-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać3
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński27
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Cytaty z tagiem "pijanstwo" [77]
[ + Dodaj cytat]
Rodacy, witam, cześć i czołem!
Wprost ze statystyk wieść mam świeżą:
Oto w dziedzinie leżenia pod stołem
inne narody przy nas leżą.
Inaczej mówiąc, Przyjaciele,
to My leżymy na czele!
Świat różne gnębią dziś problemy
i kryzys coraz to twardszy –
a my pijemy – pijemy – pijemy
i jeszcze na eksport wystarczy!…
Gdy mowa już o alkoholach,
to według danych za październik –
tak zwany statystyczny Polak,
a więc osesek jak i piernik,
wypija rocznie zdaniem GUS-u
trzynaście litrów spirytusu…
[„Piosenka antyalkoholowa”].
Człowiek może się rozpić, ponieważ uważa się za bankruta, a potem zbankrutować jeszcze doszczętniej, ponieważ pije.
Są ludzie, którzy „nie piją”. Tych nie znam i nie wiem, jacy są. Mówię: nie znam, albowiem dusza człowieka, który zasadniczo „nie pije” jest dla duszy człowieka, który „pija”, księgą zamkniętą na siedem pieczęci i na odwrót. Pomiędzy pijącym Chińczykiem a pijącym Polakiem jest chyba mniejsze oddalenie niż pomiędzy pijącym a niepijącym Polakiem. Podział ten zresztą dotyczy tylko przeciętnej masy ludzi; istnieją bowiem szczęśliwe organizacje — bardzo dalekie od „trzeźwości” — które tętno swego pijaństwa czerpią z innych, o ileż szlachetniejszych substancji. Byłem raz świadkiem, jak ktoś musił Stanisława Wyspiańskiego do kieliszka wódki, wówczas kiedy poeta już podupadły na zdrowiu przestał jej zupełnie używać. „Nie piję”, odrzekł. „Dla fantazji!”, zachęcał go natręt. Na to Wyspiański odparł cichutko ze swoim uśmieszkiem: „Ja fantazję mam zawsze, a po wódce mnie głowa boli”.
Ludzie, którzy „piją”, to jedna z masonerii, której polityka międzynarodowa nie powinna by zaniedbywać i którą rozumiała zresztą doskonale stara dyplomacja, mrożąc w kubełkach musujący cement przymierza narodów.
Patrzył tym wzrokiem, którym patrzyły na mnie dzieci wyciągane z domów alkoholików, wyszarpywane z pijackich melin; dzieci, których rodzice przedawkowywali na ich oczach. Wzrokiem malucha, który widział za dużo zła.
Erykowi dokąd nie przyjechał do Polski
wydawało się że jest pijakiem
w Rosji uważano by go za abstynenta
[„Jajecznica na mrozie”].
Spróbował zebrać myśli i ocenić czy jest dostatecznie trzeźwy. Doszedł do wniosku, że może prowadzić, ale czy nie tak uważa każdy pijak?
Japończycy uważają abstynencję za jedno z dziwactw Zachodu. Podobnie patrzą na kampanie wzywające do głosowania za prohibicją. Picie sake jest przyjemnością, której nie odmówi sobie żaden człowiek o zdrowych zmysłach. Przynoszący odprężenie alkohol zalicza się jednak do rzeczy mało w życiu istotnych i nikt rozsądny nie pozwoliłby mu sobą zawładnąć. Człowiek myślący po japońsku nie obawia się zostać pijakiem, tak jak się nie lęka, że zostanie homoseksualistą. Istotnie, nałogowe pijaństwo nie stanowi w Japonii problemu społecznego. Picie jest przyjemnym odprężeniem i ani rodzina, ani obcy nie widzą nic odrażającego w tym, że ktoś jest pod wpływem alkoholu. Jest raczej mało prawdopodobne, że będzie zachowywał się agresywnie i z pewnością nikomu nie przyszłoby do głowy, że będzie bił swoje dzieci.
Nigdy nie wiesz, kiedy ten moment nadchodzi. Nie wiesz, czy jesteś jeszcze facetem, który tylko lubi się napić, czy już stałeś się upadłym menelikiem, który pić musi. Przejście z jednego etapu do drugiego jest niezauważalne i najczęściej rozłożone w czasie. Nikt przecież nie przyjdzie, aby ci uroczyście oznajmić, że uwaga, uwaga, to już jest ten moment, wczoraj przestałeś być zwykłym pijakiem, a od dzisiaj jesteś pijakiem nadzwyczajnym, menelikiem, alkoholikiem, gościem uzależnionym od gorzały, potrzebującym wódy do przetrwania, jak cukrzyk insuliny, podawanej w coraz to większych ilościach.
Zawsze porównujemy się z lekarzami, bo mamy z nimi styczność w szpitalu. Środowisko lekarskie to taka zamknięta kasta.
Od nich się nikt niczego nie dowie.
Mieliśmy kiedyś zgłoszenie, że pijany lekarz – to było w nocy – przyjmuje na izbie przyjęć. Dyżurny wysłał nas, żeby go przebadać. Przyjeżdżamy, lekarz trzeźwiuteńki. Siedzi elegancko.
- A to pan tu pełni dyżur od godziny tej i tej?
- Nie, nie, ale kolega źle się poczuł, musiał opuścić szpital.
Czyli przykryli swojego, prawdopodobnie pijanego, kolegę. Zamienili się.
[...] A u nas [w policji] nie. A powinna być solidarność, jeden powinien kryć drugiego.
Jak tu nie pić? Wszak pijaństwo jest dobrowolnym szaleństwem.