cytaty z książek autora "Kamil Janicki"
Dobrawa mogła przywieźć relikwie jeszcze z Czech. Kto wie, czy nie był to palec lub kawałek żebra jej wuja, otrzymany w prezencie od bogobojnej krewniaczki (a w wolnych chwilach hieny cmentarnej) Przybysławy.
Emma przeszła do historii z pełną premedytacją.
Dogmatem na łamach wszelkiej maści 'Kurierów', 'Głosów' i 'Dzienników' stało się przekonanie, że sama psychika predestynuje kobiety do zbrodni. Oczywiście nie każda kobieta poddaje się swoim wrodzonym impulsom. Każda jednak ma potencjał, by bez wysiłku i niemal z dnia na dzień przeistoczyć się w diaboliczną femme fatale.
Mężczyźni uprawiali "kąpieliny", a więc pływali nago w miejscach publicznych, obnosząc się ze swoimi genitaliami. Częste miały też być "szczanki". Czynność, której nazwy krakowski doktor zażarcie bronił. "Kogo by raził ten źródłosłów jako rubaszny, ten niech zważy, że dlatego należy go jako naukowy zatrzymać, iż doskonale naśladuje brzmienie szumiącej czynności moczowania" - podkreślał.
Typowy kmieć mógłby w ogóle nie być świadomy istnienia Rzeczypospolitej, gdyby nie jeden z największych paradoksów całej epoki. Chłopi, jako jedyny stan społeczny nad Wisłą nie wyciągali żadnych, najdrobniejszych korzyści z funkcjonowania państwa i władzy zwierzchniej. Zarazem jednak oni płacili przytłaczającą ilość podatków w kraju. Szlachcice nigdy, aż do samych rozbiorów, nie zgodzili się osobiście uiszczać jakikolwiek stałych danin na rzecz państwa. Grunty folwarczne były wolne od podatków. Płacić i płakać mieli za to wszyscy chłopi.
Nie mylił się Wacław Potocki, pisząc - akurat z nutą współczucia, choć sam był w gronie wyzyskiwaczy - że „szlachta w strojach w bankietach, chce się równać z najlepszymi panami, podczas gdy w podatkach zniszczał ich poddany”. Nie tylko zresztą w podatkach. Chłop „niszczał” od pańszczyzny, czynszów, danin, dziesięciny, poborów. Obciążenia były różnorakie i zmienne, że trudno stworzyć rzetelny bilans ich wszystkich.
Jeżeli król ze swą armią zamyśla opuścić Warszawę, będę jej bronić z moim fraucymerem.
Wy bierzecie człowieka najbardziej kochanego i najbardziej poważanego i rzucacie go do ziemi, gdzie go zjada ziemia, robactwo, czerwie” — miał mówić ten mężczyzna. — „My zaś spalamy go w mgnieniu oka i tak wchodzi on do raju w tej chwili i tejże samej godziny”.
Niewolnicy. Bydło. Psy. Chodzące rzeczy. Tak myślano, mówiono i pisano w Rzeczpospolitej nie o jakimś drobnym wycinku ludności, o pogardzanym marginesie, ale o najliczniejszej i najważniejszej części społeczeństwa.