zainspirowało pana do napisania książki?

„Tajemnicy Mino” nie da się chyba określić mianem debiutu. To nie do końca właściwe słowo. Może „podzielenie się” tą właśnie książką z innymi byłoby trafniejsze? Pisanie jest moim drugim, a może nawet pierwszym zajęciem, od kiedy świadomiej zacząłem postrzegać świat, będąc jeszcze bardzo, bardzo młodym człowiekiem. „Ślady” tej mojej miłości do książek (mówię, używając cudzysłowu trochę przekornie), były widoczne przy każdej przeprowadzce – to one zajmowały najwięcej przestrzeni w kartonach. Nie wiem, kiedy i czy kiedykolwiek te poprzednie zechcą stamtąd wyjść do świata. A zatem dzisiaj powinienem powiedzieć, że „Tajemnica Mino” już zadebiutowała: kartonowym wyjściem w kontekście tych, które tam pozostały. Ten drugi debiut ma ponieść spisane w niej słowa w świat.

Piękna proza, którą z radością się doświadcza, chociażbyś miał „rozum mniejszy od najmniejszego ziarnka piasku”. Czytać trzeba uważnie, bo może „pęknąć serce”, ale też można „zobaczyć i dotknąć Anioła”. I razem spędzić sześć dni na sopockiej plaży wraz z Andrzejem i z Mino, „tajemniczą i nietajemniczą w jednej osobie Kobietą”, która była „niesamowitym spokojem”, aby z nią „zrozumieć istotę milczenia”. Przez ten czas „wszystko dzieje się samo”, chociaż czasem można zjeść „wyrazisty chleb” i popić „krystaliczną wodą”. To książka, która prowokuje do myślenia o sobie.

Piotr Dobrołęcki, red. nacz. „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”

Jakie widzi pan różnice między tworzeniem tekstów reportażowych a beletrystyki? W jakim stopniu praca dziennikarza różni się od pracy pisarza?

To nie jest łatwe pytanie. Szczególnie jeśli podejmie się próbę niebanalnej odpowiedzi. Zdaje mi się, że byłoby trudno dzisiaj nie zgodzić się z wrażeniem „zacierania” się wszystkiego ze wszystkim. Skoro zatem dotyczy to słowa „wszystko”, teksty reportażowe i książki pisarza znajdują się wewnątrz tego samego zjawiska. Gdyby pogłębić sprawę i bez względu na to rozróżnienie nie przejmować się stającym się każdego dnia światem, i tutaj, i tam, kluczowe jest słowo. To ono opisuje, rozpoznaje, prowadzi oraz zadaje i czasami odpowiada na pytania. Jeśli stanie się dla jegoż odbiorcy chociaż małym kluczykiem do otwarcia jakiejś ważnej tajemnicy, spełniło swoją misję. Wypełniło się w drugim człowieku. I oto chyba najbardziej chodzi w poznawaniu każdej napotkanej przez człowieka książki. Podobnie jak dobrego, prawdziwego reportażu.

Nazwał pan głównego bohatera powieści swoim imieniem. Czy nie obawiał się pan, że czytelnicy zaczną go utożsamiać z panem? A może właśnie taki był cel?

Zupełnie nie miałem i nie mam takiej obawy. Moim imieniem posługuje się wielu na wielu kontynentach, odmieniając je w różnych językach przez najróżniejsze przypadki. Inaczej jest z Mino. Żeby napotkać takie imię, trzeba mieć sporo szczęścia. Ja je miałem.

Nie można wyprzedzić czasu. Tak samo, jak nie można pominąć lęku w swoim życiu. Można jednak w ciągu 7 dni żyć z zamkniętymi oczami widząc i odczuwając wszystko wyraźniej i mocniej bez strachu. Piękna opowieść utkana słowami, które Autor dobiera z misterią i pietyzmem. Polecam!

Joanna Divina, autorka audycji „Dobry tytuł”, podaj dalej! Radio Poznań

Pańską książkę otwiera cytat z Seneki: „Żyjecie tak, jakbyście mieli żyć wiecznie, i nigdy nie przychodzi wam na myśl wasza kruchość, nie zważacie na to, ile czasu już przeminęło (…)”. Główny bohater rzuca pracę w korporacji i wyjeżdża nad morze. Mówi, że ukrywa „prawdę, co o tym wszystkim myśli”, i nadszedł czas przestać „pudrować rzeczywistość”. To pańskie wezwanie, by żyć pełnią życia, chwytać dzień?

Niezupełnie, ponieważ w dwudziestym pierwszym wierszu i na siedemnastej stronicy „Tajemnicy Mino” Seneka dodaje: „Obawiacie się wszystkiego jako śmiertelni, a pożądacie wszystkiego, jakbyście byli nieśmiertelni”. Coraz częściej wydaje mi się, że ludzie przywiązują się stalową liną do fragmentu przywołanego przez panią, pomijając podany przeze mnie. Tymczasem oba spisał ten sam autor. Mam w sobie głębokie przekonanie, że ryzykują i jedni, i drudzy, z których ostatni wcale nie mają więcej szans na stanie się pierwszymi. W czasach Seneki – mimo wszystko – podejmowano bardziej lub mniej poważnie, ale jednak podejmowano, jakieś próby „wypośrodkowywania”, wybierając życie nie na krawędziach, lecz pomiędzy nimi. To zawsze mniejsze ryzyko i większa szansa na uniknięcie upadku w przepaść. Realną przepaść. Dzisiaj ten sam Rzym nie jest już tym samym Rzymem. Podobnie jak inne miasta i państwa. Pewnie dlatego coraz więcej ludzi, podejmując ryzyko życia pełnego skrajności, nie daje sobie możliwości zobaczenia, co jest naprawdę, a czego naprawdę nie ma. Może poznanie „Tajemnicy Mino” pozwoli komuś „otworzyć oczy”, póki jeszcze można przez te „zamknięte” cokolwiek zobaczyć?

Poczułem, że jestem gdzieś poza czymś dotykalnym, realnym, czymś, czego nigdy wcześniej nie dane było mi ujrzeć i doświadczyć, gdy MINO sprowadziła mnie na ziemię pierwszymi piątego dnia Słowami. Słowami z pytaniem: - Czego szukasz w tym świecie?

Andrzej Dunajski, „Tajemnica Mino”

Piotr Dobrołęcki, redaktor „Magazynu Literackiego Książki”, napisał, że „Tajemnica Mino” „to książka, która prowokuje do myślenia o sobie”. Czy dla pana była to jakaś forma własnej psychoanalizy, przepracowania problemów, lęków?

W żadnym razie. Jeśli spróbować poważnie mówić o lękach, to kwestia opisana jest już na tyle sposobów, że trudno byłoby odnaleźć jakiś dotąd nieznany, z propozycją próby radzenia sobie z rzeczonymi. Jeśli natomiast książka prowokuje do myślenia o sobie, tym lepiej dla niej i radośniej dla autora. Wydaje się nawet, że dobrze byłoby, aby po każdej lekturze dało się pomyśleć o sobie i świecie inaczej niż dotychczas. Na pewno to wartość istotna, szczególnie że – w przeciwieństwie do innych wielu źródeł poznawania – książka pozwala zatrzymać się dłużej w myślach, które potrafi przenosić spisanym w niej słowem. To jej ogromna zaleta.

Nie pamiętam czy kiedykolwiek czułam się w ten sposób po przeczytaniu książki. Nawet teraz wspominając jej zawartość, czuję ciepło oraz pewnego rodzaju wszechogarniającą błogość, spokój. Niesamowite, jak można stworzyć realne uczucia, fikcyjnego bohatera, które potrafią okryć swoim ramieniem odbiorce. Mimo, że historia może być fantazją, to miłość jest jak najbardziej realna, żywa, nawet ta na papierze.

Justyna „Tyśka” Adamson, „Jej spojrzeniem”

Mino, tajemnicza kobieta spotkana na plaży, przywodzi na myśl pojęcie animy z koncepcji Carla Gustava Junga, określenia kobiecego aspektu w psychice mężczyzny. Czy to odpowiedni trop do interpretacji pana książki?

Niezupełnie. Nie polemizuję z uczniem Freuda ani nie wnikam w zagadnienia, którym on poświęcał swoje życie. Tym bardziej że między nimi istniała spora przestrzeń rozmaitych interpretacji, niekoniecznie spójnych i nie zawsze dotykalnych nawet przez sferę profanum. Sam Jung „ocierał się” przecież o tajemnice transcendencji. Jeśli miałbym znaleźć jakieś słowo wspólne, mogłaby być nim rzeczywiście „tajemnica”. I tylko ona. U mnie Mino w szerszym aspekcie podaje „kluczyki” do otwierania oczu. A Jung? Nie mnie to oceniać.

A może nie było to możliwe, bo mur rozdzielający wielu ludzi nie z powodu ich woli, lecz nieuznający woli nikogo, kto takiej woli nie ukrywał w sobie, naprawdę istniał.

Andrzej Dunajski, „Tajemnica Mino”

Andrej Jovanchevski, tłumacz i krytyk, porównał pańską bezpretensjonalną narrację do francuskiego powieściopisarstwa, wymieniając Antoine’a de Saint-Exupéry i Oliviera Bourdeauta. Jacy twórcy są dla pana wzorem, do którego pan dąży? I po jakich autorów sięga pan najchętniej?

To bardzo miłe ze strony krytyka z pięknej Macedonii. Tym niemniej nie potrafię myśleć o słowach spisywanych przeze mnie w kategoriach porównawczych i jakichkolwiek wzorów. Wiele z przeczytanych książek pozwala mi pomyśleć o sobie i świecie inaczej niż przed ich przeczytaniem. Lubię sięgać po bardzo różnych autorów. Czasami też do niektórych wracam. Ostatnio, co szczególnie teraz mocno polecam, wróciłem do „Biesów” Dostojewskiego. Zadziwionym częstym i pozornie nieakceptowalnym zachowaniom ludzi polecam powrót do „Czterech róż dla Lucienne” Rolanda Topora. Poszukującym odpowiedzi na „tu i teraz” poradziłbym „Czas wyrzeczenia” i „Nienawiść do świata” Chantal Delsol. Zaś próbującym pogłębić zrozumienie w niezrozumieniu – Paula K. Mosera z „Surowością Boga”.

Ma pan w planach dalszą twórczość beletrystyczną?

Nie rozstaję się ze spisywaniem jej od dzieciństwa, więc nie byłbym w stanie porzucić tej pierwszej i największej miłości. „Świat Hordika” zapisuję w słowach od niedawna. Kiedy i jak postawię tam kropkę, zależy od Hordika. Podobnie jak ujawnienie „Tajemnicy…” zależało od Mino. Jej „Tajemnicę…” już ujawniłem. „Świat Hordika” jeszcze się tworzy.

Dwie promieniejące przedziwną jaskrawością gałki oczne sprawiały wrażenie przyciągania wszystkich obrazów, które odbijały się od nic jak moja twarz. Jakby chciały powiedzieć, że widzą wszystko, oddając to widzenie w lustrzanym odbiciu patrzącego.

Andrzej Dunajski, „Tajemnica Mino”

Przeczytaj fragment książki:

Tajemnica Mino

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Tajemnica Mino” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 10.05.2022 10:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post